środa, 18 stycznia 2012

Klątwa

12 marca
Zjadłem obfity obiad, osłodziłem go dwoma czekoladowymi cukierkami i w końcu poczułem, że żyję. Moje usta samoistnie układały się w szczęśliwy uśmiech, a z ciała opadło wszelkie zmęczenie. Nawet moje ramiona były mniej spięte i chociaż powieki mi się kleiły z niewyspania to nie miałem ochoty tracić cennych chwil mojego krótkiego życia. Postanowiłem dać z siebie wszystko po wypiciu szklanki ciut mocniejszej herbaty. Potrzebowałem tego, by wziąć się w garść. Na dworze było już ciemno, chociaż mieliśmy przed sobą jeszcze około godziny, a może dwóch godzin szaleństwa. O ile będziemy w stanie zwlec się z łóżek i ruszyć, a na to się nie zapowiadało.
- Mam wrażenie, że coś wysysa z nas całą energię. – James ziewnął przeciągle i głośno. – Codziennie mam dziwne sny, które pamiętam po przebudzeniu, a z niedzieli na poniedziałek śni mi się zabijanie. – Spojrzeliśmy z chłopakami po sobie, a następnie na okularnika, którego wzięło na wyznania. – Wstaję zmęczony i rozkojarzony, bo źle śpię, później ziewam przez pół dnia, oczy mnie pieką i gdybym się położył i zamknął powieki na pewno padłbym trupem, i nie obudził się do jutra. Najpierw duch, który zabija człowieka i chce zabić dziecko, ale inny duch mu w tym przeszkadza, teraz jakiś stary facet z rozprutą głową i kablami przypiętymi do mózgu, który umiera i jakiś inny chce żeby mu łeb rozpłatać i go podpiąć... Czy ja naprawdę muszę przez to przechodzić?
- Y, James? Czego ty się nażarłeś? – Syriusz skrzywił się, podczas gdy ja wolałem nie komentować. Może J. naprawdę miał jakieś poważne problemy ze sobą? A może coś rzeczywiście wysysało z nas całą siłę witalną? No, może nie mogłem się pochwalić podobnie szalonymi snami, ale jednak byłem jakiś przemęczony ostatnimi czasy.
- I oto jest problem, że niczego nie żarłem, niczego nie piłem, nawet książek nie czytałem. Nauka, nauka, nauka i bycie grzecznym. Tylko tyle robię, rozumiecie? A jednak jestem do niczego. Myślicie, że ktoś mnie zaczarował? A może podłożył mi jakieś magiczne akcesoria, które tak na mnie wpływają? A te laleczki voodoo? Może i ja padłem ofiarą tego diabelstwa? – padł na poduchę.
- A może to nasz pokój został przeklęty? – ponownie podjął Syriusz. – Staliśmy się jednymi z najnudniejszych osób w Domu. Jak balony bez powietrza, które nagle straciły kolor na słońcu. Coś tu nie gra. Tylko, co? Przecież nasze życie nie zmieniło się jakoś specjalnie ostatnimi czasy, a jednak my jesteśmy okropni.
- Więc zgadzasz się ze mną, że to śmierdząca sprawa?! – J. był podekscytowany. Nie często ktokolwiek przyznawał mu rację, a teraz miał po swojej stronie cały nasz pokój.
- Wolę myśleć, że ktoś nas dręczy niż uznać to za działanie stanu depresyjnego. – wcisnął się do konwersacji Sheva. – Ociężałość, koszmary, senność, brak energii... Wybacz, James, ale to nie brzmi dobrze. Musimy przeszukać pokój, może coś znajdziemy, a jeśli nie, to będziemy myśleć nad tym dalej. Chyba, że chcesz od razu iść z tym do Pomfrey? Powiesz, że masz jakieś paranoiczne sny, czujesz się jak wydmuchany balon. – nie powstrzymał uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta. – Wybacz stawy, ale da ci jakieś ziółka uspokajające.
- O nie! – J. na nowo zerwał się siadając na swoim łóżku. – Da mi coś na sen i nie zdołam się później obudzić podczas jakiegoś wyjątkowo paskudnego koszmaru! Już i tak wystarczy, że nie budzę się od razu, jakbym był przyzwyczajony do tego zabijania, śmierci i innych głupot. Ludzie, przecież jej nie powiem, że śnił mi się jakiś mieszkający w lesie potwór, przed którym zamykało się ogromne drzwi i chowało na noc w szafach żeby przetrwać do rana. Albo o rozczłonkowanym ciele mojej siostry, która miała wypadek i tylko głowa była w całości! Nie mogła mówić, ale się do mnie uśmiechała! Zamkną mnie w Świętym Mungu i tyle mnie zobaczycie. Na pewno nie pójdę do Pomfrey!
- J., jesteś całkowicie pewny, że tego nie chcesz? Wybacz, ale masz naprawdę ostro popieprzone sny. – nie dało się zaprzeczyć, a nuta niepokoju, jaka pojawiła się w głosie Syriusza oddawała moje samopoczucie, kiedy tak wysłuchiwałem słów przyjaciela.
- Myślisz, że sam się nad tym nie zastanawiałem?! Budzę się i czuję się zmęczony! A te wszystkie pikantne szczegóły... Czuję się jak wariat. W dodatku cierpię na zatwardzenia. – naburmuszył się. On potrafił rozmawiać z nami dosłownie o wszystkim. – Gdybym miał się leczyć na wszystkie moje dolegliwości... – urwał zapewne nie chcąc kończyć.
