niedziela, 17 czerwca 2012

Przedszkole

Wchodząc do Pokoju Wspólnego Sheva wzruszył ramionami, zaś za nim podążała reszta naszej drużyny. Domyśliłem się, że coś poszło nie tak i Wielki Plan nie wypalił. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Chociaż... Może kiedyś coś nam się jednak uda od A do Z? Wątpiłem, ale nadzieja zawsze gdzieś tam tkwiła ukryta głęboko w podświadomości.
- Nie mielibyśmy szans nawet z peleryną. – rzucił James na wstępie. – Zamknęli się w gabinecie i tylko płacz dzieciaka było słychać, a później jak wyskoczył i pognał do swojego siedliska wszelkiej mądrości tak nie mogliśmy za nim nadążyć kryjąc się po kątach! Dyrektor jest sprytniejszy niż sądziliśmy.
- Akurat, ja w to nie wątpiłem. – pozwoliłem sobie na gderliwy komentarz. Miałem to już we krwi, sądząc po częstotliwości, z jaką dorzucałem swoje trzy grosze podczas naszych dyskusji.
- Gdybyśmy wszystko wiedzieli byłoby nudno! – Sheva rzucił się na sofę, z której właśnie podniosło się kilku pierwszorocznych. Pokazał nam w uśmiechu rząd równych, białych, godnych pozazdroszczenia zębów.
- To już niemal koniec roku... – odezwał się melancholijnie Peter.
- Więc musimy nacieszyć się Shevą. – James poprawił okulary na nosie i rzucił się na leżącego Ukraińca przygważdżając go do kanapy. Nie planował tym razem robić z niego naleśnika, ale objął i zaczął tulić. Syriusz, dotąd milczący, uśmiechnął się i przyłączył do Pottera. Sam nie miałem nic przeciwko. Dobrze wiedziałem, że będę płakał, kiedy Shevy zabraknie, a pustki, jaką przyjdzie mi odczuwać nie wypełnię niczym. Kiedy już się do kogoś przywiązujesz nie łatwo zrezygnować z tego uczucia.
Skinąłem głową sam sobie i rzuciłem się na chłopaków przepychając się by dotrzeć bezpośrednio do Andrew. Widziałem uśmiech na jego twarzy, którego starał się pozbyć. Nie miał nam za złe tego maltretowania. Z resztą, kiedy dołączył do nas Peter ludzie w Pokoju Wspólnym mieli nas za bandę szaleńców, co było oczywiste skoro przyjaźniliśmy się z Potterem.
- Dobra już, koniec czułości. Zabierajcie się ze mnie. – Sheva zaczął nas powoli spychać z siebie.
Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Dziwne, ale wyjątkowe, kiedy to podpadł grupie Lucjusza, a w tym samemu Syriuszowi. Czasami nawet zastanawiałem się, jak by to wyglądało, gdyby Black wcale nie dostał się do Gryffindoru, a Andrew nie zdołał się ukryć przed grupą Ślizgonów. A gdybym ja nie był wilkołakiem? Jaki byłbym wtedy? Czy Greyback kiedykolwiek był naprawdę czarodziejem? Może właśnie tego powinienem dowiedzieć się podczas wakacji? Podzielić dzień na przypominanie sobie materiału, odpoczynek i swoje śledztwo? Miałem czas by coś zaplanować. Teraz wolałem skupić się o rzeczach istotniejszych, jak chociażby przyjaciele.
- Y... Chłopaki... – Syri zaczął obmacywać swoje kieszenie, pierś i z czasem całe ciało. – Nie widzieliście gdzieś tej mojej buteleczki z eliksirem na bobasa?
- Nie chcesz mi powiedzieć, że go zgubiłeś... – zawahałem się. Chyba właśnie to, chciał nam przekazać chłopak.
- Nie sądzę, ale i jej nie mam... Mam wrażenie, czy właśnie słyszałem płacz?
Skupiłem się na czymś, co mógł słyszeć Black, a co mi umknęło. Wystarczyła jednak chwila, a z przerażającą jasnością zdałem sobie sprawę, że ten dźwięk nie dochodził z daleka, ale z wnętrza naszego Pokoju Wspólnego. Wszyscy spojrzeliśmy w miejsce, z którego dochodziło głośne gaworzenie. Na krzesłach koło stolika siedziało dwoje bobasów, które mogły nam sięgać zaledwie kolan. Przed nimi, czy też na stoliku ponad nimi, leżały dwie filiżanki, które jeszcze niedawno musiały być wypełnione herbatą i drobne talerzyki na ciasto.
- Mam dla ciebie złą wiadomość Syriuszu. Zostałeś okradziony, a w tej chwili zaczyna się podwieczorek. – nie zwlekając podniosłem się z miejsca. – Evans, pilnuj ich! – wskazałem rudej dwoje wystraszonych swoim stanem uczniów. Była jedyną znaną mi i odpowiedzialną osobą w Pokoju Wspólnym. – Ruszajcie tyłki, musimy ostrzec ludzi w Wielkiej Sali! – syknąłem na przyjaciół i nie czekając na nich biegiem rzuciłem się w stronę dziury za portretem. Jeśli wszyscy nauczyciele zostaną przemienieni w dzieci, nigdy nie zdołamy ich odczarować! Ani upilnować całej gromady niemowlaków, które z trudem raczkując będą narażone na liczne niebezpieczeństwa. Nie na darmo Hogwart był przeznaczony dla uczniów od lat jedenastu, nie zaś aż od niemowlęctwa.
