piątek, 20 lipca 2012

Kartka z pamiętnika CLXXXIV - Andrew Sheva

Serio obiecałam coś ekstra? o.O Zut! Fuck! Upss... Jeśli obiecałam to o czym myślę, a czego postanowiłam nie wykorzystywać, to mam problem XDDD Będę musiała Wam to wynagrodzić ^^"

 

- Powiedziałeś im? – duże dłonie Fabiena gładziły moje plecy, jego usta całowały moje włosy, kiedy leżeliśmy razem w łóżku w jego pokoju. Jego ubrania i fartuszek, w którym przyniósł mi kolacje, leżały porozrzucane po podłodze. Sam o to zadbałem. To była jego wina. Kiedy zobaczyłem tego wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę w błękitnym fartuszku z koronkowymi obszyciami, zakupionym przez moją mamę, nie mogłem się powstrzymać. Moja perwersja wzięła górę i rzuciłem się na niego jak zwierzę. Teraz przytulałem policzek do pachnącej nim skóry na szerokiej piersi. Fab był wystarczająco idealny, bym ja mógł być zaledwie szczupłym chłopakiem. Nie musiałem dbać o linię, czy ćwiczyć dla wyrobienia sobie widocznych mięśni. On jeden wystarczył.
- Nie. Jeszcze nie, ale powiem im w odpowiedniej chwili. – przycisnąłem usta do jego piersi. Byłem, jak pluszowy miś spragniony czułości, a on idealnie nadawał się do spełniania moich zachcianek. W końcu był moim mężczyzną! – Zaufaj mojej umiejętności oceny sytuacji.
- A masz taką? To coś nowego. – zrzucił mnie z siebie i na czworakach zawisnął nade mną. – Do tej pory myślałem, że kierujesz się tylko swoimi zachciankami i potrzebami. – potarł swoim nosem o mój. – A może się myliłem?
- Ja rozdzielam życie prywatne i szkolne. – rzuciłem wyzywająco. – W jednym kieruję się zachcianką, a w drugim rozsądkiem. Gdyby było inaczej nie drażniłbym takiego ogiera już w chwili, kiedy go poznałem. Tym bardziej, kiedy mówiono o nim same złe rzeczy. – uniosłem dłoń i wodziłem palcami po jego twarzy, ustach, szorstkim zaroście.
- Stawał ci na widok mojego zdjęcia w Proroku Codziennym. – zauważył z niejaką dumą, a ja nie mogłem zaprzeczyć. – Nie interesowało cię, jaki jestem...
- To była miłość od pierwszego wyjrzenia! – prychnąłem szczypiąc jego sutek, co nie zrobiło na nim wrażenia. – Przeczucie! Od razu wiedziałem, że będziesz idealny! Z resztą, też się nie stawiałeś, kiedy od razu przeszliśmy do bardziej intymnej znajomości. – na ustach Fabiena pojawił się zadziorny uśmiech. Pocałował mnie lekko i przygwoździł swoim ciałem do materaca. Był ciężki! Ale uważał by mnie nie zmiażdżyć nadal podpierając się rękoma. Nadal byłem stanowczo zbyt niski, bym mógł się z nim równać.
- Jak mogłem odmawiać, skoro twoje oczy krzyczały ‘weź mnie’? Gdybym ci odmówił czegokolwiek zmusił byś mnie do posłuszeństwa. – drażnił się ze mną, chociaż poniekąd miał rację. Sam nie wiem, co mną wtedy kierowało. Kręciłem się przecież bez celu po zamku szukając kogoś, w kim mógłbym się naprawdę zakochać. Odczuwałem potrzebę bliskości kogoś bardzo dla mnie ważnego, poczucia bezpieczeństwa. Dlatego próbowałem z Michaelem i Gabrielem, dlatego zaznajomiłem się z Lairem, nie stroniłem od osób, które proponowały mi spotkania. A później pojawił się Fabien. Na swój sposób egzotyczny ze swoim niewidzącym okiem, zabójczo przystojny, niebezpieczny, ale jednak szarmancki, co było widać już w jego postawie na zdjęciu zamieszonym w Proroku. Czułem wtedy, że uschnę, jeśli nigdy go nie spotkam. Zakochałem się, jak przystało na szaleńca, w bandziorze z listu gończego.
A później go spotkałem. Przypadkowo nadziałem się na niego na korytarzu i moje nogi zmiękły na jego widok. Nadal nie wiem, jakim cudem nie udusiłem się, kiedy przestałem oddychać patrząc na mężczyznę moich marzeń. Gdyby nie profesor Camus najpewniej nigdy nie poznałbym Fabiena. Nawet, kiedy wylądowaliśmy w łóżku, co było skrajną perwersją zdaniem większości osób, nauczyciel zachował zimną krew. Nie rozdzielił nas siłą, nie zabronił nam się spotykać, nie wyrzucił Fabiena z zamku. On po prostu rozumiał pułapki miłości, jej siłę i pokusy.
Nawet teraz moja matka nie miała pojęcia o tym, co łączy mnie z Fabienem, zaś ojciec był zamieszany we wszystko całkowicie i pomagał nam ukrywać się przed kobietą, która nigdy nie zrozumiałaby tego, co łączy mnie i Fabiena. Może sam był kiedyś zakochany bezgranicznie w jakimś mężczyźnie i dlatego był tak wyrozumiały?
Prawdziwe uczucia nie mają nic wspólnego z rozsądkiem, czy zasadami ludzkiej moralności. Związek z rozsądku pozbawiony jest szaleństwa, wielkiej pasji i namiętności. Ludzie, którzy zdecydowali się na coś takiego nigdy nie zrozumieją, czym grozi wybuch namiętności, nad którą nie da się zapanować.
