wtorek, 21 lutego 2012

Alkoholicy...

Miałem złe przeczucie, kiedy po upływie dwóch godzin moi przyjaciele nadal nie wrócili od Hargrida, chociaż nie wątpiłem, że są całkowicie bezpieczni. Znałem niestety zarówno lekkomyślność Petera i Jamesa, jak i naiwność gajowego, co pozwalało mi sądzić, że nic dobrego nie mogło zatrzymać dwójki wariatów w ciasnej, dusznej chatce. A więc nie było innego wyjścia, jak tylko zebrać się i ruszyć im na ratunek. Był to nasz przyjacielski obowiązek!
- Na pewno nie szukają trufli wewnątrz domku! – upierałem się wpatrując w majaczącą na tle ciemnego już lasu chatkę. – To Hagrid, nie oszukujmy się! Jego ciastka to odłamki skalne! Można nimi wypychać zwierzęta i wrzucać do stawu, by nigdy nie wypłynęły!
- Remi... Chyba nie myślisz, że wypchał ich swoimi ciachami i planuje wrzucić do stawu po zapadnięciu zmroku? – Sheva spojrzał na mnie, jak na podejrzanego typa. – Wybacz, ale nie miałby w tym żadnego celu. Poza tym, każdy wie, że chłopcy poszli do gajowego, więc nie byłoby najmniejszego sensu w ukrywaniu zbrodni.
- Coś mogło się przez przypadek im stać! No... Powiedzmy, że Hagrid niósł tacę z ciastkami i nagle się potknął, a one posypały się chłopakom na głowy! Przecież czymś takim można zabić!
- Czegoś ty się naczytał? – Syriusz spojrzał na mnie unosząc wysoko brwi. – Moja ostoja spokoju i głos rozsądku nagle mówi bezsensu. Ktoś tu zwariował i to bynajmniej nie James. – położył dłoń na moim czole sprawdzając temperaturę. Nie miałem gorączki! To oczywiste, ale też nie mogłem wytłumaczyć skąd takie czarne myśli wypełniające moją głowę się wzięły.
- Chodźmy po nich. Wtedy będę spokojniejszy. – postanowiłem nie mając najmniejszego zamiaru przyjmować do wiadomości odmowy. Dla świętego spokoju chyba także oni postanowili pójść ze mną. Prawdę powiedziawszy moje ostrożne kroki, nasłuchiwanie odgłosów dobiegających z chatki i cała ta stwarzana przeze mnie atmosfera grozy dawały im się we znaki, ale dzielnie walczyli z komentarzami. Najzwyczajniej w świecie podeszliśmy jak najbliżej stwierdzając, że światła w środku były przygaszone, jakby ktoś chciał coś ukryć. To tym bardziej mnie strapiło.
Zapukaliśmy, a nie otrzymując odpowiedzi weszliśmy do środka. Ja prowadziłem, chociaż nie sądziłem, by był to dobry pomysł. W mojej aktualnej formie i tak nie mogłem wiele zdziałać. Odważnie przekroczyłem jednak próg i wtedy w moje nozdrza uderzył smród alkoholowych wyziewów. Obrzuciłem spojrzeniem zaciemnione wnętrze. Z początku niewiele mogłem dostrzec, ale w kilka chwil później byłem już pewny, co się działo. Wielki pies leżał w kącie śpiąc i bynajmniej nie reagując na nasze pojawienie się, Hagrid rozwalony na stoliku trzymał jeszcze w ręce ogromny kufel, zaś na przeciwko niego w podobnej pozycji, chociaż z butelkami kremowego piwa w dłoniach znajdowali się Peter i James. Sądząc po nagłym chrapaniu, jakie sprawiło, że po moim ciele przeszły dreszcze, cała trójka spała pijana.
- A mówiłem, że coś złego się dzieje. – mruknąłem podchodząc pewnie do przyjaciół. Uderzyłem ich karcąco po głowach, co niestety nie przyniosło spodziewanego efektu. Pozwoliłem sobie na zawołanie ich i kolejny cios z tym samym, co wcześniej skutkiem.
- Nie chcę być niemiły, ale wiecie, co to oznacza? – Sheva stanął obok mnie i swoim ramieniem oparł się o moje. – Musimy ich stąd zabrać. Nie mogą tutaj zostać!
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale oni wszyscy są nieprzytomni. Nawet psa upili! – Syri pomachał dłonią przed twarzą, kiedy odsuwał się od zwierzaka.
- To nasz obowiązek, jako przyjaciół! – uniosłem się honorem. – Nie ważne, jak. Ważne żeby ich przetransportować do zamku! Nie jestem aż tak pewny swoich zdolności w przypadku unoszenia ludzi w powietrzu, więc wolałbym zrobić to jednak za pomocą rąk. To znaczy wiecie, co chcę powiedzieć! – zaczynałem sam się gubić. W tym smrodzie każdy potrafiłby stracić głowę. – Zabieramy ich, bo zaraz zrobi mi się niedobrze i zwymiotuję. – może chłopcom było to obojętne, ale zdecydowanie nie mnie. Mój węch przechodził przez największe i najcięższe tortury z powodu toksycznych wyziewów Hagrida i psa. J. i Pet upili się stosunkowo szybko, gdyż obok nich leżało tylko pięć piw, co pozwalało mi sądzić, że James upił się trzema zaś Peter dwoma. Znałem ich wystarczająco dobrze.
