niedziela, 23 października 2011

Kartka z pamiętnika CXLVII - Reijel

For Akemi ^^


Powroty do domu po dniu spędzonym na ciężkiej „pracy” były dla mnie chwilą relaksu już w momencie, gdy o tym myślałem. Zadbałem bym mógł opuszczać mieszkanie wraz z Oliverem i wracać godzinę lub dwie po jego powrocie. Dom wydawał mi się wtedy ciepły i pełny, niczym w czasie Bożego Narodzenia, kiedy w każdym pomieszczeniu walają się jakieś drobne dekoracje, a lwią część salonu zajmuje ogromne świąteczne drzewko. A wszystko to dzięki kochankowi. W końcu nawet ja miałem prawo marzyć o namiastce normalnego życia. Bez względu na to, kim byłem i czym się zajmowałem miałem prawo do tej odrobiny rozkoszy, jaką były powitania kochanka, zrobiony przez niego ciepły obiad, drobne pieszczoty, gdy miał na nie ochotę. Nie mniej jednak to moje zachcianki były najważniejsze toteż gdybym tylko chciał nauczyłbym go by przynosił mi w zębach kapcie, łasił się do moich nóg i poruszał na czworakach. Nie odczuwałem jednak potrzeby posiadania psa. Zdecydowanie bardziej odpowiadała mi opcja z „żoną”.
Tego dnia otwierając drzwi mieszkania miałem ochotę na kawę z miodem i mlekiem, porządny mięsny obiad i służalczość mojego kochanka. Zastanawiałem się, jak wypróbować jego przywiązanie do mnie, w jaki sposób mógłbym go męczyć, może nawet zranić, by później wylizać rany powstałe na tej jakże silnej duszy. Obawiałem się jednak, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy to zostanę zmuszony wyjawić chłopakowi całą prawdę o swoich uczuciach. Nienawidziłem tych myśli.
Wystarczyło, że przekroczyłem próg swojego domu, a moje nozdrza wypełnił okropny zapach dziecka. Skrzywiłem się rozpoznając specyficzną woń młodego ciałka, która należała do Nathaniela Camus. Niemal zapomniałem jak zwierzęce potrafią być moje zmysły, gdy w pobliżu pojawia się intruz, a to dziecko było nim od samego początku. Oczywiście, pracowałem z Upadłym Rodem, a dla nich dzieci były świętością i przyszłością, co jednak wcale nie znaczyło, że musiałem lubić te małe bezbronne śmierdziele, którymi trzeba było się zajmować. Małe buciki chłopca leżały obok moich o wiele większych tworząc wyjątkowo groteskowy obraz podobnie jak malutka kurteczka, koło której zawiesiłem swój płaszcz.
Przeszedłem przez przedpokój i zatrzymałem w wejściu do salonu. Oliver zajęty małym sikaczem nawet nie wiedział, że wróciłem. Bawił się z roześmianym dzieciakiem trzymając go na kolanach.
- Co tutaj robi ten skunks? – syknąłem z satysfakcją stwierdzając, że moje „nagłe pojawienie się” zaskoczyło, a nawet trochę wystraszyło Olivera.
- Fillip prosił bym się nim zajął przez jakiś czas. Ma spory ruch w sklepie, a nie chciał zostawiać Nathaniela samego. – zaczęło się błagalne tłumaczenie, a gdy dzieciak został posadzony na sofie miałem okazję zauważyć, jak jego szare, duże oczęta wpatrują się we mnie bez cienia strachu. Nie wątpiłem, iż było to zasługą Marcela, jako że dawniej Nathaniel płakał, kiedy tylko byłem w pobliżu. Teraz przyglądał mi się z ostrożną ciekawością, jakbym był niebezpiecznym zwierzęciem podziwianym przez kraty.
- Proszę, poczekaj chwileczkę, zaraz podgrzeję obiad! – Oli wpadł w popłoch. Wiedział, że reaguję na Nathaniela niemal alergicznie i nie przyjmuję do wiadomości wymówek typu „on jest tylko dzieckiem i trzeba się nim zajmować, a ty możesz obejść się bez mojej pomocy”. Kiedyś nieopatrznie pozwolił sobie na podobne stwierdzenie, co skończyło się nieprzyjemnościami. Miałem w nosie, że śmierdzące berbecie wymagają stałej opieki. To ja byłem panem w tym domu, a nie jakieś ludzie młode.
Czy postrzegałem Nathaniela, jako rywala, gdyż Oliver go uwielbiał? Nie zaprzeczałem, iż istniała taka możliwość. Byłem tyranem, a więc moja własność miała należeć wyłącznie do mnie. Nie planowałem się nią dzielić nawet z chwiejącym się w dalszym ciągu na nogach robakiem, który nawet nie rozumiał dobrze, co się do niego mówi.
Postąpiłem kilka kroków w stronę chłopca, który pisnął i uciekł z sofy w kąt pokoju. Jego oczy były jeszcze większe, a widoczne w nich przerażenie naprawdę łechtało moje ego. Widać mały był odważny tak długo, jak długo trzymałem się od niego z daleka.
- Nathaniel?! – Oliver pojawił się w pokoju w mgnieniu oka szukając pełnym strachu wzrokiem dziecka.
