czwartek, 7 czerwca 2012

La petite idea

20 maja
- Co tak śmierdzi? – Syriusz rozejrzał się po pokoju, jakby oczekiwał, że zaraz zobaczy jakiegoś nieproszonego gościa pod postacią bagiennego potwora. Sam od dłuższego czasu kręciłem nosem, chociaż nie potrafiłem zdobyć się na okazje, by wyrazić swoje niezadowolenie w sposób, w jaki zrobił to Black.
- Ups, to chyba ja. – Peter zaczerwienił się. – Mam szarżę w żołądku i musiałem.
W tym czasie James siedział podejrzanie cicho, co mogło oznaczać tylko jedno. On także miał coś na sumieniu.
- Trafiłem do chlewu! Z dwoma wieprzami! – kruczowłosy wskazał na okno. – Otwórzcie je, bo się podusimy! Czego wyście się nażarli?!
- Tego i tamtego... – okularnik był tak łaskawy, że otworzył okno bardzo szeroko.
- Peter! Pod okno, ale już! Chcecie smrodzić to tam, a nie wszędzie! – jego ton i rozkazująco wyciągnięty palec sprawiły, że blondynek, czym prędzej popędził w stronę Jamesa, by do niego dołączyć.
- To niesprawiedliwe. Teraz ja będę czuł jego, a on mnie. – Potter mimo wyraźnego niezadowolenia nie odważył się ruszyć chociażby na krok w głąb pokoju. Wiedział, że pewnym osobnikom nie warto się sprzeciwiać.
- Zostawmy ich tutaj i wyjdźmy gdzieś. – Sheva zamknął książkę, którą czytał i odłożył ją z namaszczeniem na półkę. – Mam ochotę zostać łowcą smoków. – wypalił nagle. – Jeździłbym konno po królestwie, z mieczem i łukiem i polowałbym na te bestie. Sprzedawałbym ich łuski na zbroję, zęby na sztylety i pazury na amulety.
- Co ty znowu wymyśliłeś? – Syriusz wydawał się być w kiepskim humorze, co przecież każdemu z nas mogło się zdarzyć.
- Nic. Tak tylko. Każdy może sobie pofantazjować, nie? Przecież byłoby miło połączyć tamte czasy ze współczesnymi. Wsiadasz w pociąg, jedziesz w rejony, gdzie jest pełno smoków, tam walczysz, swoje zdobycze nadajesz odpowiednią przesyłką poleconą do domu, a tam zajmujesz się resztą interesu. – Sheva pogłaskał swoją brodę zamyślony. – Gdybym nie był tak leniwy mógłbym napisać o tym książkę. Jestem pewny, że nieźle by się sprzedawała. Połączenie fantastyki z non-fiction. – musiałem przyznać, że sam chętnie poczytałbym coś takiego.
- Bogowie, czy tylko ja jestem tutaj normalny? – Black spojrzał na sufit. – Śmierdziele zostawić okno otwarte i won na błonia, póki mamy tę odrobinę wolnego czasu. A my... Nie mam pojęcia, co my mamy robić. Dobrze, że nie ma słońca, bo bym się trochę nim zanudził, ale i nie mam ochoty wychodzić z zamku. Nauka odpada, spanie również. Najchętniej zaszyłbym się w gabinecie Wavele.
- Przyzwyczajasz się do niego, co? – mruknąłem obojętnie, ale w rzeczywistości zastanawiałem się, dlaczego mój chłopak może odczuwać taką ochotę na spędzanie wolnych chwil z książką i nauczycielem run zamiast nudzić się ze mną. Czyżby coś mi umknęło i tych dwoje łączyło coś więcej niż „przyjaźń” w relacji nauczyciel-uczeń? Im więcej o tym myślałem tym bardziej wydawało mi się to absurdalne. Przecież Black nigdy nie zdradzałby mnie z nauczycielem. Tym bardziej takim, który wyraźnie interesował się atrakcyjną nauczycielką i świata poza nią nie widział.
- Jest całkiem fajny. I wiele może mnie nauczyć. – Syri na szczęście nie zdołał wyczytać w moich słowach zazdrości, a więc uznałem, iż jej tam nie było. Dlaczego więc czułem taki niepokój i rozdrażnienie? Może jego złe samopoczucie przechodziło teraz na mnie? To było możliwe.
A na co, ja miałem ochotę? Nie miałem zielonego pojęcia. Może, jak mawiała moja mama, był dziś po prostu „taki dzień”? Czegoś mi brakowało, czegoś brakowało także moim przyjaciołom, jakby w nocy jakiś niewidzialny złodziej zabrał nam „coś”, czego nam właśnie dziś brakowało. Jak odnaleźć to „coś”? Jak odnaleźć cokolwiek, kiedy się nie wie, jak to wygląda, czym jest, jak się nazywa? Czy wczoraj miałem to „coś”? Czy miałem „coś”, kiedy na dworze było ciepło i pogodnie? Czy deszcz zmył to „coś” i dlatego, czułem się taki zagubiony? Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia, nic nie przychodziło mi do głowy. A przecież niedługo miałem egzaminy, na mojej szafce stało szesnaście książek, które musiałem przeczytać i nikt nie mógł wyręczyć mnie w moich obowiązkach.
