niedziela, 21 października 2012

Padł

Od dobrej godziny sterczeliśmy bezczynnie nad tunelem wielgaśnego robaka, którego sprowadził Hagrid i prawdę mówiąc nie wiedziałem jak długo mogę jeszcze wytrzymać siedząc i wpatrując się w skopaną ziemię, w głębi, której utknął zafascynowany wszystkim profesor Hulick. Czułem, że w najbliższym czasie zacznę przysypiać, kiedy w końcu Syriusz przejął pałeczkę.
- Ta dżdżownica jest naprawdę fascynująca. – rzucił nagle w głąb dziury. – Ale żal skupić się na jednym tylko owadzie, kiedy w okolicy może być ich więcej. – Hagrid drgnął niedaleko nas, co znaczyło, że Black wcale się nie pomylił. Gajowy przyniósł zdecydowanie więcej świństwa niż się spodziewaliśmy. – Zabiorę Remusa i zrobimy mały obchód okolicy. Będziemy trzymać się niedaleko, żeby w razie problemów szybko was znaleźć.
- Się znaczy, że mnie? – byłem zaskoczony, chociaż przynajmniej się rozbudziłem.
- Świetny pomysł, wręcz znakomity! – odpowiedział profesor, a jego głos brzmiał jak echo dochodząc z głębi wykopanego przejścia. – Gdybyście coś znaleźli, proszę dać mi od razu znać!
- Y, ja nie wiem czy to taki dobry pomysł... – Hagrid podrapał się po kudłatej głowie.
- Ależ nie, nie! To znakomity pomysł! Owady są roślinożerne i wątpię by w tym lesie występowały jakieś inne. Niech idą. Ja udzielam im mojego pozwolenia na samodzielne poszukiwania w pobliżu! – w głosie mężczyzny słyszałem całą gamę entuzjastycznych pisków.
- Nie przyniosłeś tu chyba niczego, co może nas zaatakować i zeżreć? – syknąłem do Hagrida, który zarumienił się po uszy mimo imponującego owłosienia twarzy.
- Nie, chyba nie. – mruknął cicho z powodu zażenowania. – Nie sprawdzałem, co sprowadzam do lasu. Nie myślałem wtedy o tym.
Westchnąłem ciężko i klepnąłem go w rękę, w okolicach łokcia, do którego mogłem dosięgnąć.
- Zaryzykujemy. Jeśli coś znajdziemy on odczepi się od tej dziury i może szybciej wrócimy do zamku. Idziemy na prawo, Remi. – Syri pociągnął mnie za ramię. Wyglądał na znużonego, zmęczonego i gotowego na wszystko byleby się jakoś rozerwać. A jednak wystarczyło ukryć się przed wszystkimi za zasłoną drzew by na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Pchnął mnie na drzewo i wyszczerzył się. Gdzieś na dnie jego szarych oczu w dalszym ciągu kryło się wcześniejsze znudzenie, ale teraz powoli znikało, kiedy napierał swoim ciałem na moje.
- Tyle wystarczy. Nie ufam Hagridowi na tyle żeby kręcić się samemu po lesie pełnym robali, które jednym kłapnięciem mogą pozbawić mnie głowy. Masz Pelerynę, prawda? – skinąłem głową, a on powtórzył za mną ten ruch. Sięgnął pod mój sweter i wyjął spod niego zwinięty materiał peleryny niewidki, którą musiałem tam ukryć. – To na wypadek pogoni. – wytłumaczył zarzucając na nas delikatny i lekki kawałek czarodziejskiego materiału, który przykrył nas w chwili, kiedy Syriusz wycisnął na moich ustach ciepły, mocny pocałunek. Oddałem go, chociaż pień drzewa, o które się opierałem wżynał się w moje plecy bardzo nieprzyjemnie. Zignorowałem to skupiając się na smaku warg Syriusza, które tak zachłannie traktowały moje własne. Wsunąłem dłonie w długie, gładkie włosy Syriusza, które pieściły opuszki moich palców, kiedy bawiłem się nimi z zamiłowaniem. Nawet nie sądziłem, że tak bardzo może podobać mi się tak oczywisty aspekt Syriuszowego wyglądu, jak właśnie jego włosy. Przecież niejednokrotnie ich już dotykałem, a jednak teraz było to w pewnym stopniu nowe, niesamowite. Nawet jego całe ciało wydawało się lepiej jeszcze zbudowany, silniejsze i większe, niż zawsze. Może to z winy odczuwanej wcześniej przeze mnie nudy, a może zwyczajnie moje wilcze zmysły szalały? Nie mniej jednak byłem w niebie, kiedy mogłem przytulić się mocno do mojego chłopaka, czuć na sobie jego ciało, które napierało teraz ze zdwojoną siłą i musiałem je przepchnąć odrobinę by nie zgniotło mnie między niewygodnym drzewem, a sobą. Gdyby nie ten wbijający się konar na pewno byłbym w stanie podniecić się dzięki wszystkim tym zabiegom Syriusza, który pieścił wnętrze moich warg swoim językiem, jakby od wieków go nie kosztował. A że nazbyt obawiałem się przypadkowego ukąszenia go, zdominowałem swojego chłopaka i zamiast pozostawać w pocałunku uległym pozwoliłem sobie na własny mały atak.
