piątek, 9 marca 2012

Kartka z pamiętnika CLXVIII - Reijel

Moja Alicja nie wydawała mi się ostatnimi czasy szczęśliwa w mojej Krainie Czarów, a więc wiecznie zabiegany Królik stracił już swoją moc i przestał interesować główną bohaterkę. Chodziła zamyślona, brakowało jej entuzjazmu, zapominała dosolić zupy lub wręcz przeciwnie, nie szczędziła przypraw. O wiele rzadziej się też uśmiechała, a nawet, kiedy to robiła nie byłem przekonany, co do szczerości tego gestu. Może miał na to wpływ fakt, iż dzieciak Marcela nie odwiedzał nas już nazbyt często, a Oliver przecież go uwielbiał? Tyle, że nie było to moją winą. Śmierdziel dbał już sam o siebie i nie musiał być ciągle niańczony. Fillip mógł, więc pracować w sklepie mając go przy sobie. Ale przecież Oli nie był kobietą, a więc nie mogło mu aż tak brakować opieki nad jakimś wrzeszczącym mikroorganizmem. Nie wierzyłem, iż nagle obudził w sobie jakieś instynkty macierzyńskie, które teraz dręczyły go dniami i nocami nie pozwalając na skupienie się na mojej osobie. Nie mogłem mu w prawdzie obiecać, że będę robił pod siebie, a on będzie mógł mnie przewijać, ale na pewno potrafiłbym sprowadzić na jego jasną główkę tyle problemów, że nie miałby czasu na odpoczynek. I to właśnie dręczyło mnie najbardziej! Gdybym tylko wiedział, że o to chodzi nie dałbym mu zebrać myśli i zasypał drobnymi i większymi obowiązkami. A może nie o to chodziło? W końcu człowiek, który stworzył Alicję w Krainie Czarów był wielkim zboczeńcem, który gustował w małych dziewczynkach. Krzywiłem się na samą myśl o tym, że mój kochanek mógłby pragnąć fizycznej bliskości z zasmarkanym dzieckiem o milimetrowych walorach...
Czyżbym był dla niego zbyt wielki?! Może jego dziurka nie wytrzymywała już mojego ogromu w swoim wnętrzu, bolała i to skłoniło chłopaka by zaczął gustować w takich małych, obrzydliwie miękkich penisach? To było niemożliwe!
Rozpiąłem spodnie i zajrzałem pod bieliznę przyglądając się swojemu kroczu. Co takiego mogło mu się nie podobać? Było idealne!
- Co ty robisz? – Oliver wszedł do salonu, w chwili, kiedy podziwiałem samego siebie chcąc nabrać pewności, że niczego mi nie brakuje i jestem pod każdym względem lepszy od jakiegoś kilkulatka, który nawet dobrze nie potrafi chodzić.
- Co ci się w nim nie podoba, że wolisz tą małą glizdę Nathaniela? – zsunąłem spodnie i bieliznę na tyle by pokazać swoje krocze chłopakowi. Nie czułem wstydu, bo niby, dlaczego miałby go czuć? Uwielbiałem swoje ciało, a już z całą pewnością miejsce, które do niedawna doprowadzało mojego kochanka do szaleństwa.
- Co?! – Oliver poczerwieniał, speszył się i przez chwilę był lekko zamroczony. – Co ty opowiadasz? I nie obnażaj się przede mną tak nagle!
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – nie ruszyłem się z miejsca, nie ukryłem swoich walorów. Niech się napatrzy i pożałuje, że chciał z nich zrezygnować.
- Nie odpowiedziałem, ponieważ nie rozumiem twojego pytania.
- Wolisz Nathaniela niż mnie i teraz, kiedy go nie ma nie potrafisz przestać o nim myśleć. Nie dbasz o mnie! – skrzyżowałem ramiona na piersi, a moje spodnie opadły do samych kostek
- Co ty opowiadasz?! – wyraźnie unikał patrzenia na moje ciało. – Idiota! – prychnął nagle i podszedł do mnie rozeźlony. Złapał mnie za koszulę, przyciągnął do siebie i pocałował mocno. – Twój umysł jest tak zdeprawowany, że czasami się ciebie boję! Tutaj nie chodzi o Nathaniela, tylko o ciebie! Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że patrzę na dziecko w taki sposób?!
- Cóż... – wzruszyłem ramionami.
- Twoja zazdrość jest przerażająca! To ty jesteś moim problemem! – tym razem to on splótł ramiona. – Cały czas zastanawiam się, jak ci udowodnić, że cię kocham, że nie szukam nikogo innego. Myślisz, że nagle tak łatwo jest mi się otwierać na innych i obdarzać każdego miłością? – prychał, co jakiś czas, jak przerośnięty kociak. Podobało mi się to, jak się pieklił, więc nawet nie powstrzymywałem swoich odruchów. Objąłem go, przycisnąłem do siebie i pocałowałem. Jego ciało było lekko pobudzone, ale z każdą chwilą czułem, jak pęcznieje coraz bardziej. To było bardziej przekonywujące niż jakiekolwiek słowa. Chociaż było coś, co nie pozostawiłoby żadnych wątpliwości toteż postanowiłem skorzystać z okazji i podsunąć to rozwiązanie chłopakowi.
- Więc uważasz, że mój członek jest najlepszy i nie chcesz mniejszego? – szepnąłem mu na ucho. – Przez chwilę myślałem nawet, że twój tyłek może już boleć od ciągłego przyjmowania mnie w siebie... Z resztą tak rzadko mnie kosztujesz...
- Bo nie dajesz mi ku temu okazji! – wstydził się, ale był całkowicie szczery w tym, co mówił, co było przecież moją zasługą. Całkiem nieźle go wyszkoliłem.
