niedziela, 11 listopada 2012

Znowu Potter

10 listopada
Spojrzałem na Jamesa, jakbym miał do czynienia z prawdziwym przygłupem, a przecież czasami miałem o nim ciut lepsze mniemanie. W tej chwili nie mogłem zmusić się do przychylniejszego patrzenia na przyjaciela, który zacierał ręce planując głośno, w jaki sposób poderwie Severusa Snape. Syriusz nie był zachwycony i głośno wyrażał swoje ubolewanie nad kiepskim stanem zdrowia psychicznego chłopaka, nad jego idiotyzmem, głupotą i jeszcze kilkoma przymiotami, jakże znaczącymi w tej chwili. Nawet ja, który nie miałem nic do Snape’a, miałem dosyć i to bynajmniej nie z powodu krzywdy, jaką chciałby wyrządzić chłopakowi, ale zwyczajnie nie byłem ciekaw jego miłosnych perypetii i planów na najbliższą przyszłość. Dlaczego nie przesiadłem się w inne miejsce, ale ciągle siedziałem w pobliżu Pottera? Teraz żałowałem, że Kinn szukał sposobu na wzbudzenie większej zazdrości w swoim chłopaku za pomocą Zardi. Biedna dziewczyna stanowiła wyrocznię homoseksualnych zapędów Gryffonów. Sam korzystałem z jej pomocy nie jednokrotnie, więc nie mogłem mieć pretensji do Niholasa, czy kogokolwiek innego.
- Nie wiem, o co wam chodzi. – James prychnął cicho i przełknął wielki kawałek pieczeni, którym jego podniebienie wydawało się zachwycać, gdyż był to trzeci z rzędu plaster mięsa. – Jest ładny, a nawet słodki...
- Jest chodzącą paskudą, J. – Black syknął i rzucił w chłopaka pestką śliwki, którą wyłowił z sosu do pieczeni. – Jest przesadnie chudy, garbi się i niemal nie widać go zza włosów. Poza tym wkłada kinol w nasze sprawy, bo ciągle widzę go gdzieś niedaleko. A, i najważniejsze. Dobierał się do MOJEGO kudłacza!
- Merlinie, Syri, jak to zabrzmiało. – załamany przetarłem twarz dłonią. – Twojego kudłacza? Wybacz, ale... – zwiesiłem głos, co wykorzystał Sheva.
- Nie wiedziałem, że pakował ci ręce do spodni.
- Wiecie, o co chodzi! – zirytował się kruczowłosy, a jego policzki wydały mi się trochę rumiane. Ja spłonąłbym ze wstydu, gdyby przyjaciele zaczęli dogryzać mi w taki sposób. Tyle, że Black nie był mną, a więc musiał traktować to wszystko w sposób mniej przesadny, niż miałoby to miejsce w moim przypadku. – Do mojego kudłacza dostęp ma tylko mój kudłacz. – spojrzał buńczucznie po nas wszystkich. – Za to Potter ma zamiar swoim raczyć pół szkoły. Najpierw będzie napastował Smarkelusa, później Lisicę, Seed, wróci mu się na Kinna i tak będzie obskakiwał każdego.
- I co, chcesz go wykastrować?
- Świat byłby mi wdzięczny, ale nie. Nie bawi mnie ciche ratowanie życia na planecie. Wystarczy mi ratowanie szkoły. – kręcił nosem, krzywił się i w ogóle był niesamowicie słodki.
- Przeceniasz mnie, Black. – J. w końcu raczył się odezwać. – Tak się składa, że nie jestem beznadziejnym masochistą, jak Wavele i nie interesuje mnie bałamucenie Seed. Już nie. To demon nie kobieta! Założę się, że Wavele z trudem potrafi ją zadowolić i dlatego taki niewyspany ostatnio chodzi. Jeszcze trochę i się jej znudzi, a wtedy zacznie szukać innego celu do męczenia. Widziałeś jego szyję ostatnio? Wygląda jakby, co noc walczył o życie z kocurem! Kto tam wie, co ona mu robi.
- Rzeczy, o których taki dzieciak, jak ty nie ma pojęcia. – nauczyciel run wyrósł za nami, jakby zdjął pelerynę niewidkę i dlatego pojawił się tak nagle blisko nas. Wystraszyłem się trochę nie wiedząc, czego tak naprawdę powinniśmy się po nim spodziewać. On i James nie przepadali za sobą od samego początku i wcale się z tym nie kryli. Podejrzewam, że gdyby teraz Potter dostał szlaban to odpokutowałby swoje zachowanie tonąc w męczarniach i bólu. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby Wavele miał swoje sposoby na torturowanie uczniów. Ktoś taki, jak on zwyczajnie pasował do obrazu barbarzyńcy. Chociaż dystyngowanego, który woli zachować czyste ręce zamiast brudzić się cudzą krwią. Prawdę mówiąc zamieniałem się już z zboczeńca, gdyż chodziła za mną myśl o tym, jak musi wyglądać każdorazowy seks między kimś takim, jak Wavele, a niebezpieczną, ale piękną Noelą. Aż się zarumieniłem, kiedy przed moimi oczyma zaczęły pojawiać się krótkie sceny podsuwane mi przez umysł.
- Ha! Skąd pan może wiedzieć, co wiem, a czego nie? – Potter przyjął pozycję bojową marszcząc przesadnie brwi, kiedy patrzył wściekle na mężczyznę. – Mogę sobie wyobrazić, jak panem steruje, jak posłusznym pieskiem! Założę się, że jest pan pod jej pantoflem. – czyżby chciał ugodzić w męską dumę nauczyciela?
- Tak cię to interesuje, Potter? To zapraszam kiedyś. Pooglądasz, jak bardzo jestem uległy. Przy okazji, włożyłeś łokieć w sos na swoim talerzu. Rozumiem, że to także element twojej taktyki?
- Szlag! – J. zerwał się prędko mimowolnie przecierając dłonią łokieć, przez co tylko bardziej się uświnił. Największą radochę miał z tego sam Wavele, który jakby coś udowodnił światu pogwizdywał pod nosem odchodząc od nas sprężystym krokiem człowieka, który wygrał majątek, gdy inni bankrutują. Czasami zachowywał się jak dziecko i wątpiłem by kobieta pokroju Seed była z tego zadowolona. Z resztą J. był zdolny do tego, by towarzyszyć swoim nauczycielom podczas gry wstępnej chociażby po to by coś im udowodnić. Zapraszanie go nie było chyba dobrym pomysłem. A może Wavele właśnie tego chciał? Czy to z pobudek egoistycznych, czy też dziwnego fetyszu.
Potter przeklinał pod nosem, kiedy starał się za wszelką cenę wytrzeć swój brudny łokieć, ale nacieranie go ziemniakiem nie było chyba najlepszym pomysłem. Z resztą już i tak zrobił przedstawienie i wszyscy uczniowie patrzyli na jego „taniec”, kiedy biegał w koło stołu szukając czegoś, czym wytarłby dokładniej brudne ubranie. Zastanawiałem się tylko, czy naprawdę tak kiepsko szło mu magiczne czyszczenie, że wolał bardziej tradycyjne metody.
Pech, z którym chłopak musiał się urodzić, nie odpuścił po zwykłym ośmieszeniu się przed ludźmi. J. po prostu musiał narobić więcej szkód, niż wszystko to było warte. Niczym ostatnia pokraka stracił równowagę, kiedy ktoś przypadkiem nadepnął mu na rozwiązaną sznurówkę, i padł jak długi na stół Puchonów. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że nie tylko zmiażdżył jedzenie, potłukł naczynia i pociągnął za sobą jakąś nastolatkę, która nie wybaczy mu tego do końca życia, ale także złamał stół, który nie wytrzymał pod ciężarem dwóch upadających osób. Patrzyłem za to wszystko mrużąc oczy, jakbym sam mógł w pewnej chwili zostać w to wszystko wmieszany. Na szczęście J. był zbyt daleko i nawet gdyby się postarał nie zdołałby tak daleko prysnąć obiadem. Mniej szczęścia miały McGonagall i Sprout, które teraz musiały uporać się z zepsutym stołem i nastolatką, która wyraźnie miała ochotę wepchnąć swoją różdżkę w tyłek Pottera, a następnie wypowiedzieć kilka paskudnych zaklęć mających na celu uspokojenie nerwów i zemstę na niezgrabnym okularniku.
Gdyby wszystkie wybryki Jamesa opiewano pieśniami mielibyśmy już niezłe kilka tomów dotyczących wyczynów tego idioty. Ten hymn ku czci głupoty okularnika byłby naprawdę ciekawy. W szczególności w części mówiącej o tym, jak nauczycielka transmutacji przytrzymywała wrzeszczącą i klnącą, brudną Puchonkę, by nie zrobiła krzywdy Potterowi odsuwanemu od niej przez Sprout.
- Teraz to nawet czyszczenie kartoflem nie pomoże. – mruknął jakby do siebie J. i z żalem spojrzał na półmisek pełen ziemniaków pieczonych w mundurkach, których nie skosztował, a teraz było na to trochę późno. Zrozumiałem jednak jego błagalne spojrzenie i szturchnąłem Petera mówiąc mu chicho by schował kilka ziemniaków do swojej torby. Blondynek miał zawsze jakąś dodatkową torebeczkę, która chroniła jego tobołek przed ubrudzeniem, kiedy podkradał coś ze stołu. Teraz zapakował do niego kilkanaście osmolonych, gorących ziemniaków i uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.
- Zakładamy się ile tygodni szlabanu dostanie? – rzucił Sheva, który nie robiąc sobie wiele z tego, co się stało, popijał sok wiśniowy, którego już niemal brakowało na naszym stole za jego zasługą.
- Każą mu naprawić stół. – stwierdził Peter z przekąsem. – Na pewno mu każą. I zabronią używać magii, jak zawsze.
- Skąd ta pewność? – naprawdę chciałem wiedzieć, gdyż nie często Pet wyrażał swoje opinie z takim zdecydowaniem.
- Widać to po nich. Po tym, jak patrzą na stół. Mam wprawę w ocenianiu, co grozi za przewinienie. Sam miałem już kilkanaście za złe stopnie, więc jestem ekspertem.
Patrzyliśmy, jak nauczycielki wyprowadzają tę dwójkę z Wielkiej Sali i nie potrafiłem powstrzymać ciężkiego westchnienia.

5 komentarzy:

  1. James ma talent i tyle. xD Kto na jego miejscu zrobiłby takie wejście? A raczej kulminację? Tradycyjne sposoby, ahaha xD Coca coli tam nie mają? xD
    Uch, nie wiem, czemu, ale utarczki Pottera z Victorem strasznie mnie nakręcają ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na one shot xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje, szczęściaro xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie brałaś udziału w konkursie Biblioteki Ossus? xD Wygrałaś książkę xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Może Cię z kimś pomylili albo po prostu skojarzyli mail? Ale powiem Ci, że książki od nich szybko przychodzą ;3

    OdpowiedzUsuń