niedziela, 16 grudnia 2012

Kartka z pamiętnika CCVI - Syriusz Black

Niepokoiłem się pełnią, której nie mogliśmy uniknąć, a która dawała się we znaki Remusowi od samego rana. Był niespokojny, podenerwowany, marudny i zmęczony, co łatwo dało się przeoczyć, kiedy kręcił swoim kształtnym noskiem na wszystko i wszystkich. Nie wiem, czy osoba nieznająca jego problemu zdołałaby wytrzymać w towarzystwie takiej chodzącej bomby zegarowej, która była z każdą chwilą bardziej niebezpieczna. Byłem ciekaw, czy mój chłopak zdoła spokojnie przetrwać dzisiejszą noc, czy może załamie się, gdy tylko na powrót stanie się sobą. Z troską patrzyłem na niego swoimi psimi oczyma, kiedy nagi, owinięty w stary, zakurzony koc czekał na najgorszą noc w miesiącu. Wcześniej lizałem go po ręce chcąc pocieszyć, ale nie była najsmaczniejsza, gdyż pokrywała ją cienka warstwa suchego, drapiącego w gardło pyłku z koca.
- Uważajcie na siebie. – powiedział do mnie i siedzących obok przyjaciół z łagodnym, smutnym uśmiechem. Bał się. Bał się tego, co mógłby nam zrobić w przypływie szału spowodowanego niedawną obecnością Greybacka. Wiedzieliśmy doskonale, że zamartwianie się w tej chwili nic nam nie da, a jedynie będzie męczyć Lupina, ale wątpiłem, by jego niepokoje mogły zniknąć tylko, dlatego że starego wilkołaka nie znaleziono w Hogsmeade.
„Bądź spokojny, damy sobie radę.” Szczeknąłem, czego raczej nie mógł zrozumieć, jeśli nie czytał mi w myślach. Czasami brak ludzkich strun głosowych naprawdę przerażał.
Remi uśmiechnął się trochę pewniej, ale wtedy przyszła przemiana. Bolesna, może tym bardziej męcząca, że chłopak nie chciał krzyczeć, nie chciał płakać, w żaden sposób nie planował pokazywać nam swojej słabości, swojego bólu. Zapewne nawet nie wiedział, jak bardzo musiał być odważny, kiedy powstrzymywał łzy i wrzask, gdy jego kości trzaskały zmieniając swój kształt, ciało deformowało się, porastało sierścią, twarz wydłużała się tworząc pysk. Z największą chęcią wziąłbym na siebie przynajmniej część tych przykrych doznań, chociaż to raczej nigdy nie będzie możliwe.
Nigdy nie przyszło mi do głowy by mierzyć czas, jakiego Remus potrzebował na przemianę, a żałowałem. Miałbym niejaką świadomość tego, ile czasu potrzebuje cierpieć by ostatecznie móc odpocząć gdzieś wewnątrz tego kudłatego ciała bestii. Podejrzewałem jednak, że widok psa z zegarkiem na łapie mógłby zdziwić kogoś, kto przypadkiem zauważyłby mnie i moich przyjaciół pędzących do Wierzby Bijącej w naszych zwierzęcych postaciach. Było to mniej niebezpieczne, niż otwarcie prześlizgiwać się z zamku przez błonia.
Było po wszystkim, mój chłopak właśnie warczał leżąc na skotłowanej pościeli pod postacią sporego wilka o mocnych tylnych łapach i zwinnych przednich. Coś mu się nie podobało, coś go niepokoiło i podejrzewałem, że była to wina wspomnień Remusa na temat Greybacka nie zaś bezpośredni jego zapach, czy bliskość. A jednak same myśli zaprzątające podczas przemiany głowę mojego chłopaka wystarczały by wilkołak zeskoczył z łóżka łypiąc na nas podejrzliwie. Byłem ciekaw myśli kłębiących się w głowie tej bestii, o ile w ogóle jakieś mogły przebić się przez zwyczajny instynkt i rządze.
Zrobiłem krok do przodu, ale Remus warknął ostrzegawczo i kłapnął niebezpiecznie zębami. Zaczął przechadzać się po pokoju wąchając, szukając czegoś, warcząc i ostatecznie wyjąc. Podszedł do mnie i przyjaciół prychając w niemym nakazie odsunięcia się. Nie byliśmy głupi, więc szybko pozwoliliśmy mu przejść przez drzwi by nadal obwąchiwał dom. Osobiście sprawdzałem każde pomieszczenie, kiedy tylko się tu pojawiliśmy by mieć pewność, że nikt się tutaj nie ukrył.
Podążyliśmy za wilkołakiem czujni i uważni. Nigdy nie wiadomo, co przyjdzie do głowy poirytowanemu stworzeniu z zębami jak ostre kawałki szkła w paszczy o sile Thorowego młota. Remi nie wydawał się jednak zainteresowany czymś szczególnym. Szukał igły w stogu siana, czy też swojego alfy w domu, gdzie tylko jeden wilkołak mógł królować.
Zawahałem się, kiedy mijaliśmy ukryte wejście do Wrzeszczącej Chaty. Czułem jakiś obcy zapach, słyszałem ciche szuranie, jakby ktoś skradał się pragnąc nas zaskoczyć. Popatrzyłem za odchodzącym do innego pomieszczenia wilkołakiem i uderzyłem ogonem Jamesa. Jego nogi były zdecydowanie zbyt długie, jak na moje gabaryty, ale i tak poczuł, kiedy smagnąłem go wystarczająco mocno by chciał mnie nadziać na swoje rogi. Kiwnąłem głową w stronę wejścia, a on nasłuchiwał, chociaż nie mógł nic usłyszeć. Nie był psem. Poniuchał w powietrzu, ale i to nie mogło dać mu zbyt wiele. Tyle, że w końcu szuranie w przejściu stało się wyraźniejsze i chyba tylko cud sprawił, że zajęty szukaniem Remus nie miał czasu na zajmowanie się byle hałasami.
