niedziela, 21 sierpnia 2011

Sanki

26 grudnia
Spokojne, niemal nudne Święta Bożego Narodzenia. Zupełnie nie w naszym stylu. Zazwyczaj bawiliśmy się w najlepsze, a jednak w tym roku śniegu było zbyt wiele, by garstka uczniów mogła go ogarnąć, a dominujący chłód sprawiał, że nos zamarzał w czasie oddychania. Zdecydowanie pogoda nadawała się wyłącznie do siedzenia w ciepłym zamku, chociaż nie łatwo było się z tym pogodzić. Nawet ja marzyłem o odrobinie rozrywki, która różniłaby się od czytania książek, nauki, czy też zwyczajnego uzupełniania zaległości. James znudził się szachami, w które wygrywał z Peterem i przegrywał z Shevą, Syriusz miał dosyć lenistwa, co wydawało się całkowicie nierealne. Uskarżał się na ból tyłka, od siedzenia, ból pleców od leżenia i nóg, kiedy starał się chodzić.
- Do niedawna moje życie było takie cudowne, a teraz czegoś mi w nim brakuje. – stwierdził kruczowłosy z ubolewaniem. – Jakież to niesprawiedliwe. Człowiek ma wszystko, ale nadal odczuwa pustkę i potrzebę posiadania czegoś jeszcze...
- Nie dogodzi ci, Syriuszu. Chciałbyś się lenić, ale żeby cię to nie nudziło. – Sheva wiedział, co mówi. Znał Blacka może nawet lepiej niż ja.
- Ale że moje pragnienie jest nierealne powinienem znaleźć sobie jakieś zajęcie, co? – dokończył główny zainteresowany i nagle na jego twarzy pojawił się szeroki, szalony uśmiech. – Już wiem, w jaki sposób zapełnić tą pustkę! James, podejdź bliżej. – machnięciem ręki zachęcił okularnika by ten podniósł się z fotela i podczłapał te parę kroków. Black był nazbyt zajęty leżeniem na sofie by miał się podnosić i ruszać gdziekolwiek.
Znudzony i wyraźnie niemyślący trzeźwo Potter wykonał polecenie, jak wytresowany piesek. Wątpiłem, by kiedykolwiek miało do niego dotrzeć, że tak się zachował. Pochylił się nad Syriusze, zaś ten szepnął mu coś do ucha tak cicho, że tylko oni dwaj wiedzieli, o co chodzi. Z niepokojem patrzyłem, jak markotna do tej pory mina zmienia się w szeroki uśmiech.
- To się da załatwić! – J. zatarł dłonie i odskoczył od nas jak sprężyna. Pognał na drugo koniec Pokoju Wspólnego by dorwać znane sobie osoby i teraz to im szeptał coś na ucho. Widziałem, jak na każdej twarzy ukazywał się radosny rumieniec podniecenia, a ludzie szeptali do siebie najwidoczniej przekazując dalej zdobyte informacje. Kilka osób wybiegło przez dziurę za portretem, zaś James wrócił do nas jeszcze bardziej zadowolony, niż był, kiedy nas opuszczał na te kilka chwil.
- Idziemy chłopaki. Spotykamy się ze wszystkimi na trzecim piętrze. Zaznaczyłem, że konfidentów w to nie mieszamy, więc nikt nie dowie się, co jest grane.
Kilka osób z innego roku podeszło do nas i stając na Potterem coś szepnęło mu na ucho.
- Jesteśmy gotowi, więc jazda. – odwrócił się do starszych chłopców. – Nie ma sprawy, Lupin nie naskarży. Będzie marudził, ale nic nie zrobi. Wiemy, jak zamknąć mu buzię. – słowa okularnika wcale mi się nie spodobały. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego złowrogo. Co oni kombinowali? I dlaczego to ja miałem być „tym złym”?
- Ja za niego odpowiadam. – Syriusz objął mnie ramieniem. – Jest pod moją opieką, więc można mu zaufać. Ale chodźmy już, bo ominie nas najlepsza zabawa!
