niedziela, 5 lutego 2012

Kartka z pamiętnika CLXIV - James Potter

Nazywam się James Potter i jestem bardzo, bardzo, ale to bardzo samotnym Gryfonem. Jestem najlepszym szukającym, jakiego dotąd miał Hogwart, moje lenistwo tylko podkreśla moją niebywałą inteligencję i pojętny umysł, a uroda wzbudzała zazdrość samego Lucjusza Malfoya! Byłem idealny, dlaczego więc byłem taki samotny? Nie miałem przecież wygórowanych wymagań, co do obiektu westchnień, byłem miły, uprzejmy, szarmancki, uśmiechałem się do każdego, chętnie żartowałem. Więc czego bały się najapetyczniejsze kąski w szkole? Wystarczyło do mnie podejść, zagadać, osobiście wręczyć miłosny liścik, a mieliby mnie u swoich stóp!
Pomysł Syriusza z powrotem do przeszłości nie spodobał mi się na tyle na ile zapewne powinien. W przeciwieństwie do innych nie miałem, do czego wracać. Dostałem kosza od Shevy, byłem w dziwnym związku z Nakamurą, a później zostałem rzucony przez mojego pierwszego chłopaka – Niholasa. Mało tego uganiałem się za Severusem, którym wyraźnie interesował się Lucjusz. Tak, byłem miłosnym pechowcem!
- To już piąte westchnięcie w przeciągu minuty, James. Czego ty ode mnie chcesz? – Kinn, jak przystało na mojego byłego partnera nie był najmilszy. Zastanawiałem się nawet, czy możliwym jest pozostanie dobrymi znajomymi po rozstaniu. Inni potrafili, a mi po prostu nie wychodziło.
- Chciałem porozmawiać. Wiesz, o dawnych czasach...
- Nie! – nawet nie skończyłem zdania, kiedy chłopak wpadł mi w słowo. – Chcę o tym zapomnieć, nie pamiętać, nie ma i nie było! Jesteś tylko moim znajomym i nikim więcej. I było tak zawsze, jasne? Nic nas nie łączy, nic nas nie łączyło.
- Było ci ze mną aż tak źle? – zapytałem żałując, że podjąłem temat, którego Kinn chciał przecież uniknąć.
- Nie dociera to do ciebie? Ja nie chcę by moja głupota w przeszłości atakowała moją udaną teraźniejszość. Byłem z tobą i w sumie nie było to zwyczajnym marnowaniem czasu. Podziwiałem cię i nie rozumiałem tak naprawdę, co czuję, ale teraz jestem już tego pewny. Wykorzystałeś moją niewiedzę na temat związków i naiwność. Za to dzięki temu udało mi się znaleźć kogoś naprawdę wartościowego i w końcu jestem szczęśliwy. Zawsze pojawiają się jakieś problemy, ale nikt o mnie nie zapomina, jak to było w twoim przypadku. Chociaż za to muszę być ci wdzięczny. Gdybym nadal był głupim naiwnym dzieciakiem nigdy nie trafiłbym na kogoś lepszego niż ty. Wybacz, James, ale naprawdę nie nadajesz się na życiowego partnera. Jesteś samolubnym narcyzmem, który ma w głowie plusz zamiast mózgu.
- Oczekiwałem raczej pocieszenia w ciężkich chwilach. – wyznałem czując, że szczere słowa chłopaka trafiły w samo sedno. Dobrze wiedziałem przecież jak się zachowuję, czego mi brakuje, a czego mam zbyt wiele.
- Przykro mi, że nie mogę ci pomóc, ale może powinieneś w końcu zabrać się za Evans. Była swego czasu o ciebie zazdrosna, kiedy jeszcze byliśmy ze sobą. Podejrzewała, że coś nas łączy i starała się ze mnie wydusić szczegóły na ten temat. Pamiętasz, kiedyś sam byłeś świadkiem tego, jak mnie dorwała?
- Nie pamiętam. – naprawdę nie pamiętałem.
- Jesteś beznadziejny. – Niholas machnął ręką. – Wiesz za to gdzie startować. Znikam póki nikt się nami nie zainteresował. I pamiętaj, że nie znamy się niemal w ogóle. Ot, tak troszkę. I nigdy nie rozmawiaj z Edvinem. – nawet się ze mną nie pożegnał tak, jak wypadało. Po prostu uciekł jakby pokazywanie się ze mną było czymś wstydliwym. To uświadomiło mi, że moje wysokie mniemanie o sobie nie przekłada się na uwielbienie tłumów.
Lisica weszła właśnie do Pokoju Wspólnego ze swoimi koleżankami. Nie zaszczyciła mnie spojrzeniem toteż nie miałem pojęcia ile prawdy mieściło się w słowach Niholasa dotyczących rzekomej zazdrości Evans o mnie. Z resztą nie miałem żadnej pewności, czy dziewczyna cokolwiek do mnie czuje. Trochę jej przecież dokuczałem, dostałem od niej po twarzy, dostarczałem problemów, kiedy najmniej było jej to potrzebne. Nie, niemożliwym było by cokolwiek do mnie czuła, czy chociażby darzyła mnie znikomą sympatią. N drugiej jednak strony ona sama miała w sobie coś niebywale ciekawego. Była ładna, silna jak mężczyzna, co moja szczęka mogła potwierdzić, jako świadek i ofiara.
