piątek, 27 lipca 2012

Leniuch

6 lipca
- Remusie zejdź na śniadanie! – mama zaczynała się niecierpliwić, a ja nie potrafiłem się zmusić do opuszczenia ciepłego łóżeczka, w którym leżałem. Wakacje w prawdzie dopiero się rozpoczęły, ale ja już je marnowałem na zbyt długi sen. I pomyśleć, że miałem tak wiele planów na najbliższe dwa miesiące! Naturalnie, życie się jeszcze nie kończyło i miałem całe lata na pogłębianie swojej wiedzy magicznej, ale obawiałem się zapomnieć najistotniejszych zaklęć przez ten czas spędzony z daleka od szkoły. Przesadzałem, oczywiście, że tak. Miałem ogromną skłonność do przesady i zamartwiania się, a wszystko to spadło na mnie ze zdwojoną siłą w tym roku. Musiałem w końcu rozpocząć walkę z tymi brzydkimi nawykami, a co lepiej pomoże je zwalczyć, jak nie skrajne lenistwo?
Dzwonek do drzwi sprawił, że aż podskoczyłem na swoim łóżku. Będę musiał poprosić tatę, aby go przyciszył! Przecież nikt nie był głuchy, więc czemu się tak darł?
- Remusie, do ciebie! – tym razem rozległ się głos ojca, którego widać mama we wszystko wmieszała.
- Dobrze, już! Idę, kłamczuchy! – uspokoiłem ich. Dobrze wiedziałem, że to rodzice zadzwonili by zmusić mnie w ten sposób do zejścia po schodach, a stamtąd już niedaleko od kuchni. Eh, dlaczego nawet w wakacje nie pozwalano mi dłużej pospać?
Założyłem na nogi swoje pluszowe kapciuszki i smętny, zgarbiony wyszedłem z pokoju starając się nie potknąć na schodach. Byłem jak wypompowany, nie miałem na nic sił, ani też ochoty.
- Jestem, zadowoleni? – mruknąłem zrezygnowany.
Tata odsunął się na bok odsłaniając naszego „gościa”, który naprawdę istniał. Zaskoczony nie wiedziałem, co powiedzieć, kiedy spostrzegłem Syriusza. Chłopak obserwował mnie rozbawiony i nie mogłem mu się dziwić. Miał przed sobą rozczochranego Remusa Lupina w żółtej piżamie w żyrafy i w kapciach – owieczkach. Co on w ogóle tutaj robił?!
- Syriusz, do kuchni! – rozkazałem spanikowany. – Mamo, zaraz przyjdę na śniadanie! – wrzasnąłem jeszcze do matki, która wyraźnie zadowolona z mojego nagłego przebudzenia uśmiechnięta stała w drzwiach pomieszczenia, które zawsze rano stanowiło jej królestwo.
Nie mając czasu na zwlekanie pobiegłem ile sił w nogach na piętro i wpadłem do łazienki rozbierając się pospiesznie. Wskoczyłem pod prysznic, umyłem się w miarę dokładnie, wytarłem, przebiegłem w ręczniku do swojego pokoju i tam założyłem na siebie czyste, pachnące proszkiem, ubrania. Spiąłem wilgotne włosy gumką i biegiem pokonałem schody zjawiając się w kuchni, jak nowo narodzony.
Syriusz właśnie raczył się kanapkami, które zrobiła mu moja mama. Usiadłem na swoim stałym miejscu, naprzeciw miseczki z mlekiem i wsypałem do niej możliwie jak najwięcej płatków zbożowych z miodem. Starannie topiłem wszystkie łyżką by nasiąknęły mlekiem i osłodziły je, a następnie zabrałem się za jedzenie. Syriusz nadal uśmiechał się patrząc na mnie. Co go tak bawiło? Byłem pewny czystości swojej twarzy i ubrania, jak także przylizania włosów.
- Nie myślałem, że w domu ciężko cię ściągnąć z łóżka. – odezwał się w końcu, kiedy powoli zaczynałem czuć się nieswojo.
- To tylko chwilowe. – odparłem z powagą, a za plecami Blacka moja mama spojrzała na mnie wymownie. „Chwilowe” oznaczało przeszło tydzień, ale przyjaciel nie musiał wiedzieć o wszystkim. – Nie spodziewałem się ciebie, a to ważniejsze. – kiwnąłem na mamę głową by uciekała do pracy zamiast podsłuchiwać moje rozmowy. Myślę, że na swój sposób cieszyła się ze zmian, jakie we mnie zachodziły. Z grzecznego, ułożonego i strachliwego chłopca stałem się młodym buntownikiem, który zaczął sprawiać zwyczajne kłopoty, jakby mało było jej dotychczasowych z likantropią.
- W sumie to sam nie wiedziałem, że się tutaj zjawię. Nagle naszła mnie ochota na odwiedziny, więc jestem. – Syri wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem, że muszę się zapowiadać z tygodniowym wyprzedzeniem, by jaśnie pan podniósł tyłek z łóżka i wyszedł z pokoju. – pokazał rząd równiutkich zębów. Zupełnie nie było po nich widać, że chłopak przed sekundą jadł kanapkę z szynką i pomidorem. Gdybym to ja znalazł się na jego miejscu na pewno miałbym czerwony uśmiech!
