piątek, 28 września 2012

Z wizytą

Przy okazji, ZAPRASZAM do mnie na:

Recenzje książek i mang (dopiero zaczynam) - http://werewolf-rain.blogspot.com/

Z miłości do książek na FB - https://www.facebook.com/WerewolfRain

 

 

28 września
Wcale nie cieszyła mnie wizja odwiedzin u Hagrida, co może było trochę bezduszne, ale prawdziwe. Każdorazowe spotkanie z gajowym wiązało się z poważnymi konsekwencjami, czy to dla psychiki, nosa, czy też żołądka. Już sam widok chatki w pobliżu Zakazanego Lasu wywoływał u mnie dreszcze. Jego herbatki były kiepskiej, jakości, ciastka paskudne i nawet opcja nie ruszania niczego wydawała się mało prawdopodobna. Hagrid był dobrodusznym, naiwnym mężczyzną, który nie jest w stanie ugościć przyjaciela bez obskakiwania go i oferowania wszystkiego, co tylko w jego domu zdoła znaleźć. A wtedy nie mogłem odmówić bez konkretnej i naprawdę dobrej wymówki. Nie chciałem przecież urazić tego poczciwego wielkoluda. Westchnąłem ciężko i zauważyłem, że przyjaciele zachowują się podobnie. Może nawet myśleli o tym samym? W końcu Hagrid słynął z gościnności, a żaden z nas nie przepadał za tą jego cechą.
- Chyba nas wyczekiwał. – mruknąłem, kiedy dostrzegłem, jak kudłata, wielka postać wychodzi ze swojego małego domku. On również musiał nas dostrzec, gdyż zaczął machać swoją ogromną ręką i trzymał swojego psa blisko nogi, by przypadkiem nie rzucił się na nas okazując swoją sympatię. Nie mieliśmy zamiaru skończyć, jako wylizane, zaślinione figurki ludzi.
- Chodźcie, chodźcie! – zagrzmiał mężczyzna, a pod krzaczastą brodą chyba krył się uśmiech. To ciężko było określić nawet z bliska. – Tak się cieszę, że jesteście!
Byliśmy już na tyle blisko, że mogliśmy dostrzec całe beczki pełzających robali, które wychodziły z nich uciekając i wracały, jakby nie wiedziały, w którą stronę należy się kierować.
- A to jest... – James wskazał palcem tysiące ślimaków, miliony dżdżownic, całą masę żuków.
- Przecież wiesz, co to! – Hagrid ponaglił nas byśmy weszli do jego chatki. Zrobiłem to z niejaką przyjemnością, w co sam nie mogłem uwierzyć, byleby nie patrzeć na wszystkie te wijące się owady. To był naprawdę paskudny widok. – Pisałem ci, jakie mam zadanie. – kontynuował mężczyzna rozsiadając się na topornym, masywnym krześle. – Mam pomagać wielkiemu profesorowi w jego badaniach! Muszę się należycie przygotować! Nadal nie uważam, żebym był do tego stworzony i czuję, że namieszam, coś sknocę, ale nie mam wyjścia. Muszę być twardy, prawda? – spojrzał na nas z nadzieją.
- Tak, tak, musisz! – Sheva zaczął gorliwie przytakiwać.
- To, że się dokształcasz jest godne podziwu. – pociągnąłem. – Profesor na pewno by to docenił.
- O, tak! – wcisnął się w to Syriusz. – A kiedy mu pokażesz swoje zdobycze...
- Wtedy wcale nie będzie taki zachwycony. – dokończył przygnębiony nagle brodacz. – To zwyczajne owady. Jest ich pełno wszędzie, a ja chciałbym mu pokazać coś wyjątkowego! Coś, czego nie ma nigdzie indziej!
- To akurat da się zrobić. – mruknąłem pod nosem.
- Widzicie, ja jestem przeciętny, może nawet głupi, a on... On jest wielki! I dlatego powinien mieć do czynienia z czymś wielkim! – uderzył dłońmi o stolik, który zatrzeszczał, jakby zaraz miał się rozpaść.
- I w całym Wielkim Lesie nie ma żadnego wielkiego robala? – zapytał z niedowierzaniem Peter, który już rozglądał się za jakimś poczęstunkiem. On nigdy się nie nauczy.
- Nie ma. Wszystkie się gdzieś wyniosły! Wszystkie... – zawahał się i chyba zarumienił. – Grzeczne. – dokończył. – Ah, wybaczcie! Co ze mnie za gospodarz! Tak się wszystkim przejmuję, że niczego wam nie podałem.
- Siedź, ja się tym zajmę! – Sheva zerwał się z krzesła i zaczął uważnie oglądać wielkie filiżanki, sagan z wodą i powoli to on zajął się napojem dla nas. Miałem pewność, że to, co nam zaserwuje będzie najlepszym, na co mogliśmy liczyć u gajowego.
- Dziękuję. – westchnął Hagrid i wrócił do opowieści dotyczącej jego problemu. – Nie wiem, co robić. Zupełnie jakby wszystko wyczuło, że coś się święci i dały nogę! Nawet nie wiecie, jak bardzo się martwię. Jeśli taka znakomitość skrytykuje mnie później podczas jakiegoś publicznego wystąpienia... To będzie straszne! Każdy będzie się ze mnie nabijał! Gajowy w Hogwarcie, a tak naprawdę nie robi nic poza uprawianiem swojego ogródka. To wstyd! – zastanawiałem się skąd Hagrid w ogóle będzie wiedział, że coś o nim wspominano, ale nie odważyłem się głośno wyrazić swoich wątpliwości.