Spojrzałem w oczy Fabiena, który przyglądał mi się z subtelnym uśmiechem na twarzy. Uniosłem twarz i pocałowałem powiekę tego, na które nie widział. Mój chłopak był wyjątkowy i bynajmniej nie grzeczny, ułożony, czy rozsądny. Był przykładem mężczyzny, który pozwalał swoim żądzom kierować działaniami ciała. Dlatego mnie nie odrzucił, jak zrobiłby to każdy rozsądny mężczyzna, ale poddał się temu, co działo się w jego wnętrzu.
- Następnym razem chcę się bawić w piratów. – stwierdziłem poważnie. – Ty będziesz złym kapitanem, a ja... Ja będę porwanym... Porwanym dla okupu paniczem? Nie jestem przekonany, ale póki nie wymyślę czegoś lepszego to tak zostanie.
- Dlaczego nie miałbyś być trytonem? – na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, który sprawił, że zadrżałem. – Myślę, że kapitan pirackiej floty chętnie zabawiłby się ze złapanym w sidła trytonem. Kto wie, co kryje się pod łuskami jego ogona...
- Zboczeniec! – uderzyłem go w ramię, kiedy przed moimi oczyma stanęła scena „łóżkowa” na plaży. A jednak i ja uśmiechnąłem się szeroko. – Zostawmy to na nasz wspólny wyjazd nad morze. – byłem pewny, że moje oczy świecą radośnie. – Nie ma na tyle książek, bym mógł się nimi zadowalać, a życie teraz jest zbyt nudne, więc pobawimy się na plaży w piratów i syreny.
- Uwielbiam ten pomysł. – przyznał i pocałował mnie mocno. Czułem, z jaką pasją jego język pieści moje usta, jego ciało było sztywne z podniecenia. Podobał mi się jego lekko perwersyjny umysł, co świadczyło o tym, że nasz związek nie był pozbawiony ognia.
Objąłem go za szyję przylegając do niego ciaśniej, co chyba nie było możliwe, a jednak chciałem by tak było. Czułem się bezpieczny, szczęśliwy i kochany. Chciałem wtopić się w niego, być jednym ciałem i bynajmniej nie chodziło mi o to, by we mnie wszedł. Chciałem więcej, pełniejszego połączenia, ale nie istniała inna możliwość, niż seks.
Zacząłem kręcić się pod nim by wymusić jego odsunięcie się. Kiedy zrozumiał moje intencje miałem wystarczająco wiele miejsca by rozłożyć nogi i podnieść biodra, a on wypełnił mnie sobą całego. Wcześniej wydawało mi się, że nadal go czuję po naszym poprzednim razie, jednak dopiero teraz miałem pewność, że tak nie było. Moje wrażenie było tylko namiastką tego, co poczułem, gdy znowu był we mnie.
Wygiąłem się w łuk, pisnąłem, a podniecenie rozlało się po moim ciele z siłą równą huraganowi. Już nie mogłem doczekać się wakacji nad morzem, seksu na plaży zabaw, które na pewno podniecą mnie, jak nic innego. Fabien w stroju pirata, piękny, dumny, trochę szalony i ja zupełnie bezbronny na piasku, krępowany ogonem.
Ukąsiłem jego ramię rozpalony do granic możliwości mojego organizmu. Jego pchnięcia były mocne, zdecydowane, ale niepozbawione subtelności. Nie kontrolowałem się, kiedy kolejne kilka pchnięć wywołało mój orgazm. Nie spodziewałem się tego, ale nadal było mi mało. Mój członek nie zwiotczał lecz prężył się w dalszym ciągu.
- Jeszcze. – wydyszałem w ucho mężczyzny. Cały mój świat stanowiły moje własne jęki, westchnienia, jego szybki oddech, płynne ruchy. Zginąłbym, gdybym go nie miał. Przepełniała mnie miłość i to ona potęgowała pożądanie.
Gdy w końcu nasze pragnienia znalazły upust byłem spełniony, zmęczony, ale zadowolony i spokojny. Nie martwiłem się niczym, nie myślałem o przyszłości, ale w pełni poddałem się chwili obecnej. Moje palce zataczały kółeczka wokół pępka mężczyzny, usta uśmiechały się bezustannie. To było naprawdę cudowne.
- Miałem pomóc ci się rozpakować. – Fab ukąsił moje ucho. – nie zjadę dobrej wymówki, więc leż, a ja zrobię to szybko i wrócę do ciebie do łóżka. – pocałował mnie w czoło, zdjął ze swojego ciała i nago podszedł do okna. Otworzył je szeroko wpuszczając do środka ciepłe, świeże powietrze i klękając przy moim kufrze zabrał się do pracy pozwalając bym na niego patrzył i podziwiał.

3 komentarze:

  1. Trudno było pogodzić się z jego odejściem z Hogwartu... choc raczej się nie pogodzę... ehh, nie będzie głosu rozsądku z nutą szaleństwa i subtelnych pieszczot z Remusem.. Ale cieszę się, że będzie blisko Fabiena ;3 Swojego kapitana... dowódcy.Hahah, ja z kolei jestem strasznym pieszczochem. Mogłabym się tulić cały czas. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne :) Uwielbiam to w jaki sposób piszesz. Nawet ostry i brutalny stosunek (nie chodzi bynajmniej o ten)jest tak opisany :) wiele osób zapomina opisywać przeżycia wewnętrzne bohaterów ale ty jesteś w tym taka świetna !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo!!! czemu nie wykorzystywać ? wykorzystuj wszystko co wena daje bo cię inaczej kopnie w du... miejsce gdzie plecy tracą swą szanowną nazwę i kto będzie moim lekiem na zły humor ? ps: czy zamierzasz kończyć to opowiadanie ? mam nadzieję że nie :-)

    OdpowiedzUsuń