Jeśli ktoś sprawdzał Remusa to na pewno nie umknie mu fakt obecności zwierząt zbyt wielkich by dostać się w to miejsce z czystej ciekawości. Domyśli się więc, że jesteśmy animagami, a wtedy zacznie się nagonka.
Kiwnąłem głową w stronę jednego z pokoi, gdzie mogliśmy schować się za framugą i obserwować nieproszonego gościa. Najciszej jak to możliwe, co w przypadku kopyt Pottera nie było łatwe, ukryliśmy się czekając. Remus zawył gdzieś w okolicach starej kuchni, ale miał przy sobie Shevę i Petera, toteż nie obawialiśmy się o jego bezpieczeństwo. Gdyby coś się działo chłopcy na pewno przybiegliby nas wezwać do pomocy. Tym czasem mieliśmy czas by dowiedzieć się, kto nas nachodzi w środku pełni.
Najpierw zobaczyliśmy, ciemny kształt, który mógł być równie dobrze cieniem rzucanym przez coś wielkiego i wkradającym się pod szafę. W domu było całkowicie ciemno i tylko nasze zwierzęce zmysły pozwalały nam na rejestrowanie mniej oczywistych zmian.
Cichy stukot poprzedził ostateczne wtargnięcie intruza do domu. Patrzyłem zdziwiony na wiewiórkę, która upuściła jakiegoś starego żołędzia na podłogę, po czym podniosła go biorąc w pyszczek i pognała kilka kroków dalej węsząc w powietrzu. Musiała wyczuć wyraźny zapach wilkołaka, gdyż sądziłem, że zwierzęta są wyczulone na zapach nadprzyrodzonego.
Zwierzątko nie wydawało się podejrzane, a pachniało futrem, zimnem i śniegiem. Nie miało na sobie żadnej podejrzanej woni, więc ulżyło mi, kiedy dotarło do mnie, że to przypadek i nikt nas tak naprawdę nie sprawdza. Ot, zwykła, głupia wiewiórka znalazła sobie nieodpowiednie miejsce na zakładanie gniazda, czy gdzie to mieszkały wiewiórki.
Kolejny raz po domu rozszedł się odgłos wyjącego Remusa, który tym razem przyczynił się do wypłoszenia natrętnego gościa, który zatrzymał się w połowie drogi do schodów, poniuchał kolejny raz i kiedy usłyszał cichy warkot wilkołaka, zwiał gdzie pieprz rośnie pod szafę zasłaniającą przejście, którym zawsze tu wchodziliśmy.
Remus wyszedł właśnie z pomieszczenia, które od wieków nie spełniało swojego zadania kuchennego i spojrzał na mnie i Jamesa przekrzywiając głowę. Musiał zastanawiać się, dlaczego tak głupio sterczymy przy ścianie. Wąchał w powietrzu i postawił uszy nasłuchując, a sierść na jego grzbiecie zjeżyła się odrobinę.
Sięgając po głęboko ukryte pokłady mojej odwagi zbliżyłem się do przyjaciela i polizałem go po nosie mając nadzieję, że to go uspokoi i przestanie podejrzewać, że coś knujemy. Uderzyłem ogonem o jego ogon, przewaliłem się całym bokiem na niego by pchnąć go, zachęcić do zabawy. Improwizowałem, ale przecież nie mogłem dopuścić do tego by nadal skupiał się na obcym, zwierzęcym zapachu. Zaszczekałem przyjacielsko patrząc na sztywnego i spiętego wilkołaka, któremu nie mogłem nawet wyjaśnić, jakim cudem znalazło się pośród nas zwierzę, którego nie powinno tu być.
Sheva chyba zrozumiał, że coś nie jest tak, gdyż usiadł na grzbiecie Remusa i zaczął pazurami wodzić po sierści, czego wilkołak nie lubił, ponieważ go mrowiło na całym ciele, ale nie reagował na to nigdy agresją, a jedynie, tak jak w tej chwili, próbował strzepnąć z siebie Shevę skacząc, turlając się, biegając.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy Remi naprawdę wydawał się zapominać o swoim wcześniejszym problemie, kiedy robił, co w jego mocy by Sheva zszedł z jego grzbietu i na niego nie wracał. Machał łapami w powietrzu starając się pozbyć natręta podczas turlania, a jego pysk wydawał się zadowolony. Musiał się dobrze bawić skoro wydawał z siebie ciche szczeknięcia. Najgorzej miał chyba Peter, który co chwilę musiał uciekać w inne miejsce by bawiący się przyjaciele nie staranowali jego drobnego ciała. A trzeba było przyznać, że wilkołak nie szczędził wysiłków by być wszędzie, kiedy turlał się, stawał na łapy i skakał jakby udawał lisa.

3 komentarze:

  1. Z tego Remiego to niezły źrebaczek. xD
    Hmm, wiewiórka? Ciekawa jestem, czy tylko ona... Ale z drugiej strony bariery chyba by jednak zareagowały, gdyby było inaczej.
    Syri umie improwizować i Remi wiele mu zawdzięcza. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, wbijaj do mnie na blog. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Super notka, zawsze lubię poczytać przemyślenia Syriusza.
    Już myślałam że przez klapę wejdzie Snape, albo Dumbledore i zdemaskuje całą gromadkę :D
    Co do poprzednich notek, fajnie że poruszyłaś wątek z Alfą :)

    OdpowiedzUsuń