niedziela, 16 września 2012

Złapać, albo nie

21 września od godziny 8 trzymajcie za mnie kciuki, proszę. Podchodzę po raz pierwszy do egzaminu na prawko i w sumie mam pełno w portkach na samą myśl o tym =3=

 

15 września
Siedziałem obok Syriusza na moim łóżku i trzymałem go za dłoń, kiedy odbywaliśmy Wielką Naradę Huncwotów – jak raczył to nazwać James. Okularnik miał swoistą słabość do nadawania bezsensownych nazw niektórym czynnościom, w których uczestniczyliśmy wspólnie i nie szczędził przymiotnika „wielki”. Powoli także przyzwyczajał nas do nazwy naszej grupy, chociaż nie to było tematem debaty, jaką mieliśmy przeprowadzić.
- Ten durny zboczeniec pokrzyżował mi plany! – rozpoczął nie owijając w bawełnę. – Nie mogę nikogo podglądać, bo jeśli mnie znajdą nikt nie uwierzy w idiotyczną wymówkę: byłem w pobliżu na wypadek gdyby koleżanki trzeba było uratować przed zboczeńcem. Nawet ja mam na tyle oleju w głowie by nie próbować takich rzeczy.
- To godne podziwu. – Syriusz wyszczerzył się kpiąco do chłopaka, który piorunował go spojrzeniem.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki skłonny do dokuczania przyjacielowi, skoro sam obawiasz się pakować wiadomej osobie łapy w spodnie, nie mówiąc już o wspólnych kąpielach. – tym razem to Potter się uśmiechał, zaś Syri poważny i nadąsany mu się przyglądał. Byli jak dwa koguty gotowe do walki o kury i teren, jaki zajmują.  Podejrzewałem, że gdyby zajmowali pokój tylko we dwójkę to roznieśliby go i zamienili w pogorzelisko. Nie trudno sobie to wyobrazić, kiedy zna się ich od tylu lat.
Niestety J. miał rację. Ja i Syriusz nie próbowaliśmy się do siebie zbliżać właśnie z powodu intruza, jaki ukrył się gdzieś na zamku. Tylko czasami trzymaliśmy się za ręce, czy mówiliśmy sobie coś miłego, ale zazwyczaj po prostu trzymaliśmy się od siebie z daleka. Gdyby ktoś widział nas razem i zaczął paplać nie wątpiłem, że znalazłyby się osoby pragnące mnie rozdzielić z Blackiem. Nie wspominając o wściekłych fankach mojego chłopaka, które rozerwałyby mnie na strzępy. Nawet Zardi by mi wtedy nie pomogła.
- Jest sposób by złapać tego zboczeńca. – odezwał się w końcu Sheva, który do tej pory wydawał się najmniej zainteresowany tematem. Przywołał nas bliżej siebie i ciągnął szeptem. – Trzeba tylko zastawić pułapkę.
Słuchaliśmy zainteresowani jego słowami. Prawdę mówiąc, chyba każdy z nas miał dosyć tej atrakcji miesiąca. Nigdy nie myślałem, że tyle wysiłku może nas kosztować unikanie kompromitacji, kiedy nawet nie wiedzieliśmy, czy jesteśmy w jakimkolwiek stopniu obserwowani.
- James pójdzie porozmawiać z Evans i namówi ją na kąpiel w łazience prefektów. Będzie musiała przejść możliwie najdłuższą trasą, by mieć pewność, że gdzieś ją wypatrzył...
- Ja? – okularnik wytrzeszczył oczy i chyba nigdy się nie dowiem, dlaczego nie rozbił szkieł gałkami ocznymi.
- Evans? – moja mina była najpewniej nie mniej głupia od tej Jamesa.
- Przecież nie poprosimy o to Zardi. – Sheva prychnął lekceważąco. – Ona jest niemal płaska i raczej zwyczajna niż ładna. Żaden zboczeniec nie da się na to skusić. – dobrze, że nasza przyjaciółka tego nie słyszała, bo mogłoby ją to zaboleć. Chociaż, może wiedziała o tym z góry i dlatego uganiała się za przystojniakami nie licząc na nic w zamian? Niestety nie mogłem zaprotestować, gdyż Zardi naprawdę nie nadawała się na przynętę.
