niedziela, 11 września 2011

Kartka z pamiętnika CXLI - Alen Neren

Trzymajcie za mnie kciuki we wtorek od 14 do 15 xP Mam obronę i stres niesamowity! Po tylu latach studiowania nadszedł ten moment!


Nie byłem specjalnie zainteresowany zabawą w detektywa, jednak ciekawość była silniejsza ode mnie. Cały mój świat kręcił się zazwyczaj wokół Blooda, więc nie rozumiałem, dlaczego miałoby być nagle inaczej, w szczególności, kiedy mój pluszowy Blood zaginął i czułem się bez niego strasznie samotny. Nie miałem się, komu zwierzyć ze swoich problemów, kogo zapytać o radę. Musiałem radzić sobie sam, a to było bardzo trudne. Postanowiłem, więc uleczyć swoją samotność tym większym zainteresowaniem skupionym na Dennym. Starałem się przy tym nie wchodzić mu w drogę, by go niepotrzebnie nie złościć. Więcej bym na tym stracił, niż zyskał, więc wykorzystując wszystkie swoje umiejętności zacząłem skradać się za nim, gdy wychodził z Pokoju Wspólnego pod wieczór i nie wracał do bardzo późna.
Tak rozpoczęła się moja pierwsza przygoda, kiedy to śledziłem Blooda idąc na palcach jego śladem przez korytarze zamku. Czułem narastające podniecenie, kiedy mijałem kolejne zakręty, a on zdawał się chodzić po omacku i bez celu. Przez chwilę w mojej głowie pojawił się nawet pomysł, że wymyka się na spotkanie z jakąś dziewczyną i chce to przed każdym ukryć, gdyż była Gryfonką, a jednak uważaliśmy ten Dom za śmietnik, w którym gromadziły się najsłabsze ogniwa Hogwartu. Moje ciało spięło się gwałtownie. Czułem, że już sama myśl o czymś podobnym przyprawia mnie o nieprzyjemne dreszcze, a co dopiero, gdyby okazało się to prawdą. Najpewniej rozerwałbym dziewczynę na strzępy, byleby pozbyć się jej raz na zawsze. Blood był mój i to ja miałem się nim opiekować, przynajmniej przez ostatnie lata nauki w Hogwarcie. Nie miałem przecież żadnego wpływu na to, co chłopak postanowi robić dalej. Ostatecznie nasz związek ciężko było nazwać związkiem.
Nagle kroki Blooda ucichły. Zatrzymałem się czekając odpowiednio długą chwilę zanim wychyliłem się ze swojego ciasnego ukrycia między zbroją, a ścianą. Miałem wrażenie, że coś wbijało mi się w bok, nie mówiąc już o miażdżących nos częściach żelaznego uzbrojenia. Nie do końca rozumiałem, co się działo przed moimi oczyma, jako że nie działo się zupełnie nic. Blood oglądał ściany, parapety i okna, jakby podejrzewał, że gdzieś może kryć się groźny potwór, który zaatakuje nas we śnie. Może popadł w paranoje i miał zwidy? A może po prostu ukrywał coś w jakiejś ciasnej szparze i teraz starał się to wydobyć? Miałem wiele teorii, ale każda wydawała się głupsza od poprzedniej póki nie wpadłem na tę wyjątkowo trafną. Blood na pewno szukał mojego pluszowego Blooda! Zapewne miał dosyć spędzania ze mną nocy i chciał się jak najszybciej ode mnie uwolnić, chociaż wolałem bardziej romantyczne wytłumaczenie – chłopak nie mógł wytrzymać patrząc jak martwię się o swojego misia, więc postanowił go odnaleźć by sprawić mi radość. W głębi duszy wiedziałem, że to pierwsza wersja historii była tą właściwą. Nie przyjmowałem jej jednak do wiadomości.
Na palcach wyszedłem ze swojej kryjówki i skradając się do odwróconego tyłem i zajętego chłopaka usiłowałem nie zdradzić się ze swoją obecnością. Dopiero, kiedy znalazłem się zaraz za nim pozwoliłem sobie na wybuch. Niemal podskakując objąłem Blooda mocno unieruchamiając przy tym jego ramiona, by nie mógł zrobić mi krzywdy w niekontrolowanym odruchu obronnym. Nie chciałem skończyć z podbitym okiem tylko, dlatego, że wpadłem na wyjątkowo głupi pomysł, by dać sobie możliwość rozładowania napięcia i miłego podniecenia.
- Blood! – krzyknąłem stanowczo zbyt głośno w jego ucho. Gdyby mógł uderzyłby mnie za to, ale ja byłem pewny swego. Jego ciało podskoczyło w moim objęciu, serce zapewne właśnie podchodziło mu do gardła, a jednak trzymał się dzielnie przez te kilka sekund.
- Do cholery, idioto! – wrzasnął, a jego łokieć wbił się mocno w mój bok. Tego ruchu nie przewidziałem i teraz byłem zmuszony puścić go by rozmasować bolące miejsce. Blood był wolny, a mało tego naprawdę wściekły. Odwrócił się do mnie i sądząc po wyrazie twarzy chętnie doprowadziłby mnie do nieprzytomności kolejnymi, tym razem świadomymi, ciosami.
- Au. – wyartykułowałem masując naprawdę obolały bok. Gdyby chłopak miał na łokciu sztylet za pewne ból byłby mniejszy niż w tej chwili.
- Dobrze ci tak. – jego głos nadal był podniesiony. – Powinienem cię kopnąć w tyłek tak żebyś wylądował na błoniach! Nowe okno wstawiłoby się wyjątkowo szybko!