- Przecież nie skręcę mu karku! – wybuchłem wyprowadzony z równowagi tą cholerną troską o zasmarkanego gnojka. – Długo będę jeszcze czekał na obiad?! – mój dobry humor uleciał bezpowrotnie, a ton mojego głosu sprawił, że dzieciak rozryczał się wydając tysiące drażniących odgłosów. Jeśli mogło być coś, czego nienawidziłbym bardziej niż samej obecności robiącego pod siebie chłopca to był to niewątpliwie jego płacz. Oliver wiedział o tym dobrze toteż pospiesznie wziął dziecko na ręce wynosząc z pokoju do kuchni. Jeśli spodziewał się, że to rozwiąże problem to musiał być bardzo głupi. Przy tym szczylu stawał się miękki, strachliwy i w niczym nie przypominał mojego kochanka, który powinien się mnie obawiać, ale także buńczucznie stawiać opór, gdy coś mu się nie spodobało. Czyżby zależało mu na mnie do tego stopnia, że zatracił się w uczuciach? Nie przyjmowałem tego do wiadomości. Tym bardziej, że wydawał się troszczyć bardziej o smarka niż o mnie.
Rozwścieczony bardziej niż przed chwilą podniosłem się gwałtownie z miejsca.
- Nie wysilaj się, wychodzę! Baw się dobrze z zasiuranym gnojkiem! – warknąłem na tyle głośno by Oliver słyszał mnie mimo łkającego w pomieszczeniu dziecka. Nie obejrzałem się nawet za siebie, chociaż miałem świadomość, że chłopak wybiegł za mną w chwili, gdy z trzaskiem zamykałem drzwi wejściowe.
Tak, o ile pamiętałem, podobnie skończyła się nasza pierwsza kłótnia o Nathaniela. Gdyby tylko nie był bachorem Marcela...
Tamtego dnia Oli postawił potrzeby zasikanej glizdy w pielusze ponad moimi. Niemal go wtedy uderzyłem, a przynajmniej miałem ochotę to zrobić, chociaż powstrzymałem się sam już nie wiem, z jakiego powodu. Zagroziłem mu jednak zaciskając boleśnie palce na jego szczęce, iż nie będę tolerował podobnego zachowania i prędzej wyniosę się na stałe niż pozwolę by chłopak zapominał o tym, gdzie jest jego miejsce. Nie, wtedy nie wyszedłem drzwiami, jak teraz, ale rozpłynąłem się przed jego oczyma, niczym unicestwiana zjawa. Przez dobre dwa tygodnie nie pojawiłem się w domu, ani nie kontaktowałem się z kochankiem. Pozwoliłem by się zamartwiał, by o mnie wypytywał, by płakał i czekał na mnie dzień po dniu w nadziei, że nagle pojawię się w drzwiach jak gdyby nigdy nic.
W jaki sposób doszliśmy wtedy do porozumienia? Nie mam pojęcia. Te wspomnienia upłynęły ze mnie, jakby były nic nie wartymi śmieciami pamięci. Czy to ja przyszedłem do niego? A może to on w końcu odnalazł mnie? Czy Marcel miał z tym coś wspólnego? A może było to zasługą Fabiena? Nie, nie mogłem sobie przypomnieć. Czy przypadkiem nie zatonąłem wtedy we wspomnieniach gwałtów, które ostatecznie okazały się moim zwycięstwem, a które na nowo rozbudziły moje pożądanie?
Co jednak mogła znaczyć przeszłość, gdy musiałem planować przyszłość z myślą o chwili obecnej?
Ulice były zupełnie puste, chłód zwiastujący bliski wieczór przenikał przez materiał płaszcza, który zabrałem ze sobą wychodząc. Zatrzymałem się unosząc głowę, spoglądając w zachmurzone niebo, które wydawało się być mglistym horyzontem. W głowie słyszałem złowieszcze szepty mojej czarnej duszy, jej rady, podpowiedzi, jej nawoływania i prośby bym pozwolił jej przejąć kontrolę nad swoim ciałem, bym uwolnił całą gnieżdżącą się we mnie wściekłość, całą nienawiść, która stanowiła przecież elementem mojego istnienia. Pytała, dlaczego uciekam zamiast walczyć, dlaczego nie dam sobie spokoju, nie znajdę kogoś innego, nie zabawię się by rozładować emocje? Dlaczego nie przybrałem swojej prawdziwej postaci, dlaczego nigdy nie powiedziałem Oliverowi całej prawdy o sobie by uciekł ode mnie jak najdalej? Czy kiedykolwiek wierzyłem, że zdołam żyć normalnie? Ja?
Burzowe chmury zaczęły zbierać się nad miastem, jakby naprawdę był ku temu powód inni niż moja zachcianka. Potrzebowałem zebrać myśli, przypomnieć sobie, kim w ogóle jestem.
- Kurwa! – zacisnąłem dłonie w pięści i zawróciłem. Widocznie potrafiłem zaskoczyć nawet samego siebie, chociaż nie miałem pojęcia jak wytłumaczę swój nagły powrót Oliverowi. Czy w ogóle musiałem to robić?
Naprawdę chciałem zjeść ten głupi obiad przygotowany specjalnie dla mnie przez Olivera, jakkolwiek cała wściekłość powracała, gdy pomyślałem o gówniarzu obecnym w moim domu. To sprawiło, iż ponownie się zatrzymałem. Czy kiedykolwiek powinienem tam jeszcze wracać?

