niedziela, 25 marca 2012

Kartka z pamiętnika CLXXI - Syriusz Black

Nie, zdecydowanie nigdy nie miałem przyzwyczaić się do dźwięków wydawanych przez ciało Remusa podczas przemiany. Wszystkie te skrzeki, trzaski, chrupnięcia były przerażające, kiedy miałem świadomość, iż dochodzą z wnętrza ciała mojego chłopaka, który stara się być dzielny, gdy w bólach przemienia się w sporego, groźnego wilka. Zdecydowanie wolałem właśnie to określenie i patrząc na Remusa widziałem w nim więcej zwierzęcia niż bestii. Może i był większy od przeciętnego wilczka w jego wieku, miał masywniejsze tylne łapy, a budowa tułowia pozwalała mu na poruszanie się na dwóch łapach, ale dla mnie był po prostu młodym wilkiem, który na pewno pozwoliłby się oswoić.
Z tego właśnie powodu zdecydowaliśmy, że dziś przy przemianie będziemy obecni wszyscy i pozwolimy by nasz kudłaty Remi oswoił się z nowymi kolegami. Prawdę powiedziawszy miałem wrażenie, że wilczy pyszczek Remusa uśmiecha się na mój widok, kiedy już całkowicie przemieniony zawył głośno. Nie lubiłem tego rodzaju powitań, ale zignorowałem jeżącą się na moim grzbiecie sierść i podszedłem do wilkołaka powoli. Dotknął swoim nosem mojego i cieszyłem się, że psy nie mogły się rumienić, gdyż wydawało mi się to takim zwierzęcym pocałunkiem. Pozwoliłem by Remus mnie obwąchał, a następnie pchnąłem jego pysk swoim w kierunku przyjaciół stojących w pobliżu drzwi. Miałem nadzieję, że chłopcy widzą w ciemności równie dobrze, co ja. W przeciwnym razie mogliby dostać zwału nie widząc zbyt dokładnie, co dzieje się wokół. Remi zdecydowanie poznał Shevę, gdyż kłapnął na niego groźnie, zawarczał, ale nie wydawał się chętny do ataku. Andrew sfrunął z rogów Jamesa na ziemię i pozwolił by Remi podszedł do niego szturchając go nosem. Wiem, jak wiele odwagi musiało to kosztować chłopaków, kiedy najprawdziwszy wilkołak obchodził ich dookoła, wąchał, czasami powarkiwał. Ja w zupełności nawykłem już do tych zachowań, ale dla nich były one czymś nowym.
By wspomóc jakoś kolegów zbliżyłem się do nich. Miałem nadzieję, że odczytają prawidłowo moje intencje. Remus nie miał najmniejszego zamiaru robić im krzywdy i szybko stracił nimi zainteresowanie dumnie przechadzając się po pokoju. Może wyczuł, że w tej chwili to on jest tutaj panem i nikt nie ma odwagi mu się sprzeciwić, gdyż wyłożył się na pościeli obserwując nas uważnie. Łeb położył na łapach, a jego złote oczy błyszczały w mroku, jaki panował po zgaszeniu świeczki. Remus nigdy nie zostawiał jej zapalonej w obawie, że mógłby ją przewrócić w czasie przemiany.
Patrzyłem, jak Remi zaczyna się powoli denerwować z powodu nudy, jaka męczyła go, co miesiąc w czasie pełni. Oczy mu się zamykały, zaczynał, więc warczeć i kręcić się niespokojnie. Odsłaniał ostre, białe kły, które bez problemu rozerwałyby na strzępy Shevę lub Petera. Biedny blondynek wyglądał, jakby w każdej chwili miał uciec gdzie pieprz rośnie i dygotał przerażony, chociaż dzielnie opierał się o kopyta Jamesa, by nie upaść. Nie wątpiłem, że i ja reagowałbym podobnie, gdybym nie chodził z Remusem i nie wierzył w niego.
„To potwornie głupie, ale...” przeszło mi przez myśl, ale odrzucając wszelkie wątpliwości, co do trafności pomysłu po prostu postanowiłem go zrealizować. Najwyżej się wygłupię!
Podskoczyłem w miejscu uginając nisko przednie łapy i podniosłem wysoko tyłek machając ogonem, jak idiota. Gdzie ja się tego naoglądałem? Remus zainteresował się moim zachowaniem i usiadł na łóżku obserwując mnie przez chwilę. Zacząłem, więc odskakiwać w tył i znowu brykać w przód. Nie byłem pewny, czy psy tak właśnie się bawią, ale miałem wrażenie, iż później powinno nastąpić przepychanie, udawana walka i inne zabawy, na jakie pozwalały zwierzęce przymioty. Z tyłu słyszałem kpiące odgłosy śmiechu wydawanie przez moich przyjaciół. James wydawał mi się rżeć jak koń, co postanowiłem mu wyznać, kiedy rano będziemy wymieniać się spostrzeżeniami na temat tej nocy.
