czwartek, 27 października 2011

Kartka z pamiętnika CXLIX - Reijel

Tak, Akemi, Ty sadystko! Będzie o Maresach - kiedyś ^^"


Gdzie był mój umysł, kiedy ciało poruszało się automatycznie gnane schematyczną rutyną, która od kilku lat stanowiła element mojego codziennego życia? Czy całkowicie zatraciłem się w myślach, czy może moja świadomość zasnęła, na co wydawało się być chwilą, zaś w rzeczywistości trwało kilkanaście minut? Tak wiele tłumaczeń jednego zjawiska pojawiało się w mojej głowie, a jednak prawdę powiedziawszy mimo wszystko nie miałem pojęcia, jakim cudem znalazłem się na powrót w domu. Jeszcze kilka chwil wcześniej stałem przecież na samym środku chodnika dobre dwa kilometry od mojego mieszkania, a teraz świadomość powróciła, a ja znalazłem się w znanym mi na pamięć holu. Byłem tym naprawdę zszokowany. Nie pamiętałem zupełnie chwili powrotu, znajomych uliczek, kolorowych domków, zadbanych ogródków. Poczułem się, jakbym przed chwilą był opętany i dopiero teraz demon opuścił moje ciało. Nie miałem jednak wpływu na to, co się stało. Postanowiłem, więc zostać i zebrać myśli zamknięty w jednym z pokoi. Niestety mój umysł był niespokojny i nie potrafiłem skupić się na niczym konkretnym.
Z kuchni dochodził odgłos chlipania i cichego wycia. Musiałbym być głupcem, by nie wiedzieć, co miał oznaczać. Coś we mnie drgnęło, chłód oblał moje ciało, jakby w żyłach płynął płynny lód. Nie potrafiąc się powstrzymać cicho podszedłem do drzwi i zajrzałem do środka.
Oliver siedział przy stole opierając łokcie na blacie, twarz ukrył w dłoniach. To on wydawał wszystkie te dziwne odgłosy, a śmierdziel Marcela obejmował śmiesznie maleńkimi ramionami kolana chłopaka, jakby cokolwiek miał tym zdziałać. Wielkie krople spadały po brodzie blondyna wpadając do talerza z zupą, jaki znajdował się na stole. Wciągnąłem w nozdrza powietrze i wyczułem przyjemny zapach świadczący o tym, że mój kochanek spełnił moją prośbę i dziś na obiad przygotował mi zupę rybną. Teraz solił ją swoimi łzami, co wywarło na mnie naprawdę wielkie wrażenie.
Nie bacząc na swoją dumę, na złość spowodowaną troską Olivera o skunksa i wszystko inne, przekroczyłem próg. Usiadłem na miejscu, które zawsze zajmował Oli i odsunąłem talerz pełen zupy spod twarzy chłopaka. Był zaskoczony moją obecnością, może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zważałem jednak na to, podobnie jak nie interesowały mnie jego zaczerwienione oczy. Bez słowa sięgnąłem po łyżkę i zacząłem jeść.
- Ale...! – przerwał, gdy spojrzałem mu w oczy. Dobrze wiedziałem, co chciał mi powiedzieć, a on zapewne pojął jak mało mnie to interesuje. Wydawało mi się, że moje zachowanie zdziwiło go jeszcze bardziej, co przecież jeszcze chwilę wcześniej wydawało mi się niemożliwe.
Nathaniel oparł ręce na kraju stołu i stając na palcach podciągnął się w górę spoglądając na mnie z wyraźną niechęcią, ale i strachem. Zupełnie jakby rozumiał, że to ja zraniłem Olivera swoim wyjściem i byłem bardzo niebezpieczny, cokolwiek nie mówili mu jego rodzice.
- Oliverze, czy długo zamierzasz się we mnie wpatrywać? Chciałbym zjeść w spokoju. – upomniałem chłopaka, jakby nic się nie stało, jakbyśmy wcale się nie kłócili.
- Ym, n... nie. – głos odmówił mu na chwilę posłuszeństwa, więc musiał odchrząknąć. – Chciałbyś dokładkę? – z jego oczu ponownie puściły się łzy, chociaż te wydawały mi się zupełnie inne od poprzednich. Nawet postawa Olivera zdradzała, iż jego stan nie jest wywołany smutkiem, ale dziwną radością, której ja sam nigdy nie potrafiłem pojąć.
- Tym razem bez łez, dobrze? – wyciągnąłem rękę i położyłem ją na jego dłoni, która spoczywała na blacie. Uścisnąłem ją czując jak bardzo była zimna. Podnosząc ją do swoich ust pocałowałem chłodną skórę. Jak często kochanek mógł wybaczać mi moje nieodpowiedzialne zachowanie? Czy kiedyś jego wyrozumiałość się skończy? A może przestanie mnie kochać uznając, że życie z kimś takim nie ma najmniejszego sensu? Kiedyś zapewne miało to nastąpić, ale jeszcze nie teraz, nie, kiedy jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, jakbym był jakimś pogańskim bogiem.
