środa, 5 września 2012

Plum...

6 września
Pierwsza „prawdziwa” kąpiel nowego prefekta Griffindoru Remusa Lupina musiała poczekać tydzień. Było to konieczne, jeśli nie chciałem spieszyć się, kiedy za drzwiami czekaliby inni nienasyceni widokiem łazienki wyróżnieni uczniowie. Pozwalając innym się wyszaleć wybrałem w końcu odpowiednią porę na małą rozkosz, jakiej miałem zakosztować. Zabrałem wszystko, czego mogłem potrzebować i z zadowolonym uśmiechem stwierdziłem, że Syriusz już zniknął pod peleryną niewidką.
Byliśmy gotowi, więc poprowadziłem go na wybrane piętro, gdzie mieliśmy spędzić najbliższą godzinę. Mieliśmy szczęście gdyż, tak jak sądziłem, drzwi łazienki były otwarte, a w środku było sucho i pusto. Przestronne pomieszczenie wypełniał przyjemny zapach i ciepło. W takich warunkach z rozkoszą można się kąpać niespiesznie, wylegiwać w wodzie i cieszyć bliskością przemyconego kochanka.
Wanna była całkiem sporym, chociaż płytkim „basenem”, który zapewniał komfort kąpieli i zdecydowanie nie musiał ograniczać liczby przebywających w wodzie osób. Cóż, na pewno nie byliśmy pierwszymi i ostatnimi, którzy postanowili wykorzystać łazienkę prefektów do prywatnych celów.
- To jest raj! – Syriusz zrzucił z siebie pelerynę i rozebrał się w mgnieniu oka rzucając wszystko na ziemię bez zbędnego myślenia o tym, czy się nie pogniotą.  Przed oczyma mignęły mi tylko jego nagie pośladki i już słyszałem plusk wody oraz głośne westchnienie chłopaka. – Idealna! A to, po co? – zaczął bawić się kurkami, co dało mi czas by rozebrać się w spokoju, poskładać starannie swoje rzeczy i dołączyć do niego w ciepłej, relaksującej wodzie. Rozłożyłem się wygodnie, a eksperymenty Syriusza sprawiły, że woda zaczęła się pienić, zaś powietrze nabrało tym intensywniejszego zapachu płynu do kąpieli.
- Mmm... – zamruczałem czując się naprawdę rozluźniony.
- Ha! Nieźle to obmyślili! Jednak nie ma to jak być prefektem! – wyszczerzył się do mnie odrywając się od kurków i przysunął się powoli. Wyłożył się bok, co pozwalało mi sądzić, że przez pewien czas będziemy rozkoszować się spokojem i wygodą. Z resztą chłopak był zbyt zajęty „lepieniem” zwierząt z gęstej piany.
Zamknąłem oczy mimowolnie się uśmiechając. Słodka woń i ciepło działały nawet na mojego wilka, który miał zwyczaj szaleć przed pełnią, a teraz moczył się razem ze mną podczas tej jakże cudownej kąpieli. To było lepsze niż szybki prysznic, czy leżenie ze zgiętymi kolanami w wannie, jaką mieliśmy w łazience przy sypialni. Tutaj woda miała zawsze tę samą temperaturę dostosowaną do upodobań kąpiącego się, a spora przestrzeń wokoło sprawiała, że powietrze pozostawało rześkie.
- Musimy tu częściej wpadać. – przyznał Syriusz, który wymacał pod wodą moją dłoń i ścisnął ją przyjaźnie. – Gdybym wcześniej wiedział, że jest tu tak fenomenalnie na pewno sam postarałbym się o odznakę prefekta. Wtedy moglibyśmy tu przesiadywać już w tamtym roku. Ależ mi tu dobrze... – wzdychał jak staruszek.
- Bylebyś się tutaj przesadnie nie rozleniwił. – pogładziłem jego płaski brzuch bez najmniejszego skrępowania. Chyba naprawdę wstąpił we mnie jakiś demon.
Syri uśmiechnął się odgarniając do tyłu długie, mokre pasma ciemnych włosów, które kleiły się do jego wilgotnej twarzy.
- Jestem koneserem wygód. – poinformował mnie łaskawie. – Potrafię je łączyć z trudami życia wręcz idealnie. Uważam, że każdy człowiek, bez względu na to, jaką pracę wykonuje powinien mieć dostęp do pewnych rozkoszy. Dobrze wyposażona kuchnia, pełna lodówka, wielka wanna, miękkie łóżko, opcjonalnie biblioteka i gabinet. Dom to miejsce, do którego zawsze musisz wrócić, więc powinno się zadbać o to by był idealny. To samo tyczy się szkoły. Zamiast naszej małej łazienki powinniśmy mieć dostęp do takiej, jak ta. Jestem przekonany, że nasze stopnie skoczyłyby w górę. – zakończył swój wykład przerzuceniem ramienia nad moją talią i wczepieniem się w moje biodro.
Ze zdawkowym uśmiechem niegrzecznego chłopca przylgnął do mnie całym ciałem i bez problemu znalazł moje usta, które uwięził pod swoimi. By pocałunek był wygodniejszy dla nas obojga zmieniłem pozycję na bardziej naturalną, przez co dłoń Syriusza zsunęła się z mojego biodra na pośladek. Czułem pod wargami, jak jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy do tego doszło.
Tylko na chwilę uchyliłem usta nie do końca nawet o tym wiedząc, a on od razu wykorzystał okazję. Jego ciepły język wsunął się pomiędzy linią moich zębów do środka nie napotykając na żaden opór. Było na niego i tak zbyt późno, więc pozwoliłem sobie odpowiedzieć pieszczotą języka na jego poczynania. Z resztą, moje dłonie również bez problemu odszukały idealny tyłek Syriusza i zakleszczyły się na nim. W takim wypadku powinienem chyba czuć się nieswojo, ale widać mój mały fetysz pośladków chłopaka powracał ze zdwojoną siłą.
Wspiąłem się na jego ciało siadając na mocnych udach w lekkim rozkroku. To on przysunął moje ciało bliżej, przez co nasze krocza stykały się, a przyjemny dreszcz przeszedł przeze mnie kumulując reakcje na to doznanie w podbrzuszu.
„Typowa reakcja zdrowego chłopca”, jak powiedziałby to Sheva, wypełniła mój członek, który jak napychany piaskiem balonik zaczął twardnieć, unosić się i pęcznieć odrobinę. Nie byłem jeszcze oswojony z tym skutkiem podniecenia, chociaż najpewniej jeszcze w tym roku mój członek stanie się już integralną mojego ciała i jego odpowiedzi na bodźce przestaną sprawiać dyskomfort, co Syri miał już dawno za sobą.
Sięgnąłem dłońmi, co krocza Syriusza chcąc mieć pewność, że nie tylko ja reaguję na niego. Odetchnąłem z ulgą stwierdzając, że i on podniecił się i mogłem ująć go w dłonie. Od razu usiadł zamiast leżeć i przyłączył się do pieszczot zamykając palce na moim penisie. Oparłem się o niego kładąc głowę na pachnącym płynem, mokrym ramieniu. Powoli, dokładnie w tym jego ruchów operowałem swoimi rękoma. Naśladowałem jego pieszczoty, czasami dodawałem swoje własne, jak chociażby masowanie trzonu, co sądziłem, że może wydać mu się przyjemne. Musiałem stwierdzić, że powinienem wszystko to wypróbować na sobie, bym miał świadomość, jakie reakcje wywołam. Na szczęście Syri tylko wzdychał, a jego oddech był równie ciężki, co mój.
Zapragnąłem przez chwilę znaleźć się w umyśle Syriusza, by wiedzieć, co myśli i co czuje. Naprawdę byłem ciekaw jak on przyjmuje wszystkie rozkosze, co one dla niego znaczą. Uczyniłem to nawet swoim priorytetem tegorocznych poszukiwań wiedzy.
Głośno wciągałem powietrze i równie głośno wypuszczałem je z płuc. Ucisk na wrażliwe partie mojego ciała narastał zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz. Wiele wysiłku kosztowało mnie utrzymanie w ryzach bliskiego spełnienia. Nie chciałem zawieść Syriusza, ani zostawiać go samego z jego pragnieniami. Niestety nie byłem jeszcze tak wprawny, jak on i nie chciałem wiedzieć, w jaki sposób ćwiczył swoje ciało, by więcej wytrzymywało. Po prostu szepnąłem mu na ucho, że dłużej nie wytrzymam i wytrysnąłem w ciepłą, wonną wodę. Czułem, jak Syri jeszcze przez chwilę porusza swoimi palcami masując moją skórę, a później znowu przenosi dłonie na moje pośladki. Ściskał je i pieścił, kiedy ja starałem się doprowadzić jego członek do wybuchu.
Zaskoczył mnie, kiedy zupełnie niespodziewanie jego palec natarł na moje wejście przełamując barierę mięśni zaledwie na pięść milimetrów. Pisnąłem, a on, może nie spodziewając się takiej reakcji z mojej strony, doszedł w moje dłonie samemu się tego nie spodziewając, co wyczytałem z jego twarzy. Jego palce momentalnie zniknęły zostawiając mój tyłek w spokoju.
- Zaskoczyłeś mnie! – rzuciłem oskarżycielsko czerwony na twarzy, co uświadomiłem sobie dopiero po chwili. Moja odwaga nie sięgała jeszcze tak daleko bym miał bez zażenowania przyjmować tego rodzaju „pieszczoty”. Czułem się tak dziwnie, że zacisnąłem pośladki samoistnie, by uniemożliwić czemukolwiek kolejny atak. Odsunąłem się od Syriusza i rozmasowałem swoje tyły, jakby wyrządzono im już jakąś wielką krzywdę.
- Jak widać ja też nie byłem na to przygotowany. – oświadczył niezadowolony z siebie.
Rzuciłem mu ironiczne spojrzenie, chociaż naturalnie nie miałem mu za złe, że próbował. Kiedyś musiał...

