piątek, 24 lutego 2012

Złość

23 marca
Byłem wściekły od samego rana, zaś powód mojego stanu ukryty był w przeszłości, a dokładniej w wydarzeniach wczorajszego dnia, kiedy to musiałem ciągnąć dwójkę nieodpowiedzialnych przyjaciół przez całe błonia i zamek, aż do sypialni. Nie oszukiwałem się uważając się za wyjątkowo silnego, a dowody mojej własnej słabości czułem teraz na całym ciele. Byłem ociężały, bolały mnie mięśnie i mogłem z powodzeniem umierać. Wilk we mnie na pewno szalał z wściekłości i ubolewał nad wątłością ciała, w którym się znajdował.
Mimo wszystko byłem całkiem sprawny, jak na chodzącą kulkę bólu. Wolałem zaś nie wiedzieć, w jakim stanie muszą znajdować się teraz moi dwaj kompani w niedoli, którzy byli tylko zwyczajnymi chłopakami, nie zaś jakąś mutacją dziecka i wilka. Niestety miałem okazję domyślić się tego, co czuli Andrew i Syriusz, gdy Sheva kazał mi iść po panią Pomfrey i wyjaśnić kobiecie, że nie może się on ruszyć z łóżka. Zmartwiony podszedłem do niego i zobaczyłem leżącego sztywno przyjaciela, który poruszał oczyma starając się mnie dostrzec dokładniej. Jego twarz była chyba jedyną częścią ciała, która była ruchoma i nie bolała. Poczułem się nagle okropnym egoistą narzekając w duszy na swój stan, który pozwalał mi przecież na normalne funkcjonowanie.
- Leż spokojnie, a ja pobiegnę po nią. – powiedziałem i uświadomiłem sobie, że plotę głupoty. Przecież Sheva i tak nie miał wyjścia i musiał leżeć. – Wybacz. – przeprosiłem uśmiechając się przepraszająco. Rzuciłem jeszcze okiem na łóżko Syriusza. Musiałem upewnić się, czy i on nie jest przypadkiem unieruchomiony.
- Zapłacicie mi za to wszystko. – rzuciłem do Pottera i Pettigrew, którzy ze skruszonymi minami siedzieli na swoich łóżkach i obserwowali wydarzenia. Wcześniej miałem okazję nawrzeszczeć na nich za ich zachowanie wczoraj, toteż znali swoją winę i domyślali się, iż wszystkie nieszczęścia dnia dzisiejszego są ich sprawką.
Odsunąłem zasłonę łóżka Syriusza i zobaczyłem, że chłopak siłuje się z własnym ciałem starając się wstać zagryzając przy tym usta niemal do krwi. Dzielny Black nie chciał dać po sobie znać, jak cierpi i jak dalece jest teraz uzależniony od cudzej pomocy. Miałem ochotę skarcić go za taką bezmyślność, ale przecież natura uparciucha nie była jego winą. Zapewne chciał mi zaimponować, chociaż to jedno mógł sobie na dziś podarować.
- Leż i czekaj. – złapałem go za ramiona i położyłem, co skwitował głośnym jękiem. Domyśliłem się, że musiało go zaboleć. Moja dzisiejsza niezgrabność i brak subtelności musiały wynikać ze zmęczonych mięśni, które spinały się gwałtownie cokolwiek robiłem. – Ja naprawdę się na nich zemszczę. – westchnąłem ciężko i nie czekając wysiliłem swoje obolałe ciało. Biegiem rzuciłem się do drzwi, a później na korytarz. Do śniadania i zajęć mieliśmy jeszcze trochę czasu toteż liczyłem na to, iż zdołam załatwić wszystkie drobne i mniej drobne sprawy stosunkowo szybko. Chciałem przecież iść na zajęcia! Z tego właśnie powodu przyspieszyłem mając nadzieję, że nie zrobię sobie krzywdy dając z siebie tak wiele, przy tak słabym stanie fizycznym. Z drugiej zaś strony nie wątpiłem, że rozgrzeje się, a tym samym będę mniej cierpiał przynajmniej przez chwilę. Nie mogłem jednak ubolewać nad swoim losem, gdy moi najlepsi przyjaciele byli unieruchomieni w swoich łóżkach.
Dopadłem drzwi Skrzydła Szpitalnego i wpadłem do środka zziajany, ale pełen energii, jaka nagle mnie wypełniła. Pomfrey wyszła ze swojego pokoiku, jak na zawołanie. Z jakiegoś powodu po prostu wiedziałem, że była przyzwyczajona do dźwięku otwierających się drzwi i dlatego nawet nie musiałem jej wołać.
- Co się dzieje, że wpadasz tu jak małe tornado? – niemal czułem na ciele jej badawcze spojrzenie. Musiała sądzić, że to mi, coś się stało, ale chyba szybko rozumiała, iż jestem wyłącznie posłańcem.
- Mamy mały problem. – powiedziałem uspokajając oddech. – Wczoraj się trochę przeforsowaliśmy i dzisiaj Syriusz i Andrew nie mogą się podnieść, a nawet ja czułem ostry ból w mięśniach. Ale oni zupełnie nie mogą się ruszyć. – miałem nadzieję, że wyjaśniłem wszystko jak należy.
