piątek, 4 maja 2012

Kartka z pamiętnika CLXXV - James Potter

James Potter – największy naiwniak i porywczy idiota, jakiego widział świat! Nie, nie zaprzeczajcie, by być miłymi. Ja po prostu wiem, co mówię. W końcu jestem nim we własnej osobie i w myślach mówię do siebie by pokrzepić się jakoś. Kto wymyślił żeby pod Peleryną Niewidką szukać atakującego Hogwart czarodzieja? Ja. Kto kręci się po chłodnych, ciemnych korytarzach, kiedy za oknem panuje burza stulecia? Ja. Komu właśnie odbija do tego stopnia, że mruczy pod nosem konwersując ze swoim „wewnętrznym ja”? Ja. Czy można być większym durniem? Nie. A więc jednogłośnie ogłaszam samego siebie najpotworniejszym młotem wszechświata. Ha, nawet Thor nie miałby ze mną szans. Jeden cios moją pustą głową i nordycki bóg leżałby trupem.
- Brawo, James. To naprawdę poprawiło ci humor i teraz dasz sobie radę z każdym potworem, jaki wyskoczy zza zakrętu. – syknąłem do siebie. Gdybym teraz, kogo spotkał na pewno napędziłbym niezłego stracha przyjemniaczkowi, który słyszałby głos nie widząc jego właściciela, nawet ducha.
Ktoś zesłał na Hogwart wielką magiczną burzę, która odwróciła uwagę nauczycieli, ale nie zmyliła dyrektora. Może i on kręci się teraz gdzieś w pobliżu i podobnie, jak ja pragnie odnaleźć intruza? Sam siebie potrafiłem czasami przerazić wiarą we wszystko, co nagle przyjdzie mi do głowy. Jeżeli to atak zombie...
Slytherin! Jeśli dzieje się coś niedobrego, to musiał w tym maczać palce Slytherin. Nie ważne, że mam tam kilku kolegów, którzy odbiegali trochę od stereotypowego obrazu Ślizgona. Wyjątek potwierdza regułę, a więc cała reszta tego Domu musiała być złe, skorumpowana i planowała obalić rządy Dumbledore’a by posadzić na krześle dyrektorskim... Kogo? Nie miałem zielonego pojęcia. No, bo i kogo można tam sadzać?
Chwilunia. Ale jak ja planuję dotrzeć pod wejście do ich Domu, skoro nie mam pojęcia, gdzie się znajduje? Nauczyciele by wiedzieli, ale ja?
Próbowałem sobie przypomnieć czy kiedykolwiek dysponowałem taką wiedzą. Wątpliwe.
Powinienem siedzieć teraz z przyjaciółmi i czytać Kubusia Puchatka zamiast kręcić się po szkole! Obiecywałem sobie, że jeśli nie dostanę zawału dnia dzisiejszego to przeczytam te bajki dla dzieci i kiedyś będę je czytał swojemu dziecku. Odgrywanie bohatera wcale mi się nie opłaciło.
Omal nie umarłem, kiedy idąc na palcach usłyszałem szepty dobiegające zza rogu. Upewniłem się gdzie jestem, było to trzecie piętro zamku, sprawdziłem najbliższą drogę ucieczki, a więc dokładnie tą, z której przyszedłem. Odtworzyłem w głowie plan najbliższych tajnych przejść, które mogłyby pomóc mi nawiać i dopiero, kiedy wszystko uznałem za idealnie zaplanowane jeszcze wolniej i jeszcze ciszej niż dotychczas zacząłem się skradać.
Jedna błyskawica za oknem wystarczyła bym poznał stojącego tam Lucjusza. Jego jasna gęba, włosy i wszystko, na co nie miał wpływu odbijały się ogólną bladością od panującego mroku. W kolejnych krótkich błyskach zdołałem zidentyfikować Rudolfa, który trzymał się blisko Malfoya. Ci dwaj byli czasami jak bliźniaki syjamskie. Nigdy nie odstępowali się na krok. Chociaż był przecież okres, kiedy Lu trzymał się często z nami. Byłem ciekaw, co się zmieniło w jego życiu, że tak nas nagle znienawidził. Choć niechęć do mnie była w jego przypadku uzasadniona i nie dziwiła. Chociaż...
