piątek, 7 września 2012

Kartka z pamiętnika CLXLVI - Niholas Kinn

Kiedy twój chodzący ideał, który poza tobą zdawał się nie dostrzegać świata, nagle przeprasza cię wylewnie za chwilowy brak czasu na spotkanie zaczynasz coś podejrzewać. Może cię zdradza? A może wpakował się w jakieś kłopoty? Kiedy jednak należycie do tego samego domu zaczynasz się naprawdę niepokoić i nocami powtarzać sobie raz za razem: rzuci mnie. Tyle, że w przypadku Edvina było coś więcej, coś, czego nie dało się porównać do innych sytuacji, a co jednoznacznie świadczyło o tym, iż coś jednak jest nie tak, jak powinno - liczba papierowych prezentów, jakimi mnie zasypywał, spadła. To zmusiło mnie do zastanowienia i zasiało we mnie ziarno niepewności. Ziarno? Ha! Wyrósł z tego cały dąb! Prezenciki, jakie chłopak robił dla mnie własnoręcznie, były jedyną jego umiejętnością wyrażenia swoich uczuć. Rzadko decydował się na słowne zapewnienia, a teraz nie mogłem odgadnąć, co się w nim dzieje. Twory, które robił oddawały często jego emocje i bez nich byłem niczym ślepiec nie potrafiąc odczytać uczuć mojego chłopaka.
Kiedy po raz dziesiąty w przeciągu dokładnie dziesięciu dni usłyszałem tę samą wymówkę od Edvina wychodzącego z Pokoju Wspólnego w pośpiechu zacząłem się niecierpliwić i irytować. Miałem już pewne doświadczenie z olewającym mnie Potterem i nie chciałem przechodzić przez to kolejny raz. Wtedy zaakceptowałem wszystko bez mrugnięcia okiem uznając, że może tak właśnie ma być. W końcu był to mój pierwszy związek z kimkolwiek. Z czasem zrozumiałem jednak, że okularnik zwyczajnie się mną znudził i zapominał o mnie kompletnie. Wtedy opadła zasłona przymilności i znowu stałem się trochę gburowaty, za to bogatszy o nowego doświadczenia.
Teraz miało być inaczej. Planowałem przygotować się na to, co może nadejść i nie dać satysfakcji nikomu. Byłem na tyle silny, chociaż naprawdę zadłużyłem się w tym papierowym głupku i bez niego nie zdołałbym ułożyć swojego krótkiego życia do kupy.
- Ed... – zacząłem i nie skończyłem.
- Przepraszam, nie teraz! – odpowiedział znajdując się jak zwykle w wielkim pośpiechu.
Miałem ochotę zatrzymać go i sprać na kwaśne jabłko! Złapać go za jajka i zmiażdżyć je raz, a dobrze. Naprawdę byłem zły!
- O, nie. Nie przeprosisz mnie, ty zdechły, robaczywy skunksie! – warknąłem do siebie patrząc, jak Edvin przechodzi przez dziurę za portretem. Odliczyłem do pięciu i ruszyłem jego śladem. Nie miałem najmniejszego zamiaru czekać, aż mój zakichany książę z bajki zechce mi powiedzieć, co go tak pogania. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce!
Zachowując rozsądny odstęp i kryjąc się po kątach, jak to miało miejsce, kiedy ostatnimi czasy uganiałem się za jednym zajętym przystojniakiem, skradałem się mając Edvina na oku. Ufałem, że mnie nie okłamie, kiedy w końcu będę miał okazję zapytać, co się dzieje, tyle, że ta okazja mogła się nigdy nie nadarzyć, jeśli będzie tak gonił.
Krok za krokiem zbliżaliśmy się do biblioteki, co wydawało mi się trochę podejrzane. Edvin nie miał problemów z nauką, ale i nie należał do miłośników udzielania korepetycji, nie wspominając już o jego wielkiej niechęci do nauki i książek, której nie było widać po jego wynikach. Co więc tutaj robił? Raczej nie odnalazł nagle swojego powołania między książkami.
- Ha! I tu cię mam gnido! – syknąłem, kiedy Edvin zaledwie wsunął głowę przez drzwi i odsunął się czekając. Po chwili z biblioteki wyszedł niski blondynek o anielskim uśmiechu, a podchodząc do chłopaka uwiesił mu się na szyi.
Moje dłonie same zacisnęły się w pięści, a do głowy przyszedł mi fragment piosenki - The young man said "I will never give up" The inner war I can hold against it My mind, my mind My mind's in darkness. Tak, mój umysł naprawdę pogrążył się w ciemnościach, kiedy patrzyłem, jak mój chłopak uśmiecha się przymilnie do tego knypka z pierwszego roku. Byłem pewny, że to jakiś nowy Puchon i może nawet mój Edvin zakochał się w nim podczas ceremonii przydziału. Nie, nie miałem zamiaru pozwolić mu na to wszystko. Jeśli będę musiał rozerwę na strzępy tego pisklaka, który odważył się podejść do mojego koguta!
Szkoda tylko, że mój chłopak nie myślał podobnie. Właśnie wdał się w beztroską rozmowę z blondynkiem, który, jak mi się wydawało, śmiał się z jego żartów, flirtował niby to niewinnie i beztrosko dotykając dłoni, czy ramienia Edvina.
