środa, 28 września 2011

Lecimy dalej

Wracam do zdrowia.


11 stycznia
Mimo wielkich planów, jakie miała cała szkoła, przez ostatnie dni nic zupełnie się nie wydarzyło. Nic nie zginęło, ale i nic się nie odnalazło. Panował całkowity bezruch, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia. Najwidoczniej rodzice tego paskudnego gablinka postanowili go odnaleźć i porzucić swój złodziejski fach na pewien czas. Nie miałem żadnej pewności, że moje domysły są słuszne, jednak mogłem zaryzykować tę własną teorię. Nikt nie potrafił przecież czytać w myślach dyrektora, a to on kierował teraz całą akcją. Przyszło mi nawet do głowy, że gdybym był nauczycielem również mógłbym angażować się w życie szkoły aktywnie, może nawet miałbym możliwość zajmować się jakimś projektem sam? To było kuszące, może nawet zachęcało bardziej niż początkowo mi się wydawało. Przez chwilę pozwoliłem sobie nawet na snucie fantazji dotyczących tego wyjątkowego stanowiska, jaki był nauczyciel. Gdybym miał zajmować się wbijaniem informacji do głowy takiego Syriusza lub Jamesa... Byłem ciekaw, jakich sposobów używałbym by zmusić ich do nauki.
- A pan Lupin, co taki wesoły dzisiaj? – naśladując głos McGonagall Syriusz zaszedł mnie od tyłu, kiedy rozmarzyłem się czytając ogłoszenia na tablicy w Pokoju Wspólnym.
- Nie strasz tak! – skarciłem go odwracają się w jego stronę. Początkowo naprawdę serce zabiło mi szybciej i niemal podskoczyłem zaskoczony. Sposób, w jaki się do mnie zwrócił idealnie imitował styl nauczycielki transmutacji. Całe szczęście to nie ona stała za mną cała roześmiana.
- Nie będę, ale musisz mi powiedzieć skąd ten uśmiech na twarzy. Ja przecież cię dzisiaj nie dotykałem, ani nawet nie całowałem. – wyszczerzył zęby. – Nie masz też nic słodkiego, żebyś miał się faszerować dobrym humorem.
- Phi! – prychnąłem dumnie unosząc głowę. – Jestem nafaszerowany dobrym humorem i bez dodatków w postaci ciebie, czy czekolady. Poza tym jestem na diecie! – wykorzystałem okazję, by się pochwalić. – Z myślą o twoim biednym kręgosłupie, gdybyś miał jeszcze mnie kiedyś nosić, postanowiłem zrzucić trochę moich nowych fałdek. Zrobiło ich się za dużo, a nie mam zamiaru czekać, aż siadając na zajęciach trafię guzikiem w oko profesora Flitwicka.
- A ja jestem pewny, że to znalazłoby się w nowym wydaniu Historii Hogwartu! – moja wizja tak bardzo mu się spodobała, że na jego policzki wpełzły zdrowe rumieńce. On potrafił cieszyć się z życia, kiedy tylko miał na to ochotę. Może, dlatego tak go czasami uwielbiałem, a innym razem miałem serdecznie dosyć? Nie mniej jednak Potter należał do bardziej denerwujących osób.
Jakby wezwany jakąś czarodziejską mocą, której w tym wypadku nie posiadałem, James wpadł do Pokoju Wspólnego zahaczając nogą o ramę portretu Grubej Damy. W efekcie on leżał na ziemi jęcząc z bólu zaś ona wydzierała się w niebogłosy sugerując, iż mógł ją uszkodzić swoim brudnym buciorem. Musiałem przyznać jej rację, chociaż bynajmniej nie chciałem mówić tego głośno. Wystarczyło, że J. ucierpiał, a mimo jego niezdarności i roztrzepania rzadko zdarzało mu się cierpieć, aż tak.
- Gdybyście byli tam, gdzie trzeba nie byłbym teraz taki obolały! – biedny James musiał się na kimś wyżyć za swoje nieszczęście, co nie zdziwiło zupełnie nikogo z osób obecnych w Pokoju Wspólnym, nawet, jeśli były z innych roczników.
- Jasne, J. A teraz mów, co ci leży na wątrobie...
- Siniak! – okularnik spojrzał wilkiem na Syriusza. – Nadziałem się brzuchem na stopień przejścia i w tej chwili leży mi na wątrobie siniec, jak twoja głowa! Będę umierał w nocy! – to brzmiało jak groźba, więc wymieniłem z Syriuszem pospieszne spojrzenia. On również odebrał to w podobny sposób.
- Miałeś dla nas jakąś rewelacyjną wiadomość, prawda? – wziąłem sprawy we własne ręce. Nie trzeba było wieloletniej znajomości by znać już pewne typowe zachowania Jamesa. Skoro był tak potwornie nieuważny był to znak, że coś ważnego musiało mieć miejsce, zaś on pędził do nas z informacją. Strzelałem, jednak sądząc z reakcji chłopaka – celnie.
- No tak! Niemal zapomniałem! Złapali to... coś... – zaczął gestykulować pokazując palcami długie, szpiczaste uszy, ryjek i obleśny uśmiech. – Wiecie... To takie, co kradnie...
- Goblin? – wolałem się upewnić.
- O właśnie! Złapali gobliny! – to przykuło uwagę wszystkich osób zgromadzonych w Pokoju. Wszystkie oczy skierowane były w stronę Jamesa, który uśmiechnął się do siebie lekko najwyraźniej czując, że jest teraz ikoną wiedzy. – Byłem... Nie ważne gdzie byłem. – machnął ręką. – W każdym razie widziałem pułapkę, jaką zastawili nauczyciele. Złapali... gobliny, kiedy zakradały się żeby uwolnić tego, którego złapał Namida. Widziałem na własne oczy, jak McGonagall wyłapała je wszystkie do srebrnej klatki. Mówię wam, to było niesamowite! Wyglądała jakby miała do czynienia z byle myszą! Chociaż te szybciej biegały. W każdym razie złapane i teraz dyrektor próbuje się dowiedzieć, gdzie pochowano nasze rzeczy! – podniósł ramiona w geście tryumfu. Odpowiedziała mu jednak cisza. Potrzebowaliśmy chwili by dotarł do nas sens jego słów. Potem zaczęło się świętowanie. Osobiście wolałem się wstrzymać póki moje łakocie nie wrócą na swoje miejsce jednak cieszyłem się, że to powinno już zakończyć nieszczęśliwy okres znikającego wszystkiego. Jeśli byłaby okazja by zobaczyć Syriusza w stroju, jaki kiedyś dla siebie przygotował, a który mu zginął, to ja mogłem poczekać jakiś czas by w końcu móc się nim nacieszyć.
- Może powinieneś poprowadzić pochód przez szkołę? – Syriusz wyskoczył z propozycją, która zwaliła mnie z nóg. Musiałem usiąść na fotelu, by nie wylądować na dywanie. Zostało to jednak całkowicie zignorowane. – Skoro nie ma, kogo wystraszyć tym i pozostało tylko odnalezienie naszych rzeczy to chyba możesz przewodzić i pokazać swoją radość z powodu złapania złodzieja? – czułem, że Syriusz ma nieczyste intencje, zaś James pozwalał by mieszał mu w głowie.
- Ty masz rację. – połknął haczyk i jego zainteresowanie nami zniknęło. Chłopak zaczął krzyczeć do innych osób zgromadzonych w Pokoju Wspólnym. Przedstawił pomysł Syriusza, jako swój i nie trzeba było długo czekać by został poparty. Z wielką radością uczniowie wylali się na korytarz i słyszałem jak zaczęli układać piosenkę tryumfu, którą planowali widocznie śpiewać maszerując po zamku.
- Teraz mamy czas tylko dla siebie... – Syri zasłonił mi swoim ciałem spektakl rozgrywający się za uchylonym portretem. Uśmiechał się przy tym szelmowsko, co nie wróżyło niczego dobrego. – A raczej, to ja mam ciebie tylko dla siebie. Powiedzmy, że zacznę od łaskotania, a później będę cię masował i skończymy w łóżku poznając się lepiej, hm?
- Kusząca propozycja, ale ja sobie podaruję. – pokazałem mu język. – Zjadłem za dużo i jeśli zaczniesz się nade mną znęcać, to mogę pozbyć się z żołądka wszystkiego, co do tej pory się w nim mieści. Pozwolę ci za to usiąść obok i głaskać mój brzuch. Lepiej będzie się układać.
- Wykorzystujesz mnie, ale widzę, że jesteś szczęśliwy za to leniwy. Jak kot! Remusie, powinieneś być jak wilk, nie uważasz? Widziałeś kiedyś żeby pies głaskał wilka po brzuchu? – a jednak usadowił się na oparciu mojego fotela, objął mnie jednym ramieniem, zaś drugą rękę położył na moim wypukłym brzuchu. Lepiej by od razu się do niego przyzwyczaił, jeśli by miał mi już taki pozostać. A jednak czułem ogromną przyjemność płynącą z jego pieszczotliwych ruchów. Przynajmniej do czasu, kiedy to uświadomiłem sobie, że może omija nas jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Hogwartu. Nie słyszałem jak dotąd o pochodach uczniów. Miałem ochotę śledzić wydarzenia, chociaż nie ryzykowałbym przyłączenia się do zabawy.
- Wiem, o czym myślisz, wstawaj. – obdarzyłem chłopaka uśmiechem w podzięce za jego wyrozumiałość. Obaj chyba straciliśmy ochotę na wszelakie akty słysząc głośne chaotyczne śpiewy dochodzące spoza Pokoju Wspólnego.
Syriusz złapał mnie za rękę. Nie miałem nic przeciwko. Z największą radością podążyłem za nim i wierzyłem, że w panującym rozgardiaszu nikt nawet nie zwróci na nas uwagi. Miałem, więc chłopka całego dla siebie, chociaż zajmowaliśmy się kryciem tyłów, jeśli mogłem określić naszą rolę tym mianem. I o dziwo naprawdę byłem w cudownym humorze.

