środa, 12 października 2011

Drzeweczko

Liriel, dziękuję Ci bardzo za tę uwagę i dołożę wszelkich starań, by uwydatnić cechy, które różnią te trzy postaci! Go for it, Kirhan xP


14 stycznia
W tym tygodniu nie mogłem narzekać na brak humoru i energii, chociaż nie odkryłem jak do tej pory sekretu mojego codziennego optymizmu. Sypiałem dobrze, co jednak nie było niczym niezwykłym, budziłem się bez większych trudności. Syriusz dbał by każdego dnia, gdy tylko przez dłuższy czas siedzieliśmy w jednym miejscu, gdzieś niedaleko mnie paliła się zapachowa miniaturowa świeczka. Może chłopak miał rację i piękny, jasny płomień, który sprawiał, że przyjemny zapach unosił się w powietrzu miał jakieś magiczne właściwości, co w rezultacie owocowało właśnie moją wielką radością dnia codziennego? Przecież czułem, jak usta rozszerzają mi się w uśmiechu, kiedy tylko chociażby kątem oka wyłapałem blask ognia i barwę wosku.
Przyroda wydawała się wyczuwać moje nastawienie do świata i mróz zdecydowanie zelżał w ciągu ostatnich dni. Śnieg topniał zamieniając się w lepką, wodnistą maź, która w niektórych miejscach mieszała się z nadal zamarzniętą ziemią tworząc pierwszorzędne błoto. Gdybym był młodszy zdecydowałbym się zapewne na chlapanie brudem na wszystkie strony, jednak nadal zalegający miejscami śnieg nie zachęcał do zamiany ciepłych, zimowych butów na zwyczajne kalosze. Nie mniej jednak podrzuciłem przyjaciołom pomysł mając małą nadzieję, że w ciepłe, deszczowe wiosenne dni nakłonią mnie do beztroskiej dziecinnej zabawy, na którą miałem ochotę, mimo że mój umysł odradzał mi to na wszelkie możliwe sposoby.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy dla całej szkoły i mógł z powodzeniem uchodzić za święto. Zajęcia zostały odwołane, a wszystko to z jednego tylko powodu – drzewo, które kwitnie tylko raz na dziesięć lat miało dziś zaowocować. Jak tłumaczyła Sprout, która od miesiąca nie potrafiła mówić na zajęciach o niczym innym, istniało kilka odmian tego drzewka, a było ono niesłychanie drogie i bardzo cenne. Z jej słów wynikało, iż nad stworzeniem takiego „cudu” pracowano przez całe wieki i dopiero pół wieku wcześniej jednemu z zielarzy udało się uzyskać oczekiwany efekt. Ówczesny dyrektor naszej szkoły dostał sadzonkę w prezencie i posadził w największej szklarni za zamkiem. Od wielu, wielu lat drzewko otaczano opieką i niemalże czcią. Cały sekret tkwił w tym, jak takie drzewko otrzymać. Wiele nasion moczono w magicznych eliksirach, co jednak nie przynosiło efektu, aż do czasu. Niestety tajemnica, w jaki sposób tego dokonano została zabrana do grobu wraz z zielarzem, który opracował metodę na stworzenie tak wyjątkowego gatunku drzewa owocowego. Jak przypadkowo usłyszałem nasza odmiana rodziła tabliczki czekolady! Nie wierzyłem w to, ale wystarczyło, by mnie zainteresować. Gdyby było to prawdą zakradłbym się do cieplarni w środku nocy i zrywał garściami łakocie! Nie mogłem pozwolić, by chociażby kosteczka się zmarnowała.
- Remi, czy naprawdę nie możemy skręcić się stąd? Już się robi duszno! – cała szkoła zebrała się w wielkiej cieplarni czekając na ten jeden moment, kiedy to kakaowe pąki rozwiną się ukazując swoje jedyne w swoim rodzaju owoce, a wśród tego tłumku stałem także ja wraz z przyjaciółmi. Chłopcy marzyli o wymknięciu się drzwiczkami oddalonymi znacznie od miejsca, w którym się znajdowaliśmy, a na które nikt nie zwracał nigdy szczególnej uwagi. W tej chwili nawet jeden podmuch świeżego powietrza nie dotarłby do drzewka, które zrobiło taką furorę. Sheva stał się marudny po godzinie bezczynnego sterczenia i wpatrywania się w pąki, które „lada chwila” zaczną się rozwijać.
- Przykro mi, ale to konieczne! To nasza jedyna okazja! Nigdy więcej możemy nie zobaczyć niczego podobnego! Przecież dyrektor nie rezygnowałby z zajęć, gdyby to nie było czymś niepowtarzalnym, prawda?
- Ty coś kręcisz. – Sheva spojrzał na mnie nie kryjąc wcale swoich myśli. – Wiesz coś, czego my nie wiemy i dlatego chcesz tutaj być.
- Co? – byłem zaskoczony i przestraszony, że chłopak odkrył moją tajemnicę. Miałem jednak nadzieję, że na mojej twarzy, jak i w słowach kryło się więcej zdziwienia i nikt nie mógł wyczytać z moich gestów, czy min, jak trafne było spostrzeżenie zielonookiego. – Przecież to absurdalne. – ściszyłem głos, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi i konspiracyjnie przysunąłem się bliżej przyjaciół. – Niby skąd miałby wiedzieć więcej niż wy? Przecież byliście obecni na zielarstwie, kiedy Sprout chwaliła się drzewkiem.