Chłopak dolał mi złotego rosołu nie szczędząc przy tym filetów rybnych, na których dziś gotował, ani też ziemniaków i zielonego groszku. Tak, zupa, jaką specjalnie dla mnie robił Oliver była wyjątkowa i miała niepowtarzalny smak.
- Czy on musi się tak gapić? – syknąłem przy okazji czując napływającą irytację spowodowaną nadal wpatrującym się we mnie dzieckiem, które chyba marzyło o tym by przywalić mi łopatką do piasku. Oli zacisnął dłonie w pięści. Nie mogłem mu się dziwić, ale chciałem, by zrobił coś z tymi dwoma księżycami w pełni wyglądającymi zza blatu.
- Pozwól mu, proszę. – jego głos drżał. – On musi obserwować dorosłych. Dzięki temu się uczy.
- Naginanie prawdy w tej sytuacji nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. – skomentowałem bez cienia złości. – Jestem ostatnią osobą, od jakiej chciałbyś by się uczył.
Oliver zarumienił się i odwrócił rybę na patelni. Dobrze wiedziałem, że miał ochotę zapytać, dlaczego wróciłem, jednak ja także chciałbym to wiedzieć.
Młody Camus zmarszczył brwi, jakby zaraz miał mnie zaatakować gryząc i drapiąc. Dostrzegłem jednak, że jego spojrzenie ląduje, co jakiś czas na gotowanej rybie na moim talerzu.
- Jesteś intruzem w moim domu, chcesz mi odbić kochanka, a teraz jeszcze zachciewa ci się mojej ryby? – syknąłem na dzieciaka, który złapał się mocniej blatu, jakby obawiał się, że go rozerwę na strzępy samym głosem. – Nie licz na to.
Niestety Oli usłyszał moje słowa i po niespełna minucie w kolorowej, małej miseczce, którą mały zawsze woził ze sobą, wylądowała moja zupa wraz z najlepszym możliwym kawałkiem rybnego płata. Może Ballack uznał, iż jeśli wróciłem, nasz związek nie jest zagrożony, a może mój powrót sprawił, że chłopak czuł się na tyle pewnie, iż nie planował respektować więcej ustanowionych przeze mnie praw? Jego niespokojny wzrok przez chwilę lustrował zmiany na mojej twarzy, jakby w każdej chwili był gotów do obrony dziecka lub też zabrania mu miseczki z zupą. Mogłem tylko westchnąć i nie odzywać się w ogóle. Po co miałbym to robić, skoro i tak tylko zacząłbym na głos wypowiadać wszystkie swoje pretensje?
- Uważam, że powinniśmy gdzieś wyjechać na jakiś czas, by nikt nie wciskał nam śmierdzących dzieci do pilnowania. Tym bardziej takich, które myślą, że są u siebie i cały świat należy do nich. – tu spojrzałem wymownie na Nathaniela. Gdyby to szczenię rozumiało, co mówię zapewne zaczęłoby się buntować a że nie rozumiało aż tak wiele jadło spokojnie, jakby nigdy w życiu nie miało w ustach ciepłego posiłku. Miałem zamiar powiedzieć Marcelowi, co myślę na temat jego rozpieszczonego bachora.
Oliver przysiadł się do mnie, co oznaczało, że już nie pamięta żadnych przykrości tego dnia. W jego przypadku odrobina czułości tak szybko wypierała smutki...
Nagle ziewnąłem przeciągle. Czułem, że oczy zaczynają mi się kleić, zupełnie jakby chłopak dodał środka nasennego do mojego posiłku. Było to jednak wykluczone, jak sam fakt działania na mnie podobnych tanich sztuczek. Uznałem to więc za znak zmęczenia i niewyspania. Mój dzień zaczął się przecież koło godziny czwartej rano, a więc miałem pełne prawo czuć się znużonym.
- Wypocznę, a ty zadbaj, by ta mała poczwara nie zbliżała się nawet do mojego pokoju. Źle mu z oczu patrzy. Jeszcze mnie zaszlachtuje we śnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby coś podobnego miało miejsce.
- Możesz być pewny, że nie zbliży się do ciebie. – Oliver odwrócił ode mnie wzrok wpatrując się w swoje buty. – Dziękuję.
- Hę?
- Dziękuję, że wróciłeś.
- Zrobiłeś pranie? – zmieniłem pospiesznie, chociaż naturalnie, temat rozmowy, co niewątpliwie zostało prawidłowo odczytane przez mojego kochanka, gdyż zamilkł nie kontynuując podjętej konwersacji.
Wstałem od stołu i omijając wgapionego we mnie dzieciaka udałem się po schodach na górę, w miejsce stanowiące moją oazę spokoju, która to pozwalała mi zawsze na jasne myślenie, czy też prawdziwy odpoczynek. Dobrze było znaleźć się we własnym domu.

