niedziela, 26 lutego 2012

Opieka

Unosząc głowę dumnie do góry, kierując nos ku sufitowi i unikając pewnych robaków ignorowałem denerwujące brzęczenie tych dwóch much. Krótko mówiąc robiłem, co w mojej mocy by pokazać przyjaciołom, jak bardzo mnie zdenerwowali, a także trzymałem nerwy na wodzy by nie zrobić im krzywdy. Niestety wszystkie moje usilne starania wydawały się do nich nie przemawiać, jakby myśleli, że jestem krótkowidzem i nie dostrzegam ich z oddali, czy też na wpół głuchy i nie dosłyszałem ich zawodzenia. Chyba nawet żałowałem, że nie było to prawdą, gdyż wtedy byłoby mi łatwiej unikać kontaktu z nimi. Zaskakiwałem za to sam siebie, kiedy dzielnie milczałem nie wypowiadając nawet jednego słowa do Pottera i Pettigrew, mimo iż oni bez przerwy gadali. Czy nasze zachowanie zdziwiło kogokolwiek? Wątpliwe. Co najwyżej inne osoby z naszej grupy mogły przyjąć do wiadomości fakt, jakiejś kłótni, jaka musiała mieć miejsce i teraz ignorowali nasze dziwne zachowanie. Z drugiej zaś strony my nigdy nie zachowywaliśmy się całkowicie zwyczajnie.
I tak dzielnie dotrwałem do końca pierwszych zajęć i obiadu. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek wcześniej tak szybko pochłaniał posiłek, ale chciałem jak najprędzej wrócić do pokoju by pomóc przyjaciołom, którzy unieruchomieni zdani byli na rozmowy prowadzone między sobą wyjątkowo głośno. Poza tym musiałem nasmarować ich kropelkami od pani Pomfrey. Poza tym ciężko było mi pogodzić się z faktem braku Syriusza i Shevy u mojego boku. Bez nich nie miałem szans na przeżycie zwyczajnego dnia, cokolwiek by się nie działo. Dlatego nie czekając długo i nie rozwodząc się nad smakiem obiadu, który bez wątpienia był pyszny, biegiem postanowiłem udać się do pokoju.
- Jestem! – oznajmiłem swoje przybycie. Powitało mnie westchnienie ulgi, którego nie rozumiałem póki chłopcy mi tego nie wyjaśnili.
- Nigdy, ale to nigdy, nie pozwól by karmiły cię skrzaty domowe! – Syri spoglądał na mnie z niejakim zadowoleniem. – One potrafią obrzydzić każdemu posiłek. Kiedy nas karmiły miałem dreszcze. Nie ważne, jak głodny jesteś. Kiedy patrzysz na te poczwary masz ochotę pluć jedzeniem.
- O tak, zgadzam się w pełni z Syriuszem! – Andrew wydawał się poruszony do głębi. – Te długie, kościste palce, które trzymają łyżeczkę, wielkie, wodniste oczy, którymi na nas patrzyły, długaśne uszy... Przez chwilę myślałem, że wpadną do talerza!
- Nie chcę wiedzieć więcej. – poczułem, jak obiad, który zjadłem przed chwilą kotłuje się w moim żołądku. – Pokarmię was, a później nasmaruje, pasuje?
- Tak, tak, tak! – cieszyli się i krzyczeli jednocześnie, jak dzieci, którym oferuje się łakocie. Sam nie wiem, czy nie były to przypadkiem bardziej przerażające niż ich opowieść o skrzatach. Nie mniej jednak usiadłem obok Shevy i wziąłem z jego szafki nocnej talerz z zupą, który pojawił się na niej zaledwie przed kilkoma sekundami. Zacząłem, więc od niego wiedząc, iż Syri nie będzie miał mi niczego za złe. Powoli zacząłem, więc karmienie przyjaciela uważając by go nie pobrudzić. Przypominałem sobie przy okazji o mapie, którą zaczęliśmy robić wraz z Andrew. Był to jeszcze prototyp, ale gdyby wszystko poszło po naszej myśli mógłby okazać się idealnym oryginałem i jedynym w swoim rodzaju źródłem wiedzy o Hogwarcie.
- Doszukałem się dzisiaj w książce do zaklęć kolejnej ciekawej formuły. – zacząłem krojąc pływający w rosole kawałek marchewki na drobniejsze cząstki. – Myślę, że może nam się to przydać. Im więcej wysiłku włożymy w stworzenie tej mapy tym bardziej będzie później przydatna.
- Zgadzam się z tobą bezsprzecznie. – zielonooki otworzył usta czekając aż wleję mu na język zawartość łyżki. – Tylko później trzeba ją będzie odpowiednio zabezpieczyć. Samo rysowanie wcale nie będzie łatwe. Wszystko musi być dokładne.
- O czym wy tam mówicie? – usłyszałem szelest pościeli na łóżku Syriusza, który najwyraźniej zmieniał odrobinę swoją pozycję by słyszeć nas lepiej.
- Pamiętasz, albo i nie pamiętasz, mówiłem ci, albo ci nie mówiłem, sam nie wiem, o mapie, która miałaby nam pomóc w poruszaniu się cichcem po zamku. – nie miałem już zielonego pojęcia, z kim podzieliłem się tym pomysłem poza jednym Shevą. – Powoli zaczynamy ją tworzyć i właśnie o tym teraz rozmawiamy.
- Czyli knujecie coś w dwójkę, a mnie nie chcieliście wtajemniczyć?
Otarłem usta Andrew i odłożyłem pusty talerz na stolik. Podszedłem do Syriusza by teraz to nim się zaopiekować w podobny sposób i przy okazji zamknąć jego wątpiące usta łyżką pełną smacznej zupy.