Oliver odsunął się ode mnie i uklęknął, co było dla mnie bodźcem samym w sobie. Kiedy pomyślałem, że w podobny sposób mógłby zachowywać się w czasie modlitwy miałem ochotę zbezcześcić ten obraz bardziej.
- Zaczekaj. – przykucnąłem i sięgnąłem jego ust w kolejnym pocałunku. I tego nie mogłem sobie odmówić. Moje niedawna zazdrość zamieniła się w pożądanie i dopiero teraz mogłem poczuć, jak bardzo zawrócił mi w głowie ten jeden człowiek. – Gotowe, teraz możesz. – oblizałem się mając świadomość, że moje usta rozciągają się w specyficznym uśmiechu, który tylko Oliver potrafił u mnie wywołać.
Wsunąłem dłonie w jego jasne, miękkie włosy, które miejscami tworzyły zgrabne fale. Gdyby były dłuższe z pewnością zaczęłyby się nawet skręcać, jak to miało miejsce w przypadku Fillipa. Mój kochanek był jednak zdecydowanie cudowniejszy! W końcu nikt tak jak Diabeł nie potrafiłby dostrzec potencjału w człowieku.
Oblizałem usta, kiedy Oli uchylał swoje by objąć nimi mój członek. Prężyłem się bardziej i bardziej, kiedy mogłem obserwować jego starania, czuć ciepły, wilgotny język, miękkie wargi. Wszystkie rumieńce zawstydzenia zniknęły już z jego buźki, a te, które się pojawiały były dowodem jego podniecenia. Widziałem przecież, jak pęcznieje w spodniach, kiedy klęczał przede mną liżąc i ssąc z wprawą, jakiej przy mnie nabrał. W jego gestach było jednakże coś wyjątkowo czułego, jakby chciał pokazać, że to, co mówił wcześniej było prawdą i poza moim penisem nie widział żadnego innego.
Niestety przeliczyłem się i chociaż chciałem by jak najdłużej pieścił mnie w ten sposób, tak nie byłem w stanie tego znieść. Pragnąłem więcej!
Szarpnąłem biodrami wyjmując swój członek z gorących warg i łapiąc chłopaka za ramiona podniosłem go. Jak to w ogóle możliwe, że pozwoliłem mu przez tak długi czas mieć na sobie ubranie? Teraz żałowałem tego okropnie. Chciałem zerwać z niego te zupełnie zbędne materiały, ale on znając mnie doskonale sam pozbył się ich szybko i sprawnie. Nie chciał stracić ulubionej koszulki, gdybym to ja miał dobrać się do niej, a przyszywanie guzika wydartego ze spodni również mu się nie uśmiechało.
Złapałem go mocno za nagie pośladki, wycałowałem namiętnie jego usta wsuwając w nie język najgłębiej, jak się dało. Jakże chciałem wbić się w niego nie bawiąc w zbędne przygotowania! Tyle, że zamknąłbym sobie tym drogę na najbliższy tydzień. Wytrzymałem, więc bolesne podniecenie pocierając swoim kroczem o jego rozgrzane, wilgotne ciało i wychodząc ze skóry zaaplikowałem mu swoje palce. Powoli, metodycznie starałem się, chociaż odrobinę mu dopomóc, a później mając już wszystko w nosie złapałem go za uda, mruknąłem by objął mnie za szyję i podniosłem lekkie ciało na wysokość swojego pasa. Nasunąłem go na siebie wymuszając na jego nie całkiem przygotowanym tyłeczku posłuszeństwo. Byłem bestią, kiedy miałem go w końcu dla siebie. Moje lędźwie rozdzierało pożądanie, a on był bezgranicznie wierny. Słyszałem jego pojękiwania bólu, a później wyraźnej rozkoszy, jego uczucia wbijały się w mój brzuch, kiedy pchnięciami unosiłem jego ciało.
Biały Królik odzyskał swoją Alicję i znowu zwabił ją do swojej nory, by zatrzymać ją w Krainie Czarów, a sądząc po jego krzykach moje zaczarowane włości całkiem jej się podobały.
Jego zęby zagryzały się na mojej szyi, ramionach, paznokcie wbijały się w skórę na łopatkach. Nic dziwnego, że się w nim zakochałem i wykradłem jego serce z niewdzięcznych objęć Fillipa. Jak można było nie doceniać kogoś takiego, jak Oliver? Jeśli ktoś taki jak ja mógł stać się człowiekiem to tylko dzięki temu chłopakowi, którego rozkochałem w sobie gwałtem, a teraz raniłem by zlizywać krew i zaleczać każde pokaleczone miejsce.
Nic, więc dziwnego, że szczytowałem w nim z największą rozkoszą starając się wcześniej by kochanek oszalał z przyjemności, jaką to ze sobą niosło. Już ja wiedziałem, jak zadbać o ten związek by pozostał niezniszczalny.

3 komentarze:

  1. "Tyle, że zamknąłbym sobie tym drogę na najbliższy tydzień" - Ha! Oliver także ma cię w garści, straszliwy diable! Ojj, coś miękniesz, ostatnimi czasy. Starasz się o Olivera, pokazujesz, że ci na nim zależy...No, naprawdę, Reijel... a raczej z surowego Reijela niewiele już zostało. Hah, zazdrosny o dziecko... i jakie ma myśli! XDD Uwielbiam Cię za tę kartkę! **

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie mogę... Być zazdrosnym o dziecko...? Reijel przeginasz... :D Przecież Oli by nie wytrzymał bez Ciebie :) Kirhan jesteś wielka :) Zdążyłam się ztesknić za tą parką a tu proszę :) Mnóstwa weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe świetne ktoby się spodziewał, że Reijel jest aż tak pełen uczuc :P

    OdpowiedzUsuń