środa, 18 lipca 2012

Cya

26 czerwca
Sam nie mogłem w to uwierzyć, chociaż chyba, jako jedyny najczęściej o tym myślałem. Kolejny koniec roku, kolejne pożegnania i rozstania, a co najistotniejsze, odchodziły osoby, które naprawdę lubiłem, podziwiałem i które zamieniły moje cztery lata w Hogwarcie w najprawdziwszy raj. Niektórych znałem gorzej, czy też zupełnie nie kojarzyłem, ale jednak z mojego życia miało zniknąć siedem osób – Michael, Gabriel, bracia Mares, Sheva, Eric, którego zielonooki znał lepiej ode mnie oraz Cornel, chociaż on mógł odejść już dawno temu, gdyż nie zaliczał się do przyjaciół, ale wrogów. I jak się przekonałem, także tajemniczy blondyn, który podlizywał się nauczycielowi astronomii. Od teraz moje życie miało być najwidoczniej zlepkiem nudnych dni, które nigdy się nie kończą.
- Ale ten czas leci. Jeszcze niedawno wy byliście tu nowi, a teraz nas wyrzucają, bo jesteśmy za starzy. – staliśmy na peronie patrząc na wysiadających uczniów i ich rodziny, kiedy Michael pojawił się za nami, jakby wyrósł spod ziemi. Wyglądał kwitnąco, jak z resztą zawsze. W czarnych, jeansowych biodrówkach za kolano, japonkach i czarnej koszulce z ogromnym żółtym ptakiem na piersi z Ulicy Sezamkowej przypominał modela prezentującego najnowsze trendy na lato. Stojący obok niego Gabriel, czarna eminencja ich rocznika w Slytherinie, przewrócił oczyma patrząc na swojego chłopaka. Nawet on nie wyglądał na „złego metala”. W ciemnych jeansach i koszuli w niebieską kratkę stanowił nie lada wyzwanie dla dziewcząt.
- Obskakujemy wszystkich znajomych żeby się pożegnać. – pospieszył z wyjaśnieniami Michael i wyciągając dłoń podawał ją każdemu do uściśnięcia. Przy Shevie zawahał się i pocałował go w usta mocno. – Taaak, teraz mogę odejść szczęśliwy. – oblizał się, co nie wydawało się irytować Gabriela. On trzymał rękę na pulsie, chociaż ku mojemu zaskoczeniu także przycisnął swoje wargi do Andrew. To uświadomiło mi, jak niewiele wiedziałem o ich znajomości przez te wszystkie lata. Najwyraźniej Fabien także, gdyż stanął jak wryty widząc tak czułe pożegnanie swojego młodego kochanka z jego kolegami.
Sheva zauważył go chyba odrobinę zbyt późno. Zarumienił się, speszył i szepnął coś na ucho starszym kolegą, którzy nie bacząc na dyskrecję odwrócili się spoglądając na tego wysokiego mężczyznę o nienagannej budowie ciała, której na pewno nie zdobywało się pracując, jako pomoc domowa.
- Mogłeś mówić od razu, że to ten... – Michael przełknął ślinę w dosyć ostentacyjny sposób. – Sam będziesz mu się tłumaczył. Tak się składa, że Gabriel bardzo lubi moją twarz, a ja jego i sińce nas nie kręcą, więc... Odezwiemy się jeszcze! Na razie chłopaki!
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – rzucił Gabriel i z rezygnacją pozwolił by Michel odciągnął go możliwie najdalej od Andrew. Zatrzymali się na chwilę przy Cornelu i Ericu, którzy kłócili się o coś. Jak to w ogóle możliwe, że taka ogromna liczba przystojniaków opuszcza szkołę na stałe? Nie wątpiłem, że większość dziewczyn przerzuci się teraz na mojego Syriusza, kiedy najlepsze partie znikały z horyzontu. Oznaczało to w prawdzie także okazję dla Jamesa, by podbił jakieś serce, chociaż do tego musiał jeszcze zmądrzeć, a na to się nie zanosiło.