5 komentarzy:

  1. modliszka666@onet.pl23 października 2011 16:35

    boski rozdzial i muszę przyznac że nie często mozna tu spotkać przekleństwa więc ostatnie słowa troche mnie zaskoczyły ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oliver tak go kocha nie rób mu tego !!! to moja ukochana para nie rozbijaj jej

    OdpowiedzUsuń
  3. Kage, łączę się z Tobą xDDokładnie, taaak, czarne myśli nie mogą wziąć góry nad Reijelem, o nie! Lucek musi ochłonąć i powoli przyzwyczajać się do tego, że kocha, no! Jego zdrada - w wydaniu nowego Oliego, nieco zmienionego, podbudowanego i na pewno zawdzięczającego to Reijemowi - prawdopodobnie nie zostałaby wybaczona... albo role odwróciłyby się? No nie wiem, ale przykro by mi było, gdyby Lucek to zrobił... gdyby wybrał opcję ucieczki, bo to, co robi tera, to układanie myśli, a nie ucieczka. Ucieczką byłoby porzucenie własnego Tworu, że tak przedmiotowo ujmę. Oj, wiesz, o co mi chodzi! XD To ja poproszę część drugą XDD Wymagająca jestem xD Nie no, żartuję ;* Dzięki Ci wielkie za Kartkę, a... może kiedyś, w niedalekiej przyszłości pojawi się rozwikłanie tej kłótni... ;3---Nie, no, nie no... aż tak biednie, to nie jest w Polsce. Brud - owszem.. stolica nie prezentuje się zbyt dobrze, to jak ma wyglądać reszta.Częstochowa - a no wiesz... cuda czasami się zdarzają, a wbrew pozorom miasto kultu jest chyba raczej największą zbieraniną diabełków xD Nie tak dawno jakiś koleś rzucił się z wierzy Jasnej góry.. może uczył się latać... było gorąco, to może wosk ze skrzydeł się roztopił xD Kraków jest bardziej świeci, to prawda. Polska to... duże miasto - jak Częstochowa, to duża wieś, o. Tak to podsumuję xDA widzisz, dziecko Kio i Baala przeżyje dłużej niż tydzień xD Baal na tatusia nadaje się tak jak Reijel xD A Kio to raczej outsider... no ale... od czego jest najlepszy w piekle opiekun, który dostanie fuchę niańczenia diablątek? ;> Haa, rozumiesz teraz? ;P Z Daniela marny żołnierz, ale do dzieci ma dryg xD Dlatego go wprowadziłam, a raczej dałam mu taką pomocną umiejętność... na wszelki wypadek. No i Ori też co nieco pomoże.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też jestem za. No weź go oszczęź! Pastwisz się nad Olim. Niech on wróci do niego. Niech go nawet przeprosi. Chociaż nie wiem, czy się na to zdobędzie. Niech chociaż wróci i da mu buzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! XD niech wraca do domu i się grzecznie (lub nie grzecznie ) pogodzą... skomplikowana z nich para i to jest właśnie extra :)

    OdpowiedzUsuń