niedziela, 19 sierpnia 2012

Kartka z pamiętnika CLXLII - Regulus Black

Odetchnąłem z ulgą, kiedy miałem pewność, że jestem o krok od wolności. Nie czekając przekroczyłem niewidzialną granicę pomiędzy szaleństwem domu, a spokojem okolicy. Nie wytrzymałbym dłużej zamknięty w czterech ścianach z nazbyt ambitną matką, która od dłuższego czasu nie dawała mi spokoju nakłaniając mnie na odwiedziny u Malfoyów i poznanie nowego „boga” rodów czystej krwi. Oczywiście, obiecałem się nad tym zastanowić, ale potrzebowałem na to więcej czasu niż kilka godzin, czy nawet dni. Tydzień był czasem minimalnym, a tego mama nie potrafiła zrozumieć. Syriusz w takich chwilach zamykał się w swoim pokoju i ignorował temat rozmowy, jaką toczyłem z rodzicami. On chyba również nie mógł już dłużej słuchać ciągłego zachwycania się niejakim Voldrmortem.
Dzisiejszy dzień chciałem spędzić, jako jeden z najzwyczajniejszych. Wakacje już się kończyły, a ja nie miałem nawet czasu by wyjść gdzieś samemu lub ze znajomymi. List Bartyego, chociaż niespodziewany, był dla mnie sposobem na wyrwanie się z domu przed przebudzeniem się rodziców. Nie chciałem jeść z nimi śniadania i tysięczny raz rozmawiać na ten sam temat – mojej świetlanej przyszłości u boku obcego faceta, który chciał zrobić z siebie władcę tego systemu rzeczy. Dzięki pomocy naszego Domowego Skrzata byłem w stanie wyrobić się na czas i opuścić dom bez niczyjej wiedzy. Stworek powie wszystkim, że miałem ważne spotkanie i z tego właśnie powodu nie mogłem towarzyszyć rodzinie. Co ja bym zrobił tego poczciwca?
- Przez chwilę myślałem, że zrezygnowałeś. – wystraszył mnie głos chłopaka wyłaniającego się z cienia sąsiednich domów.
- Nie chowaj się tak! – fuknąłem na niego. – Chcesz mnie zabić? Jestem niewyspany, więc nie mogłem cię dostrzec, kiedy stałeś ukryty!
- Nie ja wybierałem godzinę, ale ty. – zauważył. – Ja tylko zaproponowałem spotkanie i spacer dla rozrywki.
- Tak wiem, ale to nie znaczy, że musi mi się podobać wszystko, co wymyślę. Po prostu musiałem wyrwać się z domu. W przeciwnym razie wcale nie myślałbym o spotkaniach z tobą.
- Łamiesz mi serce! – kpił ze mnie jawnie. – Czyżbym kojarzył ci się z korepetycjami i masz dosyć patrzenia na mnie? – wcale nie będzie przejmował się moją odpowiedzią, więc zwyczajnie jej nie udzieliłem. Barty chyba liczył na to, że go zignoruje, gdyż zwyczajnie przeciągnął się, ziewnął odwrócił tyłem. – Idziemy w dół ulicy. Otworzono tam dzisiaj nową herbaciarnię i pierwsze zamówienie jest za darmo. Czego tak na mnie patrzysz?
Rzeczywiście, chyba się na niego gapiłem, ale to on był tego powodem. W końcu nie wiedziałem, dlaczego tak się ze mną spoufala, dlaczego zaprasza mnie gdziekolwiek i co chce przez to osiągnąć. Nie byłem najlepszym kompanem do zabaw, czy rozmowy. Nawet podczas naszych korepetycji nie zamieniliśmy więcej niż kilka słów, w tym wymianę uprzejmości.
- Nie rozumiem cię. – rzuciłem niechętnie ruszając się z miejsca, w którym stałem. Sterczenie przed budynkiem, którego nie widzieli mugole było głupie, ale i do mądrych decyzji nie zaliczyłbym spotkania z Bartemiuszem Juniorem Crouchem. Ten chłopak był po prostu dziwny. Pchał się gdzie go nie chcą, pomagał nieproszony. Naprawdę byłem zadziwiony jego ignorancją. Gdybym potrafił chociażby w połowie tak jak on ignorować innych nie miałbym problemu z rodzicami. Widać powinienem się uczyć od starszego kolegi.
- Na twoim miejscu bym się tym specjalnie nie przejmował. Moi rodzice też mnie nie rozumieją, a jednak funkcjonują. Ty też się tego nauczysz.
- Dlaczego? – nie spławi mnie łatwo.
- Ponieważ masz pecha i przyczepiłem się do ciebie. Myślisz, że z każdym umawiam się w okresie wakacji? Bynajmniej. Tylko najlepsi doświadczają tego zaszczytu. Możesz być mi wdzięczny.
- Taa, jasne. Szaleję z wdzięczności.
- Powinieneś. Pierwsza randka, a ja już zabieram cię do nowej herbaciarni.
- Rzeczywiście. Rozumiem, że jesteś sknerą i dlatego szukasz znajomych pośród lepiej urodzonych. Tacy mogą płacić za siebie rachunki.
- Nie zaprzeczę, że przeszło mi to przez myśl. – Barty wyszczerzył się. – Zdenerwowałem ojca i obciął mi kieszonkowe, więc nawet gdybym chciał nie mógłbym stawiać. Wielkie otwarcie herbaciarni to sposób na pozbycie się problemu. – przynajmniej był szczery.