- Jeśli one coś wyczuły – zacząłem powoli i z namysłem by nie rzucić jakiegoś głupstwa, które odbiłoby się później na nas wszystkich, jak kłamstwa Pottera. – to i tak nie miały gdzie uciekać, prawda? A przynajmniej nigdzie poza Zakazany Las. Nie wyszły z niego, bo ktoś zauważyłby chodzące wolno wielkie robaki i zaalarmowałby odpowiednie władze. Jeśli takowe w ogóle istnieją. A więc one muszą być tutaj. W Proroku nie było ni słowa o zmutowanych gąsienicach. – jak chociażby tak, którą mieliśmy okazję spotkać kilka lat temu.
- W sumie... Masz chyba rację, Remusie. – mężczyzna przytaknął, a jego rozczochrane włosy posypały się po masywnej piersi. Sheva właśnie położył przed nami herbatę zapewniając cicho, że zrobił, co w jego mocy, by smakowała jak należy. Nie wydawał się niestety przekonany, co do swojego osiągnięcia.
- Tylko pomyśl. Gdzieś tam – wskazałem za okno, by zwrócić jego uwagę na Las, a samemu obwąchać swój napój dla pewności, że będę w stanie go wypić. – Gdzieś tam są miejsca idealne dla różnych owadów. Skoro nazbierałeś tyle miniaturowych to znak, że wiesz, gdzie szukać podobnych, prawda? Więc musisz znaleźć miejsca takie same, ale większe. Zdecydowanie większe!
- Jak tak o ty mówisz, to ma sens. – zgodził się ze mną gajowy i westchnął nagle z ulgą. – Jednak nie ma to jak rozmowa z przyjaciółmi! Wy zawsze znajdziecie jakieś rozwiązanie problemu! Gdybym wiedział zaprosiłbym was wcześniej! Może zechcielibyście mi towarzyszyć...
- Nie! – niemal krzyknąłem, a przyjaciele popatrzyli na mnie trochę zaskoczeni moją reakcją. – Nie wolno nam wchodzić do Zakazanego Lasu, pamiętasz? – dodałem spokojniej. – Dyrektor mógłby się o tym dowiedzieć, a wtedy mielibyśmy problem. – w rzeczywistości po prostu nie chciałem się spotkać z żadnym potworem, czy wielkim owadem. Nie uśmiechała mi się wizja ucieczki przed kleszczami, przeskakiwanie ponad oślizgłymi cielskami, czy też unikanie miażdżących kleszczy. Zwyczajnie liczyłem na spokojne dni i relaks. Tym bardziej, jeśli mieliśmy przed sobą okropny mecz quidditcha, o którym moi dwaj grający przyjaciele wydawali się zapominać. – Z resztą, my również mamy wiele na głowie przed przyjazdem profesora. – rzuciłem wymowne spojrzenia Syriuszowi i Jamesowi.
- A, no tak. Musimy ćwiczyć. – J. skinął głową niezadowolony. Ich najbliższe dni miały być zapełnione treningami, a gdybyśmy zgodzili się na wyjście z Hagridem wtedy to ja, Sheva i Peter musielibyśmy wziąć na siebie ciężar spełnienia obietnicy. O nie, na pewno nie ruszyłbym się nigdzie bez Syriusza! On był moją pewnością, że nic się nie stanie, że będę miał obrońcę, nawet, jeśli nie potrzebowałem takowego, jako wilkołak. – Dali nam głupie przebrania żuków i mamy w nich grać. Auć!
Nie mogłem ukryć uśmiechu, jaki wcisnął się na moje usta. Potter wygadał wszystko i teraz nie musiałem ukrywać swojej wiedzy. Syriusz zemścił się za to depcząc pod stołem nogę okularnika nawet nie kryjąc się z tym gestem.
- Miałeś siedzieć cicho! – warknął.
- Oh, więc będziecie w... przebraniach? – naprawdę starałem się odegrać tę rolę przekonywująco. Miałem być zaskoczony, więc byłem. Chyba. – Żuków? – roześmiałem się, chociaż wiem, że nie powinienem. A może wręcz musiałem? Syri był nadąsany, zaś J. masował swoją obolałą stopę. Chyba żaden z nich nie miał pojęcia, że moja wesołość wywołana jest wspomnieniem tego, jak wyglądali w swoich strojach, nie zaś samą ideą kostiumu.
- Naprawdę?! – Hagrid klasnął w dłonie wyraźnie zachwycony. – Więc ja też przyjdę popatrzeć! Najpierw wy zachwycicie profesora, a wtedy ja dowalę mu moimi wielkimi robaczkami! To będzie sukces! – byłem pod wrażeniem tego, jak szybko jego nastroje potrafią się zmieniać.
- Taaaak, to będzie sukces. – przytaknął bez przekonania Peter i zamilkliśmy pijąc herbatę, kiedy gajowy w dalszym ciągu snuł swoje wspaniałe plany zabłyśnięcia przed sławnym entomologiem.

1 komentarz:

  1. Wystarczy, że Hagrid wziąłby sobie Pottera i pokazał go temu szacownego profesorowi... Wielki żuczek złapany w locie. xDNiemniej Remi bardzo długo i konsekwentnie ukrywał, że wie o strojach... i zachował się naturalnie. xD Ja chyba bym przywaliła głową w stół, śmiejąc się do upadłego, ale Remi kulturalnie postanowił nie denerwować przyjaciół. xD

    OdpowiedzUsuń