niedziela, 10 czerwca 2012

Podglądanie

Dopiero siedząc pod gabinetem Slughorna zrozumiałem, jaka to była głupota. Dodawać cokolwiek do kubka dyrektora, czy też jego gościa było samobójstwem. Czy mogliśmy liczyć na to, iż mężczyzna nie odkryje naszego przekrętu? Wystarczy, że nas spostrzeże, a już on zdoła połączyć koniec z końcem i uzyskać obraz całości. Co gorsze, nauczyciel wyszedł ze swojego gabinetu i nie było pewności, że wróci na czas by pomóc znajomemu dyrektora, który miał paść ofiarą Syriuszowego dowcipu. Może nie znałem się na żartach, ale potrafiłem dostrzec przesadę, a to niewątpliwie nią było.
- Znasz wszystkie skutki uboczne tego eliksiru? – zapytałem, kiedy moja niepewność zaczęła sięgać zenitu. Miąłem nerwowo skraj swojej koszulki, jakby to miało mi w jakimkolwiek stopniu pomóc w opanowaniu się.
- Prawdę mówiąc to nie, ale gdyby to było niebezpieczne Slughorn nie trzymałby tego w klasie. Z resztą, w ogóle by tego nie miał. – chłopak wzruszył ramionami. – Remi, daj spokój. Nic się nie stanie. Z resztą, kto, jak kto, ale Dumbledore sobie poradzi.
- Chłopaki, cisza, Ktoś idzie. – Sheva usiłował niemal wcisnąć się w ścianę i stać z nią jednym. Gdybyśmy nie zaczęli całej tej afery teraz nie musiałby wciągać i tak płaskiego brzucha w obawie przed zauważeniem.
Zostałem wepchnięty przez przyjaciół w niszę, która miała ukryć nas wszystkich, ale i pozwolić byśmy mogli obserwować wszystkie wydarzenia.
- Jest tyle ciekawszych rzeczy... – biadoliłem, więc nic dziwnego, że Syri nie wytrzymał i zakrył moje usta dłonią.
- Później ponarzekasz. – syknął mi do ucha i oparł brodę o moje ramię obserwując drzwi gabinetu.
- Hymy, hymy, myhy. – wymruczałem z czystej przekory. Nie miało to nawet specjalnego znaczenia, ale nie mogłem się poddać bez niejakiej walki.
- Remi... – westchnął.
- Hm? – specjalnie wydałem z siebie ten pomruk. Nie ma nic za darmo i on chyba to zrozumiał.
- Nie lubisz przegrywać, co? – w odpowiedzi na pytanie Blacka wzruszyłem tylko ramionami. Byłem jednak pewny, że i reszta przyjaciół byłaby wdzięczna gdybym się w końcu zamknął. Czułem, jak stojący za mną chłopak spina się nie potrafiąc przestać walczyć, nie mogąc pogodzić się z tym, że musi coś mi zaproponować, by mieć spokój. Nie tylko dla mnie przegrana była trudna. – Cholera, Remi. – warknął i zamilkł, gdyż przed drzwiami gabinetu stanął nie, kto inny, ale dyrektor z niemowlakiem na rękach. Mówił coś do dziecka, ale nawet ja nie słyszałem żadnych szczegółów. Jedno było za to pewne. Syriusz się nie pomylił i gość Dumbledore’a zamienił się w bobasa. Jednego się za to nie spodziewaliśmy. Dziecko zaczęło sikać, co świadczyło o braku kontroli nad ciałem lub mogło wskazywać na prawdziwego bobasa.
- Psik! – Peter wydał z siebie donośne kichnięcie, które zapluło nawet ścianę naprzeciwko nas. To dopiero była dalekosiężna ślina. Niestety zdradzało także naszą pozycję. Czegoś takiego nawet zaaferowany dzieckiem dyrektor nie mógł przegapić.
Wyrwałem się z objęć zszokowanego wpadką Syriusza i pociągnąłem go za sobą trzymając go za koszulkę.
- Powinieneś zatykać usta. Gdybym był przed tobą miałbym całe plecy mokre. – powiedziałem głośno zmierzając w stronę nauczyciela, zupełnie, jakbym przez cały czas zmierzał korytarzem w to miejsce. – Nie ważne. – machnąłem ręką. – Gdzie ona może być... Jestem pewny, że zakładałem ją dziś rano. – wbiłem spojrzenie w podłogę i rozglądałem się na boki. Syri nie rozumiał, o co chodzi, ale dla dobra sprawy zachowywał się tak jak ja.
W ten sposób, z nosami niemal przy ziemi zbliżyliśmy się wystarczająco do dyrektora i dopiero wtedy pozwoliłem sobie na podniesienie głowy wysoko.
- O, pan dyrektor. – uśmiechnąłem się robiąc, co w mojej mocy by nie wyglądało to sztucznie. – Może pan widział taką niewielką spineczkę z króliczkiem. Zgubiłem i nie mam pojęcia, kiedy, gdzie i jakim sposobem... – zwiesiłem głos patrząc na obserwujące mnie inteligentnym spojrzeniem dziecko. Było rozkoszne, za słodkie, jak na zamienionego w nie dorosłego. Kręcone, jasne włoski, oczy o intensywnym kolorze wydawały się czytać mi w myślach. Nie wątpiłem, że kimkolwiek jest ten bobas, nie jest zwyczajnym maluchem. To było widać na pierwszy rzut oka.
- Niestety, Remusie, ale gdybym ją znalazł na pewno do ciebie wróci. – dyrektor poprawił malca w ramionach wyraźnie nie chcąc by dzieciak wzbudzał przesadne zainteresowanie, czy co gorsza, zainteresował się nami. – Gdzieś uciekł mi profesor Slughorn, a jest mi niebywale potrzebny.
- Nie widzieliśmy go. – Syriusz odpowiedział zanim ja zdołałem go wyprzedzić. – Ale na pewno zaraz wróci. On zawsze wraca w rekordowym tempie. – uśmiechnął się niewinnie omijając wielkim łukiem plamę na korytarzu. Sam zrobiłem to samo.
- Szukamy dalej. – peplałem. – To moja szczęśliwa spinka. Muszę ją odzyskać przed egzaminami. – sam nie wiem, do kogo to kierowałem. Do siebie, do Syriusza, czy do samego dyrektora. Nie mniej jednak znowu zbiłem spojrzenie w ziemię i przyglądałem się każdemu kątowi na korytarzu.
Mieliśmy niejakie szczęście, gdyż w kilka chwil później minął nas sam profesor eliksirów pędząc z jakimś pakunkiem pod pachą do siebie. Żałowałem, że nie będzie mnie przy tym, jak mężczyźni rozwiążą problem zaczarowanego dziecka, czy też kałuży na podłodze. Miałem nadzieję, że przyjaciele zrelacjonują nam wszystko, czego świadkami będą.
- Przy okazji, Syriuszu. – zatrzymałem chłopaka krzyżując ramiona na piersi i tupiąc nogą. – Jesteście mi z Peterem winni ładną spinkę z króliczkiem. Muszę teraz dbać o pozory, żeby dyrektor nie domyślił się podstępu. Bez szczęśliwej spinki nie mam się, co pokazywać na egzaminach, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Nie wiedział. Widziałem to w jego spojrzeniu. Nie miał zielonego pojęcia, co takiego miałem na myśli, a i ja zaczynałem wątpić w swój zdrowy rozsądek.
- Czegoś ci brakuje do szczęścia. – przerwał chwilową ciszę panującą w około. Dał mi szybkiego buziaka w czoło, a później w usta, jakby chciał mieć pewność, że nie zacznę na niego szarżować i nie powybijamy sobie przy tym zębów. – Czuję, że czegoś ci brakuje i wiem, czego. – uśmiechnął się. – Czekolady. Jesteś od niej uzależniony, nawet, jeśli wielokrotnie próbowałeś się już odchudzać i żyć bez niej. Gdybyś poprosił...
Prychnąłem cicho. Nigdy nie prosiłbym nikogo o słodycze, chociażbym miał bez nich umierać. Przyznaję, iż czasami czułem się bez niej gorzej, innym zaś razem lepiej, lub obojętnie, ale gdybym tylko nie zjadł wszystkich swoich łakoci z pewnością sięgnąłbym z rana po odrobinę przyjemności.
- Lepiej znajdźmy sobie zajęcie, póki chłopcy nie wrócą. Nie wiadomo ile czasu będą zmuszeni ukrywać się zanim droga będzie wolna. – chciałem zmienić temat.
- Proponuję napad na Miodowe Królestwo. Możesz zostawić monety. – westchnął widząc moją minę. – Nie wiem, czy zrobi to komukolwiek jakąś różnicę, ale zawsze możesz to zrobić właśnie w taki sposób.
Skinąłem. Miał rację, nie chciałem okradać innych, jak zwykli to z pewnością robić czasami on i Peter, ale myśl o kąpieli w słodyczach sprawiała mi przyjemność. Nie chodziło i wannę pełną czekoladek, co chociaż dziwne, było nawet przyjemne, ale o skrzynie wypełnione czekoladami, cukierkami, fasolkami, żabami i wszystkim, co tylko mogło mi przyjść do głowy.
- Zgoda. – powiedziałem głośno, to, co wcześniej oddałem gestem. – Ale tylko na chwilę. Jeśli ktoś nas zobaczy będziemy trupami.
- Spokojna głowa. Już mój w tym interes by nie natknąć się na nikogo. – objął mnie ramieniem i wyraźnie mając jakiś plan poprowadził mnie w kierunku, który musieliśmy obrać by odnaleźć ukryte przejście.

2 komentarze:

  1. W sumie to bardzo nieładnie z mojej strony, że czytam twojego bloga i wgl nie komentuję, chociaż w każdą środę, piątek i niedziele nie mogę się nie uśmiechnąć na myśl, że dzisiaj będzie u ciebie notka. No bo tak, uzależniłaś mnie i nawet nie mam zamiaru na to narzekać :) Weny życzę i kolejnych rocznic, bo - no naprawdę! - pisać coś już (prawie) 6 lat, to jest... piękne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać, że Remi jest dobrym liderem grupy. xD Skoro szukali spinki niemal z nosami przy ziemi, a wiadomo, że podłogi posiadają wiele kurzu, nieuniknione było kichnięcie ;3 I proszę bardzo, Remi znów ich uratował xD

    OdpowiedzUsuń