niedziela, 8 lipca 2012

Kartka z pamiętnika CLXXXIII - Oliver Balack

Ile rozdziałów napisałam? Nie mam zielonego pojęcia o.O

 

Wiedziałem, w co się pakuję, kiedy zgadzałem się na opiekę nad dzieckiem koleżanki z pracy, która z powodu bardzo ważnych spraw służbowych nie mogła zająć się swoim maleństwem tego dnia i szukała kogoś, kto byłby w stanie jej pomóc. Nie pozwoliłem się prosić, ale sam zaproponowałem, iż zajmę się dzieckiem przez te kilka godzin, jakie będą ją dzieliły od powrotu do domu. Opiekunka podrzuciła mi roczną dziewczynkę do domu i mogłem cieszyć się z tego, iż Reijela nie było w domu. W przeciwnym razie najpewniej zrzuciłby z tych dwóch małych schodków przy wejściu zarówno kobietę, jak i dziecko. On nie był typem tatusia.
Dziecko okazało się bardzo grzeczną małą istotką o ślicznym uśmiechu i kasztanowych włoskach spiętych w dwa kucyki nad uszami. Nie wiem czy była zawstydzona obecnością obcego, czy też zawsze była tak spokojna, ale bezsprzecznie należała do dzieci grzeczniejszych niż chociażby Nathaniel. W przeciwieństwie do niego nie wydawała się pieszczochem szukającym adoracji z misiem zawsze ciągniętym za łapkę, niczym Krzyś z historii o Kubusiu Puchatku.
Teraz musiałem tylko uprosić Los o odrobinę szczęścia – nienaturalnie dobry humor Reijela, bądź jego bardzo późny powrót do domu. Niestety ani jedno, ani drugie nie wydawało się możliwe.
Dałem dziecku pić i sadzając je w wózku, w którym mi je przywieziono zacząłem kołysać ruchami stopy wprawiając w ruch wygodny, jak sądziłem, środek lokomocji. W tym czasie stojąc na jednej nodze usiłowałem zająć się przygotowaniem posiłku dla kochanka. Miałem szczęście, gdyż dziewczynka szybko zasnęła, a ja mogłem w pełni poświęcić się swoim obowiązkom.
Niestety Reijel wrócił wcześniej niż sądziłem. Gdyby pojawił się piętnaście minut później zdążyłbym z obiadem, a w takiej sytuacji musiał czekać, co nigdy nie było jego mocną stroną.
- Co to jest? – syknął powoli cedząc słowa, a jego wzrok spoczął na wózku, który miałem obok siebie. Jak dobrze, że jego jasne oczęta nie miały żadnych nadnaturalnych możliwości, bo pewnie już na wstępie dziecko stanęłoby w płomieniach. Nie łudziłem się, Reijel nie należał do osób, które przejmowałyby się czymkolwiek. Wróg oznaczał wroga bez względu na umiejętności bojowe, czy wiek.
- A na co wygląda? – odwróciłem wózek przodem by zobaczył dziecko. – Koleżanka potrzebowała kogoś, kto zająłby się jej córką przez jakiś czas, więc się zgodziłem pomóc. – wyjaśniłem siląc się na obojętność. Prawdę powiedziawszy Reijel nie planował mnie krzywdzić rozmyślnie, ale czasami po prostu się to działo, ponieważ nie miałem pewności, czy zostanie ze mną na zawsze.
- Robisz to specjalnie? – skrzywił się, jakby coś strasznie śmierdziało. – Nienawidzę dzieci! – mała poruszyła się niespokojnie przez sen, ale nie obudziła się jeszcze. – Chcesz mi pokazać, jak bardzo do siebie nie pasujemy i wtedy odejść do jakiejś... – zwiesił głos szukając obraźliwego słowa – i mieć z nią dzieci?!
- Ciszej. – syknąłem podchodząc do niego, chociaż nie byłem pewny, czy to, aby dobry pomysł. Wściekły Reijel był niebezpieczny. – Obudzisz ją i zacznie płakać. – był jeszcze bardziej zły, jeśli to możliwe. – Lubię dzieci, ale nie na tyle, by mieć własne. – zacisnąłem dłonie po bokach jego koszuli. – Z resztą... Kobietę musiałbym zdradzać, by zaspokoić swoje potrzeby, a ty zaspokajasz je wszystkie, bo sam je stworzyłeś. – miałem nadzieję, że zdołam go przekonać kilkoma słodkimi słówkami. Czasami były one wystarczającym bodźcem, by go ugłaskać.
- Nie wierzę w słowa. – warknął mi w twarz. – Nie, kiedy obok jest jakiś bachor. – pchnął mnie na stół i przyszpilił do niego swoim ciałem.
- Obiad... – pisnąłem, ale on zignorował wszystko to całując mnie mocno.
- Nic mu się nie stanie.
- Ale mała może się obudzić...
- Nauczy się, czym jest życie. – zbył mnie wyraźnie rozdrażniony samym wspomnieniem o dziecku.
Uklęknął przede mną ignorując wszystko i zdecydowanie zdjął mojego spodnie. Uniósł głowę w górę wykrzywiając usta w czymś na kształt uśmiechu i grymasu.
- Jeśli się obudzi zabawa stanie się tym przyjemniejsza.