- I jesteś pewny, że nie wiesz, co to za owoce? – dziwnie się czułem skupiając na sobie wzrok czwórki chłopaków, którzy podejrzewali mnie o oszustwo. Potrzebowałem wiele wewnętrznej siły, by dać sobie z tym radę. Jedno nieuważne słowo i mogłem zapomnieć o upewnieniu się, co do swoich podejrzeń. Chłopcy nigdy nie zostaliby tutaj ze mną gdyby wiedzieli, jaki jest powód mojego zainteresowania tą okazją. Ich zdaniem warto byłoby wypytać później innych, czy to, co usłyszałem było prawdą, a później ostatecznie zdobyć próbki czekolady z drzewa.
W rzeczywistości nie miałem pojęcia, jaka byłaby ich reakcja. Mogłem snuć domysły, co mogło mijać się z prawdą.
- Nie mam pojęcia. Nigdy nie słyszałem o rzadkich drzewach, ani o walniętych zielarzach, którzy starają się tworzyć nowe odmiany. Czy ja wyglądam na znawcę tematu? Nieważne, coś się dzieje! – z przodu zapanowało poruszenie. Przez chwilę wydawało mi się, że to już, że to ta wyjątkowa chwila, kiedy to drzewko zrodzi całe torby czekolady. Zabawne, iż wmawiałem sobie, że nie wierzę w podobne cuda, a jednak czekałem na moment, by zacząć planować już włamanie do cieplarni. To był nie pierwszy już fałszywy alarm...
- Ja nie wytrzymam dłużej. Muszę sobie usiąść. – James przepchnął się między kilkoma osobami dzielącymi nas od otoczonych kamieniem drzew i usiadł bezceremonialnie na miękkiej, suchej ziemi. – Auć! – wrzasnął nagle sprawiając, że stojące najbliżej niego osoby podskoczyły ze strachu, zaś on sam podniósł się gwałtownie masując tyłek.
- Co tam się dzieje?! – rozbrzmiał gromki głos Sprout, która wzięła na siebie odpowiedzialność za całą uroczystość.
- Coś mnie dziabło! – rzucił oburzonym tonem podnosząc dłoń, by nauczycielka wiedziała, gdzie się znajduje. Nie rozumiałem, dlaczego się w ogóle do tego przyznawał, ale najwidoczniej miał swoje powody. – Ukąsiło mnie, kiedy usiadłem!
Nauczycielka przepychała się między uczniami w miejsce, w którym stał okularnik. Odsunąłem się od niego na tyle, by nie narobił mi problemów. Nie mogłem udawać, że go nie znam, za to mogłem udawać, że mnie z nim nie ma.
- Coś chciało mi odgryźć półdupek! – chłopak żalił się dalej, zaś profesor rozpoczęła swoje badania ziemi, na której w dalszym ciągu widać było odcisk tyłka Pottera. Tym razem podszedłem jednak bliżej nie chcąc stracić ani jednego szczegółu.
- Kret! – piskliwy krzyk kobiety sprawił, że nie było osoby, która nie spoglądałaby ze swojego miejsca w jej stronę. – Kret w mojej pięknej cieplarni! To nie do pomyślenia! – Przecież on pochłonie wszystkie moje nowe sadzonki!
- Sadzonki? A co z moim tyłkiem?! – J. spojrzał na kobietę poważnie i odwrócił się wypinając. Jego spodnie nosiły wyraźny ślad zębów i nie wątpiłem, że jego pośladek musi być w równie beznadziejnym stanie, co ich okrycie.
- To mały problem, Potter. Pójdziesz do Pomfrey i ona cię zaszczepi, żebyś przypadkiem czegoś nie roznosił po szkole. Kto wie, co to za bestia się tutaj zakradła!
- Drzewo rozkwitło! – ktoś przypomniał nam wszystkim, po co się tutaj znaleźliśmy.
- Co?! – nauczycielka poderwała się na równe nogi i pognała przez tłum, w kierunku, z którego niedawno przyszła. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Nie miałem pojęcia, jak to możliwe, jednak to drzewko naprawdę miało tabliczki czekolady zamiast owoców.
- Więc jednak. – szepnąłem do siebie i wpatrywałem się urzeczony w drzewko, jakby namalowane zostało przez prawdziwego mistrza smaku. Wyczuwałem na sobie spojrzenia kolegów, którzy najwidoczniej wierzyli mnie jeszcze mniej niż wcześniej. Nie mogłem teraz ukrywać przed nimi, że obiło mi się o uczy, jakie uroki kryje w sobie to lichy badylek, który kiedyś miał być ogromnym drzewem.
- Straszny z ciebie kłamczuch, Remusie. – Syriusz w końcu odezwał się do mnie, jako że przez dłuższą część czasu był nazbyt zajęty ziewaniem.
- Jeszcze do mnie przyjdziecie błagając, bym podzielił się z wami moim planem. – powiedziałem pewny siebie, by zbić ich z tropu. – Żegnacie się z przygodą, bo nie zasłużyliście na więcej. – prychnąłem i ponownie zauroczony wpatrywałem się w apetyczny widok, który już całkowicie wypełnił mój umysł.

4 komentarze:

  1. Yeah! Ja też chcę takie drzewko! Ale, aby rodziło gorzką czekoladę. No i rozumiem co czuł Remi... w końcu to uzależnienie (tak, jak moje od kawy, ale to szczegół).

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja chcę takie drzewko ze wszystkimi rodzajami słodyczy :P Świetny pomysł Kirhan :) Gód job :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda że nie stworzyli takiego drzewka ^.^ w sumie to osobiście nie przepadam za czekoladą ale fajnie by było hodować takie drzewo w ogródku ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Drzewko... ja też takie chcę ;3 Hahah, tyłek Pottera głównym odwracaczem uwagi xD On to zawsze musi mieć mocne wejście xD Przez niego nauczycielka nie widziała rozkwitu xP Remi i podkradanie się... no ładnie xD Pomysłowość chłopaków przeszła na niego, ale on zawsze mógłby wszystko zrobić dla czekolady xDU mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń