piątek, 21 grudnia 2012

Koniec Świata (?)

Jeśli sądziłem, że dotrwam dzielnie do końca zajęć, to myliłem się, co do swoich możliwości. Może byłem w stanie jakoś znieść przemianę w czasie pełni, która trwała kilka, bądź kilkanaście minut, ale wytrzymać kilka godzin z okropnym bólem, który nie ustawał mimo wcześniejszych starań szkolnej pielęgniarki, to coś zupełnie innego. Czułem się jak starzec, który w kościach odczuwa zmianę pogody. Gdybym, chociaż wiedział, co tak naprawdę wpłynęło na mój kiepski stan zdrowia... Nie obwiniałem o to śnieżycy za oknami, ponieważ trwała od kilku dni, zaś na zmianę pogody również się nie zanosiło. Z samej pełni również wyszedłem cało, ponieważ wątpiłem by zgniatanie Petera wilczym cielskiem mogło zaszkodzić wilkołakowi w jakimkolwiek stopniu. Może to zmęczenie? Ale kogo ja okłamywałem? Nawet nie wierzyłem by zwykłe przemęczenie mogło wpłynąć na moją nogę, tyłek, czy cokolwiek ostatecznie mnie bolało.
Czułem jak noga drętwieje mi, kiedy siedziałem zbyt długo w jednym miejscu. Nic nie pomagało, chociaż czułem minimalną ulgę, kiedy masowałem bolące miejsce, chociaż nie byłem przekonany, czy mogłoby to być trwałe, gdybym tylko pokusił się o konkretny, prawdziwy masaż zamiast tych nieumiejętnych kolistych ruchów, jakimi się raczyłem.
- Może powinieneś jednak zostać w Skrzydle Szpitalnym? – Syriusz siedzący za mną pochylił się by móc szeptać mi w ucho dobre rady.
- Myślisz, że tam przestanie boleć? – szepnąłem kącikiem ust starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi.
- Nie musi, ale zawsze istnieje możliwość, że jednak ci przejdzie, albo mniej będzie bolało. Przecież będziesz wtedy leżał zamiast chodzić.
- I będę miał zaległości. – pozwoliłem sobie zauważyć, co jednak wcale nie zadowoliło chłopaka.
- To niska cena za spokojne święta, nie sądzisz? – Sheva wmieszał się do rozmowy obserwując uważnie Flitwicka, który instruował innych uczniów podczas swoich zajęć. – Później może się okazać, że musisz spędzić więcej czasu w Skrzydle. Pomyśl o tym.
- Przeraża mnie myśl o leżeniu i bezmyślnym czekaniu aż przestanie boleć. Nie wiem nawet, czy zdołam skupić się na czytaniu książki, bądź podręcznika.
Nie musiałem tego widzieć by wiedzieć, że Syriusz przewraca oczyma.
- Po tych zajęciach idziesz do Skrzydła Szpitalnego i zostajesz tam. – zarządził. – Nie wyobrażam sobie żebyś taki obolały brnął przez śnieg do cieplarni. Z resztą, twoja noga nie zniesie zimna. Zwyczajnie to wiem i na pewno się nie mylę. – obiecał nawet przynieść mi moje rzeczy, bez których nie potrafiłbym się obejść, po czym umilkł i niczym grzeczny chłopiec ćwiczył zaklęcie, gdy Flitwick był już niedaleko naszego rzędu.
Zajęcia skończyły się szybciej niż sądziłem, chociaż mogło to być spowodowane moim zaangażowaniem w zaklęcia. A jednak odczułem niemałą ulgę, kiedy lekcja dobiegła końca zaś przyjaciele grupą odprowadzili mnie do pani Pomfrey, jakbym mógł uciec, gdyby nie byli w komplecie. Wątpiłem, by moja noga pozwoliła mi na chociażby podjęcie próby ucieczki, ale nie chciałem się kłócić. Pożegnałem się z nimi pod samym wejściem do gabinetu pielęgniarki i pukając wszedłem do środka. To był znak dla chłopaków by uciekali na swoje zajęcia, chociaż wiedziałem, że każdy z nich wiele by oddał za możliwość wymigania się od nudnej opieki nad drzewami i krzewami, które w tym roku przywieźliśmy ze sobą po wakacjach.
- Rozumiem, że nie przeszło i nie jesteś w stanie chodzić swobodnie nawet o kuli. – kobieta rzuciła mi tylko szybkie spojrzenie. Kładź się na leżance i zsuń spodnie. Obejrzę ją raz jeszcze i postaram się jakoś temu zarazić. – chciałem zaprotestować rumiany na samą myśl o prezentowaniu się w bieliźnie, jak wcześniej tego dnia, ale ona podobnie jak wtedy nie miała litości.
- Boli mniej, kiedy masuję... – próbowałem bezskutecznie.
- Bardzo dobrze. W takim razie sprawdzę, co da się zrobić masując. Może coś utknęło w tym miejscu, chociaż nie mam pojęcia, jak byłoby to możliwe.
Nie miałem z nią szans. Zsunąłem spodnie do kolan i leżałem zasłaniając twarz rękoma by kobieta nie widziała mojej czerwonej skóry na policzkach. Po prostu nie potrafiłem zareagować inaczej na sytuację, kiedy to ktoś obcy ogląda mnie niemalże w negliżu. Syriusz to zupełnie inny przypadek, jako że był moim chłopakiem, widział mnie nawet nagiego, a nasze zbliżenia były bardzo intymne. Ale Pomfrey? Ona nie miała nic do tego, a więc nie musiała mnie niepotrzebnie macać. Ale to robiła.
