niedziela, 30 września 2012

Już jest!

2 października
Ten dzień po prostu musiał kiedyś nadejść, chociaż łudziłem się, że nie nastąpi zbyt prędko. Nie wiem czy okłamywanie samego siebie ma jakiś sens, ale nigdy nie zastanawiałem się nad tym zbyt wiele. Po prostu chciałem dać sobie czas na oswojenie się z myślą, że moja rutyna dnia codziennego zmieni się odrobinę wraz z odwiedzinami profesora Hulicka. Teraz postawiono mnie przed faktem dokonanym i podczas wyjątkowo uroczystego śniadania przedstawiono nam mężczyznę niższego i grubszego niż na zdjęciu, jakie widzieliśmy.
- Zdjęcie musiało być stare. – stwierdził szeptem Sheva.
- Lub magicznie poprawiane. – dodał Peter. – Też chciałbym tak dobrze wyglądać na fotografiach, które mama wysyła rodzinie.
- A jakie to ma znaczenie? – wzruszyłem ramionami. – Wielki profesor to wielki profesor. Nawet, jeśli brakuje mu kilku centymetrów wzrostu i kilka centymetrów wypływa bokami.
- Remi, spójrz na niego. No tylko popatrz. – Andrew złapał mnie lekko za głowę i wykręcił ją w stronę witającego się z nauczycielami profesora. – Czy ty naprawdę wierzysz, że ten pulpet na wykałaczkach zdoła porwać nas swoją przemową? Bo chyba nie sądziłeś, że dyrektor podaruje sobie wstępy i pozwoli nam wyjść zaraz po wchłonięciu tych smakołyków?
- Prawdę mówiąc, na to liczyłem...
- Zapomnij! – chłopak wepchnął mi do ust łyżeczkę jajecznicy z pomidorami. – Dumbledore lubi tego typu zabawy, więc czeka nas długa i nudna przemowa, jak to bywa w przypadku pulpetów. – wyjął łyżeczkę z moich ust, poczekał aż pogryzę jajko, przełknę, a wtedy wepchnął między moje wargi kawałek chleba i kolejną porcję jajecznicy.
Postanowiłem się chwilowo nie odzywać, by nie narazić się chłopakowi, który dał mi spokój i pozwolił znowu jeść samemu, chociaż bez pytania dołożył mi jajecznicy na talerz i posmarował kromkę chleba masłem. Zjadłem szybko wszystko, co miałem, by uniknąć kolejnej dokładki i wypiłem dwa kubki kawy zbożowej z mlekiem na zakończenie posiłku. Czułem się pełny i naprawdę zadowolony. Chyba potrafiłem zrozumieć Petera, dla którego jedzenie stanowiło rozkosz wartą kontemplacji i dlatego nie przejmował się specjalnie swoją tuszą. Każdy musiał się w życiu z czegoś cieszyć, a kiedy nie miało się ku temu wielu powodów to sięgało się po jedyny pewny. Kto wie, czy nie skończyłbym jak on, gdybym nie miał innych przyjemności w życiu.
Nie minęło więcej niż pół godziny, kiedy wszystkie półmiski zostały opróżnione, a dyrektor stanął przy ustawionej przed stołem nauczycielskim mównicy. Odchrząknął by w ten sposób dać nam do zrozumienia, że mamy być cicho i uśmiechnął się przyjemnie, jak miał to w zwyczaju. Na szczęście stoły nie zostały opróżnione, ale pojawiło się na nich trochę deserów, które miały nam chyba umilić przemowę, jaką w tej chwili zapowiadał Dumbledore, a do której przygotowywał się Hulick. Biorąc sobie do serca słowa Shevy przygotowałem się na najgorsze nakładając na deserowy talerzyk kilka różnych ciast. Nie myślałem o odchudzaniu, bo przecież i tak byłem w pełni akceptowany przez Syriusza, a ćwiczyć mogłem zacząć w każdej chwili.
- Syri? – przypadkowo spojrzałem na chłopaka, o którym myślałem i wtedy zauważyłem, że także i on nakłada sobie jakieś ciacho, co w jego przypadku zakrawało na samobójstwo.
- Chcę tylko sprawdzić, czy mi przeszło. – wyjaśnił cicho, gdyż nie chciał by go słyszano akurat w chwili, gdy dyrektor ustępował miejsca profesorowi Hulickowi.
I zaczęło się. Długa, nudna przemowa zawierająca tysiące nazw własnych, opisów, zachwytów nad robakami i prawdę mówiąc niczego konkretnego nie usłyszałem przez dobre kilkadziesiąt minut. W końcu mężczyzna zaczął rozwodzić się nad magicznymi właściwościami i umiejętnościami niektórych owadów jednak nie raczył wymienić żadnego konkretnego byśmy mogli rozpocząć własne badania. A przecież większość osób uznałaby jego wykład za o wiele ciekawszy gdyby raczył nam powiedzieć, jakiego owada dodaje się do eliksiru usypiająco manipulującego, bądź ze skrzydeł, jakiego motyka zbiera się pyłek miodowy dodawany do ciast najlepszych cukierni francuskich. Każdy konkret byłby w tej sytuacji wyjątkowo mile widziany, ale żadnego nie otrzymaliśmy. Niestety zaraz potem profesor zaczął rozwodzić się nad tańcem godowym niektórych żuków, a ostatecznie nawet ja padałem znudzony. Nic, więc dziwnego, że wszystkie desery dawno się już skończyły, a Syriusz wyzbierał wszystkie pestki z marynowanych wiśni i teraz zbudowawszy katapultę z łyżeczek strzelał pestkami na talerz Pottera. Oglądanie jego wyczynów stało się atrakcją dnia i niewiele osób pamiętało w ogóle, że mają do czynienia z przemówieniem genialnego entomologa.
