niedziela, 24 czerwca 2012

Odwiedziny

26 maja
Czy zajęcia zawsze trwały tak niebagatelnie długo? A może ktoś specjalnie bawił się czasem chcąc by płynął wolniej? Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Na złość Remusowi spowolnimy czas, a jego zostawimy zwyczajnego, by męczył się zamartwiając o Syriusza. Oto plan „tego złego”, który miał władzę nad minutami. Ale jeśli mi czas tak się dłużył, to co musiał czuć Syri osamotniony w Pokoju Wspólnym? Może Camusa już wypuszczono i teraz mój chłopak wpatrywał się w sufit nie mając zupełnie nic do robienia? A co jeśli nadal był nieprzytomny po upadku?! Czy zaklęcia zawsze były nudne i tak beznadziejnie proste? Jaki jest sens w siedzeniu w sali, jeśli opanowanie takich zaklęć zajmuje zaledwie pięć minut? Nic, więc dziwnego, że kręciłem się niespokojnie i nie mogłem usiedzieć na miejscu, jakbym miał robaki.
- Wsadzę ci kija w dupsko i wtedy na pewno się uspokoisz. – syknął mi na ucho Sheva. – Przez ciebie ja także się denerwuję, a wiesz dobrze, że tylko ciebie wpuszczą, co środka.
- Nie należę do cierpliwych.
- Co widać. Jeszcze chwilę, więc wytrzymaj z łaski swojej. – chłopak powrócił do udawania zainteresowanego tematem. Gdybym potrafił na pewno próbowałbym zachowywać się z równym opanowaniem, ale niestety nie potrafiłem. Było to dla mnie zbyt trudne w tej sytuacji.
Wystarczył jeden znak, który zwiastował koniec zajęć, a już byłem spakowany i gotowy do biegu. Gdybym o czymś zapomniał przyjaciele na pewno zabraliby to nie każąc mi wracać z powodu takiego szczegółu.
- Do zobaczenia później! – krzyknąłem do nich i wypadłem z klasy odpychając przy okazji Zardi, która chciała przejść przez drzwi. Miałem nadzieję, że nie będzie mi miała tego za złe, skoro wrzasnęła za mną „barbarzyńca!”. Prawdę mówiąc zdziwiłbym się, gdyby się na mnie za to gniewała. Ona jedna zdawała się rozumieć mnie, jak nikt inny. Z resztą rozumiała każdego normalnego zakochanego chłopaka. Gdyby nie była dziewczyną na pewno dołączyłaby do naszej grupy na stałe. Tym czasem robiła za dobrą wróżkę związków, o których wiedziała i wściekłaby się, gdyby wiedziała, że właśnie tak o niej myślę.
Stając przed drzwiami Skrzydła Szpitalnego uspokoiłem oddech i zapukałem w miarę cicho. Otworzyła mi pani Pomfrey i czytając z jej miny, miała nadzieję, że nie przyjdę. A jednak się zjawiłem, więc wpuściła mnie do środka.
- Nie za długo, bo go zmęczysz, a sklejałam go wczoraj do kupy razem, z Camusem. Ma się nie ruszać przez najbliższe kilka dni, więc nie wolno go denerwować i należy pilnować by się nie rozsypał.
- Obiecuję, że będę na niego uważał. – czułem się niepewnie wiedząc, że co najmniej w kilku miejscach mój Syriusz musiał być połamany. Zostawiłem kobietę przy drzwiach i popatrzyłem po łóżkach. Nie zdziwiła mnie obecność Fillipa przy łóżku Camusa i siedzącego na kolanach byłego Ślizgona dziecka, które smętnie huśtało nogami patrząc na bladego ojca przyszpilonego do materaca.
- Dzień dobry. – powiedziałem ze skinieniem głowy.
- Witaj, Remusie. – Camus odwrócił głowę na bok i uśmiechnął się do mnie. Fillip wepchnął mu w usta kawałek banana i również się uśmiechnął ponosząc rękę w geście powitania.
- Dzień dobry! – maluch, który zeskoczył z kolan Fillipa stanął na baczność i zasalutował z dumą wypisaną na twarzy. Następnie uznając, że wystarczy już tych formalności ponownie wspiął się na swoje miejsce i trochę żywiej patrzył na Camusa.
- Twój kaleka czuje się całkiem dobrze, nawet, jeśli nie wygląda. – kolega sprzed lat wskazał Syriusza leżącego dwa łóżka dalej i pocałował ciemne włosy syna, który właśnie zmiażdżył paluszkami banana odrywając kawałek i podał go ojcu próbując troszczyć się o Marcela tak jak robił to Fillip. W efekcie nauczyciel miał pół twarzy w lepkich pozostałościach banana. Zastanawiałem się nawet, jak były Ślizgon radzi sobie z taką sytuacją, skoro kiedyś był przerażony samą wizją wyjazdu kochanka, zaś teraz miał go chorego i nie mógł zbyt często go odwiedzać. Może obecność dziecka pomagała mu radzić sobie z tym problemem?
- Jak się czujesz? – usiadłem na krześle przy łóżku Syriusza. Rzeczywiście wydawał się strasznie chory. Blady, z podkowami pod oczyma, leżący sztywno na łóżku, bez uśmiechu, który zawsze wyginał jego wargi.
- W ogóle się nie czuję. – spojrzał na mnie zmęczony. – Pomfrey mówi, że tak ma być, jeśli nie chcę odczuwać bólu póki kości się nie zregenerują całkowicie. Pod koniec tygodnia będę jak nowo narodzony. A, i nie mówiłem, że miałem złe przeczucia?
