piątek, 11 listopada 2011

Wal(e)c

Wstawanie o 4:25 przez cały tydzień to powolne zabijanie człowieka == Je déteste les études! (staram się uczyć w każdej chwili xP)


4 lutego
Marzyłem o niemal rozsypujących się w ustach, słodkich krówkach wypełnionych świeżym, płynnym nadzieniem, o wspaniale kremowych masach ciast, o czekoladowej polewie, o miękkim cieście, o szarlotce pełnej jabłek z rodzynkami, o czekoladzie z orzechami i rodzynkami, o serniku puszystym i słodkim, o budyniu z biszkoptami. Śliniłem się na samą myśl o takich specjałach, które znajdowały się poza moim zasięgiem. Z jakiegoś powodu, od kiedy przytyłem te kilka kilogramów i niesamowicie chciałem powrócić do dawnej zwinności prześladowały mnie myśli o łakociach. Podwieczorki nie wystarczały, jako że odmawiałem sobie najlepszych specjałów zadowalając się wyłącznie biszkoptami w owocowej galaretce, a później przez cały wieczór fantazjowałem o stole zastawionym ciastami i różnymi słodyczami.
Na głowie miałem jednak coś zupełnie innego i bynajmniej niewiążącego się z rozkoszą żołądka. Syriusz dał mi niewiele czasu na pogodzenie się z losem i ledwie dziś rano na tablicy ogłoszeń pojawiła się oficjalna informacja o Balu Walentynkowym, a on już gonił mnie do nauki tańca. Jakkolwiek niezadowolony, z ulgą przyjąłem uwagę, iż bal ma być balem przebierańców stylizowanym na czasy elżbietańsko-wiktoriańskie. Oznaczało to maskę zakrywającą twarz i brak kompletnego stroju, a więc mogłem z powodzeniem przestać się martwić faktem, że ktoś rozpozna mnie pląsającego w tłumie. Może nawet nie zdołałbym odnaleźć Zardi, a wtedy cały bal mógłbym spędzić objadając się, przebywając w towarzystwie przyjaciół i obserwując wszystko to, co działoby się w Wielkiej Sali.
- Auć, skup się, Remusie! Depczesz mi po palcach! – Syriusz puścił mnie i rozmasował stopę, którą przed chwilą bezdusznie zdeptałem. Biedny był zmuszony tańczyć bez butów, by nie dodawały mu tego centymetra wzrostu, gdyż i tak był trochę nazbyt wysoką „partnerką”.
- Wybacz, to przez piankowy deser.
- Jaki znowu piankowy deser?! – zmarszczył brwi chyba trochę się denerwując.
- A, nie! Nie, nic! Ale zjadłbym ciasto miodowe... – ledwie powróciłem myślami do świata realnego, a już odpływałem do tego pełnego rozkoszy jedzenia.
- A ja mam ochotę na pieczoną rybę. – Syriusz patrzył na mnie poważnie. – Pyszną słoną rybkę.
- Ale to nie pasuje do słodyczy!
- I właśnie o to chodzi. Masz skupić się na tańcu, a nie na jedzeniu. Zachowujesz się jak Peter. – obaj spojrzeliśmy na blondynka, który nie wiedząc nawet, o czym rozmawiamy zajęty był uzupełnianiem zaległości w notatkach i objadał się fasolkami wszystkich smaków, co jakiś czas wypluwając te gorsze na leżącą obok niego kartkę papieru. Nie podobał mi się ten obraz, ani tez porównanie, niestety chłopak miał całkowitą rację. Od pewnego czasu nie myślałem o niczym innym, jak tylko o słodyczach. Zupełnie jakbym musiał zająć czymś usta, by nie pozostawały bez przerwy zamknięte. Było mi z tym niedobrze, ale nie potrafiłem walczyć z pokusą. Nie byłem słaby, a jednak przegrywałem, gdy chodziło o słodycze.
- Będę pił więcej gorącej czekolady, wtedy zapomnę o innych łakociach. – stwierdziłem z powagą. – Ale... – spojrzałem ponownie na Petera. – Nie ma, ale. Naprawdę zastosuję się w końcu do własnych rad. – nie miałem nic złego na myśli, a jednak nie podobało mi się fakt, że mógłbym po pewnym czasie przypominać Pettigrew. Remus Lupin z brzuchem jak kafel. Nie, zdecydowanie nie! – Zabierzmy się za to tańczenie. – tym razem działałem już w pełni świadomie. Wziąłem głęboki oddech, złapałem Syriusza za dłoń, objąłem go w pasie i byłem gotowy.
Nigdy nie miałem zacięcia do tańca, nie rozumiałem go, ani za nim nie szalałem, ale coś niesamowitego było w tych klasycznych, które łączyły w sobie piękno, harmonię, bliskość, zaufanie. Nie potrafiłem dobrze opisać tego, co czułem, gdy mając blisko siebie Syriusza poruszałem się bardzo powoli śledząc ruchy własnych stóp. Bawiło mnie to w pewnym stopniu, chociaż bardzo chciałem podchodzić poważnie do wszystkiego, co robiłem. W ślimaczym tempie stawiałem kolejne kroczki, myliłem się i poprawiałem. Niestety nie zawsze zdołałem uniknąć nadepnięcia na palce Syriusza, który syczał i pojękiwał, ale już na mnie nie krzyczał. Dzielnie znosił wszystkie te tortury, a ja powoli zaczynałem pojmować, jak należy się poruszać, łapałem rytm i zaczynałem rozkoszować się chwilą. Nie było to łatwe, ale widać odkrywałem w sobie nowe talenty.