Sheva stojąc w miejscu robił tysiące min mających na celu zachęcić kochanka do podejścia. Chyba miało to być sprawdzianem poziomu gniewu, gdyż sam nie zrobił ani kroku w stronę Fabiena. Przypominało mi to wabienie psa obietnicą plastra szynki i miłym uśmiechem. W końcu jednak Fabien przemógł się i podszedł, chociaż daleki był od bezinteresownych gestów.
- Qu'est ce que c'était, mon chéri?
- Później ci powiem. – Sheva złapał go za rękę i potarł policzkiem o ramię kochanka, jak dziecko stęsknione za ojcem. Nie wiem, jakiej wymówki użyli tym razem, by Fab mógł odebrać Andrew ze stacji, ale najwidoczniej zdołali pozbyć się matki chłopaka. – Dobra, J., więc dasz nam znać, kiedy...
- Lily! – okularnik nie słuchał, a ja mogłem przysiąc, że na czole blondyna pojawiła się żyłka poirytowania, kiedy ignorując jego rozpoczęte zdanie Potter pobiegł w stronę Lisicy żegnającej się z przyjaciółkami.
- Stawiam resztki mojego kieszonkowego, że dostanie w twarz. – zadzwoniłem kilkoma nędznymi monetami, które jakimś cudem ostały się w moim portfelu, kiedy James dobiegł do Evans cały rozpromieniony i nie zważał na jej wyraźną niechęć.
- Zachowaj je na później. Każdy z nas stawia na to, że mu przyłoży. – Syriusz odgarnął do tyłu krótsze pasma włosów, które łaskotały jego twarz.
- Dajcie spokój, jak można być tak upierdliwym? – Sheva przetarł dłonią twarz.
- To się nazywa miłość. – Peter, niepoprawny marzyciel, który nadal sądził, że ma szanse u Narcyzy teraz brał stronę Pottera. Mogliśmy mu to wybaczyć.
I trzask! Jeden zero dla nas. Evans nie wytrzymała, kiedy J. domagał się pożegnalnego buziaka i zamiast niego zostawiła mu na twarzy czerwony ślad swojej dłoni. Przyszedł do nas masując bolące miejsce, które najpewniej spuchnie w przeciągu najbliższych dwóch godzin.
- Ona to ma siłę w rękach. Gdyby była moją matką miałbym hemoroidy.
- Nie chcę tego słuchać. Zostawiam was i... hemoroidy Jamesa samych. Do zobaczenia. – Andrew przytulił mnie i Syriusza, uścisnął dłoń Petera, który nie lubił być przytulany przez mężczyzn, nawet jeśli byli przyjaciółmi, i tylko uśmiechnął się do Jamesa. – Głupota zaraża, a ja chcę być w pełni sił umysłowych. – Pomachał nam, obiecał, że zjawi się na każde umówione spotkanie, jakie zaplanujemy i zabrał swojego kochanka z pola widzenia matek wyraźnie nim zainteresowanych.
Zostaliśmy w czwórkę, ale niedługo. Peter dał nogę do rodziców, którzy właśnie pojawili się koło przejścia z naszego peronu, na perony mugoli. Wykruszaliśmy się z zatrważającą szybkością. Nie potrafiłem sobie wyobrazić następnego roku i pustki, jaką będzie ze sobą niósł. Wątpiłem by pierwszoroczni mogli być na tyle interesujący, by zmienić obraz naszego szkolnego świata pozbawionego najjaśniejszych gwiazd, zaś w najbliższym roku będzie nas jeszcze mniej, a w końcu po prostu i na nas przyjdzie czas.
- Cholera, to po mnie. – Syriusz syknął pod nosem i potarł dłonią o moją w ramach czułego pożegnania. Wkładając rękę niedbale do kieszeni, zaciskając mocno pięść na rączce kufra i klatce ze swoim puchaczem podszedł do swojej rodziny, która witała czule jego brata zaś dla samego Syriusza mieli wyłącznie kilka słów, chyba niezbyt miłych.
