niedziela, 15 lipca 2012

Kartka z pamiętnika Special - Fenrir Greyback

Dla ludzi las zawsze był mroczny, gęsty i niebezpieczny. Tym bardziej nocą, kiedy nie potrafili przejrzeć ciemności, potykali się o wszystko, co stanęło im na drodze, może czasami nawet wpadali na drzewa. Ale czym był las, kiedy grasowała w nim bestia? Nie jakieś niewidzialne monstrum, które może okazać się wszystkim, ale rozumna istota, która wie, czego szuka i wie, że znajdzie swoją ofiarę wcześniej, czy później. Co wtedy czuli ludzie? Co czuła moja żona przedzierając się przez zarośla, chłostana po twarzy ostrymi gałęziami mijanych drzewa? Tuliła do siebie dziecko, dwuletnią dziewczynkę, która płakała przerażona nie wiedząc, co się dzieje, dlaczego jej matka ucieka, dlaczego tak mocno ją ściska, gdzie przepadał ulubiona lalka. Obie odczuwały strach, ale tylko jedna zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Czułem wypełniającą mnie bezbrzeżną radość wynikającą z pościgu za zwierzyną. Radość i żądzę krwi, które koiły wcześniejszy ból, które jako jedyne mogły przynieść ukojenie. Coś we mnie rosło, coś pulsowało bliskie wybuchu. Nie byłem już tym, kim wydawałem się być jeszcze przed tygodniem. Nie byłem już mężem, nie byłem ojcem, ale bestią, łowcą, mordercą. Ona mnie takim stworzyła. Kobieta, którą kochałem, która powinna zaakceptować moją „inność” po tych latach małżeństwa, ale to ona pierwsza okazała się potworem. Zniszczyła to, co było między nami, zniszczyła mnie, przemieniła, zabiła nasze dziecko i siebie. Moimi rękoma zrównała z ziemią świat, który wydawał mi się kiedyś piękny.
Czy nie kochałem jej dostatecznie? Czy nie opiekowałem się nią i naszym maleństwem? Szczenięciem, które nie odziedziczyło po mnie przekleństwa likantropii. Czy przez te dwa lata nie przekonała się, jakim jestem człowiekiem? Czy dałem jej chociażby jeden powód by zabrała dziecko i uciekła, gdy dowiedziała się o mojej przypadłości? To ona nas zabiła. Nas wszystkich.
Nie miałem najmniejszego problemu by za nimi nadążyć, czułem zapach potu mojej kobiety, jej szybki oddech, pochlipywanie jej i dziecka. Pozwoliłem by czuła się pewniej, by żywiła nadzieję na pomyślną ucieczkę i wtedy je złapałem.
Obudziłem się zlany potem, zmęczony i zdołowany. Może jeszcze przed chwilą miałem łzy w oczach? Nie wiem, nie chciałem wiedzieć. Sen powrócił, bo zawsze wracał. Codziennie, kilka razy w tygodniu, ale nigdy nie odchodził na dłużej niż trzy dni. Byłem skazany na przeżywanie swojej własnej śmierci w nieskończoność, bo przecież wtedy umarłem. Razem z nimi. Z dwoma osobami, które naprawdę kochałem.
Dłonią odgarnąłem wilgotne włosy do tyłu i sięgnąłem po pudełko cygar leżące na zniszczonej komodzie obok starego łóżka. Ukradłem je jakiemuś zalanemu w trupa mugolowi w obskurnej knajpie, a teraz wkładając do ust jeden koniec grubego peta odpaliłem go zaciągając się śmierdzącym dymem. Przeciągnąłem się i wstałem ze skrzypiącej zbieraniny sprężyn, które kiedyś pewnie były materacem. Przechodząc do małej, brudnej łazienki zapaliłem wiszącą nad lustrem żarówkę. Wpatrzony w swoje odbicie przesunąłem dłonią po zarośniętej szczęce.
- Czas się ogolić, Grey. – mruknąłem do siebie, a mój głos brzmiał dziwnie obco w tym pustym, ciemnym domu. – Nie wypada straszyć dzieci, które przecież niedługo będą twoje.
Moje spojrzenie ponownie spoczęło na odbiciu. Szeroka, zarośnięta szczęka, usta z kompletem ostrych, pożółkłych zębów, jak to w przypadku każdego wilkołaka niestroniącego od surowego mięsa, gęste brwi nad wąskimi złotymi oczyma, masywna szyja, umięśniona, szeroka pierś. Od przeciętnego pijaka dzieliło mnie jednak kilka istotnych szczegółów. Byłem przystojny, dobrze zbudowany i cholernie niebezpieczny.
Zgasiłem resztkę cygara w umywalce i odrzuciłem do tyłu na chybił trafił. Gdzieś z boku, na stercie brudnych ubrań, znalazłem nóż. Ostry, jak każda broń, którą przy sobie nosiłem, posłużył mi za brzytwę. Niespiesznie doprowadziłem się, do jako takiego stanu, który pozwalał mi kręcić się w pobliżu placu zabaw dla dzieci nie wzbudzając zbytniego zainteresowania mugolskiej policji. Byli, jak wrzód na ogonie, a niepotrzebne zamieszanie tylko zaalarmowałoby matki, które zwracałyby większą uwagę na swoje pociechy, a tym samym wiedziałyby, kogo się wystrzegać.