- Jesteś nieczuły! – powiedziałem z żalem, na co on tylko podniósł jedną brew bardzo, ale to bardzo wymownie wpatrując się we mnie. Postanowiłem zmienić temat. – Co takiego robiłeś? – niewiele mi to dało, gdyż wzrok chłopaka był równie nieprzyjemny, co wcześniej.
- Bawiłem się z tobą w chowanego. Znalazłeś mnie, więc teraz ty masz się schować, a ja będę szukał. No to zaczynaj.
- Chcesz się mnie pozbyć!
- Nie da się ukryć, ale jak widać wychodzi mi to kiepsko. Czego więc za mną łazisz? – miałem ochotę zwrócić jego uwagę na to, że był niemiły, jednak on zawsze się tak zachowywał, więc raczej nie powinienem go denerwować bardziej niż do tej pory.
- Szukasz Blooda, prawda? – podjąłem się innej taktyki odpowiadając na jego pytanie swoim. Nie otrzymałem jednak odpowiedzi, jakby miał zamiar ignorować wszystko, co mówię póki nie wyjdzie na jego. Prawdę powiedziawszy nie potrafiłem określić, który z nas częściej odnosił zwycięstwo. – Martwisz się o mnie i dlatego go szukasz, a jesteś niemiły by ukryć swoją wstydliwą naturę, prawda?
- Merlinie, Alen, przecież sam w to nie wierzysz. – Denny przewrócił oczyma i skrzyżował ramiona na piersi.
- Możliwe, ale chciałbym w to wierzyć, więc sobie wmawiam. Podobno to ma wielką siłę. Wmówię sobie, że ci na mnie zależy i w to uwierzę. To całkiem niezły pomysł, nie uważasz?  Gdybyś tak sobie wmówił, że mnie lubisz...
- Musieliby mnie zamknąć w Św. Mungu. Jestem samobójcą, nie masochistą. A teraz, z łaski swojej, daj mi spokój. Won, Alen, won! – zaatakowałem go swoim najsmutniejszym wzrokiem, na jaki potrafiłem się zdobyć w dowolnej chwili. – Jesteś największym natrętem, jakiego ziemia nosiła!
- Wiem o tym i dlatego tak dobrze się trzymam. – przytuliłem się do niego nie dając się zbyt łatwo odepchnąć. Blood był ciepły i całkiem przyjemny w dotyku, chociaż jego palce boleśnie wpijały się w moje ramiona, kiedy chciał mnie siłą odgonić. – Będę miał siniaki. – rzuciłem mimochodem wiedząc, co tym osiągnę. Denny momentalnie puścił mnie pozwalając bym robił, na co tylko mam ochotę. On zawsze był niemiły, ale nigdy nie był specjalnie brutalny. Kiedy miał dobry dzień groził mi, a nie sobie i dziś na pewno trafiłem właśnie na ten przypływ dobrych intencji z jego strony.
- Odprowadzę cię do pokoju i powiem chłopakom żeby cię związali. Przyda im się odrobina praktyki. A jeśli to nie pomoże pozwolę im poćwiczyć na tobie tortury. Będą zachwyceni. Sam się do nich przyłączę, jeśli mnie sprowokujesz.
- To, dlatego, że nie mam Blooda, a ty nie pozwalasz mi na świntuszenie. – powiedziałem tonem urażonej dumy, a lepiej byłoby dla mnie trzymać język za zębami.
- Na początek zaproponuję im kastrację. Myślę, że zdołam ich namówić, żeby pozbawili cię tego dręczącego problemu dla twojego dobra. – chociaż jego słowa wydawały się żartem to wzrok był całkowicie poważny. Nie byłem przekonany, czy mam to odebrać, jako groźbę, czy też przekomarzanie się. Blood naprawdę nie lubił, kiedy wspominałem o jakichkolwiek aktach, zapewne, dlatego, że przecież kilka razy go do nich zmusiłem. Wolałem, więc milczeć i nie odzywać się więcej. Nie było to proste, jednak mogło mi to przynieść wiele korzyści. Złapałem przecież Blooda za rękę, a on po prostu mi na to pozwolił i pociągnął by pokazać, że mam się ruszyć z miejsca. Czułem się trochę jak dziecko prowadzone przez starszego kolegę i wcale nie przeszkadzało mi takie rozłożenie sił. Byłem szaleńczo szczęśliwy mogąc zaciskać palce na dłoni chłopaka, gładzić kciukiem skórę na niej, a nawet testować, czy będę w stanie wbić w nią paznokcie nie obrywając za to w głowę.
- Mam nadzieję, że ten misiek szybko się znajdzie, bo mam cię dosyć. Nie jesteś wymarzonym towarzyszem na dłużej niż kilka godzin lekcyjnych. Trzeba mieć plusz w głowie żeby z tobą wytrzymywać. – Blood westchnął na koniec cicho, a ja żałowałem, że nie potrafiłem być inny by nie musiał z ulgą myśleć o siódmej klasie i jej zakończeniu.

3 komentarze:

  1. Jeny, niemiły uke... Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Mile mnie tym zaskoczyłaś. Jeszcze do tego on ma tego miśka i nie umie bez niego wytrzymac. No niezła mieszanka tsundere i shoty. XD Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu jedna z moich ukochanych par ^.^ powiem tylko że wszystkie trzy które najbardziej lubie są wymysłem twojej wyobraźni przed którą chyle czoła ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że chłopaki zdają z klasy do klasy... nie miałabym nic przeciwko, gdyby zostali na dłużej. Aż mi przykro na myśl o tym, że już ich nie będzie...i trochę obawiam się, co zrobi Blood. Choć w tym roku wydaje się być jakoś bardziej czuły, jakby się zmieniał, to jednak jak dowali przykry tekst, to boli strasznie.

    OdpowiedzUsuń