środa, 5 grudnia 2012

Tylko nie on

1 grudnia
Idealna niedziela zaczynała się idealnym śniadaniem i ciepłym ubraniem w kolorze czerwieni, które wyjątkowo lubiłem. Kontynuacją udanego dnia było wyjście do Hogsmeade, a tym samym możliwość pooddychania świeżym, chociaż chłodnym powietrzem. Jak do tej pory nie mogłem narzekać mając wszystko, czego tylko pragnąłem, włącznie z zadowolonym z życia Syriuszem, który obiecał zająć się moimi potrzebami i uzupełnić szczuplejący zapas łakoci. Nie chciałem go wykorzystywać, ale on potrafił być uparty i nie pozwolił się przekonać. Kupi i już. Jak mógłbym mu odmówić w takiej sytuacji?
Prawdę powiedziawszy, od dawna nie spędzaliśmy czasu w Hogsmeade wszyscy razem, a więc ja, Syri, Sheva, Peter i J. Dziś był wyjątkowy dzień, gdyż nie rozchodziliśmy się, ale wspólnie wbiegliśmy do Trzech Mioteł przed grupą dziewczyn z Ravenclaw, które mogłyby nam zająć ostatni wolny stolik. Potter wziął na siebie zajęcie najlepszego, a więc pierwszego lepszego wolnego, jaki tylko zauważył. Byłem mu wdzięczny, że nie rzucił się na niego całym ciałem i nie rozwalił, jak miało to miejsce niedawno w Wielkiej Sali ze stołem domu. W ten sposób przynajmniej nie rzucaliśmy się w oczy bardziej niż zawsze.
Żałowałem, że nie są to miejsca przy oknie, ale i znalazłem takie, na którym czułem się najbezpieczniej i tam właśnie się rozsiadłem.
- Najbardziej czarujący z nas idzie po kremowe piwo. – rzucił nagle Sheva. – James, ty pójdziesz.
- Hę? – nie wydawał się zachwycony, kiedy rozsiadał się na swoim miejscu kręcąc tyłkiem, jakby chciał w ten sposób zaznaczyć teren, lub wetrzeć swój zapach w krzesło. – Dlaczego ja?
- Jak mówiłem... – Sheva przewrócił oczyma. – Idzie najbardziej czarujący. Jeśli wyślemy takiego seksownego kolesia jak ty to może uda nam się trochę zaoszczędzić, jeśli dostaniemy piwo po promocyjnej cenie, rozumiesz?
- Aż za dobrze. Szukasz naiwnego, który uwierzy w to, co mówisz, ale nie ze mną te numery. Nie mniej jednak i tak pójdę, ponieważ uważam, że jestem najatrakcyjniejszy z naszej grupy i prędzej zdołam cokolwiek zyskać niż wy. – z miną dumnego pawia podniósł się z miejsca i wyciągnął rękę nad stolik. – Kasa, ja nie stawiam nikomu poza sobą. – upomniał się bezczelnie, co nie mogło nikogo dziwić. W końcu James był Jamesem w każdej sytuacji. Nie zdziwiłbym się gdyby na randce kazał płacić dziewczynie za siebie. Ten typ już tak miał.
Wyciągnąłem moje ostatnie zaskórniaki, jakie miałem i położyłem je z namaszczeniem na dłoni Pottera. Nie chciałem się ich pozbywać, ale przecież nie mogłem zawsze żerować na innych. Nie miałem również zamiaru siedzieć i patrzeć, jak koledzy piją, gdy ja zwyczajnie mogę tylko napawać się widokiem ich butelek.
- To idę. – oświadczył nagle J. i odwracając się dumnie na pięcie podszedł do lady, która w gruncie rzeczy wcale nie była specjalnie daleko. Nie wiem, na co była mu cała ta ceremonia, cokolwiek by nie robił, ale miało to w sobie coś wyjątkowo Potterowego i nie mogłem odmówić mu wyjątkowości. Z resztą, każdy z nas miał w sobie coś, co go wyróżniało, chociaż po J. wiódł prym pod tym względem.
Nie czekaliśmy długo. W prawdzie jego urok osobisty niczego nam nie dał, ale przynajmniej nie musieliśmy ruszać się z miejsca. Okularnik położył przed nami tackę z piwami i opadł na krzesło z przesadnym westchnieniem. Nie mógł namęczyć się tymi kilkoma krokami z pięcioma butelkami.
Sięgnąłem po jedną z namaszczeniem biorąc ją w ręce. Nie mogłem pozwolić sobie na kolejne piwo kremowe, więc postanowiłem rozkoszować się tym. Wziąłem jeden duży łyk na początek i uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy słodkie ciepło wypełniło moje usta, by spłynąć powoli przełykiem do żołądka. Oblizałem się z lubością. Nie wiem, jak można żyć bez tego wyjątkowego napoju, który krył w sobie więcej łakocia niż alkoholu. To niemal jak gorąca czekolada, chociaż bez czekolady i gorąca. Porównałbym to raczej do bitej śmietany z odrobina alkoholowej goryczki, chociaż nigdy nie miałem okazji próbować takiej. Może nawet nie istniała?
Kolejny łyk poprawił mój i tak dobry humor, zaś trzeci zrelaksował się mnie, jak nic innego. Sądziłem, że przyjaciele czują podobną przyjemność, chociaż oni mogli pozwolić sobie na więcej.
