niedziela, 9 października 2011

Plany

13 stycznia
Sobotni wielki pochód Pottera i reszty naszego Domu zakończył się spotkaniem z McGonagall i wielką awanturą o zakłócanie spokoju innym osobom w zamku. Mało tego, kobieta zakazała podobnych manifestacji pod groźbą szlabanu dla każdego, kto weźmie w czymś takim udział. Nie zaprzeczyła naturalnie, że gobliny zostały złapane, jednak nie zdradziła także nawet najmniejszego szczegółu, który mógłby dodatkowo pozwolić nam na snucie domysłów, co do dalszych posunięć grona pedagogicznego. Cieszyłem się, że idąc z Syriuszem dosyć daleko za wszystkimi nie zostałem zauważony przez nauczycielkę i tym samym nie musiałem obawiać się, iż kiedykolwiek będzie łączyć mnie z głupimi pomysłami chłopaków, a przynajmniej w tym wypadku uniknąłem niebezpieczeństwa. Nie zniósłbym rozczarowania na twarzy McGonagall, gdyby odkryła, jak często pozwalałem się głupio wciągać w najróżniejsze inicjatywy przyjaciół. Może i byłem często przeciwny ich planom, wolałem się od nich odseparować niż zrujnować zamek, jednak nie rzadko nie potrafiłem się powstrzymać i pragnąłem trzymać się z tymi szaleńcami.
Już w niedzielę pierwsze zaginione przedmioty zaczęły pojawiać się w pokojach. Tego dnia James odzyskał swoje skarpety, zaś Syriusz ubrania, które teraz mógł z powodzeniem założyć. Wprawiło mnie to w tak dobry humor, że nie mogłem powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu. Po całym dniu wesołości wieczorem odczuwałem wyraźny ból w policzkach, chociaż nawet to nie mogło zmienić mojego optymistycznego podejścia do życia. Podejrzewałem, iż było to wynikiem zastąpienia słodyczy radością przyjaciół, która udzielała mi się w niektórych przypadkach.
Dzień dzisiejszy – poniedziałek – był równie udany od samego początku, chociaż moje łakocie w dalszym ciągu się nie odnalazły. Wyjątkowo, pozwoliłem sobie na zjedzenie porządnego podwieczorku składającego się z przepysznej szarlotki, której smak towarzyszył mi od tamtej pory. Musiałem przyznać przed samym sobą, że łakocie miały nade mną ogromną władzę, chociaż nie mogły przewyższyć tej, jaką dysponował Syriusz. On łączył w sobie czekoladę, słodką masę, kawałeczki orzechów, rodzynki i wszystko inne, co kochałem w każdym rodzaju słodyczy od czekolady, po ciasta i torty. Naturalnie miał w sobie także idealnie wyważoną odrobinę słonecznego lata, złotoczerwonej deszczowej jesieni, białej zimy i barwnej, wonnej wiosny. Zabawne, że mimo uczucia, które żywiłem do przyjaciela od tylu lat, w dalszym ciągu byłem w nim szalenie zakochany. Widać serce potrafiło samo zadecydować, do kogo chce należeć i nijak nie można było mu tego wyperswadować. Gdzieś w głębi duszy wierzyłem, iż tylko takie uczucie można nazwać „prawdziwą miłością”, zaś kochaną osobę „tą jedyną”. Jeśli ktoś nigdy tego nie czuł uważałem to za zły znak. Może po prostu ktoś nie odnalazł tej swojej drugiej połowy? Naturalnie nie zawsze można było związać się z tą wyjątkową osobą – „jedną, jedyną”, ale zdecydowanie pragnąłem by każdy kiedyś poczuł to, co czułem ja – tę cudowną radość wypływającą z życia, istnienia świata i postrzegania piękna poprzez pryzmat ukochanego człowieka. Takie uczucia potrafiły na zawsze odmienić serce i nawet, jeśli ból związany z odrzuceniem byłby tysiąckrotnie większy niż jakikolwiek inny, to warto było poznać ten cudowny aspekt miłości.
Camus był najlepszym przykładem na to, że moje poglądy są trafne. Codziennie był pełen optymizmu, dziewczyny zazdrosne o jego „żonę” zakochiwały się w nim coraz bardziej widząc, jak „jaśniał” każdego dnia przepełniony radością. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy by wiedzieć, iż jest zakochany i to nadaje sens jego życiu.
Zardi również należała do tych, którzy rozumieli mnie bez słów, chociaż w jej przypadku wielkie uczucie zakończone zostało wielkim rozczarowaniem. Była zbyt młoda, by sięgnąć po swoje marzenia i chociaż uważała się za skrajną pesymistkę, to zaprzeczała temu swoimi czynami. Ona była szaleńcem, który rozumiał sens miłości ofiarowanej, nie zaś otrzymywanej i chyba w pewnym momencie to właśnie dzięki niej pojąłem, że najważniejsze jest to by nasz świat zmieniał się dzięki błogości serca, słodszej niż czający się w nim ból.