Kobieta pokiwała głową, zamyśliła się i wróciła do siebie. Schowała w kieszeniach fartucha kilka fiolek i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Możemy iść. O ciebie się nie martwię, bo na pewno szybko ci przejdzie i będziesz jak nowy, ale oni mogliby mieć większy problem. Co wy w ogóle robiliście, co? Nie rozumiem, jak można doprowadzić się do takiego stanu...
- Proszę nie pytać. To wina Jamesa i Petera. Nawet nie chce pani wiedzieć nic więcej. A właśnie! Może coś na stłuczenia jeszcze. Dla tych dwóch... – chciałem użyć brzydkiego słowa, jednak powstrzymałem się kończąc zdanie zanim coś więcej wymknęło się z moich ust.
Pielęgniarka wróciła do siebie i kiedy do mnie dołączyła była gotowa by towarzyszyć mi do pokoju. Po drodze pytała, jak się czuję, czy nie męczą mnie żadne bóle przed pełnią. Z radością odpowiedziałem, iż jestem zdrowy jak ryba i niepokojące objawy likantropii nie dają mi się we znaki już od pewnego czasu. Nie było, więc żadnych powodów do zmartwień poza tymi aktualnymi.
Ulżyło mi, kiedy dotarliśmy do sypialni i Pomfrey zajęła się moimi przyjaciółmi. Nie była zachwycona stanem Shevy i Syriusza mrucząc pod nosem do siebie, jak głupie potrafią być dzieci, skoro są w stanie załatwić się w taki sposób. Wyraziła przy tym ubolewanie nad ich lekkomyślnością i podała mi kropelki, które miałem wcierać w ciała przyjaciół przynajmniej trzy razy dziennie.
- Wątpię by chcieli abym ja to robiła. – wyjaśniła. – Chyba, że się mylę...
- Nie! – chórem wrzasnęli dwaj poszkodowani, a ona wzruszyła ramionami. Podeszła do dwójki winnych wszystkim tym nieszczęściom osób i kazała pokazać ich stłuczenia, o których ją poinformowałem wcześniej. To sprawiło, iż kobieta zaczęła niemal tupać ze złości coraz głośniej komentując to, co widziała. W tym czasie zająłem się smarowaniem ciała Andrew by jak najszybciej doszedł do siebie. On i Syri mieli przez najbliższe dwa dni pozostawać w łóżkach i, co wydawało się być idealną zemstą pielęgniarki, sikać do specjalnych kaczek, które osobiście przyniesie im ze Skrzydła Szpitalnego. Uśmiech, jaki wtedy nieudolnie kryła potwierdzał odczuwaną przez nią wewnętrzną satysfakcję. My narobiliśmy jej problemów, więc teraz ona się zemści. Byłem wdzięczny siedzącemu we mnie wilkołakowi za jego wytrzymałość, gdyż zapewne i ja musiałbym teraz poniżać się załatwiając sprawy fizjologiczne za pomocą czegoś, co przypominało mi krzywy flakon.
- Potter, zabiję cię, kiedy tylko będę w stanie się poruszyć. – Syriusz był chyba najbardziej wściekłym z ludzi, jacy chodzili po ziemi. – Wsadzę ci tą kaczkę w miejsce, z którego już ci jej nie wyciągną! – Pomfrey w tym czasie taktownie ignorowała groźby, jakby wcale ich nie słyszała i wcisnęła Potterowi i Pettigrew maść, którą mieli nacierać tyłki i nogi, które ucierpiały podczas oferowanej przez nas wczoraj pomocy.
- Wyliżcie szybko rany i już was nie ma! Idziecie na śniadanie, a panowie zostają tutaj. -  zwróciła się do leżącej dwójki. Pokręciła głową obrzucając nas wszystkich karcącym spojrzeniem i wyszła zaczynając swoją mruczankę pełną niezadowolonych dźwięków dezaprobaty.
Przyspieszyłem, więc smarowanie Shevy i zabrałem się za Syriusza. Obaj musieli już zostać w samej bieliźnie w łóżkach, gdyż nie miałbym czasu na rozbieranie i ubieranie ich za każdym razem, kiedy to miałem przychodzić ich nacierać. Poprosiłem na koniec by byli grzeczni, pocałowałem Syriusza w usta i pożegnałem się z nimi na najbliższe godziny. Po obiedzie miałem pojawić się znowu by zbawiennie przynieść im ulgę w cierpieniu. Przy okazji miałem także nadzieję, że nie zrobię krzywdy dwójce winnych, którzy zasłużyli na swoje rany.
Nawet na nich nie czekałem i wyszedłem z pokoju ignorując błagalne nawoływania. Musiałem ochłonąć, by nie rozerwać ich na strzępy.

2 komentarze:

  1. Wilczka to się teraz powinni bać J. i Peter. Heh... czyżby obydwoje topili smutki z powodu nieodwzajemnianej miłości? Pewnie i Hagrid miał kilka, więc rozmowa szybko i m poszła, a od słowa, do słowa zaczęli pić i skutki mamy... Ojj, nie chciałabym być w skórze Szczurka i Jelonka, kiedy szczęki Psa i atak Motyla skrzyżują wiązki mocy, chcąc ich ukarać. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. ptasiekkasia@buziaczek.pl24 lutego 2012 22:40

    Akemi, a Sheva nie jest przypadkiem Sowa?? ^^"

    OdpowiedzUsuń