- Nie zaczynaj...
- Ale kiedy mówiłem ci o tym.
- Mam od teraz zwracać się do ciebie „per wróżka’, patrzeć jak ubierasz się w jakieś różowe sukienki baletnicy i próbujesz pofrunąć? – naprawdę nie chciałem rozmawiać, o jego przewidywaniach.
- A masz taki fetysz? – uśmiechnął się wyraźnie mając już lepszy humor. – Nie żebym miał zamiar zaspokajać takie zboczenia, gdybyś potwierdził...
- Masz szczęście, że już się połamałeś, bo uderzyłbym cię za to. – nawet ja zdołałem przywołać na twarz szczery uśmiech. Syriuszowi nic nie było, był przytomny, w całości i wracał do zdrowia. Kamień z serca! – Chłopcy cię pozdrawiają. – nie było to prawdą, ale gdyby mieli czas na pewno kazaliby mi to zrobić, a Sheva zażyczyłby sobie przekazanie pocałunku. To mogłem pominąć, jako że nie byliśmy sami.
- Podziękuj im i też możesz ich pozdrowić. Powiedz Potterowi, że czuję się znakomicie nie musząc wąchać codziennie jego skarpet.
- Nie jest najgorzej. – pogłaskałem go po głowie, jak dziecko. – Mecz został całkowicie odwołany i w tym roku nie będziemy rozstrzygać, komu należy się puchar. W następnym roku szkolnym zaczną się nowe rozgrywki i wtedy już wszystko pójdzie jak zaplanowano. Taka informacja wisiała w Pokoju Wspólnym. Wiem, co chcesz powiedzieć. Nie, nie chodzi o to, że bez ciebie się nie obejdą, ale o to, że teraz trzeba skupić się na nauce, a nad tymi rozgrywkami ciąży klątwa. Tak mówią, więc dyrektor wolał je odwołać niż narażać więcej osób na niebezpieczeństwo.
- Całe szczęście! Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy przegrali beze mnie.
- Wolisz przegrać, kiedy grasz? – wiedziałem, że pokrętnie rozumiem, jego słowa, ale chciałem go tym rozruszać.
- Oszalałeś?! Wolę wygrywać i dlatego beze mnie nie mielibyśmy szans na puchar. Nie ma mnie, kto zastąpić, chociaż bez Jamesa byłoby jeszcze trudniej.- obaj z Potterem byli przewartościowani, co niestety musiałem zignorować i żyć z tym dalej. – Przysuń się trochę, Remi. – polecił, a ja zrobiłem to, o co prosił. – Jeśli jako dorosły facet skończę tak jak teraz, nie przychodź w odwiedziny. – zaskoczył mnie tym. – Chciałbym żebyś wpadł, ale to byłoby kompromitujące. Fillip, kiedy przyszedł wydarł się na Camusa, że się nie oszczędza, chwilę płakał, a później płakał ich dzieciak, bo Camus nie wróci do domu z nimi. Z resztą widziałeś, jak go karmią. Jak dziecko. Wcześniej wmusili w niego jabłko, pomarańczę, jakąś gruszkę, teraz banan. Ja po takiej dawca „witamin” nie wyszedłbym z łazienki przez dobrą godzinę. Niech się cieszy, że ma syna, a nie córkę, bo ona karmiłaby go, czym popadnie i pewnie zaprosiłaby dzisiaj swoje lalki na ucztę u ojca. Gdyby to o mnie chodziło, czułbym się jak niedołężny starzec niemogący nawet ruszać rękami by samemu zjeść. Chociaż nie wiem, co miał złamane, więc może nie wolno mu jeszcze samodzielnie jeść?
- A tobie wolno?
- Ależ oczywiście! – kłamał. Uciekł wzrokiem w bok na chwilę, znowu spojrzał na mnie, ale nie zademonstrował siły swoich rąk, co mogło oznaczać tylko to, że Pomfrey zabroniła mu posługiwania się nimi.
- To dobrze. W przeciwnym razie karmiłby cię jakiś Domowy Skrzat, a to mało apetyczny widok przy obiedzie.
- Tak, mięsa bym nie przełknął. Dobrze, że dziś naleśniki.
Kłamczuch. Niestety nie mogłem zagonić go w ślepy zaułek tego zmyślania, gdyż właśnie pojawiła się Pomfrey i poinformowała nas, że musimy znikać, by pacjenci mogli odpocząć. Zostawiłem, więc go czując się o połowę lżejszy i spokojniejszy. Obaj chorzy wracali do zdrowia, więc bez problemu wytrzymam do końca tygodnia do powrotu Syriusza. Naprawdę było mi lepiej.

2 komentarze:

  1. novice_thinks@vp.pl27 czerwca 2012 00:53

    Witaj, widzę że nie tylko mnie interesują blogi i pisanie opowiadań. Zapowiada mi się dużo czytania i dużo ndrabiania, ale podołam. Jeśli skusiłabyś się na zajrzenie do mnie z chęcią zapraszam. http://pegs.blog.onet.pl/ Mam nadzieję, że się zachęcisz, będziesz śledzić początek historii, którą zaczyna pisać. I udzielisz mi cennych uwag. Krytyka również mile widziana. powodzenia w dalszym pisaniu. ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Fillip mógłby przenocować w Hogwarcie do powrotu zdrowia Marcela. W końcu łóżko Blacka jest wolne. xP Kaleki jedne, hehe, ale dobrze, że nie jest z nimi ciężko.

    OdpowiedzUsuń