piątek, 7 grudnia 2012

Dlaczego?

Wziąłem głęboki oddech patrząc tempo przed siebie. Nie rozumiałem, niczego nie rozumiałem. Jak to w ogóle możliwe, że Greyback pojawił się w Hogsmeade? Czego chciał? Czy chodziło o mnie? Prawdę mówiąc wydawało mi się, że te same pytania zadawałem sobie przed chwilą, ale czy nie było oczywistym, że nie potrafiłem przestać o tym myśleć? Tak bardzo chciałem znać odpowiedzi, bądź wymazać z pamięci fakt tamtego spotkania, którego się nie spodziewałem. Przecież to niemożliwe...
A jednak było możliwe. Wystarczyło spojrzeć na przyjaciół, a już miałem pewność, że oni również go widzieli. Tę bestię, która zamieniła mnie w to, czym byłem. W wielkiego, paskudnego wilkołaka. Drżałem na samą myśl o tym, że znowu był tak blisko mnie. Nie mogłem się z tym pogodzić. Jak to możliwe? Dlaczego?
- Chodźmy już, Remi. – Syriusz uścisnął moją dłoń. – Tak będzie lepiej w tej sytuacji.
- Zgadzam się. – dodał szybko Sheva. – Może już sobie poszedł i da ci spokój.
Nie byłem przekonany, co do prawdziwości ich słów, ale mimo wszystko nie miałem wyjścia. Chciałem jak najszybciej wrócić do zamku, do bezpiecznego schronienia, gdzie nic mi nie będzie szkodzić.
- Tak, chodźmy. – skinąłem głową i dopiłem piwo kremowe, które teraz było moją jedyną deską ratunku. Musiałem uspokoić serce, przyćmić umysł, zrobić wszystko, co w mojej mocy by nie musieć się tym wszystkim martwić, nie myśleć, zwyczajnie być.
Wraz z przyjaciółmi opuściłem Trzy Miotły nie potrafiąc zebrać myśli. Czułem się tak, jakbym zaraz miał się rozpłakać lub śmiać niczym szaleniec. Nie każdy patrzy w oczy największego oprawcy w swoim życiu.
Stanąłem jak spetryfikowany ledwie opuściłem ciepłe pomieszczenie. Na zewnątrz zaczął padać śnieg, co zaskoczyło mnie, gdyż wchodząc do Trzech Mioteł nie widziałem żadnych oznak tak drastycznej zmiany pogody. Tyle, że śnieg nie był teraz moim największym problemem. Naprzeciwko nas, pod drugiej stronie ulicy jakiś w miarę młody, obdarty chłopak właśnie podbiegł do Greybacka wieszając się na jego ramieniu, jak dziecko rozkoszujące się spacerem przy ojcu. Byłem zaskoczony, kiedy chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo, niemal krzyknąłem widząc, jak prezentuje swoje ostre zęby, jakby właśnie był w trakcie przemiany, a jego złotawe oczy były podobne do moich, chociaż nakrapiane zielenią. Jasne, blond-rude włosy kręciły się niczym u kupidyna, a urodziwą twarz wykrzywiał uśmiech pełen wyższości i czegoś niebezpiecznego.
- Stęskniłem się za tobą, Remusie. – odezwał się głośno Greyback, a jego głos był lekko zachrypnięty. – Dawno się nie widzieliśmy, prawda? A może tęskniłeś?
Nie potrafiłem się nawet odezwać, ale moi przyjaciele byli w lepszym stanie. Zasłonili mnie swoimi ciałami odgradzając od wilkołaka, który roześmiał się głośno, kpiąco. Jego wielka dłoń spoczęła na włosach stojącego obok chłopaka. – Jesteś bardzo wyrodnym dzieckiem, Remusie. Jimmy jest o wiele wierniejszy od ciebie. Nie odstępuje mnie ani na krok, od kiedy został jednym z nas. Ty jesteś strasznie niewdzięczny, a przecież dałem ci piękny dar. Dzięki mnie widzisz, słyszysz i czujesz więcej.
- Przez ciebie raz w miesiącu zamienia się w bestię w największych męczarniach! – Syriusz nie zawahał się ani przez chwilę podejmując walkę z wrogiem.
- To niewielka cena za to, co zyskał. Ale co może rozumieć ktoś taki jak ty? Mały, bogaty czarodziej, który upadnie jak szmaciana lalka, jeśli ktoś zrzuci go z wieży. Rozsypiesz się, połamiesz i zdechniesz. Za to twój ukochany przyjaciel może to przeżyć bez większych problemów. A może chcesz się przekonać, co? Nie widzę problemu. Wprowadź mnie do zamku, a ja z chęcią cię pchnę. – oczy Greybacka lśniły podnieceniem.
- Chodźmy stąd. Nie chcę tu więcej z nim przebywać. – powiedziałem szczerze odnajdując w sobie na tyle odwagi by w ogóle zabrać głos. Kosztowało mnie to nie mało wysiłku, ale ostatecznie zdołałem osiągnąć swój cel. Przyjaciele zwrócili na mnie uwagę, otoczyli mnie, jakbym był cennym zakładnikiem, którego nikt nie mógł im odbić i w ten sposób popychali mnie lekko, kierowali moimi krokami i robili, co tylko w ich mocy by Greyback nie mógł nawet na mnie spoglądać. Byłem im za to wdzięczny. W szczególności, kiedy usłyszałem jak wyje z rozbawienia, zaś jego młody towarzysz wtórował mu wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie musiałem go widzieć, by wyczytać to z jego śmiechu.