Zielone oczy Lily spojrzały na mnie przeciągle, jej cienkie brwi uniosły się nieznacznie.
- Czego chcesz, Potter? – warknęła na mnie krzywiąc się, jakbym był paskudnym robalem toczącym gnojową kulkę.
- Chcę nacieszyć oczy urokiem najładniejszej dziewczyny w szkole, a to wymaga patrzenia. – rzuciłem zanim w ogóle pomyślałem o tym, co mówię.
- O co uderzyłeś głową, Potter?
- A musiałem uderzyć o cokolwiek by dostrzec twój jasny blask, kwiatuszku? – tak, zdecydowanie musiałem dziś o coś nieźle przywalić i wyparłem z pamięci ten incydent, skoro byłem w stanie mówić podobne głupoty. – Wystarczyło, że otworzyłem oczy, a mogłem paść rażony twoim czarem.
- Chodźmy, to może być zaraźliwe. – Lisica złapała koleżanki pod ramiona i pociągnęła je za sobą. – A tobie doradzam wizytę w Skrzydle Szpitalnym. – skwitowała moje starania przypodobania się jej.
Coś w tym było, coś bardzo kuszącego, bardzo odpowiedniego i na właściwym miejscu. Może właśnie odkryłem kolejny ze swoich licznych atutów? Nie przypominałem sobie bym kiedykolwiek miał okazję mówić równie wiele słodkości komuś innemu. Nawet Shevie nie schlebiałem, a teraz czułem się silny, czułem, że jestem panem.
Mężczyźni nijak nie nadawali się do podobnych zabaw. Ich nie można było porównywać do delikatnych cudów natury, co jednak było banalnie proste w przypadku kobiet. Evans nie była tu wyjątkiem, ale miała w sobie to, czego nie miały inne dziewczęta. Była silna, wytrwała i potrafiła stawić czoła każdemu.
I nagle nabrałem ochoty na czytanie liścików, jakie do tej pory otrzymałem od mojej tajemniczej wielbicielki, kimkolwiek była. W sumie żałowałem, iż znalazła się tylko jedna, ale z powodzeniem mogłem dowartościować się tym, co miałem.
Skoro przyjaciele chcieli cofnąć się w przeszłość to i ja miałem ku temu powody. Nie wiem, jakim cudem zapomniałem o tej tajemniczej dziewczynie od listów, a pamiętałem o każdej niespełnionej miłostce. Rozmowa z Kinnem nie było jednak bezwartościowa. Wiedziałem, że dobrze mu się powodzi, a to niejako sprawiało mi ulgę. Miałem swój maleńki udział w jego szczęściu, nawet, jeśli wymagało to usunięcia się z jego życia. Może James Potter nie był tak beznadziejnie beznadziejny, jakim zdawał się być?
- Starzejesz się, James. Może czas założyć rodzinę, wychować dzieci i przekazać nazwisko kolejnym pokoleniom? W końcu Potter brzmi dumnie! – podrapałem się po brodzie myśląc głośno. – Satorius i Seranetta Potter. Nie, nie. Kobiety są niebezpieczne. Jedna mi wystarczy. Lepiej gdyby było dwóch chłopców. Satorius i... Lancelot? Nie, to beznadziejne. Arthur. Tak, to brzmi lepiej. – przegrzebywałem swoje rzeczy w poszukiwaniu moich liścików ukrytych sam nie wiem gdzie. – Tylko, z kim będą bawić się moi synowie? – to wydawało mi się naprawdę poważnym problemem. Na Shevę, Syriusza i Lupina nie mogłem liczyć. Pozostawał mi tylko zakochany beznadziejnie w Narcyzie Peter. Ale czy jego wytrwałość w uczuciach wystarczy by podbić serce blond piękności i odbić ją innej blond piękności o imieniu Lucjusz? Przez chwilę zastanawiałem się nawet, który z nas jest w gorszej sytuacji. Ja, który nie miałem nikogo i zmuszałem serce do leżenia odłogiem w piersi, czy Peter, który bez wzajemności wzdychał do nieosiągalnej nimfy raniąc swoje serce, ciesząc je uczuciem, wmawiając sobie, że jednak będzie miał okazję do zrealizowania marzeń?
- Mam, haha! – mówienie do siebie nie było oznaką psychicznej stabilności za to niewątpliwie rozmawiałem wtedy z kimś, kto wart był mojego wysiłku wydobycia z siebie głosu.
Rozpakowałem pakuneczek zawierające wszystkie liściki, jakie do tej pory otrzymałem i położyłem je najstarszym do góry. Zacząłem czytać napawając się licznymi pochlebstwami, jakie wewnątrz znalazłem. O, tak. Kobiety potrafiły dostrzec we mnie to, co dla mężczyzn było ukryte. A więc musiałem szukać szczęścia pośród niebezpieczeństwa, jakie stanowiła ta z pozoru słaba płeć.