5 komentarzy:

  1. Świetnie, naprawdę świetnie. Bardzo podobał mi się taki obrót wydarzeń. Jak miło, że jednak Reijel się uspokoił i przyszedł do Oliego. Mógł mu dac jeszcze buzi. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Reijeeel *ślini się* Cokolwiek niehigieniczne zachowanie, to jednak pełne ekspresji i uzasadnionej radochy. No jak bombkę strzelił, jak ja Cię uwielbiam xDTiaaa, wrócił, wrócił i coś mam takie wrażenie, że Oli ma niekiedy podobne myśli, że Lucek odejdzie, gdyż w końcu nie spodoba mu się naginanie jego zasad, w jego domu i przed jego mężczyznę stworzonego na jego obraz i podobieństwo, aczkolwiek... łagodniejszego o wiele XDNormalnie... więcej mi do szczęścia chyba nie potrzeba... albo... niee, nie, nie, taka nie będę XD Oj braciszkowie będą ;3 Zła istota ze mnie, wieem xD Co mam poradzić na to, że tak mnie wciągają wszyscy bohaterowie, no co? xD Sadystka... ;3 A jeszcze wracając - dzieciaczek łopatką, którą biłby Reijela... to by było dopiero XD Ciekawe, czy Lucek kiedyś się do niego przekona... póki co, dowiaduje sę o sobie wielu rzeczy, na przykład takich, że i Oli go zmienia... że nabiera cech ludzkich XDDA tak przy okazji, to u mnie nowy rozdział... się pojawił xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał ale fajnie *lśniące oczka*.. A za nie długo Nati pojedzie do domu a Oli wynagrodzi wszystko Reijelowi :)))) Mam nadzieję że wena Cię nie opuszcza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne XD bardzo się cieszę, że wrócił... Ciekawa z nich para :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmm, Ty wiesz, jaki mi teraz kuszący obraz stworzyłaś przed oczami? Reijel oddający się Oliemu... Lucek chyba musiałby się upić, a potem to odchorowywać, niemniej z wielką chęcią poczytałabym o tym xD Oj... tyle, że to Kio będzie w ciąży ^^' Fakt, że i mnie to teraz troszkę razi... Baal byłby lepszy na to stanowisko. Kurczaki... Chyba powstanie jeszcze jedna sonda xD A w kolejnym rozdziale miałam to ujawnić... no kit z tym, najwyżej trochę przeciągnę xD Baal musiał być na dole (dzięki temu teraz jest opcja z rodzeniem), ale za dwie notki będzie na górze. Po prostu tego wymagała sytuacja, a że mu się nawet spodobało... przyjemnie było... XDNa Muszkieterów z chęcią bym poszła... hmm xD

    OdpowiedzUsuń