- Dziękuję. – powiedziałem szeptem zaciskając palce na kurtce idącego przede mną Syriusza. Patrzyłem na swoje rękawiczki, które wydawały się grube i ciepłe, a przecież drżałem na całym ciele, było mi zimno. Tak okropnie zimno. Gdybym, chociaż miał czapkę... Ale nie wziąłem jej nie spodziewając się śniegu. A teraz ślizgałem się na pokrytych białą, cienką warstwą śliskiej, zamarzniętej wody chodnikach. Może gdyby nie to niechciane spotkanie byłbym w stanie cieszyć się tą pogodą, ciepłem bliskości przyjaciół i urokiem chwili? Nienawidziłem takich sytuacji, jak te!
- Gdyby nie wy...
- Gdyby nie my na pewno dałbyś sobie radę, jak nikt inny. Byłeś zwyczajnie rozbity. – Sheva poklepał mnie po ramieniu, przytulił lekko na kilka chwil. – Wiem, że dałbyś sobie radę, głuptasie. Głowa do góry. Już ja zadbam żebyś o tym nie myślał. Może powinniście cię upić, kotku?
- Kotku? – spojrzałem na niego unosząc brew. – Kotku? Jestem wilkołakiem! – starałem się mówić możliwie najciszej. – Wilkołakiem, więc na pewno nie kotkiem.
- Więc wolisz żebym do ciebie mówił na „wilczku”? – jego głos miał w sobie sporą dawkę rozbawienia.
- W sumie to nie do końca. – stwierdziłem po chwili zastanowienia. – Ale na „kotku” też nie. Nie lubię kotów. Śmierdzą. I strasznie mnie irytują. – mruczałem pod nosem.
- To dlatego nie lubisz Evans, co? – Syriusz odwrócił się uśmiechnięty. – Śmierdzi tym jej kocurem.
- Ona w ogóle nie jest do lubienia. – pozwoliłem sobie na komentarz na chwilę pozwalając porwać się chwili. – Jest okropna. Już wolałbym kogoś innego. Ale kogo? – chyba zaczęło mi się już mieszać w głowie.
- Ona to ma we krwi. – Syri uśmiechał się słodko, ale jego uśmiech bardzo szybko zniknął mi z pola widzenia, kiedy z głośnym „jebudu” upadł tyłkiem na ziemię. Jak się okazało stanął na pokrytym śniegiem kamieniu i stracił równowagę. Jego mina była za to bezcennie zabawna, gdy tak wykrzywiał się w bólu, udawał płacz i masował pośladki powoli wstając z miejsca, gdzie jego piękny ślizg zostawił drobne ślady. Prawdę mówiąc byłem tak zaskoczony tym upadkiem, że nie byłem w stanie śmiać się z niego. Z resztą przyjaciele również milczeli. Kto by pomyślał, że osoba pokroju Syriusza Blacka wywinie orła w taki sposób?
- Mój tyłem, mój biedny tyłek. – pojękiwał Syri masując swoje pośladki w bardzo oczywisty sposób. Nie interesował się otoczeniem, jeśli ktoś patrzył to miał okazję pooglądać całkiem przyjemny widoczek, jaki stanowił wypinający się kruczowłosy. Sam pozwoliłem sobie na lekkie muśnięcie dłonią jego tyłka wywalonego w moją stronę. – Ostatni raz bawię się w raczka. – syczał. – Od teraz patrzę pod nogi! Będę miał siniakaaa! – pojękiwał. – Wielkiego i bolesnego! Jak ja usiedzę na zajęciach, kiedy moja dupa będzie przypominała pleśniejące jabłko? Niech mi ktoś ją wymasuje!
- Zaproponowałbym siedzenie na zimnie, ale nie ma na tyle śniegu. Możesz poprosić Skrzaty o lód i wtedy zajmiemy się tobą. Specjalnie będę wcierał zimne kostki w twoje kształtne pośladki. – Sheva od razu zaoferował pomoc. – Zapomnisz nie tylko o bólu, mogę to obiecać. Mam wprawę w opiece nad tyłkami.
- Ten tyłek należy do mnie. – zauważyłem czując lekkie łaskotanie w okolicy czoła, co było najpewniej efektem wypicia dwóch kremowych piw, załamania Greybackiem i oszołomienia upadkiem mojego chłopaka.
- Bijcie się w galarecie o to, który wymasuje prawy, a który lewy pośladek. – powiedział rozbawiony, chociaż nadal nie był w stanie się wyprostować. Podejrzewałem, że robił to specjalnie by moje myśli skupiły się na jego niedoli zamiast na mojej własnej. Tak naprawdę nie mogłem już dłużej zadręczać się niechcianymi myślami, kiedy obok miałem takich chodzących wariatów, którzy stanęli w mojej obronie. Dla nich musiałem być silny i zapomnieć o przykrościach. To stało się moim celem, kiedy kolejny raz pogładziłem Syriuszowy tyłek.

1 komentarz:

  1. Wyrodny Remi? Dobre sobie. Remi jest wierny. Nie afiszuje się, przyjmuje wszystko na klatę, a tamten Amorek? Co, czerpie jakieś korzyści? ;/
    Uch, Remi rządzi i tyle!

    OdpowiedzUsuń