- Połaźmy bez celu tu i tam. – zaproponował Sheva. – Tak dla zabicia czasu i ruszania tyłkiem, żeby się nie zasiedział. Czuję się taki pusty w środku. Niby wszystko jest na swoim miejscu, a jednak tak jakoś dziwnie mi.
- Zachowujemy się jak staruszki, którym zabrakło włóczki na sweterki i teraz nie wiedzą, co ze sobą począć. – Syri tupał nogą. – Zapijmy się gorącej herbaty i może coś przyjdzie nam do głowy. Rozsiądziemy się w kuchni i nie będziemy przeszkadzać Skrzatom.
Ten pomysł mi się spodobał. Nawet chętniej niż kiedykolwiek wcześniej pomaszerowałem do kuchni, gdzie od pewnego czasu ustawiono mały stoliczek w kącie dla odwiedzających studentów, by mogli rozsiąść się tam i zjeść coś, lub wypić w dowolnym momencie.
Tak się złożyło, że gdy weszliśmy do środka natknęliśmy się na siedzącego tam młodego Ślizgona z irokezem, który tak fascynował Zardi. Chłopak widząc nas nabił na wykałaczkę wszystkie kawałki sera, jakie miał na talerzu i ulotnił się nie zaszczycając nas nawet słowem. Widać czuł się w Hogwarcie, jak u siebie w domu, skoro już miał okazję korzystać z kuchni. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakiejś Skrzatce na jego widok uruchamiał się instynkt macierzyński, czy cokolwiek mogły mieć Skrzaty Domowe.
Nie czekaliśmy długo by przed nami pojawiła się cukierniczka i kubki z gorącą herbatą. Musiałem przyznać, że nie miałem szczególnej ochoty na słodkości, więc taki napój w zupełności zaspokajał moje potrzeby. Z resztą po obiedzie miałem jeszcze zajęcia, więc nie mogłem być ociężały po odpoczynku, jaki mieliśmy w tej chwili.
- Hej. – Syriusz pochylił się nad stolikiem i rozejrzał szybko w około. – Widzicie tamtą tacę z zielonym i czerwonym kubkiem? – bardzo nieznacznie skinął głową w tamtym kierunku. – Ten jasny należy do Dumbledore, a więc dyrektor ma gościa i my nie mamy pojęcia kogo. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech samozadowolenia. – Tak się składa, że mam coś szczególnego. – wyjął z kieszeni niewielką fiolkę pełną płynu o miodowym kolorze. Zanim zdążyliśmy zapytać, co to, chłopak już podkradł się do tacy korzystając z okazji, iż wszystkie Skrzaty zajęły się ciasteczkami, które należało wyjąć z wielkiego pieca, budyniami i galaretkowymi deserami. Dolał kilka kropel do kawy w czerwonym kubku i wrócił do nas zadowolony i nadal niezauważony przez nikogo.
- Dostanie nam się za to. – mruknąłem niezadowolony, gdy on machnął ręką lekceważąco.
- Daj spokój. Kto twoim zdaniem wpadnie na pomysł, że ukradłem Slughornowi odrobinę eliksiru mocno odmładzającego? Z resztą, to Potter mnie podkusił. Niedługo będziemy wiedzieć, kto taki odwiedza dyrektora za naszymi plecami. Żeby odczarować swojego gościa będzie zmuszony zdobyć eliksir neutralizujący, a on jest w gabinecie Slughorna. Nie zostawi raczkującego dziecka samego w swoim gabinecie pełnym niebezpiecznych przedmiotów! A więc jeśli się postaramy będziemy mogli nie tylko zobaczyć dziecko, ale i podkraść się na tyle blisko, by widzieć efekty eliksiru neutralizującego. Jeśli jednak dyrektor zabierze dziecko ze sobą do gabinetu by tam podać eliksir to będziemy mieli pewność, że kogoś ukrywa. Wtedy trzeba będzie zaczaić się nocą na błoniach i sprawdzić, kto wymyka się z zamku. Dyrektor pomyśli, że Skrzaty przypadkowo coś sknociły i nie wpadnie na pomysł, by winnego szukać pośród uczniów. Sami pomyślcie! Kto normalny zwracałby uwagę na coś takiego, jak taca z kubkiem, czy sam kolor kubka? Nigdy do nas nie dotrze.
- Mam, co do tego złe przeczucia. – mruknąłem, gdy Sheva skinął mi potakująco, ale jednocześnie był wyraźnie zainteresowany pomysłem Blacka. Sam nie mogłem ukryć przed samym sobą, jak wielką przyjemność sprawiał mi fakt psocenia, knucia i dokuczania. Potrzebowałem rozrywki, a właśnie w tej chwili Syri zapewnił nam jej wystarczająco wiele.
- Zaczyna się, panowie! – taca z kubkami z kawą właśnie zniknęła z blatu.

1 komentarz:

  1. Że też tej notki nie przeczytałam przed Kartką dyrektora. xDNo ładnie, Syri działa na całego! Ale ma chłopak głowę na karku. Bardzo sprytnie wszystko rozegrał. xD

    OdpowiedzUsuń