czwartek, 12 stycznia 2012

Jak to zwierzak...

10 marca
I było po wszystkim. Jedna noc i mogłem odetchnąć w spokoju. Kolejna pełnia za mną, kolejne bolesne doświadczenie, w którym towarzyszył mi Syriusz i jak się później dowiedziałem także Sheva. Byłem zły na chłopaków za takie kombinowanie, ale nie miałem już na to żadnego wpływu. Musiałem zacisnąć zęby i pozwolić by spłynęło to po mnie, jak po kaczce. Jak długo przyjaciele byli w jednym kawałku tak długo mogłem oddychać spokojnie nie martwiąc się o nic. Postanowiłem jednakże wykorzystać sytuację. Poprosiłem Syriusza by opowiedział mi z najdrobniejszymi szczegółami, co takiego działo się, kiedy odpłynąłem zamieniając się w bestię. Moje wspomnienia urywały się, bowiem podczas największego bólu spowodowanego zmianami zachodzącymi w moim ciele.
- Tylko mów wszystko, nic nie ukrywaj, jasne? – upomniałem przyjaciela, kiedy siedział przy mnie w bibliotece nad zrobionymi już zadaniami.
- Nie miałbym, czego ukrywać. Nie działo się nic szczególnego, czy chociażby szczególnie interesującego. Hm, od czego zacząć... Przemieniłeś się, krzyk bólu przerodził się w wycie i oto miałem przed sobą spory kawał kudłatego zwierzaka. Poznałeś mnie chyba, bo nie warczałeś, a jedynie obwąchałeś mnie i zacząłeś krążyć po pokoju. Sheva siedział na lampie, więc nie mogłeś go dosięgnąć i trochę cię to zdenerwowało. Wyczułeś go bardzo szybko, ale chyba nie podobał ci się fakt, że znajduje się poza twoim zasięgiem, więc podjąłeś nierówną walkę ze skrzydlatym Andrew. Chyba zaczynałeś się irytować, kiedy nie odpowiadał na twoje wyjątkowo oczywiste rozkazy, które przybrały formę powarkiwań. Byłeś nawet zabawny, kiedy podjąłeś próbę wdrapania się po ścianie na sufit, czy też podskakiwałeś jak oszalały kłapiąc szczękami. Całkiem pomysłowa z ciebie bestia, bo wdrapywałeś się, na co tylko się dało byleby dosięgnąć Shevy. Byłeś nieźle zmęczony i poobijany, kiedy tak czasami po skoku odbijałeś się od różnych, chociaż zawsze twardych przedmiotów w pokoju i wtedy Sheva łaskawie spuścił swoje dupsko na dół i usiadł na mojej głowie chyba chcąc pokazać, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Jedno pacnięcie jego szczęk i byłbym w dwóch kawałkach. – zielonooki wcisnął się do rozmowy uśmiechając. – Chciałem pokazać, że jestem przyjacielem i chyba się udało. Przestałeś się na mnie wściekać. Wyglądałeś jakbyś zazdrościł mi skrzydeł.
Pozwoliłem sobie na lekceważące prychnięcie.
- Wilkołak niczego nie zazdrości! Jak ja bym wyglądał gdybym je miał? Wystarczy mi wybieranie kłaków z ust rankiem, nie potrzebuję zabawy z piórami!
- Może, dlatego obwąchałeś mnie z daleka i przestałeś się na mnie wściekać, kiedy zobaczyłeś, że jestem z Syriuszem. Dodatkowo zarówno mi, jak i całemu Hogsmeade oświadczyłeś, że jesteś panem tej dżungli, kiedy zawyłeś. Nawet Syriusz wtedy zadrżał.