2 komentarze:

  1. Czasem jest mi strasznie wstyd, że niecierpliwie wyczekuję każdego rozdziału i wszystko czytam, a tak niewiele pozostawiłam po sobie komentarzy. Więc daję znak, że jestem, czytam i uwielbiam to, co tworzysz. Nie wspominając o tym, że byłam święcie przekonana, że środa była wczoraj i wchodziłam na bloga z dziesięć razy, zanim koło północy uświadomiłam sobie swój błąd. Naprawdę gratuluję weny, wytrwałości i w ogóle... wszystkiego! Jestem strasznie wymagająca, jeśli o teksty chodzi, ale... udało ci się mnie złapać i mimo pewnych niedociągnięć, nie umiem się na nie złościć czy dłużej o nich pamiętać. Życzę weny, czasu i zdrowia. I obiecuję pozostawiać po sobie więcej komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. O taak. ;3 Uwielbiam to, że oni... samoistnie idą krok po kroku i wiedzą, co gdzie dotknąć. Sami się uczą ;3 Heheh, a motta Shevy wejdą im jeszcze w krew. xD Ciekawa jestem, oczywiście, kiedy będzie ich pierwszy raz, ale tym rozdziałem dałaś mi kolejny przykład tego, jak bardzo pisane przez Ciebie pieszczoty mi się podobają. ;3

    OdpowiedzUsuń