niedziela, 30 grudnia 2012

Planowanie planu

12 grudnia
Chciałem zapomnieć, nie pamiętać, nigdy więcej sobie o tym nie przypominać, oczyścić umysł, a najlepiej zamknąć go na wszystko to, co działo się przez ostatnie dni. Gdybym mógł pewnie nafaszerowałbym się cudownymi eliksirami, jak świąteczna kaczka i nie był pewny, czy to był sen, czy może jawa. Wolałem łudzić się, że nigdy nie pomagałem Greybackowi, że wcale go nie widziałem, że nie będę winny śmierci osób, które on zabije, przemian, jakie wywoła u swoich ofiar. Co więcej musiałem też dopilnować, by przejście, jakie odkrył ten młody wilkołak zostało zniszczone. Nie było sensu mówić o tym Dumbledore’owi, który najpewniej postawiłby tylko na straży naszego woźnego i nie był specjalnie chętny do zamykania drogi innym niechcianym przybyszom, których mógłby wtedy wyłapać. Nie, ja nie miałem zamiaru dopuścić do czegoś takiego. Przejście należało zamurować!
Z trudem, ale jednak przekonałem panią Pomfrey, że noga boli mnie już stosunkowo mniej niż wcześniej i powinienem wrócić do życia, by ją rozruszać, zniwelować ból zajęciami. Prawdę mówiąc, wcale nie bolała mniej, ale nie mogłem zostawiać przyjaciół ze wszystkim. Poza tym, chciałem wiedzieć, czy Sheva nadal mi ufa, czy między nami nic się nie zmieniło. W końcu miał okazję spotkać się z gorszą stroną wilkołaków, nie zaś z ciepłą kluchą – Remusem Lupinem. Co bym zrobił gdyby chłopcy odwrócili się ode mnie, nie chcieliby mnie znać, odrzuciliby mnie?
- Chciałem przeprosić. – rzuciłem niepewnie, kiedy miałem chwilę, którą mogłem poświęcić na rozmowę z Shevą. Czekaliśmy przed salą na zajęcia stojąc trochę na uboczu, by nikt nie podsłuchiwał. – To moja wina, że to się stało.
- Nie twoja. – chłopak pokręcił przecząco głową. – Nie mówmy o tym. Nigdy się nie zdarzyło. Wiem, że też wolałbyś by tak było, więc nie męczmy się.
- Jesteś pewny, że...
- Remi! Jak planujesz pozbyć się przejścia? Powiększenie jednego kamienia nie wystarczy by powstrzymać czarodzieja, jeśli taki będzie chciał tu wejść. – zmienił temat.
- Tak, wiem, ale nie zdołamy znaleźć na tyle kamieni żeby zamurować wejście na jeden raz. Myślę, że musimy zbierać kamienie codziennie i robić ile zdołamy, a resztę zamykać zaklęciem, póki nie skończymy całkowicie. – naprawdę starałem się nie myśleć o tym, co było. – Ale nadal jesteśmy przyjaciółmi?! – powiedziałem szybko. Naprawdę mnie to martwiło i nie wystarczało mi samo negowanie prawdziwości tamtych wydarzeń.
Sheva westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Tak. Nic się nie zmieniło, nadal jesteśmy przyjaciółmi. – rozejrzał się szybko, złapał mnie za krawat i pociągnął w dół zasłaniając się ciałem Syriusza. Jego usta były miękkie, chociaż wydawały mi się trochę suche. Miałem jednak pewność, że naprawdę nic się nie zmieniło. Przecież chłopak nie całowałby mnie, gdyby się mnie obawiał, prawda?
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy Syri znacząco odchrząknął, jakby mówił „moje, nie ruszać”. Podobało mi się to, że nadal byłem przez nich lubiany, że nie przeszkadzała im ta część mojej natury, której nie dopuszczałem do głosu. Byli moimi przyjaciółmi, a więc teraz musiałem odwdzięczyć się im za to zaufanie, za uczucia, jakimi mnie darzyli.
- Dziękuję. – uśmiechnąłem się do siebie. – Myślę, że jeśli każdy z nas będzie dziennie przynosił jeden kamień, to po pewnym czasie zamurujemy wejście całkowicie. Musimy tylko zdobyć klej, który utrzyma kamienie i nie pozwoli im się rozsypać.
- U Slughorna? – James drapał się po brodzie, a więc intensywnie myślał.
- Tak, myślę, że u niego znajdziemy coś o wiele szybciej niż przeszukując „dziuplę” woźnego.
- Zawsze możemy zrobić klej sami. – zaoferował Syri. – Gdzieś musi być jakiś przepis, który nam pomoże.
- Najlepiej zacząć od gotowego i dopiero, jeśli nic nie znajdziemy starać się coś sklecić naprędce. W ten sposób na pewno zaoszczędzimy czasu. – Sheva przytakiwał sam sobie. – O dziś powinniśmy już szukać kamieni po błoniach.
- Przypominam, że mamy masę śniegu. – Peter odchrząknął dyplomatycznie.
- Dlatego trzeba będzie wynosić je z cieplarni. Tam zawsze coś się znajdzie. Jeśli śnieg stopnieje, wtedy zbierzemy z błoni. – zielonooki spojrzał na Petera, jakby chciał zapytać, czy to wszystko, co Pet miał do powiedzenia.