Trzecią osobą, którą ledwie dostrzegłem był Severus. Gdyby na chwile nie podniósł głowy ukazując swoją jasną twarz nigdy bym go nie poznał. Wydawał się trochę zdenerwowany, ale jednak jego ciemne oczy, o ile mogłem cokolwiek mówić o tych studniach bez dna przy panującym w około mroku, wydawały się pełne determinacji i pewności siebie. W przeciwieństwie do rozbieganego spojrzenia Lucjusza i Rudolfa.
Skupiłem wzrok na czwartej osobie, która stała naprzeciwko chłopaków. Zakapturzona, wysoka sylwetka wydawała się przeraźliwie chuda mimo czarnego płaszcza, którym była otulona. Nie odważyłem się podejść bliżej. Już sam dziwny zapach, jaki unosił się w koło był dla mnie odstręczający. Nie mniej odrażający okazał się jego głos przypominający syczenie. Miałem ochotę uciec, ale nie specjalnie pozwoliły mi na to rozedrgane kolana.
- Jesteś pewny? – zapytał nieznajomy, który bez wątpienia był mężczyzną, chociaż... Jaką mogłem mieć pewność? – To odpowiedzialność i bezgraniczna lojalność. Nie jestem zbyt wyrozumiały dla zdrajców, ani dla tych, którzy traktują mnie niepoważnie.
- Ja jestem pewny. – Snape dzielnie uniósł głowę i spojrzał w twarz zakapturzonego. Musiał ją dostrzec i to, co widział chyba mu się nie spodobało, gdyż mięśnie jego twarzy zadrżały specyficznie. Chyba cieszyłem się, że nie miałem okazji widzieć tego, co widziała ta trójka Ślizgonów.
- Przyprowadźcie więcej chętnych. Chcę się z nimi spotkać. Dziś, póki dyrektor jest zajęty.
- Dobrze. Zbierzemy ich za chwilę. – Lucjusz ukłonił się nisko. – W naszym Pokoju Wspólnym. Tam będzie najbezpieczniej. Postawimy kogoś na straży by nauczyciele nas nie zaskoczyli.
- Dobrze, Lucjuszu. Bardzo dobrze. – spod szaty wysunęła się jasna, niemal trupia dłoń, która zmierzwiła niemal równie jasne włosy Malfoya.
„Gdyby nie Rudolf uznałbym, że to spotkanie klubu albinosów” pomyślałem z przekąsem.
Wbiłem się w ścianę, kiedy cała czwórka przechodziła koło mnie. Wciągnęłam nawet brzuch i wstrzymałem oddech. Mimo wszystko nieznajomy wydawał się zaalarmowany i coś podejrzewał. Zatrzymał się bowiem przede mną i rozejrzał w około. Słyszałem, jak wącha powietrze, ale wmawiałem sobie, że nie może mnie wyczuć na korytarzu przesiąkniętym w całości zapachami różnych uczniów.
- A co z innymi uczniami? Z innych Domów? – odezwał się odwracając głowę w stronę Lucjusza, co sprawiło, że naprawdę poczułem ulgę, zaś, kiedy oni postąpili kilka kroków do przodu wypuściłem możliwie najciszej powietrze z płuc i odsunąłem się od miejsca, w którym stałem wcześniej. Tak na wszelki wypadek.
- Nie mogliśmy rozszerzyć działalności by nie zwrócić na siebie uwagi dyrektora. Nie ma ich wielu, ale i oni się pojawią. Przekażemy im informacje tak szybko, jak tylko się da.
