środa, 14 marca 2012

Odwiedziny

29 marca
Nie mieliśmy żadnych wielkich planów na ten słoneczny dzień, który zaczął się od gradu, jak tylko przetrwać, cieszyć się życiem, uśmiechać. James znalazł nam jednak zajęcie jeszcze zanim ktokolwiek z nas pomyślał o leniuchowaniu, czy też o nauce. Nie mogliśmy się mu dziwić, a jednak nie byliśmy w stanie powstrzymać ogromnego niezadowolenia, jakie wywołało jedno tylko stwierdzenie:
- Hagrid to nasz przyjaciel i musimy go czasami odwiedzać!
- Twoje ostatnie odwiedziny zakończyły się dość tragicznie. – pozwolił sobie zauważyć Syriusz, który wyczuwając klęskę swoich starań chciał przynajmniej zachować twarz i przeciwstawić się reżimowi Pottera.
- Nie będę nic pił! Ale jego przyjaźń może nam się kiedyś przydać, więc zbierajcie zasiedziałe tyłki. Peter, ty też idziesz, więc przestań wpychać się pod łóżko. I tak cię widzę.
- Dlaczego mam złe przeczucie, co do tego? – mruknąłem do siebie kręcąc głową. Zabrałem najbardziej niezbędne rzeczy, bez których wolałem się nigdzie nie ruszać i milczący czekałem na równie niezadowolonych z pomysłu Jamesa przyjaciół.
Chatka Hagrida zawsze była wypełniona dusznym powietrzem o dziwnym, nieprzyjemnym zapachu ziół i suszonego mięsa, a w chwilach karmienia psa trudno było tam wytrzymać. Dziś miałem wrażenie, że moje wyczulone zmysły sprowadzą na mnie ostateczne nieszczęście i stracę przytomność. Nie musiałem wchodzić do środka by czuć ten niesamowity smród, który sprawiał, że tęczówki moich oczu chowały się gdzieś wewnątrz czaszki. Poprosiłem o zostawienie otwartych drzwi tłumacząc się kiepskim stanem zdrowia i potrzebą większej ilości powietrza. Wymówka była głupia, jednak naiwny, niewinny i trochę wolno myślący gajowy zgodził się na wszystko, a nawet otworzył szeroko jedyne okienko, bylebym czuł się u niego bardziej komfortowo. Nie był taki zły, chociaż na pewno należał do trochę niechlujnych osób, z którymi nie można było przebywać zbyt często. Mimo to czułem do niego rosnącą z każdą chwilą sympatię.
- Cudownie, że jesteście! – mężczyzna właśnie nastawiał wodę na herbatę, rozkładał na talerzu swoje sławne już ciasteczka i uśmiechał się wesoło, co wydawało mi się bardzo podejrzane. – Miałem zamiar napisać do was i zaprosić na wieczorek poetycki.
- Merlinie, nie. – Sheva uchylił usta, jego wielkie oczy stały się tym większe, a błagalne spojrzenie powędrowało do mnie. Całe szczęście Hagrid nie słyszał tego komentarza zbyt zajęty szperaniem w komodzie, jaka ustawiona była niedaleko okna. Pomrukiwał przy tym jakąś melodię, której nie znałem i znać z pewnością nie chciałem.
Nasze spojrzenia przeniosły się na Jamesa, który właśnie wpychał do ust ciastko Hagrida, jakby planował popełnić samobójstwo dławiąc się tym kawałkiem pieczonego kamienia z rodzynkami. Tak, nie było wątpliwości, że po kulinarnych zainteresowaniach gajowego przyszła pora na te dotyczące poezji.
- Nie jestem pesymistą, Potter, ale realistą i wiesz, co o tym myślę? – Syriusz wyglądał, jakby sam planował za chwilę wepchnąć paskudne ciastko w gardło okularnika. – Kiedy to wszystko się skończy zgotuję ci taką masakrę, że będziesz pływał we własnej krwi i połykał swoje flaki.
- O, jest! – wszyscy przywołaliśmy na twarz sztuczne uśmiechy, kiedy Hagrid wyciągnął jakiś pomięty pergamin, któremu przyglądał się z nieskrywaną dumą. – Mam nadzieję, że się wam spodoba. – nie potrafiliśmy powiedzieć mu prosto w twarz, co takiego myślimy na temat jego jeszcze nieprzeczytanego nawet wiersza. Wyglądał, jak wielkie dziecko, któremu prawda złamałaby serce.
- Z pewnością będziemy zachwyceni. – sam nie wiem, jakim cudem te słowa przeszły przez gardło Shevy, ale niewątpliwie sprawiły przyjemność mężczyźnie, który uśmiechnięty, zarumieniony odchrząknął przed odczytywaniem swojego dzieła.
- Świeci słoneczko, wieje wiaterek, a ja sobie wędzę kilo mortadelek. – Syriusz poczerwieniał powstrzymując śmiech, Andrew wyglądał na bliskiego płaczu, zaś ja zupełnie nie wiedziałem, co mam zrobić toteż siedziałem z uchylonymi ustami zaskoczony, oszołomiony, sam nie wiedziałem, co czułem, kiedy tego wysłuchiwałem. – Leci motylek, brzęczy pszczoła, a ja gotuję rosołek z woła. Zakwitną kwiatki, trawa zzielenieje, a je herbatki więcej poleję, I tak dotrwamy razem do zimy, bo jak niedźwiedzie zimą nie śpimy.