- Wiedziałem. – pokręciłem głową, ale chyba nawet się uśmiechnąłem. Może nawet polubię tego chłopaka? W końcu wiele mi pomógł, a dodatkowo przy takim znajomym miałbym pewność, że mnie nie okłamie. Kto, jak kto, ale on wcale nie martwił się urażeniem kogokolwiek. – Tylko sobie nie wyobrażaj, że będziesz mnie częściej gdzieś zapraszał i ja będę stawiał. Dzisiaj korzystamy z darmowej herbaty i tyle.
- I to ja jestem skąpy? – syknął urażony, chociaż jego uśmiech zdradzał coś zupełnie innego. Wydawał się nieźle bawić. – To tutaj. – rzucił spychając mnie biodrem z chodnika prosto w otworzoną szeroko bramkę bardzo eleganckiego lokalu. Wszystkie stoliki na zewnątrz były zajęte, jednak mieliśmy niesamowite szczęście. Jakaś para właśnie odchodziła, zaś kelnerka, ubrana schludnie w kremowy kostium, zbierała pospiesznie naczynia. Usiedliśmy, więc na tym miejscu, kiedy tylko zniknęła w drzwiach herbaciarni. Zamiast niej pojawiła się dziewczyna w zielonym kostiumie i to ona podała nam kartę herbat, jakimi dysponują.
Wybrałem Zieloną Serenadę, zaś Barty zdecydował się na Biały Świt. Złożyliśmy zamówienie i przez chwilę milczeliśmy obserwując ludzi, którzy okupowali to miejsce pewnie od kilku godzin. Każdy wydawał się zachwycony obsługą, miejscem, a także smakiem podawanych napojów. Zastanawiałem się ile z osób tutaj obecnych może posiadać zdolności magiczne, a ile to zwyczajni mugole. Teraz przypominałem sobie, że widziałem w Proroku Codziennym artykuł na temat tego miejsca i zachwycano się nim, jako nowym miejscem spotkań czarodziejów, którzy będą mogli wtopić się w tłum niemagicznych ludzi i obserwować ich zachowania. Nadal uważałem, że to głupota, ale nie mogłem zaprzeczyć, iż miejsce to ma niepodważalny czar.
Przyniesiono nasze zamówienia. Podane w pięknych filiżankach, przyozdobionych wanilią u Bartyego i skórką zielonego jabłka u mnie. Skosztowałem mojej herbaty i musiałem przytaknąć smakowi, który rozpłynął się po moich ustach. Nie byłem ekspertem, jeśli chodzi o skład herbat, ale bezsprzecznie moje podniebienie poczuło pełne uniesienia mrowienie.
- Wiedziałem, że to dobre miejsce żeby z kimś tutaj wpaść. Sam czułbym się nieswojo, ale z towarzystwem nie mogę narzekać na nic.
- A więc to jest tajemnica twojego nagłego zainteresowania mną, tak? – ot, odkryłem kolejny pasujący element układanki, jaką mi dziś serwował starszy kolega.
- Wygadałem się. – skrzywił się najwyraźniej wcale nie planując tego zdradzać. – Trudno. Tak, musiałem znaleźć kogoś, kto by tutaj ze mną przyszedł, a ty mieszkasz wystarczająco blisko. Odpowiadając na pytanie, które zaraz zadasz, każdy wie, gdzie mieszkają Blackowie. I nie chodzi tu tylko o ciebie, ale też o twoje kuzynki. Podobnie jest z Malfoyami. Co lepszy ród tym większe zainteresowanie ogółu. Nie trzeba nawet nakłaniać ludzi do zwierzeń by wygadali wszystko, co wiedzą. – teraz to ja się krzywiłem z niezadowolenia. – Nie pocieszy cię to, ale zainteresowanie tobą jest niewielkie. Twój brat zbiera większe żniwo. Nawet, jeśli nieudany, jak na Blacka, to jednak dziewczyny się nim interesują.
- Nie mają szans. – prychnąłem ignorując niektóre stwierdzenia w komentarzach blondyna. – Mój brat woli... Dojrzałe kobiety. – kopałem dołek pod sobą bądź pod Syriuszem. W tej chwili sam już nie wiedziałem. – Takie w wieku McGonagall. – kiedyś będzie mnie to kosztowało głowę.
- Twój brat i McGonagall?
- Nie! – zanim się obejrzałem herbatki już nie było w mojej filiżance. – Powiedziałem, że lubi takie w jej wieku, ale nie McGonagall! Oszalałeś? Ona nigdy by się nie zgodziła na podobne zainteresowanie. Zrobiłaby mu pranie mózgu byleby wybić mu z głowy podobne rzeczy. Z resztą Syriusz woli... Pielęgniarki.
- Pomfrey?
Szlag! Naprawdę zginę za to.
- Ona jest za młoda!
- Więc ta poprzednia?
- Za stara!
- Więc kto?
- Nie mogę powiedzieć, bo sam dobrze nie wiem, ale jakaś jest. – wybrnąłem z tego i mogłem tylko mieć nadzieję na to, że Barty potrafi trzymać język za zębami. W przeciwnym razie brat znienawidzi mnie bardziej niż dotychczas.

2 komentarze:

  1. Regi naprawdę kopie sobie dołek. xD Na szczęście nie wygadał się z niczym. Kurcze, szkoda mi go, bo naprawdę lubi brata... ma tego pecha, że najstarsze nasienie Blacków zostało spisane na straty i to po Regim oczekuje się najwięcej. Może kiedyś uda mu się przekonać do siebie brata, bo gdyby trzymali się razem, podbiliby świat. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kirhan, zapraszam na rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń