środa, 2 maja 2012

Na wojnę

26 kwietnia
Ostatnie dni obfitowały w piękną słoneczną pogodę i wysokie temperatury. Z rozkoszą przyjąłem wzrastający we mnie optymizm, który teraz nie mógł zbyt szybko umknąć. Byłem naprawdę w niebo wzięty mogąc wygrzewać się w słońcu rozpieszczając tym samym kości zmęczone zimnem ostatniej pory roku. Najchętniej położyłbym się w cieniu drzew i przespał dobrych parę godzin. Aż nadto dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, iż ostatnio poświęcam na przyjemności zbyt wiele czasu i tym samym nie wysypiam się. Nie rozumiałem tylko powodu, dla którego mój organizm nie mógł funkcjonować po ośmiu godzinach spokojnego spoczywania w objęciach Morfeusza. Może nadto rozpieściłem siebie samego? Oczywiście, na co dzień wstawałem wcześniej, gdyż wymagały tego zajęcia, ale był to ogromny plus, bo ile można była spać zamiast cieszyć się dniem? Choć... Ostatnimi czasy i podniesienie się z łóżka, wykopanie spod miękkiej pościeli należało do pierwszych wyzwań nowego dnia.
- Chyba się starzeję. – westchnąłem przeciągając się i przecierając oczy, które wydawały się szeptać mi do ucha „śpij, śpij, śpij”.
- O tak, niedługo pojawią się pierwsze zmarszczki. – Syriusz roześmiał się ściskając moją rękę. Siedzieliśmy na schodach do zamku przyglądając się zabawom innych uczniów, którzy kręcili się po błoniach. Nasze ukochane miejsce pod drzewem zostało zajęte przez starszy rocznik toteż nie chcąc wszczynać bójek z prefektami zrezygnowaliśmy z naszej bazy na rzecz innej, mniej komfortowej, ale ukrytej w cieniu.
- Mniejsza starość! Patrzcie, jakie chmurzyska! – Peter wyciągnął rękę w kierunku, który chciał nam wskazać. Rzeczywiście, nad zamek nadpływały niemal czarne chmury zwiastujące okropną burzę. Nie słyszeliśmy jednak żadnych grzmotów, ani się nie błyskało. Nawet jedna kropla deszczu nie wydawała się padać w miejscach, nad którymi te ciemne obłoki przelatywały.
- Nie za szybko się poruszają? – Sheva przysłonił dłonią oczy, by lepiej widzieć. – Wiatr jest niewielki, a one pędzą, jak na złamanie karku.
- Może chmury juz tak mają? – James poprawił okularki na nosie i zmarszczył brwi. – Jak dla mnie wyglądają dosyć dziwacznie. Niebo jest jaśniutkie, powietrze wcale nie takie duszne...
W mgnieniu oka całe błękitne niebo nad Hogwartem zostało zasłonięte przez te burzowe chmury. Pociemniało znacznie, przez co pierwsze światła rozbłysły wewnątrz zamku. Był środek dnia, a ja wątpiłem we własny zdrowy rozsądek.
Pierwszy błysk rozjaśnił panujący mrok, a uczniowie z obawą zaczęli zbierać się do powrotu do zamku. Nie padało, a przynajmniej na razie. Sam stwierdziłem, iż rozsądniej byłoby zaszyć się w Pokoju Wspólnym niż czekać na zerwanie się wiatru.
Z zamku wybiegł Slughorn i wzmacniając magicznie głos prosił wszystkich uczniów o natychmiastowy powrót do zamku. Jego głos zdradzał zaniepokojenie, a moja pozycja pozwalała na to bym dostrzegł za grubym nauczycielem kilku innych profesorów.
- Coś się szykuje. – Sheva powiedział głośno to, co mi chodziło po głowie. – Mam teraz wrażenie, że to nie są zwyczaje burzowe chmury i oni o tym wiedzą.
Nie zwlekając weszliśmy do zamku. Kolejne błyskawice rozświetlały ciemne chmury, chociaż żaden piorun nie uderzył w ziemię. Dopiero teraz zauważyłem, że prąd powietrza, jaki wydawał się zaganiać paskudną pogodę w nasza stronę teraz ustał, gdyż mrok zatrzymał się dokładnie nad naszymi głowami.
- Nie podoba mi się to. – stwierdziłem poważnie, a Syriusz właśnie ciągnął mnie za przyjaciółmi na wyższe piętra, skąd mieliśmy obserwować zdarzenia, jakie będą miały miejsce na błoniach. Zaledwie dotarliśmy do okien na drugim piętrze, a na zewnątrz rozpętało się piekło. Deszcz lunął gwałtownie, a ogromne krople głośno uderzały o szyby. Nie było wiatru, gdyż drzewa pozostawały nieruchome, a jednak deszcz szalał przywodząc na myśl wodospad, nie zaś zwyczajne opady. Tym razem błyskowi towarzyszył grzmot. W tym nikłym, chwilowym świetle mogliśmy dostrzec stojące pośród ulewy postaci nauczycieli.
- Zostaliśmy zaatakowani. – stwierdził poważnie Potter. – Walka o szkołę się rozpoczęła.
- Chyba cię ponosi. – Andrew rzucił okularnikowi ironiczne spojrzenie. – Nie wiemy, co jest grane.
Kolejne błyski i uderzenia piorunów o ziemię sprawiły, że zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.  Nie, to nie była zwykła burza i chyba każdy to zauważył. Zamek znajdował się w samym środku burzy, która nie czyniła zniszczeń, jakich można się spodziewać po naturalnym szaleństwie żywiołu.