Głośne trzaśnięcie drzwiami wybiło mnie z rytmu, a tym samym nadepnąłem po raz setny na niechronioną niczym nogę kruczowłosego.
- Jestem padnięty! – warczenie Jamesa zagłuszyło jęk Syriusza. – Kto wymyślił łazienki prefektów?! To było okropne! Ona jest ogromna i zasyfiona, jakby w niej trole kąpali! Jestem pewny, że to McGonagall wpadła na pomysł ubrudzenia jej zanim mi przypadło w udziale jej szorowanie! Czuję się tak, jakbym już nigdy nie miał wyprostować pleców. Peter, jeśli jutro będziesz miał taką jak ja, umrzesz zanim uporasz się z połową. Sam ledwie zipie! O, Merlinie! – jego dłoń z plaśnięciem uderzyła o czoło. – Muszę napisać wypracowanie z eliksirów! – zaczął rzucać błagalne spojrzenia na boki starając się pochwycić nasze spojrzenia. Od razu, więc wróciłem do męczenia Syriusza swoim kiepskim tańcem. Wszystko byleby nie pomagać okularnikowi. Sam narobił sobie problemów, a teraz starał się podejść kogoś na litość.
- James, dobrze wiesz, że nikt nie ruszy nawet palcem żeby ci pomóc. – Sheva wziął na siebie ciężar konwersacji. – Ja poczytam książki, nawet, jeśli miałyby być nudne, Remus i Syriusz są zajęci kiwaniem się na boki, Peter ma swoje zadania. Zostałeś sam J. A więc do dzieła i przestań nas zadręczać sobą.
Kolejny trzask. Do pokoju wpadła McGonagall. Aż podskoczyłem, zaś ona musiała się nieźle zdziwić, kiedy zobaczyła mnie i Syriusza obejmujących się niemal i stojących na środku pokoju.
- Uczcie się dalej! – Sheva uratował nas swoją jasnością umysłu w tamtej chwili. Podsunął się bliżej i uderzył mnie w tyłek książką poganiając. – Nigdy nie nauczysz się tańczyć, jeśli będziesz się obijał. – zmusił mnie tym do ruchu, ale zupełnie nie byłem gotowy by pod presją bycia oglądanym, gdy przyklejałem się do swojego chłopaka, pokazywać się nauczycielce, która już kiedyś miała z nami do czynienia.
- Potter! – kobieta potrząsnęła się z zaskoczenia, może uwierzyła, a może po prostu nie chciała mieć z tym nic wspólnego. – To nazywasz wysprzątaną łazienką?! Naświniłeś, a nie wysprzątałeś!
- Nie prawda. – widziałem po minie chłopaka, że miał ochotę krzyczeć, ale powstrzymywał się. – Tam było tak brudno, jakby tam wieprze kąpano. Nic więcej nie mogłem zrobić. Dałem z siebie wszystko. Poza tym ja nie potrafię sprzątać bez magii. – patrzył nauczycielce w oczy. – Jestem czarodziejem, a nie mugolem. – chyba sam wyczuł, że przesadza, gdyż zmienił temat. – No i dlaczego w ogóle muszę robić to sam? Peter jest tak samo wszystkiemu winny, jak ja, więc niech mi pomaga. To niesprawiedliwe, że muszę wszystko robić sam.
- W takim razie, Potter... – nauczycielka syczała przez zęby i gdyby pozwoliła sobie na rozładowanie złości na pewno doszłoby do rękoczynów. Już od dłuższej chwili zamiast ćwiczyć stałem przy Blacku i Andrew obserwując napiętą sytuację między przyjacielem, a profesorką. – Pettigrew zajmie się łazienką, a ty będziesz przez najbliższe trzy miesiące pomagać Hagridowi! Nie interesuje mnie, co każe ci robić! Jutro zaraz po lekcjach widzę cię pod drzwiami wyjściowymi! – odwróciła się gwałtownie i chłodno spojrzała na mnie i chłopaków obok mnie. – Wstyd żeby chłopak w twoim wieku nie potrafił tańczyć! Zajmijcie się sobą! – wyszła, czemu ponownie towarzyszyło głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Jakoś straciłem ochotę na zabawę... – mruknął Syriusz i padł ciężko na łóżko Shevy. Rozłożył ramiona i zamknął oczy. – Może jutro zajmiemy się tym na nowo. Teraz nie mam sił. Albo ta atmosfera wysysa ze mnie energię, albo McGonagall zamieniła się w dementora.
- Nie wytrzymam! – James nie dawał za wygraną mając teraz okazję denerwować się do woli. – Głupie babsko! Myśli, że jej wszystko wolno! Nie jestem sprzątaczką ani Domowym Skrzatem! Niech sama sobie czyści łazienkę! A teraz robi ze mnie gajowego! Już ja jej pokażę, na co mnie stać!