4 komentarze:

  1. Już widzę to przerażenie w oczach Shevy, gdy James oznajmia (z nie mniejszym przestrachem), że zakochał się w Evans xD W sumie... wiesz, Kirhan, kiedy Ty ich przedstawiasz, ich związek ma dla mnie sens i polot. Może książka nie była zła, ale w filmie jakoś... spłaszczyli ich partnerstwo. Tutaj jest walka dorastającego, młodego mężczyzny z silną i twardą dziewczyną.Słuchając (dzięki Luanie) Let's go crazy - Cn Blue wydawało mi się, że to tło do Kartki xD Fajnie się czytało przy tej piosence xD(u mnie nowy rozdział ;3)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Shukumei Yuki6 lutego 2012 15:47

    Tak, kobiety to z pozoru tylko słaba płec. W rzeczewistości, jak któraś ma charakterek, to zdominuje niejednego faceta. Myślę, że Lily zdominowałaby Jamesa. Mwahahaha! XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam w środę i w czwartek... nie ma to jak skopać studenta. Ambitnie chciałam zacząć uczyć się już dziś, ale... na tym się skończy. Wywiało mnie na wszystkie strony i marzę... pragnę i spaniu xDCzasami musi być dłuższa notka XDD

    OdpowiedzUsuń
  4. James dorasta i o dziwo zaciekawił mnie wątek pary james x lilly co od dłuższego czasu rzadko sie.zdarza, bo nie jestem w stanie czytać czegokolwiek innego niż yaoi. No, chyba, że jest to wyśmienicie napisane tak jak w tym przypadku xD.PS: muahaha powracam do moonlight secret. Bój się xp

    OdpowiedzUsuń