piątek, 18 maja 2012

Gulasz z żuków

7 maja
Dzień przemiany, pozornie zwyczajny i nudny, zaś w rzeczywistości jeden z najgorszych. Nie najgorszy, jako że wiele się zmieniło, co uwielbiałem sobie powtarzać, niejako na poprawienie humoru. W końcu, czy cokolwiek mogło bardziej podnosić na duchu w deszczowy, chłodny dzień, niż wierni przyjaciele? Ani na chwilę nie zostawałem sam mając ich zawsze przy sobie i na każde skinienie. Wystarczyłoby słowo, a zrobiliby dla mnie wszystko. Cieszyłem się, że ich mam. Gdybym był kobietą i miał ciążowe zachcianki na pewno skakaliby wokół mnie i starali się dogodzić. Oczywiście ojcem dziecka byłby Syriusz i chociaż „macierzyństwo” wcale do niego nie pasowało to fakt przypadkowej „wpadki” wręcz przeciwnie. Cieszyłem się, iż Black mimo wszystkich jego zalet był jednak wierny komuś takiemu jak ja. Nie mogłem jednak liczyć, iż będzie tak zawsze, gdyż na pewno irytował go fakt mojej niechęci do pośpiechu w związku. Może trochę przesadzałem? Ale nie byłem na to gotowy, a do tego każdy miał prawo!
- Nie odpływaj. – usłyszałem szept Syriusza przy uchu. – Wiem, że nie jesteś asem z eliksirów, ale egzamin musisz zdawać. – jego uwagi przywróciły mi świadomość i pomogły skupić się na otaczającym mnie świecie.
- Y, tak. Przepraszam. A co robimy? – zajrzałem do jego otwartej książki i szybko przewróciłem kilka stron swojej by mieć przed sobą wszystkie instrukcje. – No, to, co robimy? – spojrzałem na niego ponawiając pytanie.
- W czasie pełni powinni rozdawać wielkie pieczyste każdemu wilkołakowi, który będzie uważał na zajęciach. – westchnął i wskazał mu odpowiedni fragment w podręczniku. – Tutaj, geniuszu. Bawimy się w zmianę stanu skupienia niewielkich istot żywych. Ćwiczymy na insektach, a to jest nasz słoik z żukami. – przysnął słoiczek bliżej mnie. – Sheva pracuje z Peterem, a James dopadł Evans, jakimś niesłychanym zbiegiem okoliczności, więc my jesteśmy razem. Skup się Remi, bo nie chcę żebyś przypadkiem wylał wszystko na mnie. – zażartował, ale ja skinąłem poważnie głową nie rozumiejąc najzwyczajniej w świecie sensu jego słów. Wspomniał o pieczystym, więc moje wilcze myśli uciekały w stronę mięsa.
- Skup się, Remusie. – rozkazałem sobie uderzając się lekko otwartymi dłońmi po policzkach. – Skup się i działaj. – upewniłem się, że mam wszystkie niezbędne składniki eliksiru i zabrałem się do pracy. Nie było łatwo, ale wychodziłem z przekonania, że nigdy nie będę uczył tego przedmiotu, ani prowadził sklepu z moimi magicznymi wywarami, więc mogę pozwolić sobie na wszelkie niedoskonałości wynikające z „nieposiadania głowy do tego typu spraw”.
Syriusz ambitnie kroił na swojej deseczce korę wierzby i wrzucał mszyce do gotującej się wody nie zapominając o piętnastu kroplach ich soku. Zapatrzony w niego starałem się robić to samo, chociaż nie byłem pewny, czy dobrze odliczyłem wagę drewna i ilość robaków. Miałem wrażenie, że brakuje mi dwóch, więc dorzuciłem dwa małe, zielone punkciki, które siedziały na liściu paproci, jaki miałem. Syri mieszał swój jaskrawo zielony roztwór.
Czegoś zapomniałem... Byłem pewny, że o czymś zapomniałem i dlatego mój eliksir miał gęstą konsystencję i kolor ziemi i bynajmniej nie pachniał trawą. Rzuciłem szybko okiem na książkę i zacząłem analizować to, co zrobiłem i to, co pisało w podręczniku. Jad osy, no tak! Całkiem o tym zapomniałem! – pożyczyłem ten składnik od Shevy, jako że nie mogłem znaleźć swojego na stoliku pełnym innych przedmiotów i dolałem pięć kropel do swojej mieszanki. Kolor od razu uległ zmianie, a i konsystencja stała się rzadsza. Mało tego poprawił się również zapach, który chociaż odrobinę bardziej kwiatowy niż miało to miejsce w przypadku eliksiru Syriusza, przypominał ten właściwy. Widocznie dodałem jednak za dużo mszyc. Mimo wszystko byłem z siebie dumny.
Slughorn chodził po sali i obserwował, jak idą nam pierwsze próby na robaczkach. Czułem dziwne podniecenie, kiedy podszedł do Blacka i patrzył, jak jego żuk zamienia się w lepką masę, która chociaż nadal miała pierwotny kształt, nie mogła ruszyć się z miejsca by uciec. Żuk przylepił się nóżkami do stolika.