- To będzie długa i mozolna praca. – J. skrzywił się. – Może powinniśmy poprosić kogoś o pomoc?
- Kogo? – Black nie był przekonany i wcale mu się nie dziwiłem.
- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? – uderzyłem się lekko w głowę z otwartej dłoni. – Przecież śnieg nam nie przeszkadza w zdobywaniu kamieni. Zrobimy to byle zaklęciem. Od czego mamy różdżki? – pokręciłem niedowierzająco głową. Jak mogłem zapomnieć? – Potrzebujemy kleju. Bardzo, bardzo mocnego kleju i niczego więcej. Resztę załatwimy zaklęciem. Kamienie na błoniach nie są chronione przed nimi, a więc uda nam się bez przeszkód. I nie będzie tak mozolnie.
- Remus ma rację. Możemy to załatwić w każdej chwili, ale potrzebny nam klei.
- Zajmę się tym. – James uśmiechnął się do nas pewnie. – Poproszę o niego Slughorna. Powiem, że coś zepsułem, ale nie chcę się przyznawać, co, a on byłby wtedy tak samo w to wszystko zamieszany, więc po prostu niech mi da klei i resztę załatwię sam. Powiem, że potrzeba nam bardzo dużo kleju, bo to grubsza sprawa i może się uda. W razie, czego wymyślę jakąś głupią wymówkę i zrobimy to inaczej.
- To jedyny pomysł, jaki na to mamy, więc umowa stoi. – stwierdziłem poważnie. – Zajmiemy się tym od razu po zajęciach. Jeśli się nam uda to nie widzę problemu, ale jeśli coś będzie nie tak, wtedy odwlecze się w czasie, ale kamienie możemy mieć na miejscu. Będziemy działać razem, a wtedy będzie zdecydowanie szybciej.
Plan był może i zawodny, ale naprawdę dobry. Innego nie wymyślilibyśmy równie szybko. Poza tym, pozwalał nam utrzymać w tajemnicy nasze małe sekrety i sprawiał, że czuliśmy się niemal niezniszczalni, a już na pewno bezpieczni. Nawet dyrektor nie zapewniłby nas, że nikt nie dostanie się przejściem do środka, kiedy postawi na straży kogokolwiek. Tym czasem my mogliśmy zredukować zagrożenie do minimum, czy nawet je zlikwidować całkowicie. Ku temu ostatniemu bardziej się skłaniałem. Zaklejone, zawalone kamieniami przejście na nic się nie przyda nawet czarodziejowi. Musiałby je wysadzać, a to zaalarmowałoby wszystkich w około.
Zadowolony z siebie mogłem udać się na transmutację i nawet ignorowanie bólu w nodze przychodziło mi z pewna łatwością. Nie mogłem ocenić, czy jego intensywność zmniejszyła się od wczoraj, ale na pewno mogłem rozkoszować się powrotem do normalności.
Z większą werwą przykładałem się do zajęć, z uśmiechem przyjmowałem nowe wiadomości i starałem się zapamiętać jak najwięcej. Przy okazji marzyłem o spędzeniu kilku spokojnych, rozkosznych chwil z Syriuszem, o jego pocałunkach, objęciach, w których mógłbym utonąć. Nie wyobrażałem sobie niczego wspanialszego. Jakimś dziwnym trafem zdołałem nawet zapomnieć o przykrościach, jakie dotknęły mnie ostatnimi czasy, o nieprzyjemnościach wczorajszego dnia, o Greybacku i jego rudnym podopiecznym.
W połowie zajęć dostałem wiadomość od Syriusza. Powstrzymałem uśmiech, który mógłby cokolwiek zdradzić, kiedy czytałem o propozycji, jaką składał mi chłopak. Planował, bowiem zabrać mnie do łazienki prefektów, kiedy tylko zamurujemy tajne przejście. Wychodził z założenia, że będziemy bardzo brudni, więc ta odrobina przyjemności będzie także praktyczna. Współczułem trójce pozostałych przyjaciół, którzy w takiej sytuacji będą zmuszeni dzielić się ze sobą nasza niewielką wanną przy sypialni. Rozważałem przez chwilę możliwość by zaprosić Shevę, ale podejrzewałem, że mógłby czuć się nieswojo. Przecież Black miał zamiar pomóc mi zapomnieć o przykrościach, a jak miał to robić, kiedy mielibyśmy na głowie kogoś jeszcze? Nie, niestety. Sheva musiał zostać z innymi. Z resztą, wracał do domu na Święta, a więc na pewno spędzi dużo czasu ze swoim chłopakiem i nie pozwoli by cokolwiek im przeszkadzało. Naprawdę mu tego życzyłem! Tak samo jak Syriuszowi spokoju i pewności siebie podczas tych dwóch tygodni bez nas.

2 komentarze:

  1. Haha, a ja nie miałabym nic przeciwko, by Remi, Syri i Sheva choć raz pomoczyli się w łazience prefektów. xD

    (zapraszam na rozdział)

    Hehee, Szczęśliwego, pomyślnego, udanego Nowego 2013 Roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle :) Zarąbisty rozdział, lubię Twój styl pisania. I żeby nie było - wciąż czytam, tylko nie wiem co pisać w komentach.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń