środa, 29 lutego 2012

Parówki?

25 marca
Tej nocy śniłem o parówkach w cieście francuskim, jakie czasami robił mój tata, a na które naszła mnie nagle ogromna ochota. Zupełnie nie wiedziałem, jaki mogło to mieć związek z poprzednim dniem, ani co szykował dla mnie kolejny, ale przez chwilę byłem przekonany, że był w tym jakiś głębszy sens. Nie mniej jednak bardziej skłaniałem się ku temu, iż więcej było we mnie romantyka niż zwyczajnego Remusa Lupina. Bo kto przy zdrowych zmysłach sądziłby, że w parówkach zawiniętych w ciasto może kryć się jakieś drugie dno, ukryta prawda? Nie mniej jednak wizja pysznego jedzenia sprawiła, że byłem bardzo pozytywnie nastawiony do świata i uśmiechałem się szeroko.
Poza tym niekonwencjonalnym sposobem poprawiania humoru, jakim były sny o jedzeniu, miałem szczęście doświadczyć także drugiego, którym był Syriusz. Chłopak odzyskał dawną sprawność i, jak sam twierdził, musiał upewnić się, że jego ciało nie straciło na wartości podczas dwudniowej bezczynności. Z przyjemnością patrzyłem, jak chłopak aktywnie uczestniczył w zajęciach, śmiał się, skakał, wyginał i zachowywał jak starzec, który nagle odzyskał ciało nastolatka. Kiedy patrzyłem na spokojnego Shevę nie mogłem uwierzyć, że ci dwaj przeszli przez to samo piekło. Andrew był niemalże niezauważalny. Siedział na tyłku spokojnie, unikał gwałtownych ruchów. Podejrzewałem, że niedługo mu to przejdzie, ale martwiłem się jego stanem. Może obawiał się nawroty dolegliwości? Kiedy zapytałem go o to otrzymałem odpowiedź, jakiej się nie spodziewałem.
- Jeśli zostanę unieruchomiony na dłużej, a przyjdzie mi spotkać się z Fabienem będę musiał go rozczarować. Nie mogę do tego dopuścić. Duzi i mali chłopcy mają swoje potrzeby, których nie można zaniedbywać. To tyczy się w szczególności dużych chłopców, bo oni najboleśniej odczuwają pewne braki w swoim życiu, kiedy już poznają smak przyjemności.
- Wiem, o co chodzi. – stwierdziłem z przekąsem. – Nie okazuję tego, ale dobrze rozumiem, o czym mówisz. Wbrew pozorom ja również żyję na tej ziemi. Po prostu udaję głuchego dla własnego bezpieczeństwa. Mniej się ode mnie oczekuje. – wyjaśniłem nie bez lekkiego skrępowania.
- Nie martw się. Dziś ci się nie uda niczego uniknąć. – jego tajemniczy uśmiech sprawił, że przez moje ciało przeszły dreszcze. On wiedział o czymś, o czym ja nie miałem pojęcia i wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę. Widziałem to w jego pełnych psotnych błysków oczach.
- Ty coś knujesz... – mruknąłem marszcząc nos.
- O, nie. Ja nie knuję przeciwko tobie, nigdy. To on coś wyknuł. – pokazując mi język skinął głową gdzieś w miejsce za moimi plecami. Musiałem wykonać obrót o sto osiemdziesiąt stopni by zauważyć Syriusza, który zbliżał się powoli. – Baw się dobrze. – usłyszałem zaraz przy moim uchu i nie miałem nawet czasu by prychnąć, gdyż Sheva uciekł nagle bardzo żywy i pełen sił, których przecież nie chciał nadużywać. Widać niewiele było mu trzeba by zmienić sposób patrzenia na świat.
Uznałem, iż na pewne nawyku przyjaciół nie ma lekarstwa i ponownie spojrzałem na Syriusza, który był już o krok ode mnie. Bez wątpienia, coś chodziło mu po głowie, gdyż uśmiechał się w ten specyficzny sposób świadczący o niecnych zamiarach.
- Byłem niemal martwy przez dwa dni. – zaczął w sposób, który uważałem za czystą przesadę. O ile w innych okolicznościach pewnie przyznałbym mu rację, o tyle dziś nie miałem takiego zamiaru. – Muszę mieć pewność, że jestem już w pełni sprawny, niczego mi nie brakuje, mam czucie w każdej części ciała, toteż chciałbym skorzystać z twojej uprzejmości i... sam rozumiesz... – udał zawstydzenie, co oczywiście wcale mu nie wychodziło. – Może byśmy tak spędzili jakiś czas sami w pokoju na łóżku? Rozmawiałem z chłopakami i wiem, że są niesamowicie zajęci przepraszaniem Andrew za tamten wyskok, zaś on nie należy do osób, które łatwo przebłagać.
- Nie kłam. Nie potrafisz wymyślić żadnego dobrego i wiarygodnego kłamstwa. Namówiłeś Shevę by zajął chłopaków na pewien czas, a sam chcesz to wykorzystać żeby sprowadzać mnie na złą drogę!
- Nie przeczę, że strzeliłeś w sedno. A więc? – nie lubiłem, kiedy prezentował swoje pełne, olśniewające uzębienie, ale i nie byłem w stanie wymyślić żadnej dobrej wymówki. Sam czułem, jak ciało zaczyna mnie swędzieć gdzieś głęboko, jakby w żołądku, co świadczyło o pewnego rodzaju podnieceniu.
Skinąłem głową nie mogąc powiedzieć głośno zwyczajnego „tak”. Mógł głos zapewne zadrżałby, albo nawet wydał się piskliwy, co tylko by mnie skompromitowało i sprawiło, że byłbym spięty. Póki nie mówiłem nic mówić mogłem spokojnie podążyć za chłopakiem do naszego pokoju, gdzie mogliśmy spokojnie rozładować całe napięcie, jakie odczuwaliśmy. Nie mogłem przecież zaprzeczyć, że dręczyły mnie pewne pragnienia, które nie chciały odejść, ale nie były na tyle męczące by spędzać sen z powiek.
Tak, nie mogłem zaprzeczyć, że czasami chodziły mi po głowie pewne niewłaściwe myśli, które nazwałbym delikatnym mianem „niegrzecznych”. Zapewne właśnie z tego powodu moje ciało reagowało prężąc się im bliżej byliśmy rozkoszy.
Już sam pocałunek sprawił, że zadrżałem, a moje usta uchyliły się zapraszając w siebie język Syriusza. Nasze codzienne życie pochłonęło czas, jaki spędzaliśmy razem i chociaż nie jednokrotnie powtarzałem sobie, iż to zmienię, nie zdołałem tego zrobić. Teraz za to mogłem w spokoju rozkoszować się Blackiem, jego ciepłem i drobnostkami, które nabierały znaczenia dopiero, gdy byliśmy razem.
Odsunąłem biodra od Syriusza, by nie mógł wyczuć krępującej górki, jaka prężyła się w moich spodniach on jednak wykorzystał okazję by podsunąć do góry moją szatę szkolną i rozpiąć guzik jeansów. W ten sposób o wiele łatwiej było mu wsunąć dłoń pod moją bieliznę, co sprawiło, że westchnąłem w jego całujące mnie nieprzerwanie wargi. Nie mogłem jednak pozostać dłużnym. Drżącą ręką sięgnąłem do jego krocza i chociaż niepewnie to uczyniłem to samo, co Syriusz. Minęła zaledwie chwila, która wydawała się wiecznością, a moja dłoń wypełniła się gorącym kroczem chłopaka. Jeśli moje było równie wstydliwie ciepłe to nie chciałem mieć, co do tego pewności. Przecież mógłbym umrzeć ze wstydu!
Starając się odtwarzać w pamięci każdy chwyt, ruch, pieszczotę, jakie już znałem sprawiałem przyjemność Syriuszowi, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Przygryzałem za to wargi, gdy Black dotykał mnie sprawnie, pewnie, jakby robił to tysiące razy i nigdy nie widział nic naturalniejszego.
Jego palce zaczęły masować niemal sam czubek mojego penisa, lekko podszczypywały skórę i doprowadzały do szaleństwa moje wrażliwe nerwy. Obawiałem się przypadkowo zranić Syriusza, toteż skupiłem się na dokładnym masowaniu i wyszukiwaniu wrażliwych punktów na jego trzonie. Czy mogłem kiedyś być sprawniejszy w tej dziedzinie, by zaskoczyć czymś kruczowłosego?
- Zaczekaj. – westchnąłem odsuwają się o krok. – Wszystko pobrudzisz! – mruknąłem pretensjonalnie, chociaż z wielkim trudem mi to przychodziło.
Zdjąłem szybko szkolną szatę i poczekałem, aż Syri spuści w dół swoje spodnie by samemu to zrobić. Nie chciałem świecić wdziękami, jako pierwszy albo, co gorsza, jedyny. Uspokoiłem oddech, gdy patrząc na jego płonącą podnietą twarz zbliżyłem się i na nowo wziąłem do ręki. Teraz doznania były inne, może nawet bardziej namiętne, gdy chłodne powietrze walczyło z ciepłotą ciała. Nic, więc dziwnego, że wyszukałem usta kochanka by powstrzymać się przed wzdychaniem. Nawet nie wiem, jakim cudem moje kolana pozostały sztywne i nie upadłem, kiedy naprawdę podniecony walczyłem z rozkoszą, której było więcej i więcej. Black, co jakiś czas poruszał biodrami, jakby nie potrafił nad tym zapanować. Nic, więc dziwnego, że zbliżyliśmy się do siebie nieświadomi tego, co robimy. Mój członek naparł na jego płonące ciało, nasze dłonie splotły się w jakiś niezrozumiały dla nas sposób nie przerywając pieszczot, ale je potęgując.
Nie chciałem wzdychać, nie chciałem wydawać żadnych odgłosów, ale było to niesłychanie trudne. Miałem ochotę wgryźć się w ramię chłopaka, co skończyłoby się zapewne tragicznie toteż ukąsiłem swoje ramię i zamknąłem mocno oczy.
I to już było dla mnie za wiele. Doszedłem wraz w wyrywającym się z gardła jękiem, a niedługo później mogłem z zadowoleniem stwierdzić, że i Syriuszowi było bardzo, bardzo dobrze. On również szczytował nie szczędząc sobie westchnienia.
- Zdrowy, jak zawsze. – mruknąłem mu w ucho, póki miałem na to odwagę.

1 komentarz:

  1. Syriusz jest zdrowy aż w nadmiarze xD Dwa dni wcale nie spowodowały poważnych uszczerbków w jego ruchach, a nawet dzięki chwilowej niedyspozycji tak wiele zyskał! Widać coraz większe przyciąganie między nimi. Remi przełamuje się ;3

    OdpowiedzUsuń