Wahałem się przez chwilę nie wiedząc, co powinienem zrobić, jak zareagować, gdy najwyraźniej wielki odczyt dobiegł końca. Zacząłem, więc bić brawo, a przyjaciele dołączyli do mnie uznając to za najlepsze rozwiązanie w aktualnej sytuacji. Hagrid wzruszył się bardzo kryjąc rumianą twarz za pergaminem ze swoim wierszem. Miałem nadzieję, iż mężczyzna nie będzie próbował tworzyć kolejnych dzieł i tym samym oszczędzi nam wysłuchiwania czegoś tak okropnego. Nie byłem może wielkim znawcą poezji, a jednak lubiłem kilku wielkich twórców, którzy zapewne przewracali się teraz w grobach.
- Hagridzie, to było piękne i tak szczere, tak wzruszające, że nie powinieneś pisać więcej. – Sheva otarł łzy z oczu, chociaż ciężko było mi powiedzieć, czy były prawdziwe, czy też wymusił je dla poparcia swojego kłamstwa. – Poezja na tak wysokim poziomie może być niebezpieczna.
- Tak myślisz? – gajowy spojrzał na swoje dzieło, przeczytał je chyba kolejny raz i złożył kartkę bardzo dokładnie. – Masz rację. Jeśli moje wiersze wyciskają łzy, kiedy są wesołe, to, co dopiero, gdyby były smutne?
- O tak, taki talent powinien być ukryty dla bezpieczeństwa świata. – przyznał Syriusz wbijając paznokcie w swoje ramię, by się przypadkiem nie roześmiać. – Świat nie jest gotowy na ciebie.
- Tylko popatrzcie, jak późno się już zrobiło! – James chyba pojął swój błąd wynikający z kłamania Hagridowi i wolał ulotnić się zanim znowu powie coś, co zaowocuje twórczą pasją w prostym umyśle tego naiwnego wielkoluda. – Mamy jeszcze tyle zadań, że najchętniej zostałbym tutaj do następnego tygodnia, ale niestety obowiązki wzywają.
Coś białego przemknęło koło okna, choć widziałem to wyłącznie kątem oka. Pospieszyłem do drzwi zastanawiając się, czy mógł to być jednorożec, który jakimś dziwnym sposobem zapędził się w te rejony, ale to, co zobaczyłem z całą pewnością nie mogło być jednorożcem.
- Remusie? – przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Coś widziałem... Ale to trochę bez sensu. To był biały królik w kamizelce. Widziałem to tylko przez chwilę, więc mogłem się przewidzieć! – dodałem pospiesznie widząc spojrzenia chłopaków. Tyle, że byłem wilkołakiem, mój wzrok mógł mi płatać figla, ale nie, kiedy słońce wisiało wysoko na niebie. To naprawdę był jakiś wyjątkowo dziwny królik.
- Za dużo czytasz i teraz masz zwidy. – Peter poklepał mnie po ramieniu swoją pulchną ręką. – Lepiej trzymaj się z daleka od horrorów, bo w nocy nie będziesz mógł zasnąć. Ja kiedyś tak miałem, kiedy zjadłem zbyt wiele przed snem i śniły mi się okropne rzeczy. Obudziłem się zlękniony i nie mogłem więcej już zasnąć. Od tamtego czasu jem zdecydowanie mniej wieczorami i nie podjadam w łóżku zaraz przed zaśnięciem.
Syriusz śledził uważnie ruchy każdego mięśnia na mojej twarzy, jakby uważał, że będę kłamał bez względu na to, co teraz powiem, ale gdy nie odezwałem się ani słowem to on zabrał głos wsuwając głowę do wnętrza chatki gajowego.
- Hagridzie, dużo macie w Zakazanym Lesie królików w kamizelkach?
- Znaczy się, długouchych mamy wiele, ale żeby ubrane chodziły? Nie, takiego jeszcze nie spotkałem. Może to jakaś nowa rodzina, która się tutaj wprowadziła?
- Dobra, teraz nie wiem, który z was jest bardziej walnięty, ty, czy on? – James nie oszczędził sobie szczerego komentarza, który wydawał mi się poniekąd sensowny. Przecież zwierzęta nie nosiły ubrań, a już na pewno nie biegały w kamizelkach po błoniach.
- Ja widziałem kiedyś flaminga w kapeluszu słomkowym, który łowił ryby trzymając wędkę. – Sheva wyszczerzył się do mnie wyrozumiale. – Odleciał zanim moi rodzice zdążyli wyjść z lasu nad staw. Też mi nie wierzyli, ale jestem pewny, że widziałem go wtedy, dlatego ja ci wierzę. To nie był skutek uboczny poezji Hagrida. To musiał być biały królik w kamizelce. – czy jego słowa naprawdę mnie pocieszyły? Sądzę, że tak, gdyż od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Nie oszalałem.

3 komentarze:

  1. Królik w kamizelce... biały... Hm... Michael? Alen? xD Oliver? Nie no, Oliver w wersji ulepszonego króliczka nie jest na pokaz dla innych za wyjątkiem Reijela (uhh, ależ mam ochotę przypomnieć sobie ten rozdział!), więc nie mam pojęcia, kto mógł być króliczkiem. Yyy... nie przerażaj, że był to dyrektor O_O

    OdpowiedzUsuń
  2. PS: Mnie się wiersza bardzo podobał - zwłaszcza pierwszy wers ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiersz, nie wiersza, oczywiście. Literówka ;PSkusiłam się i przeczytałam wszystkie notki Olivera i Reijela... zauważyłam, że zapomniało mi się o pewnej ważnej rzeczy - Oli ma na piersi wytatuowane brokatowe trzy szóstki, a na pępku pentagram xD

    OdpowiedzUsuń