Remus wybił się mocno z łóżka i wylądował z łoskotem na czterech łapach przede mną. Był naprawdę wielki, lub taki mi się wydawał, gdyż niezmiennie przylegałem połowicznie do ziemi. Wilkołak zapiszczał jak szczenię i przyjął postawę podobną do mojej. Modliłem się o to by mnie nie zmiażdżył swoim cielskiem, kiedy już rzuci się na mnie. Liczyłem także na jego wilkołaczą świadomość, która powinna przestrzec go, że nie może mnie gryźć nawet dla zabawy. Zaryzykowałem i skoczyłem na Remusa, który pozwolił się przewrócić i teraz usiłował zepchnąć mnie z siebie łapami. Kątem oka zdążyłem dostrzec przerażone oczy przyjaciół, którzy najwidoczniej nie pojmowali, co robię. Dla nich musiałem stracić głowę skoro prowokowałem bestię do walki. A jednak ta straszna bestia nie miała mi tego chyba za złe, gdyż wyraźnie widziałem, jak całkiem słodka mordka uśmiecha się zwalając mnie z siebie i teraz to ona atakowała przyszpilając mnie do ziemi potężnymi łapami. Chcąc lub nie, musiałem przyznać, że zabawa, chociaż świetna była niebywale trudna. Nie łatwo było przepychać się, kiedy zamiast rąk i nóg miało się do dyspozycji łapy, o ograniczonych możliwościach ruchu. Z resztą bardzo szybko byłem zmęczony, gdyż nie nawykłem do tego typu zabaw w mojej aktualnej formie. Kiedy byłem już wystarczająco zmęczony położyłem się na ziemi i posapując poddałem się woli niekwestionowanego zwycięscy, który zawył kolejny już raz tej nocy. Ułożył ciężki łeb na mojej piersi i leżał, jak na zwłokach powalonej zwierzyny. Jak wcześniej podobała mu się zabawa w przepychanie tak teraz zagustował w byciu panem i władcą.
Próbowałem sobie przypomnieć, czy wcześniej Remus, jako wilkołak był równie przyjazny, co teraz. Nie powiedziałbym, żeby tak było, a jednak teraz byłem w stanie zaczepiać go i bawić się z nim nie odczuwając strachu. Może właśnie tresowałem sobie wilkołaka?
Ociężały zrzuciłem z siebie jego łeb i podniosłem się zastanawiając, co takiego powinienem robić teraz, kiedy miałem przecież ze sobą resztę przyjaciół i nie mogłem oczekiwać, że będą sterczeć w jednym miejscu przez cały czas. Szczeknięciem dałem znać Jamesowi by otworzył drzwi pokoju, w jakim się gnieździliśmy. Spacer po niewielkim domku na pewno miał nam sprawić niejaką przyjemność, a wątpiłem by Remi często wychodził z tego zdewastowanego pomieszczenia. Nie przypominałem sobie, byśmy mieli okazję kręcić się w tej formie po domu toteż zawsze byłoby to pewną rozrywką dla znudzonego wilkołaka, a nie od dziś wiadomo, że wilkołak znudzony to wilkołak zły.
Otarłem się bokiem o Remusa, który drgnął czujny, kiedy drzwi zaskrzypiały cicho. Chciałem zachęcić go do wyjścia, więc poczekałem aż przyjaciele opuszczą bezpiecznie pokój, a za nimi podążyłem zerkając do tyłu na zainteresowanego wszystkim Lupina. Moja łagodna bestia rzuciła się biegiem w kierunku schodów zeskakując z kilku ostatnich i zaczęło się szaleństwo biegania, przewracania przedmiotów, które stanęły mu przypadkowo na drodze, wąchania w powietrzu i z tego, co zauważyłem Remi naprawdę nie wpadł do tej pory na pomysł by wydostać się z tamtego pokoju. Może, jako wściekły wilkołak, który nie miał, kogo kąsać i atakować wolał zająć się rozładowywaniem furii zamiast kombinowaniem? Teraz był za to poniekąd wolny i mógł się wyszaleć. Całe szczęście wszystkie okna i drzwi były zabezpieczone, więc Remi nie mógł się wydostać poza dom, a najwyraźniej właśnie na to liczył.
Spojrzałem na zlęknionych przyjaciół, kiedy z jednego z pomieszczeń doszło naszych uszu przeraźliwe, groźne wycie, odgłos łamanych drewnianych konstrukcji, pewnie jakiegoś krzesła, a później warczący wściekle wilkołak wyszedł stamtąd z krwawiącą łapą. Gdybym potrafił używać ludzkiej mowy uspokoiłbym przyjaciół, którzy zadrżeli na ten widok. Remus nawet, jeśli wściekły nie znajdował żadnej rozkoszy w atakowaniu zwierząt. Był wilkołakiem, a nie głodnym tygrysem.
Naraz coś przyszło mi do głowy. Sam jeden nie miałem szans z Remim, ale razem z przyjaciółmi mogliśmy zamęczyć wilkołaka tak, by padał z wyczerpania. Obiłem się o Pottera, który zachwiał się na swoich długich nogach. Figlarnie zaszczekałem i odskoczyłem od niego. Chciałem by mnie gonił i by zrozumiał, co chcę mu przez to przekazać. Nie dotarło do niego toteż powtórzyłem poprzednią czynność, przesunąłem łapą Petera i uciekłem na dwa metry. Remi szybciej łapał niż reszta toteż i on zaczął obijać się o powolnego w myśleniu jelenia i drażnił łapą szczura. Sheva załapał, jako kolejny i z wyraźnym zadowoleniem zaczął dziobać Pottera po grzbiecie. Sam nie wiem, czy okularnik pojął, w czym rzecz, czy zwyczajnie tak się rozsierdził, że zaczął nas gonić po całkiem obszernym wnętrzu chaty, która przecież jeszcze niedawno wydawała nam się dziwnie maleńka.

2 komentarze:

  1. Jakie Słodkie ^^ Ciekawe kiedy Syrii odważy się wyciągnąć Remiego na błonia :D Co tam u Dennego i Alena ?? :P dawno ich nie było :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ksenia666@op.pl30 marca 2012 01:12

    Kochane zwierzaczki ;3 Wilkołak, jak chce, to potrafi być milutki... i pyszczek mu się uśmiecha ;3 Ojj, Syri powinien powiedzieć o tym Remusowi. Chłopak na pewno poczułby się lepiej, gdyby wiedział, że nawet z rozwaloną łapą nie zagraża swoich przyjaciołom.Akemi

    OdpowiedzUsuń