- Po prostu próbujemy, co uda się nam stworzyć na próbę, a każda pomoc będzie nam potrzebna by mapa była kompletna. Jest pełno przejść, które jedni z nas znają lepiej, a inni gorzej, a przecież nasza mapka musi pokazywać nawet tajne przejścia. Dlatego zaczęliśmy z Shevą we dwójkę, a później mieliśmy zamiar wmieszać w to także ciebie, Jamesa i Petera. A teraz, Syriuszu, nie szukaj spisku tam, gdzie go nie ma, ale jedz grzecznie. Nie mogę siedzieć z wami w nieskończoność. Za dwie godziny mam kolejne lekcje i chociaż wolałbym was nie opuszczać to muszę.
- Wymówki! – prychnął zrzędliwie Black i krzywił się jedząc swój rosół. Zapewne oczekiwał czegoś bardziej treściwego, jak chociażby pulpecikowego specjału, czy też wielkiego kawałka mięsa, ale na to musiał jeszcze poczekać. Skrzaty zadbały o dietę unieruchomionych chłopców i jako drugie danie zaserwowały im makaron z jabłkowym musem. Sheva zjadł swoja porcję z apetytem i nawet wyraził nadzieję, że kiedyś będzie mógł ponownie zajadać się czymś takim, za to Syri mruczał pod nosem żądając mięsa. Zachowywał się jak dziecko.
Pomogłem chłopcom wypić sok, który dla nich przygotowano i wtedy zabrałem się za smarowanie Syriusza pachnącymi cytrynowo kropelkami. Przez chwilę byłem nawet zdziwiony, bo jak to możliwe, że nie czułem żadnego zawstydzenia dotykając go niemal w każdym miejscu ciała, gdy wykonywałem zalecone mi przez Pomfrey zadanie, a przecież tak bardzo rumieniłem się, gdy w grę wchodziły czyste pieszczoty. Wątpiłem także by Syri potrafił doszukiwać się czegoś przyjemnego w moich zabiegach, gdy jego ciało było takie obolałe, iż jęczał, gdy przekręcałem go z pleców na brzuch.
- Czujesz, jakąkolwiek różnicę? – zapytałem ciekawy odpowiedzi.
- O, tak. Cokolwiek to jest znieczula i rozluźnia mięśnie. Jutro już będzie całkiem nieźle, a po jutrze będziemy mogli z Shevą wrócić na zajęcia, tak jak mówiła Pomfrey. Zna się na rzeczy. Naprawdę złoty środek. – i szybko się wchłaniał, jak zauważyłem. Poklepałem chłopaka po udzie, odwróciłem powtórnie na plecy i pocałowałem w czoło. Przyszedł czas na Shevę, który przez dłuższy czas krzywił się, by później przywołać na twarz spokojny uśmiech. Wdychał przy tym miłą woń kropelek.
Nie często cieszyłem się ze swojego wilkołactwa, z siły, jaką posiadałem, a której nie używałem, czy też z możliwości, jakimi dysponowałem, dzięki nadzwyczajnie, jak na człowieka, wyostrzonym zmysłom. Teraz musiałem przyznać, że zapach kropel koił zmęczony umysł, a sprawność fizyczna pokonała już moje wcześniejsze dolegliwości. Byłem niemalże, jak nowy, chociaż jeszcze od czasu do czasu czułem, jak moje mięśnie drżą ze zmęczenia.
- Wiesz, Syriuszu... – Andrew uśmiechnął się pod nosem, kiedy smarowałem jego plecy. – Powinniśmy być wdzięczni, że Pomfrey nie zaleciła nam żadnych leków przeciwbólowych, które Remus musiałby nam aplikować od dołu. – jego ciało zatrzęsło się, kiedy krył chichot. Przynajmniej jego to bawiło, kiedy Syri prychał niezadowolony i zbulwersowany takim pomysłem, zaś ja mogłem tylko wykrzywić się na samą myśl o tym. Nie należałem do osób, które upodobałyby sobie oglądanie cudzych tyłków, a tym bardziej faszerowanie ich czymkolwiek.
- Lepiej wracajcie szybko do zdrowia żebym nie musiał niczego więcej robić poza smarowaniem waszych starczych ciał. – starałem się odciąć. – Prędzej powierzę was opiece Pomfrey niż sam będę się babrał w tak niewdzięcznych zadaniach. Co o tym myślisz, Andrew? Nadal cię to bawi?
- Zrobiłeś się wredny, Remusie. – mruknął niezadowolony. – Zepsułeś całą zabawę. – i teraz to ja miałem powody do śmiechu. Moi przyjaciele byli naburmuszeni, ale wiedziałem, iż bardzo szybko im przejdzie i znowu będą się uśmiechać. W końcu byli sobą.

2 komentarze:

  1. Remi po prostu dorasta i robi się nie tylko asertywny, ale i inteligentny pod względem szybkiego myślenia ripost xD Poza tym świetnie wychodzi mu przewodzenie uciążliwą dwójką przyjaciół, karząc ich brakiem swego zainteresowania... dla Pottera to nieco bardziej niegodne... w końcu to on ma być w centrum uwagi, a Remi go olewa. xDU mnie nowy rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. ~strega bianka28 lutego 2012 08:12

    Czytam już twojego bloga od jakiegoś czasu, ale masz tak dużo wpisów, że jeszcze nie doszłam do końca. Jesteś niesamowicie kreatywna, skąd ty bierzesz pomysły na te wszystkie przygody. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Piszesz coraz lepiej z rozdziału na rozdział. Właściwie to stworzyłaś tutaj własny świat. Świetnie tworzysz postacie. Każda ma swój charakter. Mam wrażenie jakby żyły naprawdę.Wpadnij do mnie, piszę yaoi fantasy-http://strega-tsm.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń