niedziela, 25 listopada 2012

Problemy, problemy, problemy

17 listopada
Czułem się jakbym miał dzisiaj umierać. Po wczorajszych mało przyjemnych przygodach w dalszym ciągu nie byłem sobą. W prawdzie zasnąłem przy Syriuszu spokojny i rozluźniony, ale noc zrobiła swoje i teraz nie należałem do „najświeższych”. Moja głowa była ciężka, widziałem stosunkowo kiepsko, a każdy dźwięk drażnił mnie niesamowicie. Lepiej było ze mną dzisiaj nie zaczynać, tego byłem pewny. Przecież w każdej chwili mogłem zrobić coś głupiego, nieodpowiedzialnego, czy ogólnie niszczycielskiego. Nie panowałem nad sobą, po prostu miałem tę świadomość i wolałem ostrzec przyjaciół by trzymali się z daleka.
Nie pomogło nawet wyjątkowo smaczne śniadanie składające się z mięcha i chleba oraz pożywnej jajecznicy z pomidorami. Na myśl o kawie z mlekiem, którą piła Zardi, miałem ochotę wymiotować. Wlałem w siebie trzy kubki mocnej, czarnej herbaty i czekałem, aż zacznie działać niczym narkotyk, zbawiennie na moje ciało. Miałem nadzieję, że tak właśnie się stanie i zdołam sobie dopomóc tą odrobiną przyjemnego, gorzkawego ciepła.
- Remi, nie żebym chciał cię denerwować, ale mam wrażenie, że trochę cię wyciągnęło. – Sheva patrzył w swój talerz pełen jajka i paprał w nim widelcem. – Taki się wydajesz inny. – wzruszył ramionami i tylko na chwilę spojrzał mi w oczy.
Popatrzyłem w dół na swoje ubrania, które nie wydawały mi się ani za krótkie, ani specjalnie obcisłe. Skąd, więc pomysł, że w jakikolwiek sposób jestem większy niż poprzednio? Potarłem brodę, na której nie było nawet cienia zarostu. Syri i Sheva golili się, co jakiś czas, Potter planował w końcu to robić, zaś moja twarz nadal była gładka, jak i pulchne policzki Petera.
- Skąd ten pomysł?
- Bo ja wiem? Taki się wydajesz doroślejszy. Masz węższe oczy...
- Bo marszczę czoło. – wszedłem mu w słowo. – Wolałbym tego nie robić, ale i tak samo się robi. Swoją drogą, gdzie jest James? Miał do nas dołączyć, jak tylko „zaliczy kibelek”.
- Patrz za siebie. – mruknął Syriusz skinąwszy głową w stronę drzwi Wielkiej Sali.
Niechętnie odwróciłem się by spojrzeć za plecy, co było paskudnym doświadczeniem dla mojej głowy, w której coś wydawało się rozrastać do rozmiarów ekstremalnie wielkich i szukało sposobu by wydostać się na zewnątrz rozrywając czaszkę. Jeśli kobiety przeżywały coś takiego każdego miesiąca przez kilka dni to ja cieszyłem się z bycia mężczyzną bardziej niż kiedykolwiek.
- Merlinie, co on... – i dowiedziałem się, co, kiedy Evans trzymając okularnika za włosy dostarczyła go do naszego stolika, a jej oczy płonęły gniewem. Jakby kiedykolwiek patrzyła na nas inaczej...
- Co wasz wrzód robił w mojej szafie?! – syknęła szarpiąc biednego chłopaka. Jeśli w przyszłości zacznie łysieć to będzie to jej zasługą.
- Odpowiedź A. podglądał, B. chował się przed kimś, C. lunatykował, D. skąd, u licha, mamy wiedzieć, co ten debil robił w twojej szafie? – Sheva splótł ręce na piersi i patrzył poważnie na dziewczynę. – Właściwą odpowiedź zakreśl kółkiem.
Było oczywiste, że atmosfera musi zrobić się napięta, kiedy Lisica przychodzi do nas z pretensjami.
- Ah, zapomniałbym. Odpowiedź E. chciał się ciebie pozbyć, ale taki z niego płatny zabójca, że musiał dać się złapać.
- Zabierajcie swoją własność! – warknęła popychając Pottera na stolik. Gdyby nie to, że podparł się rękoma o jego krawędź może nawet wylądowałby całym sobą na jedzeniu z łokciem w moim jajku.
- Uważaj, co robisz! – odezwałem się w końcu patrząc jej w oczy z nie mniejszą niechęcią. Nie tylko ona nie przepadała za nami, ale także my za nią. Może poza Potterem, który się do niej ślinił i Peterem, który korzystał z jej pomocy w nauce. – Może ty nam powiesz, co James robił w twojej szafie, co? Przecież to niemożliwe żebyś nie potrafiła czytać w myślach, kiedy sądzisz, że my potrafimy. A może zwyczajnie jesteś do niczego i my przewyższamy cię umiejętnościami?
- Lupin...
- Noooo? – odwróciłem się przodem do stołu i zacząłem jeść. Czułem jak coś we mnie pulsuje, próbuje przejąć kontrolę, rozchodzi się po całym ciele niczym trucizna po krwioobiegu. Byłem wdzięczny losowi za ograniczenia wilkołaków, które nie mogły przemieniać się w zależności od emocji, a jedynie w noc pełni księżyca. W przeciwnym razie już byłbym chodzącą kulką futra z wielkimi, białymi kłami, która rozrywałaby gardła uczniom, którzy ją denerwują.
- Evans, daj nam zjeść w spokoju śniadanie, bo na twój widok żarcie podchodzi mi do gardła. – Syriusz wmieszał się w małą wojnę, którą dziewczyna sama rozpoczęła. – J. wspominał, że jeszcze nigdy nie widział takiego wielkiego, paskudnego dupska jak twoje, więc na pewno postanowił się dokształcić w temacie. – Auć. To musiało boleć. Może właśnie, dlatego dziewczyna wcale się nie odezwała, chociaż słyszałem nad sobą jej sapanie? Nie miałem wątpliwości, że otwiera i zamyka usta chcąc odpowiedzieć na taką zniewagę, ale nie była w stanie wyskoczyć z niczym oryginalnym i specjalnie ostrym w stosunku do Blacka.
- Nie ujdzie ci to na sucho! – odezwała się w końcu. – Pożałujesz każdego słowa!
- Już żałuję, a ty już się mścisz stojąc nadal nad nami. Nie mam ochoty na jedzenie, kiedy cię widzę, a dziwnym trafem nie chcesz się ulotnić.
- Zemszczę się, żebyś wiedział, że się zemszczę! – syczała, ale odeszła od nas plując jadem. Nie chciała chyba dłużej wysłuchiwać celnych komentarzy Syriusza.
- Niepotrzebnie ją denerwowałeś. – James w końcu odsunął się od stołu i usiadł na krześle, które dla niego zajęliśmy. – Teraz będzie knuła przeciwko nam.
- I tak by to robiła. A tobie, co odwaliło żeby się do niej zakradać bez peleryny? – Sheva przełożył nadjedzoną kiełbaskę ze swojego talerza na pusty talerz Pottera. Robił tak czasami, kiedy coś mu nie smakowało, a mogło zostać zjedzone przez kogoś innego.
- Myślałem, że mi się uda. Nie wiedziałem, że jej zawszony kot jest wytresowany na wyczuwanie zboczeńców.
- Chcesz powiedzieć, że zdemaskował cię kot? – uniosłem brew spoglądając na okularnika ze zdziwieniem. Ten skinął głową zabierając się za kiełbaskę Shevy. Krzywił się, więc widocznie nie była najsmaczniejsza, ale mimo wszystko zjadł ją całą. Zawsze tak było, kiedy dostawał coś od Andrew i podejrzewałem, że była to cicha ugoda między nimi jakby J. cieszył się sympatią zielonookiego, jako chodzący śmietnik. Wątpiłem żeby Potter w dalszym ciągu podkochiwał się w przyjacielu, ale na pewno jakiś maleńki pierwiastek tego uczucia w nim pozostał. Zmieniony i inny, ale jednak bliski sercu.
Jakimś cudem nagle zapomniałem o swoich dolegliwościach i poczułem się lepiej. Może nie idealnie, ale jednak byłem silniejszy, bardziej opanowany. Nie wiem tylko, czy było w tym coś dobrego, czy złego. Moja pewność siebie wydawała mi się większa, mogłem stać się nagle liderem naszej grupy, gdybym tylko miał okazję. Czy właśnie tak czuł się Greyback, kiedy zamieniał innych w sobie podobne stworzenia? Czy o to mu chodziło? By poczuć moc płynącą przez wszystkie członki ciała, wypełniającą go, dodającą energii? Czy stawał się silniejszy z każdym nowym wilkołakiem, jakiego tworzył? I dlaczego w ogóle mnie to interesowało?
Tak niewiele wiedziałem o sobie, o swoim przekleństwie i jego „urokach”. Nie świadczyło to o mnie za dobrze, ale może mogło odpowiedzieć na pewne pytania, które czasami się nasuwały? Jak chociażby moje humory, chwile seksualnej słabości.
„Dorastający wilkołak” takiej książki powinienem poszukać, chociaż było jasne, że nie istniała.
- Powinienem otworzyć szkołę dla wilkołaków, których nie chcą nigdzie przyjąć i uczyć ich życia. – stwierdziłem nagle. – Przecież mógłbym robić to za plecami Ministerstwa, nie?
Przyjaciele spojrzeli na mnie pytająco, a przecież sam zaskoczyłem siebie tym pomysłem, więc nie mogłem dziwić się innym.

1 komentarz:

  1. Ależ mnie ta Evans irytuje, dobrze że od czasu do czasu ktoś jej prawdę w oczy powie xD

    OdpowiedzUsuń