piątek, 5 października 2012

Nieczuły

6 października
Czułem się dosyć głupkowato, kiedy przyszło mu stać na schodach prowadzących do zamku i czekać na Syriusza pędzącego do mnie z bukietem zaczarowanych liści, które kształtem przypominały kwiaty, ale nadal pozostawały sobą, a więc suchymi, barwnymi i naprawdę pięknymi „sucharami”. Nie wiedziałem, co mu odwaliło, ale niebezpiecznym byłoby pytać o to otwarcie. Przecierając dłonią twarz starałem się ukryć, chociaż trochę przed wzrokiem innych uczniów znajdujących się na zewnątrz. Co za wstyd...
- To dla ciebie! – Syriusz podarował sobie na szczęście padanie na kolana, kiedy wręczał mi swój bukiet.
- Dziękuję, jest piękny, ale... – spojrzałem na niego poważnie. – Co chcesz w zamian? – nie byłem głupi. Jeśli Syri robił coś takiego w obecności innych osób, to nie chodziło o wyznanie miłości, czy czuły gest, ale o coś więcej.
- Jak możesz sądzić, że chcę czegoś w zamian za „suchary”? – sam wymyślił to określenie kilka dni temu. Pozwoliłem sobie rzucić mu przenikliwe, długie spojrzenie, by wiedział, co myślę o tej grze. – Dobra, dobra! Potrzebuję twojej pomocy. Ale pogadajmy o tym na osobności, bo oni wszyscy się gapią. – rzucił ostrzegawcze spojrzenie wszystkim, którzy tylko znaleźli się w pobliżu. – Pogadamy w środku. – skinął na wejście do zamku i nie czekając na moją odpowiedź ruszył przed siebie. Podreptałem za nim, jak wypadało, i dopiero, kiedy od innych oddzielały nas masywne drzwi, Black odetchnął.
- Więc? – ponagliłem.
- Nieczuły! – jęknął teatralnie, a widząc moje spojrzenie spoważniał. – Chodzi o to, że trzeba mi twojej głowy. Nie dosłownie, ale jednak głowy. Pokażę ci się w tym zakichanym stroju żuka, ale masz się nie śmiać! – ostrzegł mierząc we mnie palcem. – Nie wiem, co zrobić z tymi dodatkowymi odnóżami, które przeszkadzają mi w grze. Ciągle zahaczam o nie rękami i nie mogę dobrze rzucić. Bez ciebie nie mam szans. Myślałem o wszystkim, włącznie z przyszyciem ich do pleców, ale to raczej nie wchodzi w grę.
- Może zaklęcie odpychające? Powinienem jakieś znaleźć. Oczywiście, najpierw muszę zobaczyć ten strój. – dodałem prędko, by nie brzmieć zbyt pewnie. Przecież nie mogłem się zdradzić ze swoimi „machlojami”. – Tylko, kiedy planujesz mi się zaprezentować?
- Nie planuję nigdy, ale muszę chociażby i teraz. Mam wszystko w pokoju. To znaczy, mamy. James też potrzebuje pomocy, bo nie potrafi utrzymać równowagi.
- I dlatego musiałeś tak się zachowywać? Narobiłeś wstydu tylko po to, żebym pomógł ci z żukiem? – Black wzruszył ramionami.
- Tak jakoś... Ale pomożesz, prawda?
- Nie mam wyjścia. – westchnąłem i z moim bukiecikiem udałem się wraz z chłopakiem do naszego dormitorium. Miałem nadzieję, że nie roześmieję się widząc ich w tych strojach w pokoju. To zupełnie, co innego, niż podglądać cichcem. Już na samą myśl o widoku dwóch „żuków” miałem ochotę paść na ziemię i walić w nią pięściami. Nie wierzyłem, że zdołam zachować powagę, po prostu nie wierzyłem! To zbyt wiele dla normalnego chłopaka.
Wystarczyło, że wszedłem do pokoju i zobaczyłem pełną nadziei minę Jamesa, a nie zdołałem zachować niczego dla siebie. Po prostu zacząłem się głośno śmiać, jakbym już miał do czynienia z ich strojami.
Tym czasem oni stali nade mną, kiedy padłem na kolana trzymając się za brzuch. Zdołałem jakoś zaczerpnąć tchu i nie spoglądając na nich wydusiłem, by się przebrali, a ja rzucę okiem na ich stroje. Przeprosiłem też, ale nie mogli liczyć na to, że nie będę się śmiał. Po prostu sama myśl o tym sprawiała mi niesamowitą radość. Skłamałem, że sobie tylko ich wyobrażam i stąd moja reakcja. Raczej nie podejrzewali mnie o kłamstwa. Za to na pewno mieli dosyć za to, jak bardzo było mi wesoło.
Jakimś cudem uspokoiłem się, kiedy zeszli mi z oczu. A jednak, co jakiś czas musiałem zaczerpnąć głośno powietrza by się nie udusić. Czułem ucisk w każdej części ciała, kiedy czekałem na chłopaków. Jakoś przeniosłem się na łóżko Syriusza, które znajdowało się dokładnie naprzeciwko łazienki i wpatrzony w drzwi nie mogłem doczekać się zabawy, jaką niewątpliwie będę miał. Może i byłem trochę wredny, ale kto na moim miejscu byłby inny? Już czułem dreszczyk podniecenia, kiedy patrzyłem na zamknięte drzwi i słyszałem dochodzące zza nich szmery.
