niedziela, 30 października 2011

Boy and the Ghost

HAPPY HALLOWEEN! BUŁAHAHAHAHA!


    


1 lutego
Czułem, że coś jest nie tak jak powinno, coś poszło nie tak, coś, sam nie wiem, co. Panowała ciemność, zupełnie nic nie widziałem, miałem za to okropne przeczucie. Nie mogłem otworzyć oczu, nie mogłem się poruszyć. Co się działo? Do moich uszu docierał odgłos przypominający wściekłe warczenie. Skąd jednak ocierało? Co wydawało ten przerażający odgłos? Nagle poczułem wibracje mojej krtani, zupełnie, jakbym otwierał się powoli na własne ciało, na nowo brał w posiadanie swoje kończyny, wypełniał je sobą. Niespiesznie świat wokół mnie zaczął nabierać wyraźniejszych kształtów, przejaśniał się, jakby dzień wstawał w przyspieszonym tempie sprawiając, że świat stawał się miejscem barwnym. Niestety obraz, jaki przedzierał się przez mgłę mroku nie należał do najpiękniejszych. Stare, połamane meble, gruba warstwa kurzu, zabite okno. Było mi nieprzyjemnie chłodno, a jednak pociłem się, czułem się niekomfortowo, włosy lepiły się do szyi przesiąknięte zimnym potem. Ale przecież to niemożliwe! Byłem w pełni świadom tego, że byłem wilkołakiem, przemiana się odbyła, chociaż nie przebiegła dokładnie tak, jak powinna. Ciemny kształt leżący przy łóżku teraz był już czymś konkretnym, poruszał się, chociaż z trudem, wydawało mi się, że wyczuwał metaliczny zapach krwi, jej słodki smak w ustach. Zwierzę, gdyż nie miałem już, co do tego wątpliwości, ciężko podnosiło się na nogi. Na czarnej sierści widniały wilgotne ślady karmazynowej krwi, która wsiąkła w futro zlepiając je w kłaki.
Syriusz! Nie byłem w stanie się odezwać, mogłem tylko warczeć, co nie było świadomym odruchem, a zwierzęcym zewem mojego „drugiego ciała”. Byłem w nim, rozumiałem, co się dzieje, niestety nie mogłem zareagować, nie mogłem rozkazywać swoim członkom. Ciało było klatką, a moja dusza zamkniętym w niej ptakiem – tak przynajmniej mi się wydawało.
Spróbowałem się rozluźnić mając nadzieję, że to wpłynie jakoś na bestię, która moimi oczyma patrzyła na poranionego psa przed nią. Tylko, jakim cudem miałem się całkowicie zrelaksować, kiedy całe moje wnętrze spinało się nerwowo w przerażeniu spowodowanym widokiem rannego, słabego i pokrwawionego animaga? Jeśli go ugryzłem... Rozpłakałem się spanikowany. Przecież mówiłem mu, że nie wolno, że to niebezpieczne, że nie chcę! Teraz on próbował dokuśtykać do drzwi, by wydostać się ze zrujnowanego pokoju. Byłem pewny, iż ma złamaną nogę, może nawet jakieś obrażenia wewnętrzne, gdyż jeden bok jego ciała wydawał mi się podejrzanie wklęsły. Czyżbym połamał mu żebra? Oczy zaszły mi łzami do tego stopnia, że nic nie widziałem. Poczułem tylko szarpnięcie, kiedy bestia poderwała się rzucając w stronę intruza, a następnie moich uszu doszło głośne żałosne skomlenie, które nagle zamarło, podobnie jak moje serce.
Czy straciłem przytomność? A może zamknąłem się w sobie przerażony wydarzeniami, których świadkiem byłem? Tak, byłem świadkiem, nie winowajcą! Nie ja krzywdziłem, nie ja atakowałem! Nie, to nie byłem ja!