Podchodząc do mnie spojrzała na miejsce, które miało boleć i promieniować, lekko je obmacała i posmarowała jakimś zimnym środkiem, który stał się odrobinę cieplejszy dopiero, kiedy jej palce zaczęły wcierać substancję w zgięcie mojej nogi. W przeciwieństwie do poprzedniej maści, ta wcale nie rozgrzewała. Była jak lodowa powłoka założona na ciało i wcierana w nie powolnymi, okrężnymi ruchami. Poczułem ulgę, chociaż nadal miałem trochę zdrętwiałą kończynę, a ból nie ustawał, chociaż stawał się słabszy.
- Nie wyczuwam pod palcami żadnych zmian, więc może to rzeczywiście jakiś uraz po przemianie, o którym wcześniej nie słyszałam? – zastanawiała się głośno.
- A może to przez Greybacka. – postanowiłem upewnić się, co do tej teorii. – Może, dlatego że tutaj był coś mi się stało. Przecież na pewno nie pojawił się tutaj by zrobić świąteczna zakupy, prawda? – chociaż... Kiedy teraz o tym myślałem mógłbym uwierzyć w to, że jednak wyłącznie sklepy skusiły wilkołaka do odwiedzin w Hogsmeade. Może jego nowa wataha, której element widziałem tamtego dnia, musiała zostać nagrodzona? Jeśli zaś odkrycie Syriusza było słuszne, to może właśnie Greyback mnie bolał? Może był niedaleko, cierpiał i stąd mój nagły ból?
- Co ty znowu wymyślasz? – kobieta pokręciła głową z rezygnacją. – Napij się tego i zaraz zaśniesz, a noga nie będzie ci wtedy dokuczać. – podała mi kubek ze śmierdzącym eliksirem, który wypiłem do dna mimo chęci zwymiotowania. Nagle zrobiło mi się błogo i ciepło. Ziewnąłem już odczuwając działanie tego leku, który mi podała, chociaż ból nie ustępował. Kobieta nieustannie masowała zgięcie mojej nogi, jakby coś miało się zmienić, kiedy mnie uśpi, ale ja po prostu czułem, że to nic nie da. Będzie bolało nadal, a sen nigdy nie będzie taki, jakim być powinien.
A co jeśli więcej się nie obudzę? Przyszło mi nagle do głowy. Co jeśli ból weźmie nade mną górę w chwili, kiedy bezbronny nie będę w stanie się obudzić? Pogorszy mi się we śnie i nic mnie nie uratuje. Zaczynałem panikować, co raczej nie było skutkiem ubocznym eliksiru, ale mojej bujnej wyobraźni.
Ponownie ziewnąłem, chociaż moje serce biło szybko, nerwowo.
- Uspokój się, Remusie. – Pomfrey położyła dłoń na moim czole i pogłaskała mnie z matczyną troską. – Nic ci nie będzie, a poruszasz nogą i jest mi ciężko masować to miejsce. Oddychaj głęboko.
Starałem się dostosować tempo do jej spokojnego głosu, do jej nakazów. Tyle, że jej twarz rozmazała mi się przed oczyma i kiedy próbowałem usilnie zmusić się do patrzenia już jej nie było, a zamiast jej twarzy miałem przed sobą wykrzywioną w uśmiechu szeroką szczękę Greybacka. Moje ciało spięło się, przeszedł mnie dreszcz, który zdołał mnie ocucić. Pielęgniarka właśnie zakładała mi jakiś opatrunek, który wibrował na mojej nodze zaczarowany w taki sposób, by uciskał, ale i masował moje ciało. Pomfrey była wtedy zajęta przeglądaniem książek, które mogłyby jej podpowiedzieć, co takiego się ze mną dzieje.
Zamknąłem oczy i otworzyłem szeroko usta wciągając, a następnie wypuszczając z nich powietrze. Nie chciałem zasypiać domyślając się, że to wcale nie będzie spokojny sen, ale pełen majaków brak obiecanego odpoczynku. Mój umysł był pełen wilkołaka, który mnie przemienił, a który zdominował rytm mojego życia zmieniając go pod siebie. Nie potrafiłem już nawet zasypiać bez obawy, że on znajduje się gdzie niedaleko i może w każdej chwili do mnie dotrzeć. Jeśli jednak był on jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc pokonać ból, to nie mogłem się wzbraniać. Postanowiłem dać mu szansę i pozwoliłem sobie poddać się działaniu eliksiru. Nie mogło mi to zaszkodzić bardziej niż dotychczasowe dolegliwości, z którymi walczyłem. Postawiłem wszystko na tę jedną kartę obiecując sobie, że będę odważny i niezwyciężony.

1 komentarz:

  1. Piękna peleryna niewidka i Potter w niej. xD Lubię obrazy tworzone w ten sposób. Nakładanie barw... ;3

    Remi musi w końcu zasnąć, bo osłabi organizm, który w najbardziej nieodpowiednim momencie może być potrzebny. (ze mną tak jest ==')

    I jednak nie miałam racji w kwestii dużego Petera. xD
    ----
    Hehehe xD Chłopaki brykają jak koziołki na pastwisku. ;D W ostatnich momentach zmieniają mi role. xD
    Nie musisz mi przypominać... czeka mnie kilka referatów i licencjat na święta. ;/

    OdpowiedzUsuń