- Byleby nie trwało to długo. W końcu ktoś może zauważyć, że coś jest nie tak i przeszukają zamek chcąc złapać intruza.
- Tak jest. – Lu i Rudolf kłaniali się nisko.
Miałem dylemat. Czy ich śledzić, czy może uciec szybko do Pokoju Wspólnego Gryfonów i opowiedzieć o tym, co widziałem przyjaciołom. Tak naprawdę wcale nie miałem im, o czym mówić, bo i niewiele się działo, niewiele widziałem, czy słyszałem, a jeszcze mniej rozumiałem. Planowałem przecież wrócić do przyjaciół z sensacją, jednakże spoglądając na czujnego nieznajomego, który wyraźnie podejrzewał, że ktoś ich śledzi. Nie miałem odwagi pchać się tam, gdzie mógłbym zostać zdemaskowany. Jeden fałszywy ruch, a byłoby po mnie.

Może byłem głupi, ale z pewnością nie aż tak żeby pozwolić się złapać, kiedy w koło będą sami wrogowie, a ich „szef” podejrzewał, że gdzieś tak będę się kręcił. Nie przyszło mi to z łatwością, ale ze spuszczoną głową i niepokojem „w środku” postanowiłem wrócić do siebie.
Ale przecież wcale nie stchórzyłem! Byłem rozsądny, tylko tyle. Nawet Remus na moim miejscu wróciłby do Pokoju Wspólnego zamiast pakować się w kłopoty. Tylko Syriusz mógłby zgrywać odważnego i pchać się do jaskini lwa między całe stawo. Sheva tylko mówiłby wiele, żeby się ze mnie nabijać, ale sam także trzymałby swój zgrabny tyłek z daleka od całej tej kabały.
- Dobra, James. Wracasz do pokoju i koniec. Weź się w garść! – powiedziałem do siebie szeptem.
Sam nie wiem, co nakłoniło mnie do tego bym jeszcze się odwrócił, ale kiedy to zrobiłem zobaczyłem jakiś jasny blask, który przeleciał przez cały korytarz, na którym jeszcze przed chwilą podsłuchiwałem rozmowę Ślizgonów z zakapturzonym nieznajomym. Cokolwiek miało to być, nie wątpiłem, że zdemaskowałoby mnie od razu. Dziękowałem swojemu zdrowemu rozsądkowi, który jednak gdzieś tam istniał w odmętach mojej łepetyny, ocaliłem tyłek.
Dziękując Niebiosom postanowiłem spełnić swoją obietnicę, jaką składałem im w duszy wcześniej i przeczytać nie tylko Kubusia Puchatka, ale i Chatkę Puchatka, by w przyszłości czytać to dzieciom.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Jamesa. Czasami wykazuje się rozsądkiem, ale w gruncie rzeczy zazwyczaj ufa swoim instynktom łowcy i zawsze wyniucha coś ciekawego i istotnego. Zawsze jest... kluczem do wszystkich zagadek (a nierzadko i zamkiem xD). Ciekawe, czy zdążył choć raz poczytać Harremu Kubusia Puchatka... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie Ty jedna, Kirhan... na poniedziałek mam jakąś książkę, referat i podziękowanie. Wtorek - kolor i referat, piątek referat i przygotowanie do zajęć... czwartek... ogarnięcie tytułów. Zapowiada się cudnie. xD A kolosy - miały być, ale rektor obcina godziny w środy, więc profesorki toczą pianę z ust. Na szczęście mam tylko 2 egzaminy, a nie jak w zeszłym semestrze - 5 (dobrze, że z 2 byłam zwolniona...) Darek zorganizowałby marsz z martwymi kurami. A najgorsze są dwie rzeczy - że ta piosenka wpada w ucho (O_O), więc w sumie reprezentuje się skocznie, a dwa... mieszkam na wsi, mam kury, a więc za oknem bije mi stereo gdakania. I jak zapomnieć o "Koko" ?xD

    OdpowiedzUsuń