piątek, 11 maja 2012

Złe dni

30 kwietnia
Siedząc po turecku pod drzewem skrzyżowałem ramiona na piersi, zmarszczyłem brwi. Miałem problem. Nawet wielki problem. Może nie tak duży, jak likantropia, ale jednak ogromny. A może był on jednak większy od wilkołactwa? W końcu ono dawało o sobie znać w głównej mierze tylko przez trzy dni w miesiącu, a więc dzień przed pełnią, w czasie pełni i dzień po niej, a mój aktualny problem dokuczał mu cały czas.
- Może powinieneś pić ziółka? – jedno moje spojrzenie chyba wystarczyło Jamesowi za odpowiedź.
- Ziółka! – prychnąłem. – Wyglądam na starego dziada, który musi popijać ziółka, bo leków i tak ma już zbyt wiele?
- Dobra, to kiepski pomysł, ale przynajmniej jakiś. – okularnik uniósł się dumą. – Ty sam nie zaproponowałeś do tej pory nic!
- Nie denerwuj mnie, bo tylko pogarszasz sytuacje. – warczałem udowadniając sobie, że mam ogromny problem. Nie panowałem nad złością, coraz częściej nie potrafiłem zmielić w ustach kłamstwa, które samo ciśnie się na język i naprawdę niewiele wystarczyło by wyprowadzić mnie z równowagi. Nie chciałem taki być! Chciałem znowu uśmiechać się wesoło, całować Syriusza, pomagać przyjaciołom, czytać książki i uczyć się do zajęć, a tym czasem wszystko ulegało zmianie.
Nie było to winą wilkołaka, który we mnie siedział, a który na pewno byłby jeszcze bardziej ekstremalnym niż ja w tej chwili, ale gdzieś musiał tkwić cierń, od którego wszystko ropiało. Ja musiałem odnaleźć w sobie to obce ciało i wyjąć je z rany lub najzwyczajniej w świecie pozbyć się tego jakąś inną drogą. Tylko skąd miałem wziąć lekarstwo na swoje dolegliwości?
- Nie mamy innego wyjścia. Musimy zastosować metodę hipnozy. – Peter wyjął z kieszeni cukierka przewiązanego nitką, dzięki czemu dyndał powoli.
Spojrzałem na chłopaka niepewnie, przyjaciele byli zaskoczeni.
- Znasz się na tym, Pet? – zapytał Syriusz, któremu musiało najbardziej z nich zależeć na moim dobrym samopoczuciu.
- Nie, ale może się uda. I tak nic innego nie wymyślimy, prawda?
- Ale cukierkiem? – Sheva skrzywił się niedowierzająco. – Chcesz go hipnotyzować cukierkiem?
- To Remus. Nie chcesz chyba próbować hipnotyzować go srebrną kulką? Cukierek zadziała najlepiej. Jest czekoladowy i z masą w środku. On takie lubi najbardziej!
Skinąłem potwierdzając wywód chłopaka. To jedno chyba się nie zmieniło i nadal byłem łasy na cukierki, chociaż teraz wyszedłem z założenia, iż lepiej zjeść je szybciej, by później móc się odchudzać. Nie mogłem zadowolić się jednym cukierkiem dziennie, gdyż kosztując go nie byłem w stanie skupić się na niczym innym, jak tylko na tym, że chcę więcej i więcej.
- Niech będzie cukierek. Nie chcę żadnych kulek, srebra ani niczego w ten deseń. Cukierek jest idealny. Chociaż wątpię w powodzenie tego przedsięwzięcia. – wyznałem szczerze i utkwiłem wzrok w łakociu, którym Peter już poruszał naprzeciwko moich oczu.
Spoglądałem na kolorowe opakowanie cukierka, którego zapach roznosił się, kiedy tak w prawo i w lewo kręcił się w pobliżu mojego nosa. W prawo i w lewo, w prawo i w lewo wodziłem oczyma za tym przedmiotem.
- Jesteś senny... Coraz bardziej senny. Powtarzaj za mną. Jesteś senny.
- Jestem głodny. – przyznałem szczerze spoglądając na Petera przez chwilę. – Coraz bardziej głodny, ale nie śpiący.
- Dajmy spokój, cukierek to kiepski pomysł. – Syriusz machnął ręką. – To tak, jakbyś wilka chciał uśpić machając przed nim krwistym kawałkiem mięsa. Hipnoza odpada, ziółka też, żadnej psychoanalizy i innych głupich pomysłów, czy szarlatanów. Musimy rozwiązać to po naszemu!
- Jak? – James zmarszczył brwi. – W życiu nie leczyliśmy nawet sraczki. Jak chcesz wyleczyć Remusa z agresji?
- Coś się znajdzie! Zaczniemy od samozaparcia i postanowienia poprawy! No i musimy wymyślić sposób by odsunąć w czasie wybuch gniewu Remusa.
- Tylko nie każ mi liczyć do dziesięciu, bo ktokolwiek to wymyślił musiał być skończonym idiotą. Liczenie tym bardziej cię denerwuje. – pozwoliłem sobie wyrazić swoje zdanie. – Nie będę się też modlił do jakiegoś tam boga spokoju, żeby jego łaska na mnie spłynęła. Nie mam czasu na czytanie, czy pisanie wierszy za każdym razem, gdy chcę wybuchnąć, nie będę też rysował kwiatków.