- Dostanę w zęby zanim skończę jej tłumaczyć, co chcemy zrobić. – zauważył ostrożnie Potter. – Ona raczej nie jest mi przychylna, a co dopiero, jeśli będę chciał wykorzystać jej walory żeby zabić zboczeńców. Umierać, ale nie tak.
- Daj spokój, będziemy przy tym i powstrzymamy ją. To znaczy, Peter przy tym będzie, bo reszta z nas ma z nią jeszcze bardziej na pieńku. Poza tym, wyjdziesz na inteligentnego i odważnego. Będzie tobą zachwycona.
- Kłamiesz! – prychnął J. – Ale dobrze kłamiesz. Niech będzie, zaryzykuję i zapytam.
- Cudnie! Więc rób się na bóstwo by ci nie odmówiła, a ja idę zbadać teren. – nie zwlekając, ani nie czekając na opinie reszty, Sheva pognał do drzwi. Zaledwie jednak je otworzył i wyjrzał na zewnątrz, cofnął się i odwrócił do nas. – Zmiana planów, moja dzielna bando. Chodźcie szybko do Pokoju Wspólnego.
W tej też chwili, kiedy chcieliśmy zapytać, co się dzieje doszedł nas wzmocniony zaklęciem głos McGonagall. Przez moje ciało, w formie dreszczy, przeszło uczucie déjà vu. Kobieta wzywała wszystkich do siebie, więc nie czekając wyszliśmy z pokoju całym stadem. Nauczycielka stała niedaleko dziury za portretem, a za nią dwoje nieznanych mi zupełnie osób w ciemnych płaszczach trzymało za ramiona jakiegoś wyjątkowo niskiego staruszka. Mężczyzna był niewiele większy od Flitwicka, ale łysy i pomarszczony, jak na starca przystało.
Tym razem w pokoju znalazło się o wiele więcej osób niż kilka dni temu, kiedy oświadczono, że mamy się trzymać w grupach, gdyż zboczeniec zakradł się do zamku. McGonagall wydawała się zadowolona z takiej frekwencji.
- Drodzy uczniowie. – zaczęła głośno i wyraźnie. – Dzięki odwadze profesora Wavele zdołaliśmy złapać intruza, który wtargnął do naszej szkoły! – raczej nikt nie musiał pytać, dlaczego to właśnie nauczyciel run zdołał dorwać zboczeńca. – Przyjrzyjcie mu się uważnie, byście wiedzieli, kogo należy unikać w każdej sytuacji i przed kim ostrzegać swoich znajomych!
Zrobiło się głośno, kiedy dziewczyny zaczęły dyskutować ze sobą na ten temat, a na ich twarzach widać było obrzydzenie. Gdyby podglądaczem był jakiś młody, przystojny chłopak pewnie nie miałyby nic przeciwko, a nawet walczyłyby o jego uwolnienie, niestety ten mężczyzna nie miał szczęścia. Podejrzewałem z resztą, że jego opuchnięte i sine oko nie było naturalne, ale stanowiło autograf Wavele’a.
- Pragnę także zaznaczyć, że nigdy więcej nie będzie miał miejsca podobny incydent, więc nie musicie się niczego obawiać. – odwróciła się do ludzi trzymających zboczonego dziadka. – Panowie, idziemy z nim dalej. I proszę zadbać by przypadkiem zawadził czołem o mur powyżej dziury. Takie wypadki się zdarzają. – ona potrafiła być bezlitosna, kiedy się jej podpadło, czego pokaz mieliśmy w tej chwili. Staruszek, aż jęknął, kiedy jego głowa obiła się boleśnie o ścianę. I pomyśleć, że musiał być dopiero na początku obchodu po Domach.