Przyszła kolej na mnie, więc wyjąłem robaka ze słoika i położyłem na blacie. Kapnąłem swoim eliksirem na jego skrzydełka, a zwierzątko znieruchomiało w połowie kroku zamieniając się w kamienną figurkę żuka.
Rzuciłem okiem w bok, gdzie robal Shevy przemienił się w plazmę sunąc nadal przed siebie, jako maleńka kałuża zieleni.
- Coś sknociłem... – szepnąłem cicho.
- Podejrzewam, że dodał pan jadu osy. – mruknął nauczyciel grzebiąc drewnianą łyżką w moim kotle.
- A nie powinienem? – zajrzałem do książki i wyraźnie widziałem, że jest on w składnikach.
- Pomieszał pan eliksiry, panie Lupin. Proszę spojrzeć na górę strony.
- Oj. – przesunąłem wzrok wyżej i wtedy pojąłem, iż w pospiechu pokręciłem składniki. Mój robak miał zamienić się w jakąś breję, a tym czasem był maleńkim dziełem sztuki.
- Poza tym ogień jest zbyt wielki. Proszę spojrzeć. – wskazał na zawartość mojego kociołka, która teraz zamieniła się w kamień, podobnie jak wcześniej żuczek. Czułem się podle. Przez moją nieuwagę zabiłem biednego żuka! Było mi go żal i czułem się tak, jakbym miał po nim płakać. Chyba nie czułem się najlepiej skoro coś takiego przychodziło mi do głowy. – Panie Black, proszę pokropić swoim eliksirem żuka pana Lupina. – Slughorn miał chyba gorszy dzień, gdyż do każdego zwracał się na „pan i pani”, co zdarzało się naprawdę rzadko.
Syri wykonał polecenie, a kamienna skorupa opadła i z jej środka wygramolił się mój nieszczęsny żuczek. Musiał być przerażony, gdyż stwierdziwszy, iż znowu może chodzić czmychnął wzbijając się w powietrze i tyle było go widać.
- Pan, panie Black, dodał do swojego eliksiru za dużo soku mszyc. – przeszedł dalej. – Doskonale panie Sheva. A co to za breja, panie Pettigrew? Gulasz?
Spojrzałem w bok wysilając się by dostrzec jak najwięcej.
- Gulasz z żuków, jak widzę... – rzucił zniesmaczony mężczyzna. – Na tych robakach mieliśmy przeprowadzić test sprawdzający wasze wywary, a nie gotować je w sosie z wierzby. Nie znam pańskich kulinarnych upodobań, ale po tym... gulaszu... nabawiłby się pan potwornej gorączki i niestrawności. A tak się namęczyłem by wyłapać te żuki...
Z pewną satysfakcją stwierdziłem, że ktoś jednak wypadł gorzej niż ja, choć Peter na pewno nie żałował swoich żuków robiąc z nich jakąś dziwną potrawkę.
- Przynajmniej nikt nie ucierpiał. – głos Syriusza kolejny raz podczas tych zajęć przywracał mnie światu. – Poza żukami, ale mam nadzieję, że nie podadzą ich dziś na obiad.
- Daj spokój. Nawet kot by tego nie ruszył. Czuję jak śmierdzi aż tutaj. Swoją drogą sam jestem nie lepszy. Mój eliksir nie nadaje się już do niczego. – wziąłem od Syriusza łyżkę, jako że moja utknęła w kamieniu, jak arturiański miecz, i postukałem nią o to, co niedawno było jeszcze moim eliksirem. – Muszę to jakoś usunąć, bo mój kociołek do niczego się nie nada. – stwierdziłem z bólem.
- A i jeszcze coś, panie Lupin. – Slughorn odwrócił się w moją stronę, przez co stałem się obiektem zainteresowania wszystkich w sali. – Proszę nawet nie próbować rozcieńczać swojej... skały... eliksirem pana Blacka, bo będziemy mieli wybuch wulkanu w sali, a tego byśmy nie chcieli. – wrócił do swoich zajęć przy stolikach innych, a ja westchnąłem głośno trochę zawstydzony.
- Więc jak mam to wyjąć? – zapytałem samego siebie i wygasiłem ogień pod swoim kotłem. Musiałem poczekać aż wszystko ostygnie, a wtedy będę zmuszony męczyć się z wydłubywaniem kamienia. Miałem tylko nadzieję, że nie będę zmuszony siedzieć nad tym do nocy, gdyż wilkołak na pewno nie podzieli mojej chęci ratowania kociołka.
- Pomogę ci. – Syri uśmiechnął się do mnie ciepło, a Sheva pogładził mnie po ramieniu.
- Ja też się zgłaszam na ochotnika. Zajmiemy się twoim kociołkiem, a później dołączymy di twojego futerkowego problemu.
Skinąłem głową na zgodę.
W każdej innej sytuacji odmówiłbym im i zajął się tym sal lecz dzisiaj nie mogłem. Bez nich na pewno nie poradziłbym sobie przed nocą, a więc ten jeden raz byłem zmuszony przyjąć pomoc z ich strony.

1 komentarz:

  1. Remi nie jest dobry z eliksirów, a przed pełnia to już w ogóle... dobrze, że czasami nie robi czegoś impulsowo. Gdyby nie pouczenie Slughorna, mielibyśmy wybuch Remiego, a nie Petera. xD To dziwne, że nauczyciel jest nie w humorze... zawsze był taki raczej wesoły.

    OdpowiedzUsuń