środa, 30 listopada 2011

Żuk Gnojak?

Nota na Ai no Tenshi!


15 lutego
Nie była to dla mnie pełnia radości, nie mniej jednak cieszyłem się z ciepłego słońca, które przenikało ziąb panujący na zewnątrz. Bardzo starałem się nie być nazbyt wymagającym toteż dałem się namówić na mały spacer po znanych mi już dobrze błoniach przy zamku. Peter i James musieli zająć się obowiązkami nałożonymi na nich przez McGonagall. Nawet z miejsca, w którym tkwiliśmy z Shevą i Syriuszem mogliśmy dostrzec Pottera, który polewał jakąś bliżej niezidentyfikowaną substancją rozmokłe grządki Hagrida. Nie miałem przy tym żadnych wątpliwości, co do tego, iż między gajowym, a okularnikiem zawiąże się specyficzna nić przyjaźni. W końcu J. był świetnym kłamcą, zaś Hagrid należał do bardzo łatwowiernych, wręcz naiwnych, dorosłych. Już teraz wielkolud był przekonany, że drzemie w nim urodzony kucharz, a teraz zapewne miał Jamesa za utalentowanego miłośnika ogródków. Byłem bardzo ciekaw, co takiego okularnik zdradzi nam o swoich dzisiejszych zajęciach, gdy tylko wróci do pokoju.
- Obstawiam mocz hiopgryfa. – Sheva drapiąc się po brodzie obserwował oddaloną, maleńką sylwetkę naszego przyjaciela i stojącego nad nim gajowego. – Hagrid gustuje we wszelakich świństwach, więc może to być wszystko.
- Coś z prawdy w tym jest. Ale raczej stawiałbym na wywar z wyjątkowo cuchnącego zielska. Jest za wcześnie na nawożenie.
- Syriuszu, od kiedy ty znasz się na ogrodnictwie? – uniosłem brew patrząc z niejakim zdziwieniem na mojego chłopaka, który opatulał się dokładniej płaszczem, by uchronić szyję przed wiatrem.
- Zupełnie się na tym nie znam. Mówię, co tylko mi przyjdzie do głowy. Ja jestem od jedzenia, nie od sadzenia. Prędzej zbuduję latającą maszynę z patyków i liści, niż zdołam cokolwiek wyhodować. Brr, ale ziąb! – Złapał za koniec mojego szalika, odwiązał i zarzucił część na swoją szyję przysuwając się do mnie bardzo blisko. – Dlaczego nie zabrałem tego parszywego szalika? Przypomnijcie mi.
- Hej, teraz to ja będę zamarzał! – oburzyłem się, chociaż mój bok niemal płonął od ciepła, jakie płynęło od Blacka. W tej jednej chwili chłopak wcale nie przejmował się tym, że ktoś może nas zobaczyć. Podzielił się ze mną swoim pomysłem flirtowania z każdym i chociaż wcale mi się to nie podobało, to nie mogłem znaleźć dobrego argumentu na obalenie tego planu. Obiecałem sobie za to, że jeszcze w tym miesiącu przedstawię mojemu chłopakowi długą listę „przeciw” flirtowaniu. Opcja „Jestem zazdrosny” nie wchodziła w grę.
- Więc ja będę chuchał ciepłym powietrzem na twoją szyjkę, co ty na to? – Syri wyszczerzył się przebiegle. – Mogę także całować, wystarczy jedno słowo.
- Ja wiem, że wam razem dobrze, ale przystopujcie. – Andrew uśmiechnął się ciepło, ale był to uśmiech zmęczony. – Ja też chciałbym przytulać się do Fabiena i owijać jego szalikiem, ale nie mogę, więc nie róbcie mi niepotrzebnie ochoty. – nie mogłem dziwić się chłopakowi. Na jego miejscu zapewne również czułbym się nieswojo. Sheva i tak naprawdę wiele wycierpiał przy nas i szczerze go podziwiałem z zimną krew, jaką zachowywał aż do tej pory. Może to zbliżająca się wiosna wpływała na niego w taki sposób, a może najzwyczajniej w świecie miał dosyć?
- Więcej nie będę. – Syriusz odsunął się ode mnie owijając szczelnie szalikiem moją szyję. – Jednak, jeśli chcesz to mogę się przytulić także do ciebie. Ważne żeby było mi ciepło.
- Nie ma potrzeby. Mam dzisiaj ciężki dzień. Nie wyspałem się, miałem koszmary i tak jakoś jestem do niczego...
Miałem zamiar go pocieszyć, może nawet dać mu drobnego buziaka, by się niczym nie przejmował, ale wszystko musiało zaczekać. Miałem na głowie coś o wiele ważniejszego niż nieszczęście przyjaciela.
- Co tam się toczy? – domek gajowego znajdował się na niewielkim wzniesieniu, a teraz od jego strony coś powoli zaczynało nabierać rozpędu zbliżając się coraz to bardziej w naszym kierunku. Była to jakaś wielka, ciemna kula, która na pierwszy rzut oka przypominała jedno wielkie błoto. Niestety błotem nie była, a przekonałem się o tym dzięki moim wyostrzonym zmysłom.
- W nogi! – wrzasnąłem do przyjaciół i wszystkich, którzy znajdowali się na drodze kuli. - To jest jak kula ogromnego żuka gnojaka!
- Że co?!
- Hę?!