Nie bacząc na nic uchylił usta i wziął w nie mój członek zasysając, jakby miał do czynienia z butelką napoju, a nie żywym ciałem. Musiałem pociągnąć go za włosy, by wiedział, że przesadza. Nie mogłem pozwolić by wygrał, a tak by się stało, gdybym zachowując się zbyt głośno obudził dziecko. Nawet gdyby płakało Reijel nie pozwoliłby mi do niej podejść kontynuując zabawę. Może naprawdę powinienem dać sobie spokój z dziećmi i poświęcić się wyłącznie pracy i władczemu kochankowi?
Nie miałem mu za złe chęci udowodnienia swojej wartości, pokazania, iż jest lepszy od dziecka, które nie potrafiłoby nawet pojąć wojny, jaka została mu wypowiedziana. Na swój sposób Reijel był słodki w swojej zazdrości.
Chociaż jeszcze przed chwilą byłem niechętny, tak teraz nie miałem nic przeciwko jego pieszczotom. Oparłem się mocno o stół i rozchyliłem lekko nogi by łatwiej mi było utrzymać równowagę, kiedy jego usta pracowały. Nie często mieliśmy czas na takie zabawy z powodu jego niecierpliwości, ale teraz robił wszystko, co w jego mocy by zmusić mnie do krzyczenia. Jego palec zawędrował między moje pośladki i drażnił wejście, ale i tak się nie poddałem. Zacisnąłem zęby, zasłoniłem usta i czekałem, aż moja przyjemność sięgnie zenitu by skończyły się te katusze. Jakże trudno było zachować spokój, kiedy miało się do czynienia z mistrzem przyjemności?
Sądziłem, że nie pozwoli mi dojść, że będzie dręczył, ale on bez trudu doprowadził mnie do szczytu i spił moje nasienie niejako uspokojony.
- Jestem głodny. – stwierdził nagle i wstając usiadł przy stole na swoim stałym miejscu.
- Poczekasz sobie! – fuknąłem mu na ucho i pocałowałem go w nie. Dla takich chwil warto było męczyć się z nim codziennie.
Założyłem spodnie jak należy i wróciłem do kończenia posiłku dla kochanka, jako że dziewczynka nadal spała i nawet nie wiedziała, co się dzieje wokół niej. Nie miałem wątpliwości, że gdyby na jej miejscu znalazł się Nathaniel to otworzyłby oczy już w chwili pojawienia się Reijela w kuchni.
Postawiłem przed kochankiem talerz z ziemniakami i przypalonym gulaszem i sałatkę.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. – podparłem się pod boki spoglądając na obwąchującego swój posiłek mężczyznę. – Według twojego przepisu „nic mu się nie stanie”. – dopiero, kiedy wygłosiłem swoje racje usiadłem do stołu razem z nim. – Nie krępuj się prosić o dokładkę.
- Dziwnie smakuje. – skrzywił się próbując.
- Ależ oczywiście, ale to twoja wina, więc nie masz nic do gadania. Jedz i bądź pewny, że wmuszę w ciebie cały rondelek.
- A ona? Dlaczego ona nie je? – jego palec wystrzelił w stronę śpiącej jednolatki.
- Jest za mała na zwyczajne posiłki, więc nie musisz się z nią dzielić tym wyśmienicie przypalonym obiadem. – patrzyłem, jak markotny mężczyzna je posłusznie to, co przez niego zepsułem. Tak naprawdę nigdy nie narzekał na moją kuchnię, nawet, jeśli coś mi nie wyszło. Nigdy też nie zostawiał resztek, które należałoby następnego dnia wyrzucić. Szanował moją pracę i fakt, że wszystko przygotowywałem właśnie z myślą o nim. Nie mógłbym go nie kochać za coś takiego. Starał się zazwyczaj ukryć swoje ludzkie odruchy, ale czasami jego intencje były tak oczywiste, że nie mógł ich niczym zamaskować.
- Więcej mięsa. – zażądał wyciągając w moją stronę talerz, na którym zostało tylko kilka ziemniaków. Jak mogłem nie być szczęśliwy, kiedy Reijel brał sobie do serca wszystko, co mówiłem? Chciał mięsa, ale było oczywistym, że przypalony sos również wchodził w skład tego „mięsa”. Moje życie Kopciuszka miało swój urok.

5 komentarzy:

  1. http://sztormem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wiem! Razem ze wszystkimi specialami i kartkami z pamiętnika jest to uwaga 777 rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie wyszło 782 rozdziałów - bez notek informacyjnych. ;PDziś miałam napisać, jak brakuje mi Oliego - to chyba pod wpływem Ai no Tenshi. A jeszcze podczas liczenia rozdziałów wpadłam na taki sam tytuł tutaj i muszę sobie raz jeszcze poczytać notkę. xDJeżeli w domu chłopaków pojawi się jeszcze jedno dziecko, Reijel chyba spali wózek. xD Właśnie dziwiłam się, że Oli nie chce mieć pociechy... swojego Reijel chyba by zaakceptował? xDPamiętasz dodanie pierwszej notki? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Kartka oczywiście cudowna. Już się zdążyłam stęsknić na tą parą ;)Nieważne, czy 777 czy 782 rozdziałów - i tak jestem pod wrażeniem. Chyba jesteś rekordzistką.

    OdpowiedzUsuń
  5. he he fajne :) Ja też nie za bardzo lubię dzieci - no chyba że na odległość albo śpiące :P

    OdpowiedzUsuń