Tak oto zostałem sam z Potterem, który w lusterku z Hogsmeade oglądał swój policzek.
- Wesz, Łami. – seplenił wypychając rumiany policzek językiem i krzywiąc się z bólu. – Skoło nie wemy, iłe tfeba czekać, mowe zjemy lodły?
- Ałe tły stławiasz. – przedrzeźniałem go w odpowiedzi.
- A no. – uśmiechnął się niemrawo z powodu wcześniejszego ciosu od rudej i chwycił swoje rzeczy taszcząc je w stronę przejścia. – Niedaleko powinna stać jedna czarownica, która ma naprawdę dobre łakocie.
- Wstyd się z tobą pokazać, ale niech stracę. – mrugnąłem do niego porozumiewawczo. Czerwony ślad dłoni na policzku, kilka fioletowych plam na skórze, które jeszcze nie zeszły po smarowaniu eliksirem przeciw działaniu pokrzyw, zadrapania, które były jego własnym dziełem, z kimś takim tylko przyjaciel mógł wyjść do ludzi. A my byliśmy przyjaciółmi.
Przeszliśmy przez barierkę naszego peronu niezauważeni. Kobieta sprzedająca lody miała swoją budkę zaraz obok dworca, więc nie oddalaliśmy się zbytnio i mieliśmy oko na okolicę, czekając na rodziców. Musiałem przyznać, że co, jak co, ale na lodach Potter się znał. Śmietankowo-miętowy smak dnia był hitem i musieliśmy postać w kolejce dobre pięć minut, by przyszła nasza kolej. Jako czarodzieje dostaliśmy zupełnie darmową czekoladową polewę. Dopiero dzięki tej kobiecie dotarło do mnie, że są osoby, które żyją na pograniczu między światem mugoli, a naszym, czarodziejów. Wcześniej wcale o tym nie myślałem, a przecież kiedyś sam mogę wybrać taki rodzaj życia. W końcu pośród zwyczajnych, niemagicznych ludzi nie istniały wilkołaki, a więc byłbym w pełni akceptowany. Z drugiej strony miałem Syriusza, a on powiedział mi jasno, że chce ze mną mieszkać, chce bym spędził z nim życie, a to na pewno nie wymagało ode mnie poświęcenia magii na rzecz mugoli.
Właśnie pogryzłem wafelek, kiedy zobaczyłem moich rodziców spieszących chodnikiem. Jak dobrze było ich znowu widzieć!

4 komentarze:

  1. Jezu mam nadzieję że będziesz pisać kartki z pamiętnika bo odchodzi moja ulubiona para !!! Mam tu na myśli Cora i Erica ! Przecież bez nich będzie tak nudno !!! Notka jak zwykle cudowna piszesz tak że te kilka dni czekania to dla mnie katorga !

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę tęsknić za chłopakami, którzy opuszczają szkołę, zupełnie jakbym osobiście ich znała ;( Ach, no cóż, liczę na Kartki z Pamiętnika, co innego mi zostało. Minął kolejny rok, który cudownie opisałaś. Oby tak dajel ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEE!!! moja ulubiona para ! Dlaczego Ned i Gabi muszą odejść :"( ? Trzymam cię za słowo bo obiecałaś coś ekstra gdy chłopcy będą na 5 roku :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sheva będzie miał trochę do wyjaśnienia.... och, a nieo podenerwowany Fabien i jego tęsknota na pewno będą chciały sobie odegrać czułe pożegnanie Andrew z kolegami.Hah, tez jestem ciekawa, jak wyglądały relacje Shevy i tamtej dwójce. xPTrochę liczyłam na to, że Corni zapragnie pożegnać się z Remim. xD

    OdpowiedzUsuń