I w końcu wyszli z łazienki wkraczając kaczkowatym krokiem do pokoju. Patrzyłem na nich chyba trochę zaskoczony, by nagle moją powagę zastąpił głośny, może trochę histeryczny śmiech. Padłem na miękkie łóżko Syriusza i waliłem pięściami w materac. Z moich oczu leciały łzy, które wycierałem w jego pościel. Nie ważne było, że z trudem oddychać, że mój brzuch boli jak nigdy i dostałem czkawki. Wystarczyło spojrzeć na sceptyczne „robaki”, a już na nowo śmiałem się w niebogłosy. Niemal się uspokoiłem, podniosłem głowę i kolejny waz waliłem czołem o materac. Po prostu nie mogłem! Nie mogłem się uspokoić. Czkałem, dusiłem się, trzymałem za brzuch i wydawałem tysiące dziwacznych odgłosów wiążących się z tym, co się działo. Od dawna nie miałem takiego ubawu. Nie, oglądanie chłopaków na boisku było zupełnie inne niż widzieć ich wspólnie w naszym pokoju. Czegoś tak komicznego nie widywało się, na co dzień. Z bliska ich stroje wydawały się większe niż z daleka, bardziej pulchne i komiczne. Prędzej widziałbym chłopców w takim ciuszku podczas obchodów Halloween, nie na zwyczajnym meczu quidditcha.
- Przeszło ci już? – prychnął Syri i tupnął nogą.
- Merlinieeeee! – zawyłem i znowu zaczęło się na nowo. Po prostu nie mogłem na nich patrzeć. – Ja... Ja... zrobię... coś... – pomachałem ręką, bo nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Miałem nadzieję, że wiedzieli, co chcę im przekazać. Chodziło przecież o dodatkowe odnóża przy ich strojach.
Znowu się popłakałem i tym razem musiałem wytrzeć nos o pościel Syriusza, bo zaczęło mi z niego cieknąć. I tak przez dobre pół godziny, następne pół i ostatecznie po godzinie nie mogłem się ruszyć z miejsca, ale zdołałem dać upust wesołości. Po tak długim czasie chłopcy nie bawili mnie tak bardzo, ale sam nie byłem zdolny do robienia czegokolwiek. Musiałem przywołać ich bliżej, co obaj skwitowali, krótkim: „dobrze ci tak!”
- To wasza wina! – prychnąłem, kiedy stali już nade mną. – Nie byłem przygotowany na coś takiego! – i tu nie kłamałem. – Ale wstyd... To najgorszy ze wszystkich pomysłów dyrektora. Wyglądacie debilnie!
- Dzięki, Remi. To bardzo miłe z twojej strony. Najmilszy komentarz, jaki od ciebie usłyszałem.
- Dzięki i wzajemnie. – burknął za to James. – To, co z tymi łapami, co?! – poruszył się gwałtownie na boki, a sterczące po bokach nóżki poruszyły się, jakby je doczepiono na galarecie.
- Zaklęcie odpychające. – stwierdziłem. – Tylko ono może tutaj coś zdziałać. Nikt nie oskarży was o niszczenie stroju, a będziecie mogli się poruszać bardziej swobodnie. Tylko, że to nic nie pomoże na twój brak równowagi. – popatrzyłem na Pottera. – Wydaje mi się, że skrzydełka są dobrze wyważone. Tylko ktoś musi mieć za słaby chwyt w rękach. Sądzę, że powinieneś częściej w tym chodzić i ćwiczyć. Stać na jednej nodze, podskakiwać na niej, wychylać się do przodu stojąc... Nie wiem, jak się ćwiczy równowagę! Ale niczego innego nie wymyślę, więc...
- Więc po pokoju mam się kręcić w czymś takim, tak?
- Ale nie przepoć, bo będziesz śmierdział na meczu. – błysnąłem mądrością, a chłopak uniósł brew krzywiąc się przy tym, by jakoś osiągnąć spodziewany efekt. – Dobra! Pomyślę nad czymś zastępczym, w czym będziesz mógł ćwiczyć, ale to zajmie mi trochę czasu. Skorupy nie rosną na drzewach Sprout.
- Jesteś moją jedyną nadzieją! – okularnik złapał mnie za rękę i ściskał ją z wdzięcznością, błaganiem w oczach. – Tylko ty możesz pomóc mi i całej naszej drużynie!
Westchnąłem rozumiejąc tę aluzję.
- Dobra. Nauczę się zaklęcia i rzucę je na wszystkie stroje. – dobrze wiedziałem, że muszę to zrobić.

2 komentarze:

  1. Na pewno podzieliłabym los Remiego. xD Co innego widzieć Żuczki z daleka, a co innego, gdy się je ma przed nosem. Ojj, Sheva też by się pokładał ze śmiechu. :D Za to Potter będzie się musiał trochę nakombinować z równowagą. Niech ćwiczy na łóżku - przynajmniej upadli będą miękkie. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Upadki... napisałam "upadli" xD Chociaż... jeżeli zaklęcia zawiodą, to wynik meczy spowoduje, że drużyna upadnie... Nie no, Damian jeździ samochodem Lucasa. xD Swój opchnął (skoro mieszkają razem, to po co im aż tyle aut?). Poza tym... Lucas był a Stanach - trochę się nachapał. xDU nas... hmm, są chyba 4 mazdy sportowe no i znajdzie się kilka takich osobistości, które mają fajne samochody ;> Z Częstochowy mamy Muńka, Barcisia, Olka Klepacza, Bieleninika, Marka Magierę (koleś komentujący sport), pokątnie Błaszczykowski (Truskolasy)... ma kto Częstochowę odwiedzać. xD

    OdpowiedzUsuń