Przez chwilę nawet ja podziwiałem wprawę, z jaką mój chłopak trafia w sam środek talerza okularnika. Tyle że w takich sytuacjach coś zawsze musiało pójść nie tak. Syriuszowi zadrżała ręka, źle uderzył w łyżeczkę i ostatecznie trafił pestką w oko Petera, zaś łyżeczka odskoczyła spadając z brzękiem na podłogę pośrodku przejścia pomiędzy naszymi stołami, a stołem nauczycielskim. Nie stało się nic poważnego, ale Hulick zamilkł, a to sprawiło, że wszystko wydawało się o wiele głośniejsze niż w rzeczywistości.
Spojrzenia nauczycieli szybko przeniosły się w łyżeczki na Syriusza. Musieli widzieć jego zabawę i teraz nie mieli wątpliwości, co do tego, czyja to sprawka. Z resztą, gość wydawał się oburzony toteż Syriusz rumiany na twarzy wstał z miejsca poczłapał po swój sztuciec kłaniając się, kiedy wylewnie przepraszał profesora. Nakłamał tłumacząc się niezdarnością i wypadkiem, za który bardzo się wstydzi, ponieważ ośmielił się przerwać tak pasjonujący wykład. Na szczęście Hulick przyjął jego przeprosiny i musiał uwierzyć w naopowiadane mu bzdury, gdyż machnął w końcu lekceważąco ręką i ciągnął dalej. Podejrzewałem, że jest tak przejęty swoimi słowami, że nie zauważał, co działo się w około.
Syri wrócił na swoje miejsce klnąc cicho pod nosem. Usiadł, podparł policzek dłonią i patrzył znudzonym wzrokiem w podwyższenie dla groma pedagogicznego. Nie był jedynym, który tak właśnie postąpił. Po „brutalnym” przerwaniu zabawy, która tak zainteresowała większość uczniów, nie znaleziono innego sposobu radzenia sobie z zanudzającym mężczyzną.
Obserwowałem jak McGonagall karci ziewającego ukradkiem Camusa i przecierał zaspane oczy walcząc z przemożną ochotą zamknięcia powiek. Tłumaczył jej się szeptem i musiałem przyznać, że życie z Fillipem zmieniło go trochę. Częściej pozwalał sobie na odrobinę luzu i swobody, a mimo to nadal był obiektem westchnień nastolatek, które naprawdę liczyły na jego rozwód z żoną. Chyba nie chciały dopuścić do siebie myśli, że Fillip nie jest opiekunką jego dziecka, ale matką.
Huknęło, trzasnęło, plasnęło. Do Wielkiej Sali wtoczył się Hagrid, a jego obecność przyjęto z ulgą i radością.
- Przepraszam, przepraszam, spóźniłem się! – zatroskany jedną ręką przylizywał włosy na głowie, zaś drugą miał zajętą ciągnąc za sobą wielkiego jak krowa żuka jelonka. Trzymał go przy tym za róg i położył skrzydełkami na wózeczku, który ułatwiał transport. – To wszystko, dlatego, że uciekał skubaniec! Alem go dogonił i złapał! To prezent dla pana, panie psorze! – pchnął wózeczek i leżącego na nim owada, który wierzgał nogami. – Nazywa się Jeluś.
Miałem ochotę parsknąć śmiechem, jak i każdy inny uczeń, ale powstrzymywaliśmy się pamiętając jak gość naszego dyrektora zareagował na poprzedni incydent. Tym razem aż poczerwieniał ze złości, ale kiedy przyjrzał się dokładniej zdobyczy Hagrida jego oczy rozbłysły pasją.
- Jeden do zera dla wielkoluda. On miał lepsze wejście. – rzucił któryś ze starszych chłopaków do Syriusza i poklepał go po plecach. – Jeszcze kilka takich niespodzianek, a nawet McGonagall zapomni o twojej katapulcie.
- Taa, dzięki.
Przy stole Hufflepuffu zakotłowało się. Jakaś Puchonka zemdlała na widok wielkiego robaka, którego przyciągnął gajowy. Hulicka wcale to nie obeszło. Doskoczył do żuka i zaczął go dotykać, badać, osłuchiwać i sam nie wiem, jak nazwać to, co jeszcze mu robił powtarzając na okrągło jak bardzo jest to wszystko zachwycające, wspaniałe, niesamowite. Dla mnie było po prostu ciekawsze niż jego przydługie przemówienie. Hagrid miał u mnie plusa.

2 komentarze:

  1. Hagrid był zdecydowanym bohaterem dnia. Gdyby nie on, Camus najpewniej byłby drugim po Syriuszu odważnym... tyle, że on być może zgrabnie zsunąłby się z krzesła, zasypiając. xD Oby tylko jego zmęczenie nie wynikało z jakiejś choroby Nathaniela, a wyłącznie tym, że wykład był nudny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo, halo. xD Zapraszam na rozdział. xD

    OdpowiedzUsuń