Nie oglądając się gnałem ile sił w nogach w stronę najniższego z pięter, gdzie mieściła się ogromna jadalnia. Wpadłem do środka i rozejrzałem w koło stwierdzając jedno – było już za późno! Po ziemi paradowały barbecie zaplątane w za duże ubrania. Gdzieś jakiś płakał głośno, czy chwiał się niebezpiecznie na krześle. Tylko nieliczne osoby uniknęły takiego losu z przerażeniem patrząc na otaczające ich maluchy.
- Niczego nie jedzcie, ani nie pijcie! – krzyknąłem ledwie odwodząc do takiego zamysłu, co po niektórych. Za mną do środka wbiegli Sheva, Syriusz oraz James. Peter dotoczył się trochę później zdyszany i zlany potem. Bieganie nie było jego mocną stroną.
- Psujecie zabawę! – Irytek rzucił w nas pustym flakonikiem po eliksirze ukradzionym przez Blacka.
- A więc to twoja sprawka. – Dyrektor podniósł się z miejsca i utkwił spojrzenie niebieskich oczu w psotnym duchu. Poltergeist nawet nie wiedział, jak bardzo nam pomógł w odwróceniu od siebie uwagi nauczyciela, który bez sprzecznie zacząłby nas podejrzewać, gdyby nie nagłe pojawienie się Irytka.
- Może moja! – prychnął cicho duch i zniknął pospiesznie by uniknąć gniewu dyrektora.
- Nie łatwo będzie nam to naprawić. – Dumbledore uśmiechnął się do nas schodząc z podwyższenia.
- W naszym pokoju kilka osób nagle zamieniło się w dzieci po wypiciu herbaty. – powiedziałem pospiesznie nie chcąc by nauczyciel zaczął zadawać pytania. Nie wiem, czy zdołałbym się wykręcić od powiedzenia prawdy, gdyby lustrował mnie tymi błękitnymi oczyma zza swoich okularków połówek, które sprawiały, iż wyglądał, jak przystało na niebezpiecznego i silnego czarodzieja.
- Podejrzewam, że tak jest w każdym domu. Obawiam się także, że profesor Slughorn nie pomoże mi tym razem. – pogłaskał po głowie pulchnego berbecia, który wpadł chwilę wcześniej twarzą do ciasta truskawkowego. Nie musiał nam mówić nic więcej. Wszystko było jasne. - Postarajcie się zebrać uczniów możliwie najlepszych w eliksirach. Musimy też zebrać wszystkie te dzieci w jednym miejscu. No dalej panowie, nie ma, na co czekać. Czas ucieka, a z każdą chwilą zapewne mamy coraz mniej szans na pozbycie się problemu. – jego głos był opanowany, chociaż u swojego boku miał tylko McGonagall i Sprout. Jakimś cudem tylko one i sam dyrektor mieli na tyle szczęścia, że byli cali i zdrowi.
- James, Andrew, biegnijcie do swojego domu i przyprowadźcie mi wszystkich zmniejszonych. I w miarę możliwości kogoś do eliksirów. Będziemy czekać na osoby zdolne do pomocy w sali profesora Slughorna. – McGonagall zaczęła wydawać polecenia. – Remusie, Peter, posprawdzajcie gabinety nauczycieli i powiedzcie im, gdzie jesteśmy. Syriuszu, ty zostaniesz tutaj z profesor Sprout i będziesz pilnował by nikomu nic się nie stało.
Z miny Syriusza wyczytałem niezadowolenie. Jemu wcale nie podobał się pomysł opieki nad dziećmi. Nie wątpiłem, że daleki był od marzeń o zakładaniu rodziny i zostawaniu ojcem.
- Powodzenia? – pytałem bardziej niż życzyłem mu tego.
- Chętnie się zamienię. – mruknął spoglądając na usłaną dziećmi podłogę, jakby były one żywym dywanem.
- Długo zamierzacie jeszcze tutaj stać? – nauczycielka transmutacji właśnie nas minęła i wymownie uniosła brwi oczekując natychmiastowej reakcji. Nie daliśmy się dłużej prosić. Rzuciłem Syriuszowi pocieszające spojrzenie i wyszedłem pospiesznie z Wielkiej Sali mając za sobą sapiącego Petera. Jeszcze nawet nie pokonaliśmy kilku metrów, a on męczył się na samą myśl o tym, co jeszcze go czeka. Podziwiałem jego zgranie umysłu z ciałem i uśmiechałem się mimowolnie. Co to będzie, kiedy pokonamy już wszystkie schody i zaczniemy uganiać się za nauczycielami po korytarzach?

1 komentarz:

  1. Peter padnie ze zmęczenia. xD Ojj, McGonagall chyba ma jakieś ciągoty do odchudzania biednego blondynka. I potem się dziwić, że chciał zagłady nauczycieli w Hogwarcie. xDMmm, fajnie jest czytać o Potterze tulącym Andrew. ;3Huh, no to roboty będzie bez liku. Syri też się przyda w eliksirach. ;PJestem nareszcie. Wymiętoszona, zmaltretowana, ale wreszcie wyspana. ;P I zapraszam na nowy rozdział. ;P

    OdpowiedzUsuń