- O Merlinie! – padały przeróżne komentarze, a ci, którym refleks na to pozwalał brali nogi za pas.
- Do zamku! Wbiegamy do zamku, wszyscy, szybko! – to jeden ze starszych prefektów pędził przodem i wykrzykiwał polecenia.
Bardzo szybko zrównałem się ze starszym chłopakiem i szarpnięciem otworzyłem jedno skrzydło drzwi wejściowych. Prefekt męczył się z drugim, ale szpara, jaka między nimi powstała wystarczyła, by wszystkie osoby znajdujące się na błoniach wpadły do zamku.
- Zamykamy! Zamykamy! – wrzeszczał piskliwie Krukon. Zdążyłem jeszcze tylko rzucić szybkie spojrzenie na dramat rozgrywający się na błoniach. Wielka gnojowa kula była coraz bliżej i nabierała rozpędu, a gdzieś za nią pędził mały ludzik, którym bez wątpienia był James.
- McGonagall go zabije. – powiedziałem cicho do siebie i zamknąłem drzwi na potężny rygiel przy pomocy kilku innych osób. Zdążyliśmy w samą porę, jako że nie odeszliśmy od wejścia nawet na metr, a rozległ się okropny huk zmieszany z okropnym plaśnięciem, kiedy śmierdząca kula uderzyła o drzwi. Zbierało mi się na wymioty, a dwie osoby już opróżniały żołądki wisząc nad hełmami zbroi, które podali im przyjaciele.
- Co się tutaj dzieje?! – to Namida szybkim krokiem zbliżał się do nas. Odpowiedział mu chór głosów, z którego niczego nie można było wyczytać. Nauczyciel kierując się, więc zapewne tylko wyraźnymi gestami wskazującymi drzwi podszedł do wrót i otworzył je przy pomocy magii. Wystarczyło je uchylić na kilka centymetrów, a w nasze nozdrza uderzył paskudny zapach, który sprawił, że wymiotujące osoby na nowo dostały niestrawności, a troje kolejnych uczniów dołączyło do nich.
Namida pospiesznie zamknął wejście i widziałem, jak kręci nosem, krzywi się i z trudem powstrzymuje odruch wymiotny.
- Idźcie do siebie. – rzucił z ogromnym trudem, ale bardzo szybko, co mogłem zrozumieć, jeśli było mu niedobrze. Sam czułem w ustach nieprzyjemny, kwaśny smak i tylko cudem byłem w stanie nie pozbyć się z żołądka zbędnego balastu prosto na swoje buty. Nie byłem w stanie się odezwać czując jak w moim brzuchu obiad przewraca się na wszystkie strony, a kiszki tańczą w najlepsze. Byłem pewny, że nie tknę dziś niczego poza mocną, dobrze posłodzoną herbatą.
Na mojej dłoni zacisnęły się chłodne palce Syriusza. Uśmiechnąłem się do niego niemrawo i rozejrzałem za Shevą. Zielonooki był blady i właśnie podnosił głowę, którą przed chwilą trzymał na wysokości kolan pozbawionej hełmu zbroi. Nie wątpiłem, że woźny będzie „zachwycony” mając zajęcie na najbliższy czas zarówno na zewnątrz zamku, jak i w jego środku.
Dyrektor i wszyscy opiekunowie domów zjawili się w mgnieniu oka zapewne wezwali przez Namidę, który zniknął nam z oczu. Biedny profesor pewnie zaszył się w swoim gabinecie i walczył z ciężką niestrawnością po tym, czego był świadkiem. Mógł się tylko cieszyć, że to nie on wcześniej uciekał przed tym świństwem.
- Rozejdźcie się natychmiast! – zagrzmiał Dumbledore. – Jeśli ktokolwiek z waszych znajomych został na zewnątrz dajcie mi znać jednemu z nauczycieli, a teraz... – machnął ręką odganiając nas. Nauczycielka transmutacji skinęła na mnie i moich przyjaciół dając nam do zrozumienia, że wie o Jamesie, który był u Hagrida. – Za chwilę będzie tutaj pan Filch... – zabrzmiało jak groźba toteż pospiesznie pomogliśmy naszym „rannym” usunąć się z miejsca zbrodni. Nikt nie chciał ryzykować spotkania z woźnym w takich warunkach.
Wziąłem, więc Andrew pod rękę i wraz z pomagającym nas Syriuszem poczłapaliśmy śpiesznie w stronę schodów.

 

  

3 komentarze:

  1. Pomysł na notkę dziwny, aczkolwiek oryginalny. A fotka poprostu śliczna, strasznie mi się podoba. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby J miał nowe plany na przyszłość zostać wielkim żukiem gnojarkiem ? ambitnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podejrzewam, że kulką był Peter, ale to chyba zbyt bardzo tragiczna wersja xD Dobrze, że wszyscy zareagowali na czas, bo z pewnością byłoby o wiele więcej "rannych" xD."hiopgryfa" - a nie hipogryfa?Co się dzieje z Shevą? Od kilku rozdziałów odnoszę wrażenie, że opuszcza go jego wrodzona postawa optymisty i jest taki przygaszony bardzo... Koszmary? Hmm... czyżby to miało jakiś związek z tym, że chłopak ma do czynienia z członkiem Rodu?

    OdpowiedzUsuń