- To oczywiste. Wiesz, jaki pies ma czuły słych?! Myślałem, że bębenki mi popękają, a krew zacznie się sączyć z uszu wraz z mózgiem. No i chyba na tyle byłoby tego. Pogoniłeś trochę dla rozrywki za latającym w kółko Shevą, goniliśmy się wzajemnie, jak dwa głupie szczeniaki i nawet znalazłeś czas na wściekanie się na ściany i meble, kiedy zirytowało cię zamknięte pomieszczenie. Myślałem, że zrobisz sobie krzywdę, kiedy rozrywałeś nogą jakiegoś starego krzesła. Może kiedyś było całe, ale teraz nadaje się wyłącznie na podpałkę.
- Chcecie mi powiedzieć, że jestem grzecznym wilkołakiem, którego da się wychować na domowego pieseczka? – uniosłem brew przyglądając się zadowolonym ze snutej opowieści przyjaciołom.
- Jeszcze trochę, a w zimie będzie można na tobie nogi kłaść, żeby ogrzać stopy. – na te słowa zmierzyłem Syriusza chłodnym, ostrzegawczym spojrzeniem. Tak naprawdę wcale nie byłem zły, a tylko nadąsany faktem, iż chłopy potrafili tak swobodnie sobie ze mnie żartować, kiedy to przecież byłem niebezpieczny.
- To nie jest aż takie śmieszne. Kiedyś mogę was dla zabawy zaatakować i ukąsić.
- Na pewno tego nie zrobisz. Przecież wiesz, że ci nie zagrażamy i że nie wolno ci kąsać, bo to będzie miało brzemienne skutki. Jesteś wilkołakiem, a nie głupkiem, jak nasz James. – biedny J. uzmysłowił sobie sens słów Syriusza dopiero po pewnym czasie. Podniósł wtedy łaskawie głowę znad książek i ziewnął pokazując nam swoje różowe gardło.
- Nie jestem głupi tylko zmęczony i oryginalny. – położył głowę na swoim wypracowaniu odbijając sobie na policzku ślad liter, przy których atrament jeszcze nie wysechł, a teraz był trochę zamazany. – Starzeję się. – westchnął ciężko i machnięciem różdżki pozbył się atramentu z twarzy. – Brakuje mi miłości, czułości...
- Zdrowego rozsądku. – podpowiedział Andrew, na co po krótkim zastanowieniu J. odpowiedział skinieniem głowy.
- Nie mam pojęcia, jak powinienem się podlizać Evans. – zaczął kręcić palcem kółeczka na stoliku. – Gdybym jeszcze wiedział, kto pisze do mnie miłosne listy, to może wtedy dałbym sobie spokój ze zdobywaniem największej wiedźmy w naszym Domu, jednak widać los chce żebym cierpiał i próbował podejść Lisicę. Może gdybym był większy i lepiej umięśniony?
- Umięśniony? – rozważyłem jego słowa przypominając sobie dzisiejszy ranek, kiedy to stojąc przed lustrem z podciągniętą po pachy koszulką oglądałem swoje ciało. Jak sam mogłem stwierdzić moja skóra była całkiem gładka, jak na poznaczoną gdzie niegdzie bliznami, miała jasny odcień, jak przystało na chowaną przed słońcem, a kiedy prostowałem się dumnie wypinając pierś do przodu to nawet mój drobny brzuch znikał zamieniając się w płaską deskę zamiast zwałka.
Wyobraziłem sobie wtedy siebie, jako chudzielca o wyraźnie zarysowanych żebrach, nogach, jak dwa kije gotowe złamać się podczas silnej wichury. Sięgnąłem swoimi wyobrażeniami do wstydliwej, chociaż nieuniknionej przyszłości. Jak czułby się Syriusz, gdyby takie paskudne patyki oplatały jego ciało w pasie? Aż zadrżałem zniesmaczony. Przecież ja sam na jego miejscu nie wytrzymałbym i uciekł. Widziałem przecież nie jednokrotnie dziewczyny o pajęczych nogach, nie posiadające niemal ud. To napawało mnie wstrętem do odchudzania i chyba właśnie z tego powodu doszedłem dziś do wniosku, że kończę z odchudzaniem! Wolałem przypominać Remusową kluskę niż pajęczaka.