Moje ciało przeszył skurcz bólu. Zamknąłem mocno oczy, a gdy je otworzyłem zauważyłem, że leżę na śmierdzącym zgnilizną łóżku. Byłem znowu człowiekiem, mogłem poruszyć palcami, chociaż jakakolwiek próba wstania, czy chociażby podniesienia kończyny kończyła się potwornym bólem, nie do zniesienia. Ogarnęła mnie rozpacz, ale nie byłem w stanie płakać, nie mogłem zrobić nic, wyłącznie czułem jak coś we mnie wrzeszczy, rzuca się, rozpacza, chociaż ani jeden mięsień mojej twarzy nie drgnął.
Wypełniła mnie dziwna siła, która pomogła mi podnieść się do siadu. Oparłem się o wezgłowie łóżka czując ból w krtani, która zatrzymywała łkanie niezależnie od mojej woli. Przede mną ktoś stał. Serce podskoczyło mi w przerażeniu i zaczęło się powoli uspokajać. Co robił tam ten dzieciak?! Kim był, dlaczego się we mnie wpatrywał, jak się tutaj dostał i dlaczego wydawał mi się znajomy?! Opanowałem gwałtowność swoich uczuć, a moje dłonie drżały gwałtownie. Cieszyłem się, że nie musiałem niczego nimi podnosić, gdyż niechybnie upuściłbym nawet najlżejszy przedmiot.
Stwierdziłem, nie dziwiąc się temu specjalnie, iż w dalszym ciągu nie jestem w stanie mówić. Wpatrywałem się, więc w dzieciaka przede mną zastanawiając się skąd mogę go znać, czy to ktoś ze szkoły? Jego gęste, rozczochrane, brązowe włosy starczały niedbale, twarz miał okrągłą, jak pączek, oczy trochę podkrążone, złote... I nagle kolejna fala sięgnęła serca, które zapewne niedługo miało skończyć swój żywot z nadmiaru wrażeń. To byłem ja! Młodszy, sam nie wiem o ile, ale jednak bez wątpienia miałem do czynienia z samym sobą. Dopiero teraz dostrzegłem niemrawy, niemal przezroczysty kształt obok. Duch. Chłopiec – ja sprzed lat – trzymał się blisko niego, spojrzał przelotnie na duchową istotę i znowu utkwił swoje spojrzenie we mnie. Zdecydowałem się pokonać chwilową słabość przejawiającą się w strachu i przyjrzeć dokładnie duchowi. Unosił się nad ziemią, byłem tego pewien, nie mogłem, więc ocenić jak wysoki był, jeśli było to w ogóle możliwe w przypadku martwych.
Zagryzłem mocno zęby. Jego twarz była blada, mogłem przez nią dostrzec poniszczoną ścianę po drugiej stronie, ale nie mogłem się mylić. To była twarz Syriusza! Nie był dzieckiem, jak ja stojący obok, był tym chłopakiem, którego znałem teraz... Jakkolwiek dziwne mi się to wydawało. Syriusz był duchem...
Wróciły do mnie sceny z czasu przemiany, ranny pies, atak bestii, którego nie mogłem powstrzymać, moja własna słabość, która pchnęła mnie ku zatraceniu się w ciemności. Czy to było możliwe?
Duch Syriusza poruszył ustami. Mówił coś, a przynajmniej usiłował. Młodszy ja również zaczął do mnie przemawiać, ale ja nie słyszałem nic. Żadnego dźwięku, żadnych słów. Nie rozumiałem ich, nie potrafiłem czytać z ruchu warg. O co chodziło? Co chcieli mi przekazać? Czy chcieli mnie ostrzec? Przed tym, co mogło się stać, jeśli pozwoliłbym by Syriusz towarzyszył mi podczas przemiany? Przecież wiedziałem już, że to sen, choć umysł nie dopuszczał jasno sformułowanej prawdy. Byłem, więc na granicy świadomości.