Wyrzuciłem jednak z myśli dziadka, który przysporzył nam tylko kłopotów. Teraz, kiedy już go nie było, nie planowałem zwlekać z odbiciem sobie tego, czego odmawiałem sobie przez ostatnie dni. Szturchnąłem łokciem Syriusza i nie czekając na jego reakcję ruszyłem z powrotem do pokoju. Spieszyło mi się, nie ukrywam, ale przyjaciele wdali się w jakąś zażartą dyskusję z kolegami z naszej grupy, zaś ja chciałem wykorzystać tę chwilę wolnego czasu, jaką zyskałem dzięki temu.
Poczekałem chwilę nad Blacka i kiedy zjawił się w pokoju zwyczajnie pocałowałem go ciągnąc do siebie. W tak krótkim czasie nie mogłem się chyba stęsknić za jego wargami, ale na pewno bardzo mi ich brakowało. Nie odmówiłbym chłopakowi także śmiałych pieszczot, gdybyśmy naprawdę mieli ku temu okazję. Postanowiłem, więc skorzystać w najbliższym czasie z łazienki prefektów i tam zaspokoić swoje pragnienia. Może w poprzednim roku zwyczajnie kumulowałem w sobie odwagę by w tym zaszaleć ze swoim chłopakiem?
To ja byłem agresorem, to ja natarłem językiem na jego podniebienie i tuliłem się desperacko pragnąc ciepła Syriusza. Gdybym tylko był wyższy... Mógłbym pozwolić sobie wtedy na zdecydowanie więcej, może nawet pchnąłbym Blacka na drzwi i dotykał, w każdym miejscu, jakie przyszłoby mi do głowy? Niestety stojąc na palcach i wyciągając szyję nie byłem gotowy na dodatkowy zestaw ćwiczeń.
Nie mniej jednak rozkoszowałem się słodyczą warg chłopaka, jego ciepłem i zaskoczonym oddawaniem pieszczot.
- Ym! – chłopak stęknął odrywając się ode mnie. Nie wiedziałem, o co chodzi, póki nie otworzyłem oczu. To przyjaciele wracali do pokoju i uderzyli drzwiami w stojącego do nich tyłem Blacka. – Atak od przodu i tyłu to nieuczciwe. – mruknął masując głowę, która najbardziej ucierpiała w tym starciu. – Dokończymy przed snem. – obiecał mi szybko oddalił się w stronę łazienki najpewniej chcąc zrobić sobie zimny okład by uniknąć guza.
- Zjawiamy się nie w porę? – Potter uśmiechnął się przepraszająco.
- Jak zawsze. – przytaknąłem nie mając do niego żalu. Już wziąłem to, czego chciałem na dobry początek i to miało mi wystarczyć na najbliższe godziny.

4 komentarze:

  1. Boże od czego zacząć dawno mnie nie było ale notka chyba się ucieła więc wpadnę później

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie jest cała.Wszystkie - prócz jednego - guzy tego starca są w podzięce od McGonagall... Czyżby ją podglądał? A może chciała sobie odbić jakieś nocne przygody xDCo do tego jednego uderzenia... mam wrażenie, że to sprawka Wavele'a xD Może staruszek obserwował Seed albo Victor wyczuł go dzięki zaklęciom, jak Noel brał prysznic? Łohoho, no to staruszek miał bolesne spotkanie pięści z okiem. xDNo i plan z Evans się nie przyda... hmm, szkoda trochę. ;PMam drugiego motyla. :P A chciałam zapytać, czy wygrałaś kiedyś buty w konkursach? xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog to mój osobisty poprawiacz humoru *.* Obiecałam ostatnio, że będę częściej komentować i staram się spełniać obietnicę. Na początku byłam naprawdę przerażona planem z udziałem Evans... poważnie, już zaczęło mi być żal Pottera ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo serdecznie zapraszam na nowy rozdział. xD

    OdpowiedzUsuń