- Niech będzie, Remusie. – Andrew zatarł dłonie. – Ja i Syriusz bierzemy na spółkę Pottera, a ty zajmiesz się Pettigrew.
- Że niby, co?! – naprawdę myślałem, że się przesłyszałem lub on pomylił. – Sam mam wziąć tego klocka?!
- Jesteś z nas najsilniejszy, nawet, jeśli nie chcesz się do tego przyznać. Nie oszukujmy się futerkowcu.
- Wybacz, Remi, ale on ma rację. – Syriusz także był przeciwko mnie. – Dla ciebie to nie będzie wielki problem.
- Zemszczę się! – prychnąłem i złapałem ręce Petera ściągając go z krzesła. Nie był wcale taki lekki, jak mogłoby się wydawać. Nawet, jako wilkołak nie byłem nieograniczenie silny, a blondynek swoje ważył. Aż stęknąłem. Odwróciłem go odpowiedni, by leżał płasko na plecach i wtedy złapałem za pulchne nadgarstki. Wysiliłem się, spiąłem i ruszyłem z miejsca ciągnąć za sobą chłopaka. Miałem w nosie, czy się ubrudzi, czy nie. Już i tak wyglądałem jak koń ciągnący za sobą pług. Dwójka przytomnych przyjaciół postąpiła z Jamesem podobnie jak ja z Petem. Wyciągnęliśmy dwóch pijaków z chatki i zamknęliśmy drzwi. Na zewnątrz zrobiło się trochę chłodno, więc nie zwlekając zaczęliśmy ciągnąć nasze dwa tobołki w stronę zamku. Nie myśleliśmy wiele, nie zważaliśmy kałuże, które niestety przyszło nam omijać i ostatecznie nie mogliśmy przeciągnąć takich brudasów przez zamkowe korytarze nie zostawiając śladów, które doprowadziłyby każdego do naszego dormitorium. I tak byłem nieźle zmęczony i cały zgrzany, kiedy dociągnąłem swojego kolegę pod schody.
- Ściągamy im spodnie. – Sheva już zostawił Pottera Syriuszowi by pozbyć się brudnych jeansów Jamesa, a następnie pomógł mi z Pettigrew. Teraz mieliśmy za bagaż dwóch golasów, chociaż na pewno istniała możliwość, iż nikt nas nie zauważy i nie znajdzie, gdy nie zostawimy po sobie śladów. McGonagall nie byłaby zachwycona gdyby wiedziała, ze gajowy upił jej uczniów, nawet, jeśli zrobił to piwem kremowym.
- Mam wrażenie, że zaliczamy się już do klasycznych zboczeńców. – pozwoliłem sobie na wyrażenie swojej opinii. Nie spotkałem się dotychczas z czymś takim, jak ciągnięcie po schodach półnagich od dołu kumpli. Co ważniejsze ich ubłocone spodnie leżały na ich piersi, a oni nadal spali nie czując, co się z nimi dzieje. Nie wątpiłem, iż obudzą się jutro z niesamowitymi siniakami na ciele. Staraliśmy się za to uchronić ich głowy przed uszkodzeniem, kiedy z trudem wciągaliśmy chłopaków do góry. Postanowiliśmy przy tym pomóc sobie wzajemnie i w trójkę transportowaliśmy chłopaków po kolei z jednego poziomu na drugi. W gruncie rzeczy zajmowało nam to o niebo mniej czasu, niż samodzielna męczarnia, jakiej musielibyśmy sprostać, gdyby Syri i Andrew postanowili zostawić mnie samego z moim blond tobołkiem.
W ten właśnie sposób odrobinka po odrobince zdołaliśmy dotrzeć na odpowiednie piętro i dalej wszystko szło już z górki, gdyż musieliśmy ciągnąć chłopaków po płaskiej powierzchni. Nie uniknęliśmy kilku ciekawskich spojrzeń, ale nikt nie pytał, co się stało. Prawdopodobnie nie chcieli mieszać się w sprawy, które śmierdziały na kilometr. Nie podejrzewali także zbrodni, gdyż kto chciałby afiszować się z rozebranymi, jak do rosołu, trupami?
- A to, co? – Gruba Dama spojrzała na naszych śpiących przyjaciół z obrzydzeniem. Zasłoniła nawet oczy dłonią, by nie patrzeć na ich odrażającą goliznę, jak sama zechciała skwitować, gdy upominała nas za niestosowne zachowanie w stosunku do damy. Ale czy komukolwiek z nas przyszło do głowy pomyśleć wcześniej o jej uczuciach?
Czułem, że od całkowitego padnięcia z wyczerpania dzielą mnie minuty, ale gdybym teraz zrobił sobie przerwę to nie zdołałbym juz zawlec Jamesa i Petera do sypialni. Ponownie dzialiśmy w trójkę. Na początek zajęliśmy się cięższym blondynem, a później lżejszym okularnikiem. W przypływie wspaniałomyślności wciągnęliśmy ich nawet na łóżka, a później niemal nieprzytomni padliśmy na nasze własne łóżka. Czułem, że jutro sam nie będę w stanie się podnieść z powodu zakwasów. Nawet wilkołak miał ogromny problem, gdy w grę wchodziło taszczenie przyjaciół przez błonia i cały zamek. Ci dwaj z pewnością zapłacą mi za swoją beztroskę i tak ciężką pracę fizyczną, jaką musieliśmy z Syriuszem i Shevą wykonać. Niech tylko się obudzą, a pożałują swojej lekkomyślności!