Pomyśleć, że gdyby wszystko potoczyło się inaczej może to ja siedziałbym na ławce w parku obserwując, jak moje własne dzieci bawią się beztrosko pewne, że ojciec je ochroni przed każdym niebezpieczeństwem. Tyle, że ja byłbym w stanie ochronić swoje dzieci, a tych, które zwykłem obserwować, nikt nie mógł uchronić przede mną.
Wróciłem do pokoju i wziąłem wiszącą na oparciu rozklekotanego krzesła koszulkę. Obwąchałem ją by mieć pewność, że nadaje się jeszcze do noszenia i naciągnąłem na siebie. Zmieniłem pospiesznie spodnie piżamy i byłem gotowy do wyjścia. Jeszcze tylko pociągnąłem łyk wody z butelki na zakurzonym stoliku i nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi tej starej rudery, w której chwilowo mieszkałem, ruszyłem w stronę parku. Musiałem upatrzyć sobie nową ofiarę, nowego zwolennika, wojownika, który u mojego boku walczyłby o naszą wspólną sprawę. Niestety ostatnimi czasy dzieci były nudne, nieciekawe i zbyt wyniańczone przez rodziców, by nadawały się do przemienienia. Dziewczynki nie interesowały mnie w ogóle. Tworzyły zupełnie odmienną rasę, której się nie ufało. Mogło się je zabijać, czasami skosztować trochę ich mięsa, ale nic więcej.
Rzuciłem okiem na kilkoro bawiących się dzieciaków stwierdzając, iż do niczego się nie nadają. Trochę tym poirytowany postanowiłem się zabawić. Nie miałem przy sobie grosza, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto postawi mi piwo lub nawet drinka. Mugolami łatwo było manipulować, kiedy tylko wiedziało się, jak do nich podchodzić. Mieszkałem wśród nich z przymusu, gdyż Ministerstwo miało jedne z tych dni, kiedy to namiętnie mnie poszukiwało.
- Fenrir, złotko! – za ladą knajpy dla gejów stał młodo wyglądający mężczyzna, z którym przespałem się raz, czy dwa razy by rozładować napięcie.
Rozejrzałem się szybko po wnętrzu. Mojej uwadze nie uszła nowa twarz zaszytego w kącie mężczyzny, dla którego mogła to być pierwsza w życiu wizyta w miejscu, gdzie mógł otwarcie przyznawać się do swojej orientacji. Machnąłem na właściciela by podał mi piwo do tamtego stolika i z najlepszym uśmiechem, na jaki było mnie stać dosiadłem się do wystraszonego otoczeniem mężczyzny. Wydawał się dosyć niewinny, jak na mężczyznę w średnim wieku. Był zadbany, elegancki, całkiem przystojny, jak na takie chuchro i pachniał forsą, a takich lubiłem najbardziej.
- Dotrzymam ci towarzystwa, więc nie musisz być taki spięty. – rzuciłem rozpierając się na krześle, co z jakiegoś powodu często podniecało moich rozmówców. Skinąłem głową barmanowi, kiedy dostałem swoje piwo i pociągnąłem z kufla spory łyk. – Fenrir Greyback. – przedstawiłem się, a on spojrzał na mnie nierozumnie. Już miałem go naprowadzać, kiedy nagle zareagował.
- Bardzo mi miło. Jonathan Xanth. – podał mi swoją wizytówkę, chyba z przyzwyczajenia. Rzuciłem na nią okiem i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Prawnik? – mugole zawsze potrafili mnie zaskakiwać mnogością niepotrzebnych w naszym świecie zawodów. Tyle, że mógł mi się przydać póki mieszkałem pośród nich, a poza tym wydawał mi się interesujący, kiedy spojrzenie niebieskich oczu sunęło po moim ciele z wyraźnym zainteresowaniem. – Jesteś tutaj po raz pierwszy, to wiem na pewno. – zacząłem zmieniając pozycję, co chyba bardzo go fascynowało, gdyż nawet na chwilę jego spojrzenie nie powróciło do mojej twarzy. Pieszczoch, to podpowiadało mi jego zachowanie.
- Peszy cię nowe miejsce. – stwierdziłem, jakbym potrafił czytać mu w myślach. – Ale kiedy się z nim oswoisz, będziesz bardziej pewny siebie. – w końcu uniósł wzrok krzyżując go z moim. – Lecisz na mnie i jeśli zaproponuje ci seks zgodzisz się pod warunkiem, że poznamy się bliżej. Zmieniłeś bar z powodu byłego. I jak, nieźle mi idzie, nie? – głupi sposób na podryw, ale nie on jeden na to poleciał i pewnie nie on ostatni.
Skinął głową potwierdzając moje przypuszczenia, ale uśmiechnął się nagle o wiele pewniej.
- Tak naprawdę strachliwy nowy to sposób na przełamanie lodów w nowym miejscu. Zawsze ktoś podejdzie. – zalśniły jego bielutkie zęby nadzianego paniczyka. – A ty? – zapytał podejrzliwie, choć zapewne i to było swoistą grą, jaką prowadziliśmy.
- Byłem żonaty, ale mnie zdradziła, zabrała dziecko i odeszła z kochankiem. Nawet nie próbowałem ich szukać. Żyje się dalej. – złagodziłem historię swojego życia czując, że ta znajomość może być bardzo owocna.