- Jakie plany na święta? – zaczął w końcu Peter, który tylko na chwilę oddalił się do lady by kupić sobie słodkie ciacho, a następnie zaczął je pochłaniać wielkimi kęsami, które ledwie mieściły się na łyżeczce.
- Bardzo interesujące. Ja siedzę tutaj, a wy bawicie się w domach. – mruknął urażonym tonem Syriusz. Szybko jednak wymusił uśmiech by złagodzić ostry ton. Nie mogło mu się podobać takie rozwiązanie, ale czy miał jakiekolwiek inne wyjście? Jego rodzice i brat wyjeżdżali do rodziny, która szczególnie mocno nienawidziła Syriusza od czasu, kiedy dostał się do Gryffindoru. Nie miał zamiaru pakować się do paszczy lwa toteż pozostawało mu tylko to jedno wyjście – siedzenie w Hogwarcie przez całe dwa tygodnie.
- Przepraszam. – młoda córka właścicielki podeszła do naszego stolika patrząc dokładnie na mnie. W ręku trzymała butelkę piwa kremowego. – Twój krewny kawał ci je przynieść. – podała mi butelkę.
- Mój krewny? – byłem zaskoczony i bezmyślnie wziąłem od niej piwo.
- Siedzi przy drzwiach. – wskazała kierunek ruchem głowy i oddaliła się pospiesznie do swoich zajęć.
Rzuciłem okiem we wskazanym kierunku, ale nikogo do zauważyłem. Dopiero, kiedy grupka dziewcząt wyszła z Trzech Mioteł popatrzyłem w okrutne, jasne oczy osoby, której nie chciałem już nigdy więcej oglądać. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a on uśmiechał się do mnie obłudnie podnosząc swoją butelkę piwa w geście toastu, a następnie wziął ogromny łyk, który niemal słyszałem, jak przechodzi przez jego masywne gardło. Jeśli pobladłem to przyjaciele musieli to zauważyć i może, dlatego rozglądali się szukając osoby, o której wspomniała dziewczyna.
- Kto to jest, Remi? – Sheva złapał mnie za rękę. – Ten wysoki, nieogolony? To o niego chodziło? To naprawdę twój krewny?
- To Greyback. – wydusiłem z siebie nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze, a mimo to wypiłem więcej swojego piwa by uspokoić nim żołądek i strach, który mnie ogarnął. Naprawdę byłem przerażony, a przyjaciele również byli poruszeni patrząc na mężczyznę. Mogłem się założyć, że ich oczy były wielkie i nie mieli pojęcia, czy wypada im krzyczeć, czy raczej powinni zignorować obecność niebezpiecznego wilkołaka by uniknąć zdemaskowania mnie. W końcu nie każdemu Fenrir Greyback stawia w pubie piwo.
Mężczyzna uśmiechnął się pokazując swoje ostre, przebarwione zęby. Dopił resztę napoju i zostawiając butelkę na blacie stolika wstał z miejsca zarzucając na głowę masywny kaptur kurtki. Jego twarz zniknęła w cieniu, ale wiedziałem, że nadal się uśmiechał, kiedy wychodził z Trzech Mioteł.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w zamknięte już drzwi, za którymi zniknął Greyback. Nawet nie wiem, kiedy wypiłem swoje kremowe piwo i zacząłem to, które dostałem od niego. To było tak okropne przeżycie. Pamiętać potwora z czasów dzieciństwa to coś zupełnie innego niż spotkać się z nim w okresie dorastania, mieć świadomość, że on nadal o tobie pamięta, że się tobą interesuje. Co tutaj robił? Co poszukiwany Fenrir Greyback robił w Hogsmeade pod samym nosem ludzi, którzy powinni go rozpoznać i donieść, że kręci się w okolicy? A on jak gdyby nigdy nic wchodzi do baru, zamawia piwo dla siebie i dla mnie, śmieje się bezczelnie, jakby nie bał się niczego, a później wychodzi nie pozostawiając po sobie żadnych śladów poza moim przerażeniem i obrazem jego masywnej sylwetki, która musiała wyryć się w pamięci moich przyjaciół.
Nie, spotykanie „starych znajomych” nie jest elementem udanej niedzieli i tym samym jeden z nielicznych dni, którymi chciałem się cieszyć, właśnie dobiegł końca. Nie wierzyłem, że coś może się jeszcze zmienić na lepsze. Mogło być tylko gorzej, a ja nie miałem na to wpływu. Przecież ktoś taki jak Greyback nie mógł dla czystej przyjemności kręcić się po mieście pełnym czarodziejów i czarownic.
- Remi, nic ci nie jest? – Syriusz złapał mnie za rękę głaszcząc ją opiekuńczo kciukiem.
- Nie wiem. – odpowiedziałem szczerze. – Po prostu nie wiem.

1 komentarz:

  1. O żesz... Greyback... Kurcze. Spotkanie go, gdy było się małym... i teraz natychmiastowe rozpoznanie i przypomnienie tego pamiętnego dnia... Masakra. Chciałabym Remiego przytulić. Kurcze... Teraz chłopaki będą wiedzieli, w kogo rzucać czosnkiem(to na wampiry, ale może podziała?), hehe. xD

    OdpowiedzUsuń