- Czy ja się dowiem, o co chodzi? – Sheva splótł ramiona na piersiach i równie nadąsany, jak ja zbliżył się do chłopaków. Uśmiechnęli się tylko głupio i powoli większość osób w Pokoju Wspólnym zaczęła wychodzić na korytarz. Zostałem poniekąd zmuszony, by wyjść stamtąd wraz z innymi nadal nie mając zielonego pojęcia, w co się pakuję. Miałem tylko nadzieję, że to nic poważnego.
Trzecie piętro pełne było uczniów z różnych domów. Każdy wydawał się niesamowicie zainteresowany tym, co miało nastąpić i z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że ja, Sheva i Peter, jako jedyni nie wiemy dosłownie nic. James za to wystąpił na środek, o ile można było go znaleźć w tej masie ludzi i podniósł ręce w górę, jakby miał wygłaszać, jakieś szczególnie istotne proroctwo.
- Dzielimy się na grupy i każde bierze inny poziom. Trzy tory i miejsce żeby wchodzić na górę. Grupa moja i Syriusza idzie na samą górę. Jako twórcy pomysłu mamy prawo zjechać pierwsi. – wyszczerzył się. – Zabieram swoich ludzi i działamy. Wy dzielcie się jak chcecie, ale tory mają prowadzić na sam dół i tak żebyśmy się zatrzymali przed wyjściem z zamku, ale nie na drzwiach.
Wymieniłem spojrzenie z Andrew, który dodatkowo wzruszył ramionami. Nadal nie byliśmy pewni, co takiego szykują przyjaciele, ale powoli jakieś sensowne rozwiązania zaczynały układać się w mojej głowie. Nudzili się, zimna była ostra i nie pozwalała na zabawy... Nagle pojąłem, co się dzieje. Syriusz ciągnął mnie i Shevę na ostatnie piętro zamku, a za nami podążało jeszcze kilka osób.
- Do dzieła! – zawył radośnie i kilkanaście osób wyjęło różdżki zaczynając formować śnieżne tory do zjazdu na sankach, których przecież nie mieliśmy. Inne osoby właśnie zajmowały się przerabianiem krzesełek z sal lekcyjnych na prowizoryczne saneczki.
- Oszaleliście?! – wyrwało mi się. Na korytarzu zrobiło się chłodno, śnieg zaczął pokrywać wszystko poza wąskim pasmem schodów, które miało służyć za przejście na górę po wykonanym zjeździe.
- Spokojna głowa, Remi. Dyrektor będzie zachwycony, że znaleźliśmy sobie niezłą zabawę w tak nudny dzień. Z resztą nie ukarzą połowy szkoły, a jestem pewny, że reszta też się zbiegnie, kiedy usłyszą, co stworzyliśmy! – James był wyraźnie dumny z siebie, chociaż to Syriusz był prowodyrem całego zamieszania. Uśmiechnął się do mnie, kiedy nasza część torów była skończona.
- To niebezpieczne! – upierałem się, ale nie słuchali.
- Spokojna głowa, będę zjeżdżał z tobą i nic ci się nie stanie. – Black zaoferował pomoc, co było bezcelowe.
- Nie o to mi chodzi! – wściekałem się i spojrzałem błagalnie na Andrew, który skinął mi głową. Rozumieliśmy się bez słów, co mnie pocieszyło. Razem rzuciliśmy zaklęcie, które miało sprawdzić, czy tory są dobrze połączone, a także zabezpieczyć je. Na czwartym piętrze dodałem flagę, która miała przesyłać sygnał do kolejnej na samej górze, by każdy wiedział, kiedy zjazd kolejnej osoby będzie możliwy. Uczniowie z niższych kondygnacji wdrapywali się już na górę.