2 komentarze:

  1. Kochana, prawdziwie Cię podziwiam, przez tyle lat!, nieprzerwanie piszesz notki na swojego bloga, w dodatku starając się dodawać je regularnie, w ustalonych przez siebie terminach i najwyraźniej nie czujesz się tym zmęczona (naprawdę? nie nudzi Cię to? nie chodzi o pisanie samo w sobie, tylko ciągle kontynuując tę samą historię)Kiedyś czytałam Twojego bloga, na początku, kiedy zaczynałaś, teraz niestety zbyt wiele rzeczy wyparło czytanie opowiadań w internecie, nie mam na to zbyt wiele czasu. Czasami przeczytawszy wyrywkowy rozdział przypominają mi się stare czasy, byłam wtedy zachwycona Twoim blogiem, z niecierpliwością czekałam na dalszą część, zdecydowanie byłaś jedną z moich ulubionych autorek opowiadań yaoi.Nie wiem dlaczego wzięło mi się na wspominki, ale postanowiłam napisać, chcąc Ci powiedzieć, że naprawdę świetnie piszesz, w sposób lekki i zabawny, niewymuszonym językiem, bardzo przyjemnie się czyta (myślałaś może o napisaniu książki? może komedii... romantycznej? ;)) Masz wiele ciekawych pomysłów, wszystko idzie co prawda wolno, ale niezwykle zajmująco do przodu. Szczególnie podobają mi się „Kartki z pamiętnika”, bardzo fajne jest to, że oprócz głównego wątku opisujesz również przygody innych postaci. Wielowątkowość przy tak dużej ilości tekstu i ciągnącej się w czasie fabule jest tutaj zdecydowanym plusem.Chciałabym któregoś dnia przeczytać wszystko od początku, może kiedyś znajdę na to czas.Życzę ci dużo, dużo, duuużo weny, nie pozwól, aby Twój zapęd twórczy kiedykolwiek zmalał.

    OdpowiedzUsuń
  2. To będzie skaza na honorze Pottera - taszczenie tak nieskazitelnego ciała i narażenie go na uszczerbki... a gdzie ubezpieczenie, gdzie rekompensata? XDRemi, nie daj się! Zrób im wstyd, bo zasłużyli. ;P Futerkowiec xD Dobrze, że chłopaki nie zobaczyli jakiegoś nauczyciela, a raczej on - ich.

    OdpowiedzUsuń