O, nie! Nie zareaguję! Nie jestem żałosnym zazdrosnym dzieciakiem, który będzie się bił z byle pierwszoklasistą o chłopaka! Z resztą, może Ed nawet nie wie, że ten mały go podrywa? A może to mały nie wie, co takiego planuje Edvin? Ha! Przez tego głupiego Pottera cały świat wydawał mi się homoseksualnym „rajem”. Przecież nie byłem otoczony przez gejów! No, może widziałem jakąś lesbijską parę mizdrzącą się po kątach, ale co to miało do rzeczy? Przecież ani ja, ani Ed nie uważaliśmy się za „fanów jednej płci”, nie odrzucaliśmy możliwości, że kiedyś możemy się związać z dziewczynami. Co ja w ogóle pieprzyłem w myślach?! Przecież w życiu nie oddałbym Edvina żadnej pannie! Na samą myśl o tym, że ten naiwny głupek mógłby obdarowywać innych swoimi papierowymi zwierzaczkami i kwiatami zaczynałem nienawidzić całego świata.
- Ha! Czas to zrobić po Niholasowemu! – dlaczego tyle mówiłem do siebie?
Zamiast kryć się w kącie i podglądać zwyczajnie wyszedłem ze swojej kryjówki zmierzając do biblioteki, jak gdyby nigdy nic. Zapłonąłem gniewem od środka, kiedy zobaczyłem zdziwione, może trochę przerażone spojrzenie mojego chłopaka. Od kiedy to tak dziwnym stało się oglądanie mnie w tym szczególnym miejscu? A może rudzielec zapomniał, że potrafię nadal poruszać się po zamku sam, bez niego?
Dzieciakowi rzuciłem tylko przelotne spojrzenie nie poświęcając mu zbyt wiele uwagi. Nie interesował mnie, nie chciałem nawet pamiętać jego twarzy. Miał pozostać zamazanym obrazem Puchona, który ośmielił się dobierać do mojego faceta. Nie chciałem by mi się śnił po nocach.
Zniknąłem za drzwiami biblioteki ignorując błagalny wzrok Edvina proszący bym się nie gniewał i pozwolił mu wyjaśnić, co się dzieje we właściwym czasie. Takie rzeczy dało się wyczytać z jego maślanych oczu bez papierowych „wskaźników nastroju”. Nie wydawał się jednak speszony moim „przyłapaniem go na gorącym uczynku”.
Z jakiegoś powodu złość mi całkowicie przeszła, kiedy zniknąłem między regałami z powieściami. Zgarnąłem pospiesznie jedną bez patrzenia na to, o czym była i rozsiadłem się z boku koło ściany, która miała stanowić podparcie dla moich pleców.
Co ja robiłem? Czułem się jak skończony idiota. Dobrze, może Ed nie miał dla mnie czasu, może spieszył się na spotkania z jakimś... Odetchnąłem głęboko. Z jakimś dzieciakiem, ale to o niczym nie świadczyło. Mój płomiennowłosy nie potrafił kłamać, więc nie pchałby się w problematyczne związki wiedząc, że jest skazany na szczerość. Z resztą był naiwny i bezgranicznie prostolinijny. Dlatego został rzucony przez dziewczynę, z którą go wyswatano. Dlatego zakochał się we mnie. Jeśli naprawdę się zakochał.
- Jestem beznadziejny. – sam nie wiem, który to już raz mówiłem do siebie głośno, ale łapałem się nadziei, że nie jest to paranoja i nie musze tego zgłaszać do Skrzydła Szpitalnego.
By odsunąć od siebie te myśli spojrzałem na okładkę książki, którą trzymałem na kolanach. „Tryumf Ropucha” głosił napis. Skrzywiłem się i przejrzałem na szybkiego treść ozdobioną czarno-białymi obrazkami przedstawiającymi zwierzęta w ubraniach. To mi uświadomiło, jaki byłem beznadziejny. Zabrałem, więc książę, by przypominała mi o wszystkim, o czym wolałbym zapomnieć, i pomaszerowałem do biurka bibliotekarki, a później zwyczajnie wyszedłem na korytarz. Co zabawne, Edvina i jego blondyna już nie było.
To nie był czas na łapanie depresji z powodu byle głupstwa. Uniosłem, więc głowę wysoko do góry i raźnym krokiem skierowałem się w stronę dormitorium. Czekało na mnie życie, które było zbyt krótkie bym miał je tracić na słabość i bezsilność.
„Jesteś bestią” powtarzałem sobie w myślach „Jesteś silny i wytrzymały. Nikt cię nie złamie! Jesteś władcą swojego świata i poradzisz sobie ze wszystkimi przeciwnościami. Przecież jesteś Niholasem Kinn!” I wierzyłem w to wszystko. Wierzyłem, że naprawdę jestem kimś wielkim, że nie ma rzeczy, z którymi bym sobie prędzej, czy później nie poradził. Świat musiał się kiedyś nagiąć do mojej woli!

2 komentarze:

  1. mam nadzieję, że to się jakoś pozytywnie wyjaśni... ja ich tak lubię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Edvin nie byłby zdolny do zdrady... sam przecież miał z tym styczność i wie, jak to boli. Poza tym, jak zauważył Kinn, jest prostolinijny i szczery... nie potrafiłby kłamać, więc na pewno powie wszystko... w swoim czasie. Teraz chyba szybciej, bo wie, jaki Niholas jest. xDHaha, wiesz, ile takich mandatów za nadużywanie "trąbienia" byłoby w mojej miejscowości? Gdyby to szło na drogi, mielibyśmy trasę. xD"Zobaczysz, że go przewieje!" - zgadza się. xD Mikołaja przewieje. Niegroźnie, ale trochę tak. Więcej Radka x Darka? Będzie. xD

    OdpowiedzUsuń