- Skończyliście? – James przybrał najsłodszą i najbardziej niewinną ze swoich min, co wyglądało obrzydliwie. – Mogę już zjechać? – wziął lekkie sanki i usiadł na nich czekając na jakiś znak. Wzruszyłem ramionami, ale Sheva skinął głową i wepchnął Jamesa na tor. Chłopak krzyknął zadowolony, kiedy zaczął zjeżdżać całkiem szybko po schodach biorąc ostry zakręt w miejscu zakrętu. Aż mnie przeszły ciarki. Coś takiego musiało być okropne, tym bardziej, kiedy prędkość, jaką nabierało się po pewnym czasie musiała być zawrotna. Zastanawiałem się, czy aby na pewno pomyślałem o wszystkich zabezpieczeniach, czy J. nie złamie sobie karku. Zielona flaga po prawej stronie toru, którym zjechał zafalowała, co znaczyło, że w tej chwili może zjechać kolejna osoba. A jednak nikt się nie ruszył, jakby inni także chcieli sprawdzić, czy Potter przeżyje.
Minął spory kawałek czasu zanim J. wrócił naprawdę cały i zdrowy.
- Było bosko! – rzucił zadowolony, co zmusiło innych by zaczęli sięgać pospiesznie po wolne sanki. Zanim się zorientowałem, co się dzieje Syriusz pchnął mnie na saneczki, usiadł za mną i trzymał mnie mocno bym nie mógł się wyrwać w ostatniej chwili. Ktoś nas popchnął i teraz to ja wrzeszczałem czując, jak zaczynam zsuwać się w dół. Chłodne powietrze chłostało mi twarz, byłem przerażony i miałem wrażenie, że w każdej chwili mogę zmoczyć spodnie. Zakręty wydawały mi się najgorsze. Moje ciało drżało w tamtych chwilach i chociaż było w tym coś przyjemnego, to nigdy nie jechałbym sam. Czułem się pewniej mając przy sobie Blacka, chociaż zasłużył na karę. Miałem wrażenie, że na jednym z pięter minąłem wspinającą się po schodach McGonagall, lecz zjazd był zbyt szybki, bym mógł mieć całkowitą pewność.
Sanki zwalniały im niżej się znajdowaliśmy i przed drzwiami Wielkiej Sali zatrzymały się całkowicie. Syriusz mnie puścił i podniosłem się na drżących nogach, czując, że mógłbym upaść. Odwróciłem się do Blacka.
- Chciałeś mnie zabić?! – warknąłem i kopnąłem go w tyłek.
- Auć! – pomasował pośladki i wyszczerzył się. – I tak wiem, że ci się podobało.
- Nie zjadę więcej! – upierałem się na przekór własnym pragnieniom. Nie byłem tak szalony jak Syri i J. – Nie sam... – zdecydowałem się dodać, a uśmiech kruczowłosego powiedział mi, że bynajmniej nie będę musiał bawić się sam.

4 komentarze:

  1. jak zawsze świetnie ! cieszę się bardzo , że następna notka bd w moje urodziny ^^ Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, oni chcą się pozabijac, naprawdę! A dla poprzedniej komentatorki wszystkiego najlepszego. ^^ Ciekawa jestem co wymyślisz na następną notkę. Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
  3. To było fajne xDD Myślec o śniegu w czasie... latojesieni xD Za takie pomysły mogłabym Cię uhonorować, Kirhan, kociaku xDNie sam, oj, nie sam, Remi... co dwie głowy, to nie jedna - co dwie nóg do odpychania się, to nie jedna, no xDPorozumienie, tia. Sheva doskonale zna każdego z piątki. Ponad to ma więzi bliższe z Remim, ale za to Syri z Blackiem i to czyni go lekko zwichrowany. Zdaniem - trafił swój na swego xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super.... Ja też chcę taką zabawe na zime... :)

    OdpowiedzUsuń