5 komentarzy:

  1. Ha, bójmy się Pottera! XD On jest przecież taki straszny, jak się wścieknie... XDD No, a do Remiego musiała się też przyjebac. No co, przecież on nie lubi tańczyc, nie? Co ona do tego ma przepraszam bardzo? No i nie dziwie się Syriuszowi, też bym się tak czuła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie to że marudzę ale czemu mi się wydaje że syri i remi się od siebie oddalili ? Bardzo dawno się całowali a już o czymś więcej mowy nie było chyba z pół roku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gra słów w tytule - super xDPotter się zbuntował. Ale i ma trochę racji. Z drugiej strony miesiące spędzone z Hagridem mogą mu wyjść na dobre. Zawsze czegoś się dowie, bo znając umiejętność rozwiązłego języka gajowego, śmiem twierdzić, że Potter będzie teraz najlepiej poinformowaną osoba w całym Horwarcie xDOj tam.. ja mam 20 lat i tańczyć nie umiem (a jestem dziewczyną), więc niech McGonagall nie przesadza. Coś ją wnerwiło bardzo xD Żeby Remiemu zwracać uwagę.. noo xD Rany, co to za język? xDHeh, ja też dodałam rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. czytam twojego bloga od początku i jeszcze mi sie nie znudził. a nawet podoba mi sie jeszcze bardziej.i właśnie twoja wytrwałość w pisaniu skłoniła mnie do mapisania czegoś swojego. Gdybyś miała czas proszę sprawdż te moje wypociny czy się do czegoś nadają http://opyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. czytam twojego bloga od początku i jeszcze mi sie nie znudził. a nawet podoba mi sie jeszcze bardziej.i właśnie twoja wytrwałość w pisaniu skłoniła mnie do mapisania czegoś swojego. Gdybyś miała czas proszę sprawdż te moje wypociny czy się do czegoś nadają http://opyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń