środa, 26 grudnia 2012

Porwanie

11 grudnia
Nienawidziłem Skrzydła Szpitalnego niemal tak samo, jak swojej likantropii. Jedno wiązało się z drugim niemal nierozerwalnie, a więc nic dziwnego, że czułem się tylko gorzej. Może nie fizycznie, ale na pewno psychicznie. Kto w ogóle wymyślił takie „przyjemności”? Wolałbym pięciogodzinne eliksiry niż jedną noc w Skrzydle. Łóżko było niewygodne, zbyt twarde, za małe, pościel nie pachniała słodyczami, ale była sterylnie czysta, ściany denerwująco białe wydawały się wpatrywać we mnie niewidzącymi oczyma. Jeśli do tej pory nie oszalałem to niewiele mi brakowało. Przecież nawet posiłki nie smakowały tak jak powinny, a więc nic nie trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Może myśli o przyjaciołach, ale oni byli za daleko. Gdzieś po drugiej stronie zamku odrabiali zadania, uczyli się, bądź bawili. Dlaczego ten nudny dzień nie mógł się szybciej kończyć? Jakby wszystkie tego było mało, byłem jedynym uczniem w Skrzydle Szpitalnym. Nikt nie chorował przed Świętami, nikt nie uszkodził się w żadnym stopniu wymagającym leżenia. Nikt poza mną.
Nie spodziewałem się odwiedzin, kiedy drzwi na korytarz otworzyły się, a Syriusz pomachał do mnie uśmiechnięty.
- Tylko na chwilę. – rzucił głośno do pielęgniarki, która wystawiła głowę ze swojego gabinetu. – Przyniosłem mu jeszcze kilka książek żeby się nie zanudził.
Kobieta kiwnęła głowa i zniknęła u siebie.
Tym czasem chłopak podszedł do mnie, a po poprzednim uśmiechu nie było nawet śladu. Spojrzał za siebie by mieć pewność, że Pomfrey nie podsłuchuje i usiadł w połowie mojego łóżka.
- Mamy problem, Remi. – rzucił na wstępie nawet nie pytając o to, jak się czuję. – Przynoszę dobrą i złą wiadomość. Dobra to ta, że wiemy już skąd wziął się twój ból nogi. Zła jest taka, że Sheva jest zakładnikiem. – niejako wypluł z siebie to wszystko.
- Co? – obawiałem się, że nie zrozumiałem.
- A no właśnie. Pamiętasz tego chłopaka, który był z Greybackiem? – znowu rozglądał się nerwowo. – A więc tak się składa, że jest w zamku i... Jakby to powiedzieć. Potrzebuje naszej pomocy. Złapał Shevę, kiedy wracaliśmy do dormitorium z biblioteki. Musiał zapamiętać nasz zapach i skojarzyć go z tobą, albo miał po prostu niesamowite szczęście. Nie wiemy, jak dostał się do zamku, ale mógł wiedzieć o przejściu przez Miodowe Królestwo. Nawet nie chcę znać prawdy. Ale chodzi o Greybacka. Aurorzy dorwali go zaraz za Hogsmeade zaraz po pełni.
- A więc tam był?!
- Ciii! – Syri zasłonił mi usta dłonią. – To teraz nieistotne. On jest ranny, a ten wilkołak chce żebyśmy mu pomogli, rozumiesz? Ma Shevę i ugryzie go, jeśli mu nie pomożemy. Z resztą, pogryzie nas wszystkich, więc...
- Więc, czego chce? – odsunąłem jego dłoń od siebie.
- Musimy pomóc Greybackowi, a wtedy zostawią nas w spokoju. Nie mamy pewności, że tak będzie, ale to jedyna nadzieja, jaką mamy. Musisz zdobyć środki dezynfekujące, jakieś eliksiry przeciwbólowe, w ogóle wszystko, co możesz. Greyback oberwał w miejsce, które cię boli i musimy dać z siebie wszystko żeby pomóc tobie i sobie.
Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Nie myślałem, ze kiedykolwiek mogę być zmuszony pomagać znienawidzonemu wilkołakowi dla złudnej nadziei dotrzymania słowa przez jego towarzysza.
- A jeśli kłamie? Jeśli to jakaś zasadzka?
- Nie mamy wyjścia. Ty nie możesz zniknąć ze Skrzydła, ale możesz zdobyć wszystko, co nam będzie potrzebne, a później...
- Zapomnij! – syknąłem przez zęby i tym razem to ja upewniłem się, że kobieta nie wyszła ze swojego gabinetu. – Idę z wami! Zdobędę, co trzeba, kiedy zaśnie i spotkamy się w nocy przy schodach między tym piętrem, a niższym. Wyjdziemy drogą, którą tutaj przyszedł.
- A twoja noga?
- To wina Greybacka, więc tylko lecząc go możemy pomóc mnie. Musimy trzymać się razem, jasne? – byłem zdeterminowany, chociaż czułem się tak, jakbym działał we śnie. To ja naraziłem przyjaciół na niebezpieczeństwo, a jednak nie czułem się bezgranicznie winny, a przecież wydawało mi się, że byłoby to właściwe. Zamiast tego wydawało mi się, że wypełnia mnie siła, której nie sposób zatrzymać, która wnika we wszystkie moje członki. A przynajmniej aż do chwili, kiedy znowu poczułem ból w nodze. Wtedy mój entuzjazm osłabł, chociaż w dalszym ciągu nie chciałem się załamywać, nie chciałem płakać i liczyć na pomoc z zewnątrz. To ja musiałem działać, by osiągnąć cel, którym była pomoc Shevie.