Z miejsca, gdzie pośród błysków widziałem naszych nauczycieli zaczęły sunąc ku niebu barwne promienie świadczące o rzucanych zaklęciach. Jeśli profesorowie chcieli odegnać chmury to wcale im się to nie udawało. Zastanawiałem się nawet, dlaczego dyrektor się nie pojawił, ale nie mogłem przecież prowadzić własnego śledztwa w tym temacie. Widać Dumbledore uznał, że jego kadra profesorska spisze się bez zarzutu i bez jego asysty.
- Cokolwiek to jest i czymkolwiek zostało spowodowane musi być zapowiedzią nieszczęść i problemów. – Syri objął mnie ramieniem. – Magiczne burze nie biorą się znikąd.
- A więc coś się szykuje, a my musimy dowiedzieć się, co to takiego!
- Wstrzymaj konie, J. – Black pokręcił głową. – Naprawdę wierzysz, że my się dowiemy? Popatrz na to. – wskazał palcem okno. – Nasi nauczyciele nie dają sobie rady z burzą, która odwróciła uwagę wszystkich od... No właśnie. Od czego?
- No, chyba nie oczekujesz, że będę wiedział. – okularnik wzruszył ramionami. – Ja to dopiero muszę wyniuchać.
- Taaaak, wleziesz w sam środek tego cyklonu i dotrzesz do tego, który jest winny? – Sheva podchodził do pomysłu Jamesa równie sceptycznie, co Syriusz i ja. Tylko Peter wcale nie chciał się w to mieszać i z lękiem przypatrywał się pogodzie. Było jasne, że nie lubi burzy. Sam czasami się jej obawiałem. Mogłem walczyć z ludźmi, czy magicznymi istotami, ale nie mogłem mierzyć się z żywiołem.
- W sumie to jest pewna myśl! – znowu się zaczynało. – W centrum burzy może być jej winowajca, a skoro ona wisi dokładnie nad szkołą to znak, że on jest w środku!
Ręce opadały.
- Mówcie sobie, co chcecie. Idę po pelerynę i na poszukiwania! Sami się przekonacie, że dojdę do tego, co się dzieje. – J. trzymał dumnie uniesiona głowę i chociaż było pewne, że obawia się własnej wiary w niebezpieczeństwo, jakie może czaić się za rogiem, to dzielnie chciał stawić czoła światu.
- Będziemy w Pokoju Wspólnym popijać gorącą czekoladę. Daj znać, kiedy znudzi ci się bieganie za widmem z twojej wyobraźni. – Syriusz pociągnął mnie za rękę. Prawdę powiedziawszy sam miałem ochotę zaszyć się w przytulnym saloniku naszego Domu i tam zapomnieć o przejmującym chłodzie, jakim przepełniała mnie ta pogoda. Gdzieś ponad ciemnymi, burzowymi chmurami ukryte było słońce, gdzieś tam niedaleko zamku mógłbym nadal cieszyć się spokojem i ciepłem, lecz tutaj niebo przypominało kotłujący się dym, który rodzi iskry, jakby gdzieś ponad tym mrokiem dwaj olbrzymi walczyli ze sobą na miecze.
Przyjaciele ruszyli za nami. Nawet James trzymał się póki, co blisko nas z zamiarem spełnienia swoich gróźb. Musiał tylko zabrać Pelerynę Niewidkę z pokoju i najpewniej zniknie pod nią zaraz potem. On rzadko rzucał słowa na wiatr. Był szalony, ale wierzył w swoje szaleństwa, przez co ciężko było określić, kiedy żartuje.
Nie czułem się najlepiej pozwalając by oddalił się od nas sam jeden i kręcił po ciemnych korytarzach. Może jego wizje spisku zaczęły działać i na moją wyobraźnię?
Syriusz podał mi kubek parującego, pysznego napoju. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, w jaki sposób go przywołał. Domyślałem się tylko, że odkrył jakieś zaklęcie mające na celu zakomunikowanie Skrzatom Domowym pracującym w kuchni, na co ma ochotę i w jakiej ilości chciałby to otrzymać. Dawniej byliśmy zmuszeni zakradać się do kuchni po takie pyszności.
- Nie martw się. Nic mu nie będzie. Ubzdurał sobie coś. Może i coś się dzieje, ale, na co komu atakować naszą szkołę? Ani się na tym nie wzbogacą, ani też nic nie zyskają. – Syriusz pogłaskał mnie po głowie, kiedy siadaliśmy na sofie niedaleko kominka, w którym teraz płonął ogień, jako że temperatura spadła z powodu zimnego deszczu za oknami.
- Po prostu czuję się za niego odpowiedzialny, jak za młodszego brata. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. J. był dla mnie ważny podobnie jak reszta przyjaciół i nie chciałem by wpakował się w jakieś kłopoty, co przy jego lekkomyślności było bardzo możliwe.

2 komentarze:

  1. O żesz Ty! Co za akcja! Skoro profesorowie walczą z burzą, to nie jest ona czymś zwykłym. Według mnie, James ma rację. Nikt nie zawracałby sobie głowy polepszaniem pogody, bo i po co zaburzać równowagę natury.Potter zawsze pakuje się w kłopoty... w końcu jego późniejszy los nie został wyssany z palca. Zdolności detektywistyczne czasami wróżą marną przyszłość... Ale mnie nakręciłaś! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Voldemort zaczął się pojawiać, czy to jeszcze coś innego.. hm.. Bo w końcu nasz szanowny profesor Riddle musi pokazać swoje prawdziwe oblicze :D

    OdpowiedzUsuń