 

5 komentarzy:

  1. Cóż... Niestety w jego postaci nie widzę niczego pociągającego, za to ten prawnik wydał się interesujący ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy to zobaczyłam oczy musiałam zbierać z podłogi :-) ale jest nieźle spodziewałam się rozlewu krwi i rzezi niewiniątek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na http://rafael-bielecki-yaoi.blog.onet.pl rozdział. Taki rozdziałowy. Chce ci się - czytaj. Nie chce ci się - czytaj i gryź. Proszę państwa, co za mecz. Amen. :PAnix

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszy blog o tematyce yaoi a czytam od roku !!! szkoda że cię wcześniej nie odkryłam ale poleciłam twojego bloga koleżanką i dojdzie ci jeszcze kilku komentatorów :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Eee, no Grey to kawał ciacha xD Potężne psisko z pożogą w oczach.. ;3 Niebezpieczny, kuszący i zły... Jakoś zawsze lubiłam czarne charaktery.Za to obrazek - mmm, w sumie J. miałby ubaw przy Graybacku xDA chciałam napisać, że rozdział był jakiś inny... Może czytałaś jakąś książkę, ale oglądałaś film kryminalny... przygodowy... sensacyjny. Po prostu było mroczniej niż zawsze xD

    OdpowiedzUsuń