Coś mignęło mi przed oczyma, jednak skupienie wzroku zajęło mi dłuższą chwilę.
- Czy pan Lupin jest jeszcze z nami?
- Hę? O co chodzi? – rozejrzałem się nieprzytomnie zatrzymując spojrzenie na Syriuszu, który do mnie mówił.
- Od pięciu minut nie możemy się z tobą skontaktować. – Black poklepał mnie po głowie. – Musiałem odpłynąć bardzo daleko. A ja mogłem to wykorzystać i nawet byś o tym nie wiedział! – puknął palcem moją pierś.
- A gdyby tak od początku, żebym wiedział, o co chodzi? – poczułem się nieswojo. Zawsze wolałem być na bieżąco ze wszystkim.
- Podjęliśmy z chłopakami decyzję, że przy twojej następnej przemianie będę tam, jako pies. – rzucił cicho, ale bardzo wyraźnie nie pozwalając bym miał jakiekolwiek wątpliwości, co do jego słów.
- Że, co?! – czułem jak moje oczy rozszerzają się znacznie, moje usta nie mogły się zamknąć, zaś serce przyspieszyło bicia ze zdenerwowania. – To wykluczone! Oszaleliście! Nie zgadzam się na to! To niebezpieczne! Zbyt niebezpieczne! Nie pozwalam!
- I tak to zrobię, bez względu na to, czy mi pozwolisz.
- Powiem Pomfrey! – zagroziłem zdesperowany. – Powiem jej o wszystkim! Mogę cię skrzywdzić, nie rozumiesz?!
- Będę psem, Remusie. Wilkołaki mają w nosie zwierzęta. Krzywdzicie ludzi. Poza tym, jeśli coś miałoby się wymknąć spod kontroli to osobiście zadbam o to, by się ulotnić, czym prędzej. Dobrze wiesz, że przemiany nie stanowią już dla mnie problemu. Chłopcy nadal ćwiczą i jeszcze w maju powinni być gotowi by do mnie dołączyć. To będzie tylko próba, jasne? Zaplanowana od samego początku do samego końca. Zaufaj mi, proszę.
- Nie! Nie podoba mi się ten pomysł! – czułem się tak, jakbym za chwilę miał płakać.
- Przecież właśnie po to zostaliśmy animagami, Remusie. Od samego początku wiedziałeś, że prędzej, czy później do tego dojdzie. – Sheva wtrącił się łagodnie.
- Ale nie teraz. Jest za wcześnie. – nie miałem sił, by z nimi walczyć i chyba pojmowałem, że mają rację. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że kiedyś mogliby znaleźć się ponownie w jednym pokoju z bestią.
- Zajmiemy się wszystkim i zostaniesz poinformowany o naszych postanowieniach. Sam się przekonasz, że nie ma się, czego obawiać. – Potter był zupełnie poważny, jakby nie był sobą. Chyba właśnie jego postawa przekonała mnie do kapitulacji.
 - Ale muszę wiedzieć o wszystkim. – westchnąłem tym razem już całkiem pokonany. Nie wątpiłem, że najbliższa przemiana będzie to dla mnie najgorszą. Gdzieś w głębi wiedziałem, że nie powinienem się na to zgadzać pod żadnym pozorem, że powinienem zaprotestować, a jednak nie potrafiłem bezwzględnie się im postawić. Może z jednej strony chciałem, by Syriusz zobaczył moje comiesięczne oblicze, bym miał całkowitą pewność, co do jego uczuć? Może uważałem, że bestia we mnie przestanie kaleczyć moje ciało, a tym samym zdołam mniej wybijać się z tłumu licznymi opatrunkami? Och, mogłem znaleźć tysiące powodów przemawiających za i przeciw temu pomysłowi.
- Zrewolucjonizujemy likantropię, Remi. – Syri uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – Odkryjemy sposób na radzenie sobie z wilkołakami i będą o nas pisać we wszystkich książkach od Historii Magii, po podręczniki do opieki nad magicznymi stworzeniami. Tak, dobrze słyszałeś. Nie będzie ani słowa o wilkołakach na obronie przed czarną magią.
- Syriuszu, wilkołaki nigdy nie będą domowymi zwierzątkami, nawet, jeśli przemiana trwa przez jedną noc.
- Nie szkodzi. Może nie będę cię wyprowadzał na spacery, ale będę ci towarzyszył w tym najtrudniejszym okresie.
- To, co mówisz jest słodkie, jednak nadal mi się nie podoba. – przyznałem z bólem.
- W tej chwili zostałeś postawiony przed faktem dokonany. Zgodziłeś się, a teraz nie możesz tego odkręcić. Poczekaj tylko do pełni, a sam się przekonasz.
- Tego właśnie się obawiam.