Tylko, że coś mi nie pasowało. Coś uwierało mnie po prawej, zaś teraz denerwująco wbijało się w lewy bok. Z trudem odepchnąłem do siebie napalonego Syriusza, który najwyraźniej stracił głowę pragnąć więcej niż mógł w tej chwili dostać. Przecież byliśmy w Zakazanym Lesie! To nie było miejsce na romantyczne, gorące spotkania.
- Dosyć, dość, puść. – mruczałem szybko i krótko odpychając go. Był niezadowolony, miał zamiar protestować, ale pokręciłem głową by tego nie robił. – Mamy problem, więc opanuj się. – upomniałem go. – Dlaczego to cholerne drzewo za mną się rusza? – spojrzałem mu w oczy z całą powagą, na jaką mogłem się zdobyć w chwili, kiedy byłem zmuszony osobiście przerwać pieszczoty, jakim się poddaliśmy.
- Co ci się rusza? – chłopak był trochę nieprzytomny, kiedy spoglądał za mnie i nagle złapał mnie za rękę i przyciągnął gwałtownie do siebie. – Co to kur... – jego wyjątkowo paskudne przekleństwo utonęło pośród szelestu i trzasków, jakie wydawać zaczęło „drzewo”, pod którym się całowaliśmy.
- To nie jest drzewo. – stwierdziłem odkrywczo.
- Na pewno nie. – zgodził się ze mną Syri. – To patyczak! Wielki, szkaradny patyczak! – zadarł głowę do góry. – Ale ma zębiska!
- Fascynujące. – stwierdziłem ironicznie. – A jednak będę ci wdzięczny, jeśli ruszysz swój zgrabny tyłek, bo to „coś” zaraz nas rozgniecie swoim paskudnym odnóżem. – złapałem kruczowłosego za rękę i mocno pociągnąłem za sobą w stronę, z której tutaj przyszliśmy. Niezgrabnie zdjąłem z nas pelerynę niewidką, ukryłem ją pod swetrem, tak jak poprzednio, i starałem się ominąć poruszające się kończyny robala, którego najwyraźniej obudziliśmy swoimi wyczynami.
- Myślisz, że na tym można jeździć? – Black spowalniał mnie i sam nie byłem pewny, czy robi to specjalnie, czy coś mu odwaliło.
- Na pewno, w szczególności, kiedy wkomponujesz się w podeszwę jego chitynowego pancerza na odnóżu! – syknąłem puszczając Syriusza. Niech ucieka sobie sam!
Wybiegłem w miejscu, w którym zniknąłem z Blackiem może kilka minut temu. Przyjaciele patrzyli na mnie trochę zaskoczeni tak szybkim powrotem.
- Mamy patyczaka! – krzyknąłem w dziurę Hulicka. – Wielki jak dąb!
- O Merlinie! Merlinie! Wyciągnijcie mnie stąd! Szybko, szybko! – wrzeszczał mężczyzna w tunelu. Hagrid musiał, czym prędzej pomóc profesorowi, który nie miał czasu na uprzejme podziękowania, ale rozglądał się pospiesznie za robalem.
- Tam. – wskazałem miejsce, z którego nadal nie wybiegł Black. Zaczynałem się trochę martwić. Hulick nie zwracał za to uwagi na nic. Momentalnie przeszedł do niezgrabnego biegu i odepchnął Blacka, który niespiesznie spacerował przez las w naszą stronę.
- Gdzie on, gdzie?! – zapytał podekscytowany badacz owadów i widząc ruch ręki chłopaka pognał w tamtą stronę jeszcze szybciej. Pech chciał, że zderzył się z nogą swojego poszukiwanego namiętnie pupila i musiał nieźle przywalić głową w twardy pancerz, gdyż padł na ziemię. Sądziłem, że się poruszy, znowu zacznie wykrzykiwać głośno swoje zachwyty, ale nic takiego nie nastąpiło.
Z przyjaciółmi spojrzeliśmy po sobie, a następnie rzuciliśmy się wszyscy biegiem w stronę profesora. Hagrid przeciskał się niezgrabnie za nami. Zanim jednak dopadł do Hulicka, my wiedzieliśmy, że profesor zwyczajnie stracił przytomność i ulga rozlała się po naszych ciałach, jak ciepła woda.
- Koniec z robakami na dziś. Zabieramy go do zamku. – stwierdził nie bez ulgi James, a gajowy wziął na ręce zemdlonego po uderzeniu mężczyznę. Biadolił przy tym, że kiedy profesor dojdzie do siebie na pewno będzie na niego wściekły i chociaż usiłowaliśmy go pocieszyć, on zwyczajnie nas nie słuchał. Był zbyt przejęty tym, co się stało i nie mogłem mu się dziwić. Nie codziennie badacze uderzają głową w obiekt badany i tracą przytomność. Było w tym coś absurdalnego i zabawnego.

3 komentarze:

  1. Mam ochotę walić głową w ścianę. Nadrobię, obiecuję. Póki co powiadamiam o rozdziale z czwartku i z dziś. Uhh, wysadź moją uczelnię w powietrze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko czasu nie ma na nic ale jak się studiuje to tak jest ;) Z ta podeszwą to wymyśliłaś ;-) Czekam choć nie obiecuje ze będę w stanie skomentować bo mnie ostatnio len łapie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Badacz powinien sobie sprawić lepsze okulary. :D Żeby tylko Remiemu źle nie kojarzyły się pieszczoty z Blackiem... Ja bym się trochę bała, że coś mi spod łóżka wypełznie. Brrrr.

    OdpowiedzUsuń