- To twoja wina, bo pojawiłeś się niespodziewanie. – burknąłem zbierając naczynia ze stołu i wkładając je do zlewu. Mama zajmie się ich zmywaniem w magiczny sposób zanim kominem przeniesie się do swojego sklepu na Pokątnej. – Więc, co robimy? – zmieniłem temat. – Spacer? Już znasz okolicę na pamięć, ale mimo wszystko... Mamy pola, łąki, las i pełno dzikich zwierząt w okolicy.
- Pokaż mi gdzie się przemieniasz. – aż się zatrzymałem w drzwiach, kiedy Black wyraził swoje życzenie.
- Odpada. – nie siliłem się na delikatne odrzucenie prośby. To było wykluczone i koniec!
- Dlaczego?
- Bo nie ma, czego oglądać. Wystarczy, że jesteś we Wrzeszczącej Chacie podczas przemian. Nie musisz jeszcze oglądać mojej dziupli tutaj. To tajemnica i bez dyskusji. Nawet ja muszę mieć coś do ukrycia, prawda? – nie byłem zły i miałem nadzieję, że chłopak nie weźmie mi niczego za złe.
Tym czasem Syri uniósł dłonie w pojednawczym geście i skinął głową godząc się z moją odmową. Dobrze, że nie nalegał. Nie chciałem by widział małą, ciasną szopę w lesie zabezpieczoną zaklęciami, w której przychodziło mi się awanturować podczas pełni. Przypominało mi to trumnę i wydawało się krępujące. Black na moim miejscu mógłby sobie pozwolić na willę lub pałac, a ja musiałem pogodzić się ze zwyczajną szopą na narzędzia, choć bez narzędzi.
Wyprowadziłem Syriusza z domu i skierowaliśmy się w stronę ścieżki prowadzącej do lasu. Niedaleko była drobna polana, na której mogliśmy usiąść i porozmawiać. Dzień był upalny, więc na trawie nie było nawet śladu rosy. Złapałem chłopaka za rękę, kiedy tylko mój dom zniknął nam z oczu. Kruczowłosy odpowiedział na to mocnym uściskiem i uśmiechem.
- Musiałem się wymknąć z domu, bo mam dosyć wysłuchiwania matki. – zaczął wyjaśniać. – Ubzdurała sobie, że Regulus powinien dołączyć do jakiegoś ugrupowania, czy tam sekty... A może to o klasztor chodziło...? Sam nie wiem. – machnął ręką ignorując swoją niewiedzę. – W każdym razie na okrągło o tym mówią, a ja nie mogłem dłużej tego znieść. Posiedzę u ciebie do wieczora, a później zabiorę się do siebie.
- Mógłbyś zostać gdybyś chciał... – zaproponowałem trochę niepewnie.
- Daj spokój. Już i tak ostatnio sprawiłem twoim rodzicom sporo problemu, a teraz moi na pewno by się upomnieli o mnie. Sam rozumiesz, gdyby ktoś w tym całym... zgromadzeniu? Dowiedział się, że brat Rega zadaje się z tymi i tamtymi...
Skinąłem głową. Rozumiałem ciężką sytuację Blacka, chociaż nadal nie mogłem pojąć, jak jego matka może być tak okropna. Ja na swoją nie mogłem narzekać, gdyż była naprawdę kochająca i czasami żałowałem, że Syriusz nie może zaznać podobnego ciepła dzięki swojej.
Przytuliłem się do jego ramienia by, chociaż w ten sposób, go pocieszyć. Nie wiem, czy mu się to spodobało, ale zatrzymał się i odsunął. Obszedł mnie stając naprzeciwko i pocałował szybko, niewinnie w usta. Ot, zwyczajny buziak.
- Pracuję nad planem naszego miłosnego roku. – rzucił dumnie. – Jest tyle przyjemnych rzeczy, a my spoczywamy na laurach. Czas realizować punkt za punktem i w niedługim czasie połknę złego wilka w całości. – zamruczał, jak kociak, choć pewnie planował groźne warczenie tygrysa.
- Nie chcę znać szczegółów. – wyznałem szczerze trochę zawstydzonym jego bezpośrednim podejściem do tematu. Nie byłem w prawdzie tak samo niewinny, jak na samym początku, ale jednak nie potrafiłbym z równym spokojem mówić o nieuniknionym zbliżeniu wymagającym całkowitego poddaństwa.
Pociągnąłem go dalej za sobą by nie zwracał uwagi na moje rumieńce i bardzo szybko znaleźliśmy się u celu tej małej wyprawy. Musiałem tylko zapomnieć o pewnych śmiałych fantazjach, które w moją głowę wszczepił Black i mogłem rozkoszować się nim, ciepłem dnia i zapachem lasu. Chociaż... Przede wszystkim właśnie Syriuszem!

2 komentarze:

  1. Grrrr ==' Jeżeli można zabić Onet, to wzrokiem bazyliszka właśnie go uśmierciłam!!! Ile można odświeżać jedną stronę? 38 razy! Dopiero wtedy jaśnie onet pozwolił mi wejść w okienko komentarza --Zastanawiałam się, gdzie Remi przemienia się w domu... Ale z niego głuptasek. Wiadomo, że do tego nie potrzeba willi, bo pazury szybko podarłyby te wszelkie kosztowności. Opuszczona szopa jest więc świetnym wyjściem.Hah, fajnie, że Syri się zjawił ;3 Choć przez chwilę może poczuć prawdziwe uczucie rodzicielstwa. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę znać szczegóły ! już nie mogę się doczekać ich miłosnego roku :-) !

    OdpowiedzUsuń