- Więc może mów jakiś wierszyk? Jakiś jeden ładny, który lubisz. I recytuj go za każdym razem, kiedy będziesz miał ochotę się zdenerwować i przeklinać. – Peter uśmiechnął się niepewnie.
- Lub jakąś sentencję, która lubisz. – podpowiedział J.
- Jasne... I będę rzucał tekstami typu: Ja pier... „Każdy dzień to odrobina życia: każde przebudzenie, to odrobina narodzin, każdy poranek, to odrobina młodości, każdy sen zaś, to namiastka śmierci”. Albo: Jak ja tego kur... “Tyger! Tyger! burning bright In the forests of the night, What immortal hand or eye Could frame thy fearful symmetry? In what distant deeps or skies Burnt the fire of thine eyes? On what wings dare he aspire? What the hand dare sieze the fire?”.
- To drugie brzmi całkiem nieźle. – Syriusz uśmiechnął się zachęcająco. – Myślę, że tego możesz spróbować. Z resztą chcemy ci pomóc, więc będziemy cię wspierać.
- Dzięki. – w końcu się uśmiechnąłem. Szczerze chciałem pozbyć się brzydkich nawyków, które irytowały mnie samego i wierzyłem, że mi się to uda. Wystarczyło tylko wierzyć w siebie, odnaleźć wsparcie w przyjaciołach i działać. Może pozbycie się tego jednego problemu, który był dla mnie dosyć wstydliwy, pozwoli mi także poradzić sobie z innymi? W końcu przydałoby mi się mniej snu, więcej czasu spędzanego na tym, co ważne zamiast na marnowaniu cennych godzin? Sam dobrze wiedziałem, że lecząc jedną chorobę zdołam podleczyć także inną, by z czasem zająć się także nią. Byłem zdeterminowany.
- I tak uważam, że lepsze byłyby ziółka. – J. wzruszył ramionami z głupim uśmiechem.
- Nie, zdecydowanie hipnoza. – poprawił go Peter.
- Dobrze, że nikt was tak naprawdę o zdanie nie pyta. – Sheva rozłożył ramiona na boki i wzruszył nimi. – Jesteście zupełnie nieprzydatni w niektórych kwestiach, więc tym chętniej powiem, żebyście zachowali swoje myśli dla siebie, a nie dzielili się nimi na głos.
- Tobie też by się coś na nerwy przydało, bo jakiś taki drażliwy się robisz. – okularnik nie dawał za wygraną podejmując wyzwanie walki. – Może Remus zaraża? Jego bakcyl drażliwości skacze z jednego ramienia na drugie i niedługo pozagryzamy się w szkole, bo każdy będzie drażliwy.
- Ja cię zaraz zagryzę, J. – syknąłem. – Jak słowo daję, jak ugryzę tak tylko raz, ale za to nóg u samego tyłka się pozbędziesz.
- Nie doradzam. On psuje się właśnie od nóg. Chociaż... – Syri uśmiechnął się gładząc mnie po kolanie. – On psuje się i z jednej i z drugiej strony. Nogi od zewnątrz, a głowa od wewnątrz. Cud, że muchy jeszcze nie wywąchały zgnilizny.
- Czuje się osaczony! – J. podniósł się na nogi i otrzepał spodnie z trawy. – Pójdę się odświeżyć, a wy w tym czasie ochłoniecie.
- Kłamiesz! Idziesz szukać Evans. – Black prychnął tryumfalnie. – Myślisz, że ją nagle poderwiesz kręcąc się w pobliżu? Ja doradzałbym zmianę obiektu. Byle nie na Snape. Ten smark już wystarczająco działa mi na nerwy, a teraz dolewasz oliwy do ognia tym rudym detektywem od siedmiu boleści. – nie mogłem się z nim nie zgodzić w kwestii Lily, za którą przecież sam nie przepadałem. Wątpiłem, by zmiana tego nastawienia miała jakikolwiek wpływ na moje samopoczucie toteż wolałem by zostało to niezmienne. Z resztą na posiadanie obiektu niechęci mogło pomóc mi w dodatkowym rozładowaniu negatywnej energii, która skupiała się na przyjaciołach, jako że byli najbliższymi mi osobami. Nie mogłem wrócić do domu, jako dziecko wojny i buntu. Musiałem jak najszybciej wybielić swoje sumienie, bym mógł spojrzeć rodzicom w oczy. Wierszową terapię czas zacząć...

1 komentarz:

  1. Kiedyś brat mi mówił, że jak byłam mała, wymyślałam takie przekleństwa, jakich on jeszcze nie słyszał... uszy puchły xD Ale gdybym była na miejscu Remiego, a on miałby laptopa i bloga, na przekleństwach względem Onetu to by się raczej nie skończyło. xD Może jest coś, co Remiego od dawna denerwuje... A w ogóle gdzie Corni i jego niewielkie napady na Lupina? XD

    OdpowiedzUsuń