4 komentarze:

  1. Biedny Remi szkoda że syri nie rozumie strachu swojego chłopaka :-) tylko go nie poturbuj za bardzo ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie to słodkie, że Syriusz tak się martwi o swoje uke. Ale rozumiem też uczucia Remiego i uważam, iż są słuszne. Mam nadzieję, że to im wyjdzie i nikomu nie stanie się krzywda. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Remiemu zawsze (często) udaje się z obejściem szlabanów xD Jestem ciekawa, dlaczego najbliższa pełnia będzie najgorszą. Pomfrey w sumie wie, że Remusowi coś jest, skoro tak źle znosi przemiany i czuje się po nich fatalnie przez najbliższe kilka dni. Hehe, czyżby ktoś zakosił laleczkę voodoo i stosował na nim? Wątpię, by ktoś chciał to zrobić akurat jemu, no ale... boję się troszkę.Poza tym chłopaki są odważni, tak, ale to jednak niebezpieczne... xD Matkuję, wiem xDD Aj tam... najwyżej Syri (gdyby coś się, odpukać, nie udało) będzie z Remim wył do księżyca xDWłaśnie... kiedyś pisałaś o tym, jak Remi się przemienił. Pamiętasz, gdzie to było, bo ostatnio naszła mnie ochota odświeżenia sobie wiadomości? xDPS: Sklejało Ci wyrazy? Bo mnie ostatnio Onet oszczędził.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym powiedzieć coś, co nie ma wspólnego z tymże rozdziałem. Chodzi mi o postać Regulusa Blacka. Za bardzo (bardzo za bardzo!) przypomina on Kinna. W ogóle Kinn, Regulus i Severus są do siebie podobni z charakteru. Mogłabyś ich bardziej zróżnicować. Mnie Reg zawsze kojarzył się z nieśmiałym, uległym chłopcem, który jednakże idzie po rozum do głowy i w ostatecznym rozrachunku buntuje się (chodzi o bunt przeciw Voldemortowi). W końcu nie jest głupi, a bystry. Może jeszcze dałoby się coś z tym zrobić..?

    OdpowiedzUsuń