Nie miałem wątpliwości, że także Syriuszowi nie podoba się ten tym dziewcząt. Coś takiego nie mogło się podobać, a gdyby chodziło o chłopaka... Zdecydowanie byłoby podobnie. Na szkielecie nie dało się leżeć, nie można go było tulić, a i wcale nie dawał ciepła. Nie, byłem całkowitym przeciwnikiem przesadnych diet!
- Mam ochotę na czekoladę. – wyznałem nagle zmieniając temat. – Ale nie za dużo. Tak troszkę. Z trzy, cztery paski. – wyszczerzyłem się do przyjaciół przewracających oczyma. – Albo jakieś ciasteczko, czy też torcik...
- Remi... – Syriusz spojrzał na mnie błagalnie chcąc bym się zamknął, ale w jego brzuchu zaburczało wymownie. Wiedziałem, że ziewnięcie pociąga za sobą ziewnięcia innych, ale nie myślałem, że podobnie dzieje się z żołądkami. A jednak właśnie w tej chwili moja nowo stworzona teoria zaczynała się sprawdzać. Zaraz po brzuchu Blacka odezwał się Shevy, Jamesa i Petera. Tylko mój całkiem nieźle się trzymał, zapewne z jednego prostego powodu, a mianowicie przed wyjściem do biblioteki Zardi nakarmiła mnie kilkoma chrupkami bananowymi.
- Wiem! – J. trochę nazbyt głośno wyraził swój entuzjazm, czym skupił na sobie uwagę bibliotekarki, która zza ogromnych okularów patrzyła na niego wściekle. Ostatnio była jakaś markotna, co jak sądziłem wynikało z nieznanych nam bliżej problemów. – Ykhm. – James odchrząknął. – Otóż, wiem. Nie... Zapomniałem. – przyłożył do brody kciuk i palec wskazujący głaszcząc skórę gładką, jak u niemowlaka, na której nie było jeszcze cienia męskiego zarostu. – A, właśnie. Przypomniałem sobie, mówiliśmy o jedzeniu słodkiego. – klasnął w dłonie. – A więc, pójdę do kuchni po gorącą czekoladę, co powinno zaspokoić nasze pragnienie i głód aż do kolacji, a specjalnie dla Syriusza poproszę o coś owocowego. Co wy na to?
- Nie jest to specjalnie oryginalny pomysł, ale ja się zgadzam. – oblizałem się na myśl o pysznej czekoladzie w kubku, który będzie mi ogrzewał dłonie.
- Wszyscy jesteśmy za, więc ty, James, biegnij, a my zabierzemy twoje rzeczy. – Peter od razu zaczął pakować chłopaka biorąc na siebie obowiązek taszczenia ciężkiej teczki okularnika. Był bardziej zdesperowany niż ja.

3 komentarze:

  1. James... łał xD Co on zrobi dla miłości xD Może spotka (w trakcie drogi po słodkości) swoją ukochaną, która splącze z nim nić przeznaczenia? xD (Sev ma teraz spokój. Biedny chłopak.) Będzie można ogrzewać stopy na Remim? Ciekawe... hahaha, wyobraziłam sobie, jak po męczącym ganianiu za Shevą (swoją drogą zapomniałam, w kogo się zmienia... w motyla? Bo jeżeli tak, to może przecież śledzić profesora astronomii ;P) Remi-wilkołak pada na podłogę, a na nim wygodnie usadawia się (jak na dywanie) Syri-pies xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Owocki, mniam... Aż mi ślinka pociekła. Hm, Potter wspaniałomyślny, od kiedy? XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiadamiam o rozdziale, który jest, ale jeszcze się nie wyświetlił (pobiję Onet! ==')

    OdpowiedzUsuń