- Gdyby udało się wam zdobyć, coś, co ją uśpi... – mruknąłem.
- Tyle, że będziesz musiał wejść do jej gabinetu żeby wyciągnąć leki. Nie możemy pozwolić żebyś i ty zasnął.
- Jeśli się obudzi też będziemy mieli problem. – mruknąłem myśląc intensywnie. – Trudno. Zaryzykuję. Musicie mieć kogoś na zwiadzie przy schodach. Najlepiej pod peleryną niewidką. Musi spod niej wystawać chustka żebym wiedział, że ktoś tam jest. Spotkamy się wtedy z resztą w wyznaczonym przez was miejscu. Nie mówcie o pelerynie. Nie mogą o niej wiedzieć. Musimy ufać, że to nie jest pułapka, ale Greyback naprawdę potrzebuje pomocy.
- Damy sobie radę, Remi. Uważaj na nogę i nie daj się złapać, jasne? My zajmiemy się Shevą i nie dopuścimy do tego by go ugryziono. Jeśli zajdzie potrzeba zabijemy tego młodego wilkołaka i wezwiemy aurorów do Greybacka. To może być nasza jedyna nadzieja, ale póki, co postaramy się to zrobić na ich zasadach. Musimy uniknąć narażania ciebie. Nie patrz tak na mnie. Jesteś nam potrzebny! Jeśli coś ci się stanie w życiu sobie bez ciebie nie poradzimy. Poza tym, nawet gdybyś nie był wilkołakiem, ten rudzielec szukałby kogoś innego żeby zyskać pomoc. Jest zdesperowany. Pewnie przemienili go niedawno i Greyback jest mu niezbędny do funkcjonowania. Na początku zastanawiałem się, czy nie dałoby się pozbyć tego starego wilkołaka i uwolnić młodego, ale uznałem, że młody nie chciałby nas słuchać gdybyśmy pozbyli się jego mentora. Z resztą, rozżalony byłby jeszcze bardziej niebezpieczny, a nie możemy pozwolić sobie na takie ryzyko.
- Więc sądzisz, że tylko pomagając Fenrirowi...
Syri skinął głową spoglądając na mnie ponuro. Obaj wiedzieliśmy, że wszystko zależy od tego, jak się spiszemy, czy zdołam zdobyć wszystko, co może nam być potrzebne podczas leczenia Greybacka. Musiałem przy tym zachowywać się jak najbardziej rozsądnie i być opanowany. Jeśli podczas pełni nie zdołałem wyczuć tego, który mnie przemienił, jeśli dałem sobie radę, to i teraz musiałem, jako człowiek.
- Przekaż Shevie, że mu pomogę za wszelką cenę. Niech się nie boi. Zdobędę wszystko, co może nam być potrzebne i pójdę z wami. Nie pozwolę was skrzywdzić!
Na twarzy Syriusza pojawił się uśmiech. Pierwszy odkąd wymusił tamten w drzwiach nie chcąc by pielęgniarka zauważyła, że jego wizyta nie jest tylko przyjacielską chwilą na pogawędkę i wymienienie ploteczek. Podejrzewałem też, że mojej nodze nie zaszkodzą odwiedziny, więc kobieta nie mogła zabronić Syriuszowi spotkania ze mną. Wolałem nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby jednak powiedziała „nie”.
- Damy sobie radę. – chłopak ścisnął moją dłoń lekko. – Twoja noga przestanie boleć, a w międzyczasie wymyślimy sposób, który pozwoli nam zerwać więź, jaka łączy cię z Greybackiem. Tego chłopaka nie wydaje się boleć cokolwiek. Jest zaniepokojony stanem swojego alfy, ale nie kuleje, tak jak ty. To znaczy, że więź między tobą, a nim musiała powstać na samym początku, może dlatego, że byłeś dzieckiem, kiedy cię przemieniał. Nie mamy czasu i okazji rozglądać się za informacjami dotyczącymi tego, że jeśli zdołam przepytam młodego. Poszukam też czegoś w książkach, kiedy będę w bibliotece. Muszę się dowiedzieć, jak najefektywniej leczyć rany aurorów. Podejrzewam, że trafili go dosyć przypadkowo skoro ani nie zabili, ani nie dobili. To musiało być niegroźne zaklęcie. – wiedziałem, że stara się być śliny, zdobyć niezbędną wiedzę, która nigdy nie będzie mu bliska z jego jedynymi umiejętnościami w dziedzinie run. A jednak był gotowy próbować i to dodawało mi sił.
- Ja też postaram się wypytać Pomfrey tak ażeby mnie nie podejrzewała o nic. – objąłem go i pocałowałem szybko w policzek. – Idź do Shevy, pilnuj go i pocieszaj żeby się nie bał. – zmusiłem się do śmiechu, jako że najchętniej zatrzymałbym chłopaka przy sobie, ale nie mogłem. Podczas gdy ja byłem bezpieczny w Skrzydle Szpitalnym Shevie i innym moi przyjaciołom groziło niebezpieczeństwo. Oni bardziej potrzebowali Blacka.
- Zobaczymy się w nocy. – obiecałem.

1 komentarz:

  1. Gdyby się tylko Fabien dowiedział, powyrywałby wilkołakowi włosy z głowy... Kurcze, nie sądzę, aby przez to Sheva miał jeszcze większy powód do opuszczenia Hogwartu, ale dobrych wspomnień z ostatniego roku to on nie będzie miał.

    OdpowiedzUsuń