- Zacznijmy od przetrząśnięcia naszego pokoju. Tak dla pewności. Każdą szafkę, każdy kąt. Powoli, ale dokładnie. – odezwałem się kręcąc palcem młynki na pościeli. – Ja też jestem trochę wpompowany, ale nie mam dziwacznych snów i całe szczęście. Myślę, że musimy skupić szczególną uwagę na przetrząsaniu rzeczy Jamesa. To on najdotkliwiej to wszystko odczuwa.
- Ja zacznę od swojego łóżka. – Potter podniósł się, chociaż wcale nie wyglądał na zachwyconego i zrzucił z łóżka wszystko, co mógł. Podniósł ciężki materac zaglądając pod niego, na klęczkach upewniał się, że nic nie zostało gdzieś tam ukryte, przetrząsnął pościel i poduchy poczym zawiedziony wzruszył ramionami. – Nic. Wielkie nic, chłopaki.
Nie siedzieliśmy bezczynnie i podobnie postąpiliśmy ze swoimi posłaniami. Prawdę powiedziawszy ulżyłoby mi trochę gdybyśmy jednak cokolwiek odkryli. Niestety my także byliśmy czyści, toteż przystąpiliśmy do sprawdzania nocnych szafek. Poza kilkoma papierami, które żal mi było wyrzucić nie znalazłem niczego ciekawego. Podobnie miała się sprawa z resztą moich przyjaciół.
- Może to od bałaganu, jaki tu panuje? – Sheva kombinował próbując odnaleźć jakąś przyczynę możliwie jak najprędzej. – Ostatnimi czasy jesteśmy zbyt leniwi, by dokładnie sprzątać. Gdyby tak zacząć od wietrzenia pokoju przed snem z jakieś pięć, czy dziesięć minut, a w wolnym czasie zrobić generalne porządki lub przynajmniej pozbyć się tego, co widać gołym okiem...
- Każdy sposób jest dobry. Nawet, jeśli oznacza to sprzątanie, czego nie chce mi się strasznie robić. – J. kiwał głową żarliwie. – Byle już nie dziś. Zmęczyłem się musząc przeszukiwać swoje łóżko. Kto by pomyślał, że z takiego żywiołowego chłopca zamienię się w leniwą gąsienicę? Serio, mam wrażenie, że po każdym posiłku pęcznieję i turlam się zamiast chodzić, do tego to nasze ciągłe przesiadywanie w jednym miejscu... Tak być nie może! Najbliższy wolny weekend spędzamy przeszukując pokój i robiąc porządki! Jeszcze jeden sen o paranormalnym mordowaniu, a będziecie musieli mnie zamknąć w Mungu, bo oszaleję! Chcę spokojnie spać i nie pamiętać żadnych snów, jak przystało na normalne dziecko! A teraz narzekając na wszystko, co jest złe nie uczynię zupełnie nic by zmienić aktualny porządek rzeczy. Jak to ktoś, kiedyś mówił: Nie należy czekać na cuda, ale wyjść im na przeciw. A mi się tak pierońsko nie chce, że zostawię to na lepsze dni.
W jego słowach było coś prawdziwego. Nie mogliśmy zmienić niczego leżąc, a jednak leżeliśmy. Coś było z nami nie tak, a jednak zamiast szukać, a my siedzieliśmy na tyłkach i rozprawialiśmy o tym, co należałoby zrobić. Nie przypominałem sobie, by kiedykolwiek było z nami aż tak źle. Niestety trzeba było głupich snów Jamesa, byśmy uświadomili sobie, że spoczywamy na laurach i obijamy się, jak nigdy dotąd. A może rozwiązaniem była jakaś zmiana w naszym życiu? Oczywiście, zawiesiliśmy działalność naszego zespołu już jakiś czas temu, ale może powinniśmy grać dalej, chociaż wyłącznie dla siebie? Po odejściu Shevy na pewno nie wrócimy na scenę, więc po co w ogóle to zaczynać? Godzina głupich żartów dziennie powinna nam wystarczyć. Postanowiłem jeszcze nad tym pomyśleć i w razie potrzeby powiedzieć o tym chłopakom.
- Może to tylko starość? – podrzuciłem niepewnie, co jednak nie było chyba wcale przekonywujące dla żadnego z nas. Może właśnie, dlatego zostałem zignorowany.
Miałem tak wiele pracy, a tak mało chęci.
- Czas się nie starzeje, ale jest miernikiem naszego przemijania, zaś zegary stworzono byśmy mogli uświadomić sobie ludzką śmiertelność. Te sny naprawdę mi szkodzą!
- Nie da się ukryć, J. – mruknąłem cicho. Jeśli Potter rzucał podobnymi tekstami to należało mieć się na baczności. Coś się kroiło, a raczej podejrzanie nie kroiło się nic. Pustka, beznadzieja, egzystencja pozbawiona celu.

2 komentarze:

  1. Ojej, to faktycznie kiepsko z nimi, zwłaszcza z Jamesem. Szkoda mi go, szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś i pozamieniał dusze? xD Takie teksty, to Remi, jak coś... Ale ile mądrości było w dzisiejszych słowach Pottera... aż się poczułam jakaś mało inteligentna, bo jedyny cytat, który teraz pamiętam, to: On się nie zbliży i przed nią nie złoży przysiąg serdecznych, uważan za wroga. I jej, choć w łonie namiętność się sroży, zejścia się z lubym zamkniętą jest droga." xDOj, leniwce, leniwce... czas na psoty! Powrót do korzeni, a oni dorastają... zegar wskazuje im przyszłość, ehh xD

    OdpowiedzUsuń