Za ich plecami pojawił się wysoki cień, który wyciągnął przerażająco wielką łapę zaopatrzoną w wielkie, ostre pazury. Chciałem ich ostrzec, ale z moich ust nie wydobył się nawet charkot. Nic, cisza... Świst – cień przeciął na pół młodszego mnie i ducha Syriusza. Zniknęli, a wielki cień wilkołaka, jak zdołałem odgadnąć, zbliżał się powoli do mnie. Otwarł paszczę, jakby chciał mnie połknąć, może odgryźć mi głowię. Poczułem ból w klatce piersiowej tak gwałtowny, że zakręciło mi się w głowie i zrobiło niedobrze.
Głośny dźwięk czegoś uderzającego o podłogę towarzyszył uldze. Pierś przestała mi dokuczać. Wszędzie panował mrok, czułem chłodne powietrze na pokrytej potem skórze. Obudziłem się! Opatulony wilgotną pościelą wychyliłem się. Na ziemi leżała książka. Musiałem usnąć czytając ją i to ona uwolniła mnie od przerażających koszmarów, to ona musiała wbijać się w moje ciało, a budząc się wykonałem jakiś niekontrolowany odruch, który pozwolił mi ją zepchnąć i uwolnić się od bólu.
- Remusie, co się dzieje? – usłyszałem głos dochodzący z łóżka obok. To Syriusz, najwyraźniej obudził się, kiedy narobiłem hałasu.
- To nic. – odpowiedziałem przez ściśnięte gardło. – Zrzuciłem książkę, przepraszam. – nie potrafiłem powiedzieć mu od razu wszystkiego, a może po prostu nie byłem na to gotowy? Wrażenia, jakie wywołał koszmar nadal na mnie oddziaływały. Miałem przed oczyma obrazy, jakie wytworzył sen.
- To dobrze. Spałeś na niej i nie mogłem jej wyjąć spod ciebie. Musiało ci być bardzo niewygodnie.
- Tak, było. – odetchnąłem i odwróciłem pościel, by wilgotna góra znalazła się na dole, zaś suchy dół otulił mnie po samą szyję. Moja piżama nie prezentowała się zbyt zachęcająco. Wiedziałem już, że będę musiał ją zmienić. Była przecież nieźle przesiąknięta moim potem. Powinienem się przebrać, ale zupełnie nie mogłem się zmusić do wstania, sięgnięcia po coś czystego i suchego, chociażby po koszulę leżącą na szafce nocnej. Nie byłem leniwy, byłem po prostu senny. Objąłem się ramionami, by, chociaż w ten sposób ogrzać ciało i zamknąłem oczy przekręcając się na bok, zwijając w kłębek. Niechętnie poruszyłem się by podciągnąć do góry spodnie i ściągnąć na dół koszulę piżamy. Od razu zrobiło mi się cieplej w plecy i ponownie zawinąłem się w swoje ramiona. Mój umysł był niespokojny, jednak miałem nadzieję, że dalsza część nocy minie spokojnie i zdołam wypocząć przed rankiem – dniem przemiany.

3 komentarze:

  1. Straszliwie napastują go koszmary. To wina Greybacka? Może dojrzewania... Nie mam pojęcia, ale chętnie dowiedziałabym się tego. Sen - cokolwiek straszny, ale Remi ostatnimi czasy ma jakąś dodatkową intuicję. Rzadko korzysta z wyspecjalizowanego słuchu, toteż inna cecha zaczęła w nim dominować. Może faktycznie lepiej byłoby, gdyby Syriusz lepiej nie pchał się wilkołakowi w paszczę.Jaki faajny obrazek! ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, troszkę mnie przestraszyłaś, że Syriuszowi się coś stało! Że... o jeny... że umrze... czyli pasuje do Halloween! ^^ Tak wiem, też musiałam oddac moje uczucia. Najpierw taka histeria, potem zaciesz. ^^ Na jego miejscu też bym się martwiła, że coś mu się stanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Remi... Koszmary dręczą go coraz bardziej... A co tam u Niholasa i jego nowego chłopaka? Kirhan wiesz jak ja Cię kocham :)))

    OdpowiedzUsuń