3 komentarze:

  1. No i co? Złapali, a teraz będą szukac rzeczy... i tu nagle okazuje się, że to wszystko ukryte w spłuczce w damskim kibelku. XD No cóż pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że wróciłaś do stanu używalności ^.^ ten syriusz to ma pomysły a J jak zwykle je podkrada ;-) życzę dużo weny cierpliwości do takich czytelników jak my =)

    OdpowiedzUsuń
  3. "i skończymy w łóżku, poznając się lepiej, hm?" Zabrzmiało cokolwiek jak z mang xDD Dorośli mężczyźni po pracy xDDTy wracasz do zdrowia, Remi wraca do słodyczy...no, jest na diecie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby smakołyki znalazły miejsce swego przeznaczenia xDPrzyjemnie było, czytając ;3 Chłopaki kryją tyły, mogąc trzymać się za ręce, a gobliny są złapane! xD---Do mnie? Nie bij, odzywaj się! xDNie, nie, to moja wina, bo faktycznie przybyło sporo postaci... Gdybym miała pisać rozdział po nieobecności, pewnie też nie bardzo ogarniałabym, co się dzieje xD A kolejna notka będzie nie mniej najeżona postaciami... xDTak przy okazji - u mnie nowy rozdział xD

    OdpowiedzUsuń