środa, 12 grudnia 2012

Leczenie

5 grudnia
Niepewność zjadała mnie w całości, kiedy nie wiedziałem, co postanowił dyrektor, a do mojej przemiany dzieliło mnie tak niewiele. Kilka krótkich dni i stanę przed faktem dokonanym. Albo zdołam się opanować albo będę musiał wstydzić się całe życie za to, do czego jestem zdolny w pobliżu alfy. Z powodu tych myśli byłem kłębkiem nerwów, który co jakiś czas kreślił na nodze, bądź ręce znaczki, które miały pomóc mu w opanowaniu strachu. To naprawdę pomagało, chociaż nie wiem, jakim cudem. Co najgorsze, nie miałem nawet ochoty na łakocie, ponieważ one smakowały najlepiej, kiedy jadło się je w znakomitym humorze. Czekolada jedzona ze smutkami nabierała smutnego wyrazu i nie mogła niczego naprawić. Dlatego właśnie unikałem słodkiego, jak mogłem. Zamiast tego sięgałem po mięso, owoce, warzywa. Nic nie działało na smutki tak jak pieczone ziemniaki i wielki kawał faszerowanego mięsa. Może mój sposób myślenia był odrobinę dziwny, ale coś w tym było. Coś, co pomagało mi podnieść głowę i brnąć dalej przez te niespokojne dni, które nastały.
- Może jeszcze kartofelka? – James wyciągnął w stronę mojego talerza łyżkę z kilkoma pieczonymi w mundurkach ziemiankami.
- Tak, poproszę. – nie miałem nic przeciwko temu by objeść się jak Peter i zapomnieć o wszystkim.
- A biteczkę? – Sheva nie czekał na odpowiedź, ale położył mi koło ziemniaków mięsną roladę wypchaną warzywami i dobrze przyprawioną.
- Dołóż jeszcze jedną. – poprosiłem zanim się opamiętałem. Rzuciłem szybkie spojrzenie na Syriusza, który przewracał oczyma widząc, jak mój ledwie opróżniony talerz wypełnia się jedzeniem na nowo.
- Pomogę ci to spalić, więc jedz. – uspokoił mnie. – Remi w lepszym humorze to Remi lepszy niż smutny i głodny.
- Będę tłusty, zdajesz sobie z tego sprawę? – rzuciłem odkrawając kawałek bitki i rozkoszując się jej smakiem w ustach, który mieszał się z przydymionym aromatem ziemniaka.
- Nie będziesz, bo zadbam byś nie był.
- Black zamienia się w starego zboka. – zauważył James. – Większego ode mnie, bo ja tylko fantazjuje, a ty snujesz prawdziwe plany.
- Jestem doroślejszy od ciebie fizycznie i psychicznie, więc mogę snuć plany ze swoim chłopakiem. A później zabiorę go do łazienki prefektów z daleka od ciekawskich oczu i tam będę konsumował powoli i jak mi się tylko zachce.
Zakrztusiłem się, kiedy Syriusz wdrażał innych w szczegóły naszych małych przyjemności, o których nie musieli wiedzieć. Black poklepał mnie po plecach patrząc przepraszająco. Domyślił się, czym był spowodowany mój stan i miałem nadzieję, że wziął to sobie do serca i nie pozwoli sobie więcej na zapomnienie, które kolejny raz mogłoby doprowadzić mnie do udławienia.
Kiedy moje kasłanie trochę się uspokoiło, spojrzałem na stół nauczycielski, przy którym siedzieli wszyscy, a nikt nie wydawał się specjalnie zmieniony, czy zmęczony. Czy więc Greyback uciekł domyślając się, że poskarżę, a może jakimś sposobem słyszał, jak opowiadam o wszystkim dyrektorowi i z tego powodu nie można było go wytropić? A co jeśli jego uczeń zakradł się do zamku i to on dowiedział się o wszystkim, by później donieść o tym swojemu nauczycielowi? Czy to możliwe? A może było w tym coś jeszcze, a ja zwyczajnie nie miałem pojęcia, co takiego? Przecież istniała jeszcze możliwość, że nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń dyrektor wysłał na zwiady swojego tajemniczego gościa, który tak często odwiedzał go w tamtym roku. Tylko czy aby na pewno?
- Nie przejmuj się tym. – Syriusz złapał mnie za rękę, ścisnął ją i uśmiechnął się do mnie lekko. – To nic takiego. Oni dadzą sobie radę, a aurorzy złapią Greybacka.
Skinąłem głową kończąc oczyszczanie swojego talerza. Teraz to Syriusz musiał dotrzymać słowa i pomóc mi spalić to wszystko.
- Gdybyśmy tak teraz wykorzystali jakieś ustronne miejsce... – rzuciłem do niego szeptem.
- Cudowny pomysł. – zgodził się ze mną i wstał ręką pokazując przyjaciołom, że oni mają siedzieć na miejscu.
Czułem jak w moim wypełnionym dobrym jedzeniem żołądku posiłek łączy się z leniwymi motylami, które z trudem unosiły swoje wielkie ciała, by latać w podnieceniu. Chyba naprawdę przesadziłem z jedzeniem. Byłem już w połowie drogi do wyjścia, kiedy usłyszałem za sobą głos McGonagall.
- Remusie, czy mogę cię na chwilę prosić? Musimy chwileczkę porozmawiać na temat twojego ostatniego testu. – kłamała beznadziejnie, ale tylko dlatego, że towarzyszył mi Syri, nie zaś jakiś niedoinformowany Gryfon. Każda inna osoba sądziłaby, że ta stateczna kobieta nie potrafi oszukiwać.
- Tak, pani profesor. – odpowiedziałem, a motyle we mnie zaczęły rozrywać się zębami, które nagle pojawiły się w ustach, które jakimś cudem nagle pojawiły się na ich małych łebkach.
Odszedłem na bok z nauczycielką, która upewniwszy się, że nikt nie może nas podsłuchać wyjaśniła, o co chodzi, a tego właśnie się obawiałem.
- Nie znaleźliśmy nigdzie Greybacka, więc najpewniej wyniósł się z Hogsmeade domyślając, że powiesz nam o wszystkim. Chciałabym żebyś nie martwił niczym. Twoja chata jest dodatkowo zabezpieczona, a podczas pełni postawimy kogoś w Hogsmeade na straży by mieć pewność, że żaden inny wilkołak nie pojawi się wtedy w okolicy.
- Czy to... bezpieczne? – byłem zaskoczony tak daleko posuniętą ostrożnością, przez którą mogłoby wyjść na jaw, że podczas przemian nie jestem sam, ale z przyjaciółmi. Tylko czy ktokolwiek mógł wiedzieć, co dzieje się w środku, kiedy zabezpieczenia uniemożliwiały podglądanie, włamywanie się, czy dewastację?
- Jak najbardziej. Osoby, które tam postawimy będą wiedziały jak zareagować na ewentualne problemy i sądzę, że jeśli nic się nie wydarzy to będzie to wystarczającym dowodem na to, że Greyback był tu tylko przypadkowo i nie wróci obawiając się złapania.
- Yhym. – chciałem się stąd jak najszybciej wyrwać. Dusiłem się poruszając ten temat z nauczycielami. O ileż bardziej zabawnie brzmiało to, kiedy miałem okazję dyskutować z przyjaciółmi. Dla nich było to słodkim elementem rozrywki, a wtedy i dla mnie nie miało takiego znaczenia, kim jestem. – Dziękuję. – uśmiechnąłem się wymuszenie, co przychodziło mi z coraz mniejszym trudem. By nie wzbudzać podejrzeń oddaliłem się w kierunku, który obrałem wcześniej, chociaż tak naprawdę robiłem to tylko dla siebie, by pozbyć się problemu, który ciążył mi okropnie. Chciałem zatracić się w bliskiej obecności Syriusza, a on jakby czytając w moich myślach czekał na mnie zaraz za drzwiami Wielkiej Sali. Mruczał marudnie niezadowolony z powodu ukradzionych nam przez nauczycielkę minut, które mogliśmy poświęcić na pocałunki i dotyk. Nie zwlekał, więc łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w najciemniejsze i najrzadziej uczęszczane korytarze. Nie zdążyłem nawet pojąć, gdzie mnie prowadzi, kiedy przylgnął d mojego ciała swoim i pchnął mnie na ścianę wpijając się w moje usta. W pierwszym odruchu chciałem się bronić, ale kiedy poczułem smak jego warg od razu przeszła mi ochota na walkę. Zamiast tego objąłem go łapiąc za kark, zacząłem masować jego szyję, bawić się długimi włosami. Syri położył dłonie na moich pośladkach ściskając je mocno i rozluźniając palce. Nie chcieliśmy się podniecić, ale pragnęliśmy tego ciepła i bliskości, jakie dawała nam ta chwila. Za pół godziny miały rozpocząć się lekcje zielarstwa, a więc do tego czasu mogłem pozwolić sobie na odpływanie w rozkoszy chwili. Gdybym tylko nie był tak bezbronny, kiedy Syri lgnął do mnie, na pewno zdołałbym wymusić na nim więcej. Tylko czy byłoby to rozsądne? Nie mogliśmy pozwolić sobie na kąpiel, czy przebieranie się, a więc musieliśmy zadowolić się samymi pocałunkami, które kradliśmy jeden od drugiego, by później oddawać je posłusznie i ponownie sobie przywłaszczać.
- Myślisz, że... W ten sposób... Pozbędę się... Kalorii? – mówiłem między jego muśnięciami.
- Nie wiem... Ale jest miło. – popatrzył mi w oczy odsuwając się odrobinę. – Ten weekend spędzimy na miłej kąpieli i rozkoszy. Akurat po sobotniej pełni. Zobaczysz jak ci będzie wtedy dobrze. – wyszczerzył się, a ja uśmiechnąłem trochę speszony, ale skinąłem głowę zgadzając się na taki układ. Był mi, bowiem potrzebny tak samo, jak przyjaciele.

1 komentarz:

  1. Ciekawe, gdzie podziewa się Greyback... w końcu te chmury... sny Pottera, przeczucia, że ktoś jest w zamku... To chyba nie jest coś błahego. Może faktycznie tamten wilkołak dostał się do zamku?

    OdpowiedzUsuń